Link do zewnętrznego obrazka
Przez chwilę siedział nie wykonując żadnego ruchu, co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej jak idiotka. Po chwili jednak wstał, wypuścił z dłoni widelec, który kurczowo ściskał w dłoni i mocno przyciągnął do siebie. Objęłam go, tak jakby był mi osobą bardzo bliską i w zasadzie tak się czułam. Miałam wielką ochotę przyciągnąć go do siebie jeśli to możliwe jeszcze bliżej, przeczesywać dłonią jego włosy.
- Jesteś urocza Kathe. - wyszeptał mi prosto do ucha. Jego głos przyjemnie rozbrzmiewał w mojej głowie. I ten ciepły oddech łaskoczący ucho. - Nie rozumiem, dlaczego inni nie chcą się z tobą zadawać. A może to ty nie chcesz? - cały czar chwili zniknął. Odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam jak zareagować. Sama nie byłam do końca pewna, jak było na prawdę.
Nagle z mojego gardła dobył się szloch i z oczu popłynęły łzy.
Wiedziałam jak było. Do tej pory leżało to zakopane gdzieś na dnie mojej świadomości, bo było to zbyt bolesne, bym mogła to znieść.
Nachyliłam się nad jego uchem i wyszlochałam cicho: - Myślisz, że gdybym nie chciała, to bym tutaj była?
Ludzie się mnie bali, NIENAWIDZILI MNIE. Tylko dlatego, że byłam inna. Byłam wielka, ale nieśmiała i delikatna. To do siebie nie pasuje. Poza tym od dziecka ubieram się na czarno, a to również nie służy kontaktom z ludźmi, którzy uważają cię nagle za nie wiadomo co.
Wmawiałam sobie, udawałam, że jest mi to wygodne (Nie ma ludzi - nie ma niewygodnych pytań).
W tym momencie chłopak zburzył ten misterny mur budowany latami. Mur budowany tylko po to, by uchronić mnie przed własnym bólem.
Ten ból istnienia tłumiony latami przez dźwięki muzyki.
- Chyba byłoby lepiej dla mnie i dla świata, gdybym się w ogóle nie urodziła - Miliony myśli zaczęło przelatywać przez moją głowę. - Nikt mnie nie chciał. Byłam wpadką pewnej studentki psychologii, podczas "przypadkowego" spotkania z gostkiem w barze, który okazał się brutalem. Ona mnie nie chciała, ale nie było jej stać na aborcję. O nim już nie wspomnę, to właśnie informacja, że zostanie ojcem wprowadziła go w chorobę alkoholową. Reszta ludzi zwyczajnie mnie olewa, nabija się ze mnie, bądź się mnie boi.
A ja chciałam mieć przyjaciół. Nie zbyt wielu, w zasadzie jeden by wystarczył.
Łzy intensywnie moczyły bluzę chłopaka. Jak dobrze, że tu był. Nawet jeśli to co mówił czasem tak bardzo mną poruszało. Kiedyś i tak musiałam to sobie uświadomić, a dużo lepiej, że był przy mnie ktoś, kto... no właśnie? W sumie nie wiedziałam kim był, wiedziałam tylko, że przy nim czuję się bezpieczniej i nie odważyłabym się nic sobie zrobić.
Ostatnio zmieniony przez Ojsa (10-01-2015 o 19h45)