/ Od razu ostrzegam rzuty - Ragnusia dała mi wolną rękę, do jej postaci... /
Część 1
Ieyoshi Higashiyama Divinité (Dieu)
Gdy tak kopiąc meneli, doszedłem łaskawie do domu, włączyłem radio z przekierowaniem na bardziej szczegółową, policyjną częstotliwość - no co? Muszę wiedzieć co się w tym mieście dzieje, do puki w nim przebywam. Liczyłem też podsłuchać jak dzwonią do rodziców tej chorej małolaty.
Rozległem się na sofie i popijając drinka przygotowanego przez mojego lokaja, wsłuchiwałem się w rozmowy policjantów. Nie była to zwykła częstotliwość na zgłoszenia - była to perfidnie częstotliwość kamer, tak więc mogłem podsłuchać nawet, jak jeden z przystojnych wredziarzy podrywał blondysię, z ładnym tyłeczkiem i "tymi" nogami~ - a bynajmniej tak mówili jakieś dwa grubasy, stojące niedaleko i przyglądające się temu - o czym zaś wiem od jakiejś pryszczatej okularnicy... może dalej zagłębiać się nie będę...
Wtedy wyłapałem informacje o blondysce - chucherko wylądowało w szpitalu i już jest po płukaniu - stan stabilny... a więc uratowałem jej życie?
- Ach~? Co za lipa! - i wtedy otrzymałem telefon.
Myślicie, że chciało mi się podejść? Ani trochę.
- Zobacz kto dzwoni - poleciłem lokajowi.
- Niejaki pan Jason Masami* - o! On?
Jak na raz się ożywiłem i doskoczyłem do telefonu.
Odebrałem i zapytałem się o co chodzi.
- Podwieźć? A, nie ma sprawy - serio?
Kuzyneczka <cenzura> się słabą główką? To niej niepodobne... może jest w nim coś naprawdę ciekawego?
Zapytałem się jeszcze tylko gdzie jest. Myślałem, że nie będzie go u tej blondysi - że jak się dowiedział, to poszedł się nachlać, dlatego teraz nie może prowadzić. No ale najwyraźniej po prostu ma słabą głowę.
Zjechałem na dół, do parkingu i spośród części mojego zasobu, wybrałem czarną limuzynę. Oczywiście drzwi otworzył mi lokaj, a kierowca już przygotowywał się do odjazdu. Podałem mu miejsce i ruszył. Powiedziałem mu też, kogo ma wypatrywać.
Na miejscu podjechał więc łagodnie* i dał sygnał kiedy otworzyć drzwi, aby trafić zmysłowo na tego gościa. Oczywiście powitałem go z uśmieszkiem, który zrzedł mi na widok kobitek i wiadomości, że je też mam podwieźć.
- Nic nie wspomniałeś o podwiezieniu tych laleczek... - jednakże wpuściłem je.
Zaczęły wsiadać, a na końcu łaskawie wszedł on. Poleciłem, aby powiedziały gościowi z przodu (kierowcy), adresy, na które ma się udać. Minę miałem posępną i popijałem szampana. Nie daruję mu tego. A gdyby tak zniszczyć marzenia tych dziewek*? Ciekawe jakby na to zareagowały? Przystąpiłem więc do planu i zaproponowałem im szampana, którego i tak już w sumie dawno mieli do dyspozycji.
Gdy zostały odwiezione, naszła kolei na dom Jasona. Z powodu braku dziewczyneczek, humorek mi się poprawił. Do tego czasu nic nie robiłem, aby potem był lepszy efekt - tylko proponowałem ciągle szampana, który... najtańszy nie był, tak więc procentów w sobie miał. Głównie zależało mi na proponowaniu go Jasonowi. No ale gdy lalusie zniknęły, mogłem już zacząć, aby było bardziej wiarygodne. Mianowicie zacząłem go uwodzić, oraz "jasno" mówić, że mi na nim "zależy" - musi mi w końcu potem uwierzyć, inaczej są duże szanse, że oberwę, a krzepkę to ona chyba ma...
Gdy dojechaliśmy do jego domu, z przykrością stwierdziłem, że nadal może stać, a nawet iść do domu. Oczywiście nie pozwoliłem na to. Szepnąłem jeszcze do kierowcy, o której godzinie na raz, ma przywieźć wszystkich* - dziewczyneczki i "kochany" mój duecik, do tego domu, a potem ruszyłem za Jasonem. Na szczęście chyba udało się go podpić na tyle, że nie do końca jarzył rzeczywistość - czasami się zataczał.
Gdy przekroczyliśmy próg jego domu, ległem się na jego wyrku, oczywiście ciągnąc go za sobą. No - teraz mogę iść spać, a upity to raczej nie będzie pamiętał, że do niczego nie doszło.
* Ustalmy, że on ma numery prawie wszystkich z Japonii xD proszę - mam plany...
* Sorry, jednak zmysłowo, nie sportowo, oke? ;*
* Nie martwcie się, nie chodzi o waszą karierę
* Mimo wszytko, będę potrzebować w tym planie waszej przychylności, zgody, współpracy, itp...
Ostatnio zmieniony przez Minwet (03-04-2014 o 22h27)