Michel Rodriguez
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak szczęśliwy. Chyba kilka tygodni temu, kiedy zostałem królem strzelców na mistrzostwach międzyszkolnych. Ale to była inna radość. Radość z pracy włożonej w treningi, ze spełnienia swoich ambicji. Ale gdy Anastazja zgodziła się zostać poczułem coś w rodzaju z zadowolenia ze swojej osoby. Pierwszy raz od dawna byłem zadowolony z siebie jako człowieka nie jako gracza. Wiedziałem, że nie mogę jej skrzywdzić. Była pierwszą dziewczyną, ba była pierwszą osobą, która stanęła między mną, a moim ojcem. Nie wiedziałem, czy za kilka lat będzie w moim życiu. Ale wiedziałem, że na zawsze będzie dla mnie ważną osobą.
-Bronić Ciebie to czysta przyjemność.- uśmiechnąłem się. -Nie chcę, żebyś śpiewała teraz. Tutaj jest za dużo ludzi. Chciałbym, żebyś zaśpiewała coś tylko dla mnie. A obiecuję, że to zostanie moją ulubioną piosenką.- spędziliśmy razem dużo czasu. Było już późno i pomału docierało do mnie moje zmęczenie. Domyślałem się, że Anastazja również jest zmęczona całym tym dniem, dlatego bez słowa poszedłem do kasy i zapłaciłem za naszą kolację, mówiąc Anastazji, że rozliczymy się później. Wiedziałem gdzie jest hotel, dlatego nie musieliśmy błądzić po miasteczku. Gdy byliśmy na miejscu podeszliśmy do recepcji.
-Dobry wieczór.- przywitałem się. -Chcielibyśmy wynająć pokój. Pokoje.- poprawiłem się.-A w sumie to chcieliśmy dwie jedynki, albo jeden pokój dwuosobowy z oddzielnymi łóżkami. Wybór należy do tej pani.- wyjaśniłem rzeczowo recepcjonistce, patrząc wyczekująco na Anastazje.
„Wolę być niedoskonałą wersją samej siebie, niż najlepszą kopią kogoś innego."
Szybko zrezygnowałeś jak na kogoś, kto mówił, że jestem kobietą jego życia
— Guillaume Musso, "Kim byłbym bez Ciebie?"