Buty... Jedyna część zakupów, której szczerze nienawidzę. Mam wyjątkowo szeroką stopę, dodatkowo dość wysokie podbicie - czyli, krótko mówiąc, ciężko mi znaleźć coś w co wchodzę.
Całą jesień, zimę i pół wiosny chodzę w glanach. Nie ze względu na subkulturę czy pogląd na życie, ale na pieniądze. Mam skłonność do szybkiego niszczenia butów - więc glany są jak znalazł. No i można kogoś kopnąć...
Jeśli chodzi o drugą połowę wiosny i lato, to biegam głównie w sandałach - najprostszych, kilka szerokich czarnych pasków, zero ozdobników. Wynika to z mojej praktycznej natury, dość różnorodnych strojów (a to do wszystkiego pasuje) i ze wspomnianego wcześniej kształtu stopy. W tym roku chciałam kupić jakieś bardziej wyszukane, ale obeszłam wszystkie sklepy w mieście i nic. Przyrzekłam sobie, że jak znajdę ładne sandały które mi pasuję to kupię od razu trzy pary
Teraz jeszcze dość często noszę czarne, jakby koronkowe, baletki oraz jazzówki - krój w którym się zakochałam. Mam beżowe, ale widziałam wiele innych które mi się podobały.
Co do butów, których nigdy nie ubiorę, to są to trampki i obcasy. Te pierwsze zupełnie mi się nie podobają, a drugie trudno znaleźć pasujące i są dość niewygodne. No i jestem raczej wysoką osobą, już teraz muszę się schylać żeby rozmawiać ze znajomymi