Waldemar zastosował ćwiczony przez wiele lat pracy tryb kompletnego wyłączania się, gdy do omówienia są prawne sprawy. Zawsze nienawidził tej części pracy nauczyciela, a z wiekiem ta nienawiść tylko się pogłębiała. Obudził się dopiero, gdy pewien mężczyzna wszedł do sali i zaproponował ciastka. Waldemar od razu się poczęstował, dziękując przy tym jakby właśnie został uratowany od męczeńskiej śmierci. Zauważył, że mimo pojawienia się w pokoju nowych twarzy, kilka wcześniej zajętych krzeseł świeciło pustkami. Ach ta młodzież, chwili w miejscu nie ustoi. NIe żeby Waldzio nie chciał zwiać, po prostu był na to zbyt leniwy. Sądząc po minach niektórych z zebranych tu pedagogów, nie wszyscy tak bezproblemowo przyjęli masowe wyjścia nauczycieli z sali. Z pokoju uciekła nawet sekretarka - nic dziwnego, skoro spotkała się z taką falą sprzeciwów i skarg. Waldemar już wiedział, że ten rok będzie interesujący. Miał nadzieję, że również uczniowie tej placówki nie będą nudziarzami. Ostatnimi laty prawi popadł w rutynę, dlatego wieść o zwolnieniu prawie go ucieszyła. Niestety, gdzieś trzeba dotrwać do emerytury. Pewien mężczyzna w pośpiechu wyszedł z sali. Sądząc po nerwowych ruchach i szybkim tempie opuszczania pokoju, zapewne za potrzebą. Po chwili słychać było lekki hałas, co w ogóle nie zaniepokoiło Waldzia. Zaraz potem do pewnej dziewczyny ktoś zadzwonił, więc również wyszła. Kolejna. O dziwo żadne z nich nie wracało, a za drzwiami słychać było jakby szum rozmów. Pewnie ucinają sobie pogawędkę, bo nie chcą wrócić na radę. A na kamerach wszyyystko widać. Waldzio uśmiechnął się. W oddali usłyszał dźwięk karetki pogotowia, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. W pewnym momencie ucichł. Miało się wrażenie, że karetka zatrzymała się tuż pod szkołą. Za drzwiami usłyszał, że szum się wzmógł, by po chwili rozpoznać dźwięk uderzania butami o posadzkę podczas biegu. Dziwne.
***
Ciemność. Kacper zaczął powoli odzyskiwać świadomość. Czuł, jakby głowa zaraz miał mu pęknąć. Powoli, bardzo powoli otworzył oczy. Światło raziło go, więc momentalnie je zamknął. Po chwili ponowił próbę i tym razem wytrzymał. Rozejrzał się niespokojnie. No tak, karetka. Już podchodził do niego ratownik medyczny. -Wreszcie odzyskał pan przytomność.-. Kacper westchnął. W okresie dojrzewania takie ataki zdarzały się dość często i był przyzwyczajony, ale już miał nadzieję, że się wyleczył. Mylił się. -Obecnie jedziemy do Wojewódzkiego Szpitala im. Ludwika Rudgiera w Suwałkach, przejdzie pan tam badania i być może zostanie pan na obserwacji.-. Kacper wiedział, że nie będzie musiał zostawać, a przynajmniej miał taką nadzieję. Musiał przecież zawieźć siostrę do lekarza, a nie samemu leżeć w szpitalu! -Mam nadzieję, że to nie będzie potrzebne. Kiedyś takie zapaści były dość częste, obecnie zdarzają się rzadziej, ale mam już z nimi doświadczenie. Zachowałem się lekkomyślnie i oto tego efekty.- Wolał nie wspominać, że jeszcze dziś ma zamiar jechać samochodem, bo i tak by mu zabroniono, a to nie wchodziło w grę. Ratownik zadał mu jeszcze kilka pytań, o czym dojechali na miejsce. Kacper chciał iść o własnych siłach, ale kategorycznie mu zabroniono. On za to nie zgodził się na nosze, więc zabrano go na wózku inwalidzkim. Znał ten szpital, jak zresztą wszystkie w okolicy. Zabrano go na badania.Na szczęście na zmianie był lekarz, który znał Kacpra i jego dziwną przypadłość. Mężczyzna przyznał się bez bicia do coraz rzadszego brania leków, za co ostro dostał po głowie. Był już na to gotowy, ten człowiek nie przebierał w słowach, ale był dobrym specjalistą. Zrobiono mu kilka badań, po czym go wypisano. Szybko zadzwonił po kolegę, żeby wziął jego samochód z parkingu, po czym po niego przyjechał. Kacper trochę się naczekał, ale nie mógł narzekać. Wiadł za kierownicę, a jego kolega usiadł na miejscu pasażera, po czym wysiadł koło swojego domu. Krótko się pożegnali, po czym Kacper podjechał pod swój dom, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Udało mu się zdążyć, był nawet pół godziny za wcześnie. Wszedł do mieszkania, gdzie jego siostra nie rzuciła mu się na powitanie na szyję. Naprawdę musiało jej się pogorszyć. W kuchni spotkał mamę, która po przywitaniu pokazała na opaskę na jego ręce. No tak, założyli mu ją w szpitalu, a on z pośpiechu zapomniał jej zdjąć. Spojrzała na niego z troską, a Kacper powiedział jej bezgłośnie "nie mów ojcu". Matka kiwnęła głową. Po chwili na dół zeszła jego siostra wraz z ojcem, który wyglądał jak siedem nieszczęść. Strach o zdrowie dwojga chorowitych dzieci przyspieszył starzenie mężczyzny. Po kilkunastu minutach Kacper jechał już z siostrą do lekarza. Ich przypadłości były mieszanką kilku schorzeń i chorób, przez co ciężko jest je leczyć. Zdrowie Kacpra już się ustabilizowało, jednak jego siostry ciągle była w niebezpieczeństwie.
Ostatnio zmieniony przez Iremi (04-04-2015 o 23h19)