Link do zewnętrznego obrazka
To niemożliwe.
Einar poruszał się to w jedną to w drugą stronę, rozmyślając ze zmarszczonym czołem. Szurał o ziemię pod jego stopami podeszwą butów, wzrok utkwiwszy gdzieś w przestrzeni.
- Jakim cudem?...
Ta woń...
Dzisiejszego dnia patrolując okolicę, postanowił się zapuścić dalej niż zwykle. Do tej pory w swojej wilczej postaci przemieszczał się tylko i wyłącznie wzdłuż granicy, jaką jest oddzielone terytorium jego stada od watahy należącej do jego ojca. Przekroczył ją. Ledwo co naruszył ich teren, a w jego nozdrza uderzyła znajoma woń. Nienależąca przy tym do nikogo z jej niedoszłej rodziny. Teraz, gdy krążył niczym poirytowany drapieżnik w klatce, czuł jakby dostał obuchem w tył głowy.
Przecież to niemożliwe!
Przystanął, opierając się plecami o korę drzewa stojącego za nim.
Rozpoznał ten zapach. Należał do dziewczyny, którą przemienił wkrótce po tym, gdy lekkomyślnie podjął walkę z swym ojcem. Jakim cudem ona przeżyła...Czyżby on ją przygarnął? Zapewne, ten stary piernik pomimo iż sam tego nie okazuje, ma zbyt dobre serce aby zostawić bezbronną dziewczynę samą. Hah... Wybryki z czasów, gdy był jeszcze młodym, nadpobudliwym szczeniakiem teraz zbierają swoje żniwa. Teraz Einar nie popełniłby drugi raz tego samego błędu i zdążył się dużo na nich nauczyć. Zmienił się, dojrzał i zaczął dbać o dobro stada - starając się ignorować własne pobudki i zachcianki. Jednakże wiedział również, że skoro naważył sobie piwa - teraz trzeba będzie je wypić.
Wciągnął powietrze wgłąb płuc, dłonią odgarniając ciemne włosy do tyłu. Zerwał się, schodząc na polanę, gdzie połowa wilkołaków smacznie spała, a druga nie miała nic do roboty. Ostatnie polowania były nad wyraz owocne, to trzeba było przyznać. Jedzenia starczy im na półtorej tygodnia.
Będąc już praktycznie na samym dole, spostrzegł samicę alfa, siedzącą nad brzegiem rzeki. Zerknąwszy przez ramię, zdołał wypatrzyć leniących się Alana oraz Burketta... Niech się cieszą, że nie zdemolowali obozu.
- Witaj.
Skinął głową na powitanie, mijając Linqqi. Ruszył w stronę samców, a następnie zwrócił się do Bety.
-Witajcie chłopcy. Alan, pozwól ze mną. Chodź.
Stanął przed nimi, patrząc wyczekująco na ciemnowłosego wilka.
T a y l o r K a z e S a l v a j e v
Wysłuchawszy słów każdej ze stron, w pewnym momencie się zgubił. Nie wiedział, jak wciągnąć się do rozmowy - a nie chciał również się przyznawać przez bratem alfy, że nie patrolował terenu. Więc jedynie zręcznie umknął praktycznie niezauważenie i zniknął w okolicznych krzakach.
- Ehhh... na dziś mam serdecznie dosyć. Przydałaby się jakaś butelka rumu...
Przeszukując ściółkę i rozkopując ją, był święcie przekonany, że znajdzie w trawie butelkę lepszego trunku. Co za idiota, by zostawił alkohol w lesie? Nie miał pojęcia, ale wiedział iż zapuścił się w las głębiej niż podejrzewał. W pewnym momencie myślał, że się zgubił - ale naprowadził go na drogę powrotną do obozowiska znak w postaci strużki woni alfy. Po kolana i łokcie w błocie, robactwie i okolicznej roślinności grzebał w ziemi. Mijając jeden z krzaków musiał zmrużyć oczy. Zauważył to coś co raziło go w oczy... co odbijało światło. Mimowolnie schylił się i wyciągnął ten przedmiot. Wyraz zaskoczenia na jego twarzy był bezcenny, a jeszcze lepsza jego reakcja. Zaczął tańczyć w kółko z radości tuląc butelkę pełną rumu.
- Tatuś już tu jest skarbie, nie martw się.
Już odkręcił kurek i miał brać łyk tego wspaniałego trunku, gdy coś zwróciło jego uwagę. Zapach alfy nie był aż tak silny jak z początku mu się wydawało. Coś go tłamsiło... Prawie upuścił drogocenny skarb, wyczuwając woń alfy drugiego stada. Ostro wciągnął powietrze, czując znajomy zapach... Boże... To Einar! Ruszył biegiem w stronę obozu. Zatrzymał się, wrócił, zabrał butelkę i dopiero teraz sprintem pobiegł do pozostałej części stada. Alfa natychmiast się musi o tym dowiedzieć!
Ostatnio zmieniony przez Ragnarei (10-07-2014 o 18h48)