Po nocach dobrze się pisze. Niby mam jutro na ósmą, ale wiem, że i tak będę się czuła zbyt paskudnie, żeby wysiedzieć na pierwszych zajęciach.
Z reguły nawroty choroby były u mnie związane z bezsennością, a bezsenność - z napadami paniki. O bezsenności zapomniałam, ostatni raz nie przespałam nocy, kiedy pewna tępogłowa panienka skrzywdziła mnie najpaskudniej jak się da, ale o dziwo, była to bardzo spokojna, apatyczna bezsenność. Już nie myślę o tym, że życie jest bez sensu. Piszę, słucham muzyki (już świątecznej), śpiewam razem z Mielnicą i czekam na finały MF, żeby rozdać serduszka tuż po północy. I podczytuję nową Marininą, chociaż muszę robić przerwy co kilkanaście stron, bo w moim stanie silne emocje są niewskazane, a Marinina - zupełnie jak przy pierwszych powieściach - przyprawia mnie o szybsze bicie serca i łzy w oczach.
Ostatnio o takiej dziwnej porze zaczęłam pisać kryminał. Czytelnicy mówią, że genialny i zapowiada się na szczyt moich umiejętności. Niet. Szczyt umiejętności był tamtej nocy, kiedy natrzaskałam dwadzieścia stron (!)... a rano kompletnie nie pamiętałam, co napisałam. Do dziś czytam te strony z rozdziawioną buzią. Niemożliwe, żebym ja to napisała.
EDIT//
A żeby nie siać gołosłowia, próbka tamtego nocnego flowu:
"Wybuchnął śmiechem, jeszcze bardziej histerycznym niż wcześniej Arina. Dawno nie śmiał się tak serdecznie i z takim zapałem jak przed lustrem, kiedy nie zdawał sobie nawet sprawy, co go bawi. Czy to, że upił się we własnym reprezentacyjnym gabinecie, w dodatku upił się z nudów, ponieważ zostawił go na pastwę losu równie pijany premier? Czy to, że nikt o tym ekscesie nie wie, a gdyby wiedzieli, nie zostawiliby na nich suchej nitki? Czy to, że dopiero w tym mało błogosławionym stanie dotarł do niego w pełni absurd sytuacji, o którym mówiła Arina? Jedno słowo, jeden telefon lub mail – i byliby wolni. A on czekał, aż opozycjoniści sami poprzegryzają sobie gardła… Jakby umyślnie umniejszał swoją wielkość. Przecież jedno pstryknięcie palcami wystarczyło, by skakali wokół niego na dwóch łapkach.
– Głupiec – powiedział do lustra, ale że lustro nie odpowiedziało, znów zaczął się śmiać. Tachtajew nie wracał, a on stał przed lustrem i śmiał się do odbicia długo, długo, a śmiech ten słyszeli prawdopodobnie nawet jadowici opozycjoniści spędzający deszczową noc na Placu Czerwonym. "
i druga, w zupełnie innej tonacji (przejścia tonacyjne nie wiem, skąd się wzięły xD):
"Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy, i pozwolił płynąć sekundom, minutom, godzinom. Jakby to, co się stało, było tylko snem. Jakby to jego nie dotyczyło. Jakby obudził się w nocy i pojąwszy, że wszystko jest w najlepszym porządku, na powrót próbował zasnąć. I siedział tak, i milczał, i nie patrzył na nią, i nawet o niej nie myślał, i zdał sobie sprawę, że płacze, i że żadną miarą nie potrafi powstrzymać tych łez, i że wcale nie chce. Chciał, by płynęły, a wraz z nimi by wypłynęła cała pamięć. I trwał z zamkniętymi oczami, i łkał bezgłośnie, i słuchał kroków za drzwiami, jakby dobiegały z innej rzeczywistości, i nie zareagował na trzask ani na huk, ani na krzyk Walentiny, i nie zareagował nawet wtedy, gdy Andriej podnosił go z krzesła jak szmacianą kukłę, mówiąc coś w obcym, kompletnie nieosiągalnym języku. "
Ostatnio zmieniony przez lillchen (03-12-2013 o 23h49)