Mój powód do deprechy? Pokłóciłam się z matką, a to się dzieje rzadko, ale za to porządnie. W efekcie ona twierdzi, że uważam ją za okropną matkę (oczywiście ona sama tak o sobie nie myśli, bo przecież jest idealna i cudowna), a ja jestem leniwym nierobem, którego na swoje nieszczęście musi utrzymywać. Akurat słowa o "leniwym nierobie" padły z jej ust, co podkopało moją już i tak słabą wiarę w siebie. Ja jej nie nazwałam złą matką, powiedziałam tylko, że zamiast chodzić do niej z problemami piszę do siebie listy, a to pokazuje jak bardzo nie mogę polegać na ich wsparciu.
A leniwym nierobem jestem po prostu w stu procentach. -.- Tak, bo leniwy nierób byłby w stanie przez osiemnaście lat życia zdobyć wyłącznie jedną, jedyną jedynkę ze sprawdzianu z matmy (co się stało jakiś miesiąc temu pierwszy raz w życiu, ze znienawidzonej przeze mnie stereometrii - a konkretnie graniastosłupów), z innych przedmiotów zdobyć łącznie może trzy (przez całe życie), mieć średnio ponad 80% z próbnych matur, a w czasach gimnazjalnych niemalże zostać lauratem z konkursu polonistycznego, na co szanse odebrał mi jedynie "poemat heroikomiczny", bo już mnie oczy bolały od czytania tekstów wymaganych na etapie i oglądania filmów.
A zaczęło się tak niewinnie, od żartobliwie rzuconego czy umówi mnie na hybrydę do manicurzystki przed studniówką (konkretnie "więc może zapiszesz mnie na paznokcie skoro zaoszczędziliście na sukience i butach" – miałam zamiar iść w tych, co mam). Potem ona zaczęła gadać o moim prawie jazdy, w które "włożyła półtora tysiąca", więc kiedy zdaję, ja się wkurzyłam, że znowu gra tą kartą, a stąd było już krótko do "potrafisz się tylko obrażać" i ogólnej awantury.
Przelewy na jej konto za prawo jazdy i studniówkę już poszły. Mam dość tej gadki. Teraz już nie ona włożyła pieniądze w kurs, a ja. Teraz to nie ona włożyła pieniądze w studniówkę (na którą prawdopodobnie w ogóle już nie pójdę, bo pewnie skończy się to jedynie moim płaczem, kiedy przypomni mi ona wszystkie słowa matki), a ja. Mam zamiar zacząć oddawać jej za wszystko. Chcę w końcu uciąć zarzucanie mi wyciągania od niej jedynie pieniędzy nie dając nic w zamian. Dopóki "łaskawie" pozwala mi ze sobą mieszkać to sobie poradzę bez jej pomocy. Korki to nie takie złe zajęcia, ba, ja wręcz uwielbiam uczyć innych.