Link do zewnętrznego obrazka
Szedł korytarzem nie zwracając większej uwagi na mijających go ludzi, jednak tuż przed sobą usłyszał rozmowę, na tyle głośną, że mimowolnie usłyszał fragment.
- I ona usłyszała kiedyś naszą rozmowę, znaczy moją z Vici. Nie całą, ale dość, żeby zrobić z tego jakąś plotkę. Nie chciałyśmy, żeby wszystkim rozpowiedziała, więc udałyśmy, że to o mojego chłopaka chodziło, ale usłyszała, że mówiłyśmy o Jamesie i przez to namieszała i uznała, że James i ja jesteśmy razem. Potem próbowałyśmy to jakoś wyjaśnić, ale znowu coś poplątała albo źle zrozumiała i wyszło, że ja i James zerwaliśmy, bo go okłamałam. ... Znał ten głos, bardzo dobrze, kiedyś często słyszał ową dziewczynę, jednak ich ostatnia rozmowa odbyła się ponad rok temu, gdy w złości rzucił słuchawką, po tym jak Liv zwyzywała go za to, że wyjechał. W głowie ciągle odbijały mu się słowa przyjaciółki jego ex. Udałyśmy, że to o mojego chłopaka chodzi" oraz imię James. Więc między nimi jednak coś... Zawsze kręcił się przy Vici, nawet wtedy gdy byli już razem, do tego ta informacja w radiu. Nie znał go prawie wcale, ale to co usłyszał sprawiło, że znienawidził go całkiem. Coś pod jego mostkiem chciało się wyrwać i zacząć krzyczeć. Najchętniej odnalazłby go i powiedział co o nim sądzi, używając pięści. Dobrze wiedział, że nie ma prawa, no ona, nie jest już jego kobietą, ale mimo wszystko. Spojrzał na dziewczyny, a Olivia dostrzegła go i zniknęła kawałek dalej, a Marc patrząc na Vici oparł się o ścianę.
- Gratulacje Victorio.Wszyscy mówią o twoim nowym albumie. - przełknął ślinę, co spowodowało wyraźny ruch jabłka Adama, starał się opanować, ale coś w nim pękło. Wiedział, że jest sobie winien, ale na boga! Przecież to nie jest całkiem jego wina, przynajmniej tak sobie to teraz tłumaczył. -Komercja smakuje co? - wypalił nim zdążył się powstrzymać.
- Możesz też pogratulować Jamesowi. W końcu dostał to czego chciał. Josh miał co do tego rację, ten chłopak od początku przyjaźnił się z tobą tylko w jednym celu. Muzyka, pfff, kocham muzykę taką jaką tworzę, nie dla innych, a dla siebie. Teraz jednak nagle wydajesz wielką płytę, którą reklamują wszędzie. Czyż to nie komercja i żądza sławy? Potrafię to zrozumieć, to wciąga niczym prochy, ale nigdy nie zrozumiem jednej rzeczy, dlatego wtedy tak bardzo byłaś na nie i dlaczego... - przerwał biorąc głęboki wdech. Nie mieli okazji na wyrzucenie emocji od ponad roku, więc teraz wszystko mu się mieszało. Nie bardzo wiedział od czego zacząć, co powiedzieć w pierwszej kolejności. Mimo to słowa wypływały z jego ust, słowa przepełnione żalem i jadem. Jego wzrok zazdrośnie szukał jej spojrzenia. Jej oczy, które zawsze tak uwielbiał, teraz podświadomie chciałby w nie spojrzała, by dostrzegła, że cała ta agresja ma swoje źródło w bólu, tym który zadawał sobie codziennie myśląc o niej, nie mogąc przestać. Martwił się o nią, codziennie bał się, że może dostać najgorsze wieści. Wszystko mieszało się w nim tworząc wybuchowy zestaw. Strach, miłość, złość, zazdrość, bezpodstawna nienawiść do Jamesa. Nagle parsknął.
- Nie rozumiem, serio mała, aż tak nie chciałaś żeby moje marzenie się spełniło? Aż tak mnie nienawidzisz, tak bardzo chcesz mi pokazać, że mnie nienawidzisz? - wypalił nie stał już oparty o ścianę, a dokładnie przez Victorią, obserwując ją. Nozdrza pulsowały mu ze złości, brwi miał zmarszczone. Organizm domagał się dawki nikotyny, natychmiast, ale powstrzymał się by sięgnąć do kieszeni po paczkę. Nie w budynku, nie teraz. Jego dłoń zaciskała się na czymś co miał w kieszeni spodni, srebrny przedmiot z nierównymi krańcami. Przeciął nim sobie skórę na palcu, ale w złości nawet tego nie poczuł. Zamiast tego jego orzechowe oczy nadal wpatrywały się w Vici. Oczekując jej odpowiedzi.
Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!
#51 28-12-2016 o 23h07
#52 29-12-2016 o 00h44
Link do zewnętrznego obrazka
Nie wiedziała, dlaczego, ale widok Marca sprawił, że zaczęła się denerwować i odruchowo sięgnęła po bransoletkę. Jakby coś w nim było mrocznego, coś niepokojącego... Ale to nie miało sensu. Wyglądał, jakby był zły... Ale czy naprawdę to wszystko tylko dlatego, że mówili o niej w radiu, a to jemu tak zależało na sławie?
Jego słowa potwierdziły jej przypuszczenia, choć sama nie potrafiła w to uwierzyć. Więc chodziło o album... Oczywiście, a o co innego mogło chodzić? Przecież to na tym mu zawsze zależało. Na sławie.
-Smakuje-przyznała. -Jak gorycz z żółcią-uzupełniła. Mówiła spokojnie, powoli, bo nie chciała, by ją sprowokował; nie chciała stracić nad sobą panowania, nie chciała powiedzieć za wiele. I choć kusiło ją, by coś dodać, powstrzymała się. Marc nie musiał przecież wiedzieć, że za każdym razem, gdy słyszała w mediach wzmiankę o jej albumie chciała zadzwonić do Andrew i wszystko odwołać. Nie musiał wiedzieć, że gdy ktoś mówił o zespole chciała nagrać album sama, żeby zmniejszyć rozgłos, bo zespół był bardziej znany niż ona (w końcu ona nigdy nie próbowała zdobyć sławy). Nie musiał wiedzieć, że gdy zauważyła, ile rozgłosu zdobył jej album, choć jeszcze go nie wydała, miała ochotę uciec gdzieś, zaszyć się w kącie i przeczekać, aż wszystko ucichnie. Zwykle sława jej nie przeszkadzała, ale teraz miała wrażenie, że wszyscy ją obserwują. Że muzyka, która była dla niej tak ważna, jej piosenki, z których każda miała kawałek serca Vici... że to wszystko zostało nagle wystawione na widok publiczny. I choć przecież cały czas tak było, to jednak miała wrażenie, że teraz było to zbyt osobiste, by ujawniać wszystkim dookoła. Przez to ciągle miała wątpliwości. Ale on? Skąd on miał to wiedzieć? Przecież sława była tym, co kochał. Sława była jedynym, co kochał.
Zmarszczyła brwi, kiedy pierwszy raz wspomniał o Jamesie, nie rozumiejąc, o co mu chodzi, jednak im więcej Marc mówił, tym lepiej rozumiała, a jej złość narastała.
-Nie masz prawa tak mówić o Jamesie-powiedziała, tracąc nad sobą panowanie. Jak on śmiał?! Ta płyta była znana tylko dlatego, że chłopak, na którego mimo wszystko zawsze mogła liczyć, po raz kolejny postanowił jej pomóc - zresztą nie tylko on, bo cały zespół - bo wiedzieli, że sama się na to nie zdobędzie, że sama nie da sobie rady. A on miał czelność tak mówić?! Wściekłość, żal do Marca tłumiony od roku, strach spowodowany ostatnimi wydarzeniami... To wszystko sprawiało, że Victorii coraz trudniej przychodziło panowanie nad sobą, coraz mniej kontrolowała to, co mówiła. -Weź sobie tę sławę! Skoro tak ci na niej zależy, to leć do mediów, powiedz im, że nie chciałam z tobą nagrać, bo bałam się konkurencji, że specjalnie ich poprosiłam, żeby pomogli mi stać się znaną, powiedz im, że cię zdradziłam i zrób z siebie biednego zranionego, żeby wszyscy o tobie pisali... Mam to gdzieś. Możesz im powiedzieć, co chcesz, żeby mówili tylko o tobie. Tak ci przeszkadza, że mówią o moim albumie? Dobra, nie wydam go. Zadowolony? Nie chcę tej sławy!- Straciła nad sobą panowanie nawet nie zauważyła, keidy podniosła głos, a przecież wiedziała, że nie powinna tego robić, bo ktoś mógł ich usłyszeć.
-Nie mogę uwierzyć, że kiedyś cię kochałam. Jak ja mogłam kochać kogoś, komu tak zależy na sławie? Dla kogo sława jest jedynym, co się liczy?- pytała bardziej samą siebie, niż jego. Patrzyła na niego i nie potrafiła dostrzec w nim chłopaka, którego pokochała. Nie mogła uwierzyć, że tak się co do niego pomyliła.
Kiedy spytał, czy tak bardzo nie chciała, by jego marzenie się spełniło, miała wrażenie, że serce jej pękło. Nigdy nie chciała stać na drodze jego marzeń. To był powód, dla którego rok wcześniej...
... nie mogła oczekiwać, że będzie wybierał między marzeniem o sławie a nią. Wiedziała o tym. Świadomie przecież powiedziała mu, że nie wyjedzie. Wiedziała, co to oznacza i próbowała pogodzić się z konsekwencjami. A jednak chciała, tak bardzo chciała, żeby wybrał ją.
I wiedziała, że nie mogła tego chcieć.
-Nie mów do mnie mała- niemal to wycedziła. Nie wiedzieć czemu, właśnie na tym się skupiła, jakby to jej najbardziej przeszkadzało. -Nie masz prawa tak do mnie mówić-powiedziała i nagle zapragnęła odwrócić się i odejść. Właściwie, to wydawało się to całkiem niezłym pomysłem, bo najwidoczniej ich kruchy rozejm, zawarty w jakiś sposób kiedy zgadzali się na umowę (nie, że mieli duży wybór), został zerwany.
Ostatnio zmieniony przez LenaAlice (29-12-2016 o 01h00)
#53 29-12-2016 o 01h40
Link do zewnętrznego obrazka
Słysząc jej odpowiedź syknął. Faktycznie sława była słodka tylko z wierzchu, w środku była gorzka i zimna jak lód, przynajmniej jeśli smakowało się jej samemu. Słuchał jej uważnie przygryzając dolną wargę. Nie panował już nad sobą. Nie chciał nawet, to była pora by wyładować emocje i złość utkwioną w nich przez cały czas. Nie dbał o to, że mogą mieć świadków, miał to potocznie ujmując gdzieś. Słysząc to co powiedziała o Jamsie zacisnął pięści. Nie mógł uwierzyć, że to prawda. Zazdrość wbijała się w jego serce niczym ciernie, jeden po drugim. On po prostu wiedział, że ten facet robi to wszystko bo ma jakiś powód. Facet nie robi tylku rzeczy dla kobiety do której nic nie czuje.
- Owszem mam prawo! Ciągle się kręcił gdzieś w cieniu! Myślisz, że jak się czułem kiedy mówiłaś, że spotykasz się z przyjacielem? Miałem ochotę wsiąść w auto i znaleźć go. Wyjaśnić mu czyja jesteś, najlepiej siłą, kilka siniaków i zadrapań nauczyłoby tego ^@()! trzymać się z dala od cudzych kobiet. - uśmiechnął się lekko, co sprawiło, że wyglądał tak, jakby sam diabeł go opanował i uśmiechał się do Vici. Wiedział już, że lepiej trzymać się z dala od Jamesa, jego porywcza natura mogłaby wziąć nad nim górę.
- Zawsze taka byłaś prawda. Nigdy nie widziałaś drugiego dna, zawsze widziałaś tylko tą dobrą stronę, we mnie też. - Kolejne jej słowa były jak kubeł zimnej wody. Patrzył na nią wielkimi oczami, myślała, że tylko tego chce? Już nie pamiętała jak starał się o nią? Jak to było gdy była jego królową, jedyna kobieta którą tak kochał. I kocha nadal. Patrząc w jej oczy zdał sobie całkiem z tego sprawę. Mógł sobie wmawiać cały czas, że to przeszło, jednak prawda jest taka, że kochał ją. Nawet jeszcze bardziej niż przed wyjazdem. Gdy zarzuciła mu, że kocha tylko sławę jego wzrok stał się jeszcze bardziej wściekły. Nie ma prawa ? Ruszył przed siebie, co sprawiło, że Vici wylądowała między nim i ścianą. Dawno nie był tak blisko niej, czuł jej zapach, ten za którym tak tęsknił. Powstrzymał chęć zatopienia twarzy w jej włosach, jak to robił kiedyś. Gdy skończyła mówić nie wytrzymał. Walnął pięścią w ścianę kilkanaście centymetrów nad głową Vici. Opierał się teraz na przedramieniu i wściekły patrzył w jej oczy. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Owszem, mam. Victorio Darrel. Powiedz mi czy ty udajesz, czy jesteś tak absolutnie ślepa. Nie widzisz tego jak mnie to boli?! Cały ten czas, gdy jesteś obok, a ja nie mogę nic. Nie mogę się odezwać bo mnie blokuje, bo boję się, że uciekniesz. Cały ten czas, gdy nie mogę nawet musnąć twojej skóry. Z mojej strony już nie ma umowy. Mam ją gdzieś! Nie chce jej. Mogą ją wywalić, spalić, zmieszać z błotem. Wisi mi to! Gdybym mógł... - przerwał i wyjął coś z kieszeni. Chwycił dłoń Vici i wcisnął ten mały przedmiot ukryty dotychczas w bezpiecznym miejscu w jej drobną dłoń. Spojrzał na to co teraz trzymała dziewczyna, była to połówka srebrnego serca, ozdobionego cienką warstwą zaschniętej krwi. Kupili je kiedyś, nim wszystko się rozkręciło. Metalowe serduszko za grosze, które przełamał na pół i zrobił z nich wisiorki. Idealnie dopasowane, jedyne w swoim rodzaju połówki serca. Zacisnął jej dłoń na nim.
- Zawsze. Zawsze miałem to ze sobą. - Następnie kierowany jakimś dziwnym podrygiem spojrzał na nią.Jej oczy, zaczarowały go, później spojrzał na jej usta. Tak bardzo ich pragnął. Nachylił się, ujmując jej podbródek w wolną dłoń. Jego usta natychmiast dotknęły jej ust.Wpił się w nie całą swoja siłą. Docisnął ją do ściany, tak żeby nie uciekła. Nie chciał tego przerywać, drugą dłonią objął jej talię przyciskając ją do siebie. Tak mu tego brakowało, gdyby tylko mu wybaczyła, dała choć jeden znak, że jest dla nich szansa. Nie wiedział ile czasu stali na tym korytarzu, ile trwało nim przerwał pocałunek, nieco zaskoczony swoją porywczością i tym nagłym wybuchem namiętności odsunął się od niej.
Jego źrenice były rozszerzone, a oddech ciężki. Nic nie mówił. Nie patrzył na nią, nie wiedział co ma teraz zrobić, czekał na jej reakcję, choć wiedział jak to się skończy. Czekał na cios, na awanturę, na krzyk. Na cokolwiek, byle nie była to cisza. Przełknął ślinę i zaczesał niesforne kosmyki. Wiedział jednak, że dla niego nie ma już szansy, że przekreślił wszystko listem pisanym w złości. Gdyby tylko mógł cofnąć czas... Jednak ona tego nie wiedziała, nie wiedziała jak cierpiał będąc w Londynie. Ile nocy nie przespał, ile razy widział ją tam gdzie jej nie było. Nie mogła wiedzieć jak bardzo chciał wrócić, ale nie mógł. Bał się spojrzeć w jej oczy, bał się, a los zakpił z niego. Miał ochotę odwrócić się i odejść, ale coś go tu trzymało. Może to nadzieja, którą już dawno pogrzebał gdzieś na dnie serca.
#54 29-12-2016 o 03h34
Link do zewnętrznego obrazka
Kiedy usłyszała słowa Marca była tak zaskoczona, że przez chwilę nie mówiła nic. Nie potrafiła uwierzyć w to, co on wygadywał. Czy on w ogóle wiedział, co bredził? Naprawdę insynuował, że James coś do niej czuł? Więc tak wyglądało jego zaufanie do niej, kiedy byli razem? Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Złość wzięła nad nia górę.
-Nie masz prawa! James był moim przyjacielem; był przy mnie, kiedy ty wyjechałeś po sławę, więc nie pozwolę ci tak o nim mówić ani tym bardziej grozić mu! - Nie potrafiła uwierzyć, że musiała bronić Jamesa. Nigdy nie przypuszczała, że keidykolwiek do tego przyjdzie; James był jej przyjacielem, ale nigdy nie był przesadnie troskliwym typem - nie zignorował jej, keidy powiedziała mu o groźbach, ale też nie dzwonił do niej co pięć minut, nie wynajął jej ochroniarza ani nie upierał się, że będzie jej pilnować. Kiedy Marc wyjechał nie siedział przy niej godzinami, a ona nie wypłakiwała mu się w rękaw - pomógł jej jednak podczas jej pierwszego występu po wyjeździe Marca. To wtedy ona i zespół Jamesa pierwszy raz wspólnie pojawili się na scenie. Sama była wtedy zbyt zdołowana i miała zamiar się wycofać. To oni sprawili, że tego nie zrobiła. igdy jednak nie zwierzała się Jamesowi ze swoich problemów; po prostu wiedziała, że może do niego przyjść, jeśli potrzebowała pomocy. A Marc twierdził, że coś ich łączyło? Gdyby nie cała ta sytuacja, gdyby nie była tak zła i gdyby Marc nie wyglądał tak złowrogo zapewnw wybucnęłaby śmiechem.
Nie powiedziała nic, gdy Marc mówił o umowie, ani kiedy wcisnął jej w dłoń metalowe serduszko. Co miała powiedzieć? Nie pozostało już nic do powiedzenia; on sprawił, że wsystko właśnie się kończyło. A może milczała, bo wciąż była zbyt zaskoczona i przestraszona jego wybuchem? Bo rzeczywiście, bała się. Była już jednak do tego przyzwyczajona; odkąd Marc pokazał jej groźby strach ciągle jej towarzyszył. Tym razem jednak chodziło o coś innego. Nie bała się psychopatycznej fanki czy tajemniczego włamywacza. Bała się Marca. A kiedy sobie to uświadomiła, zrozumiała, że coś się skończyło.
Milczała. Milczała, kiedy mówił o wisiorku. Była jak sparaliżowana; nie potrafiła się poruszyć, nie potrafiła się odezwać. Wiedziała, że powinna się wycofać, może zaczekac na przybycie kogoś - ich krzyki z pewnością musiały przyciągnąć czyjąś uwagę. Miała właśnie spróbować powoli odejść, tak, by nie prowokować większego wybuchu, kiedy Marc przycisnął ją do ściany. Zaskoczona i przestraszona, gwałtownie wciągnęła powietrze. I wtedy on ją pocałował. Chciała się wyrwać, ale był zbyt silny, zbyt mocno ją trzymał. jej myśli wirowały. Pocałował ją. Tak bardzo tęskniła za tymi pocałunkami. Przez tyle czasu tak bardzo chciała, by znów to zrobił... Ten pocałunek był jednak inny, wiedziała o tym. Był porywczy, gwałtowny... Nie, to Marc taki był. Najwdoczniej groźby sprawiły, że oszalał, zachowywał się jakby uciekł z psychiatryka. Victoria była przerażona i fakt, że tym razem nie chodziło o anonimowego psychopatę tylko potęgował jej strach, bezsilność zaś i fakt, że nie mogła nic zrobić, nie mogła nawet go odepchnąć, sprawiały, że narastały w niej frustracja i gniew.
Kiedy tylko Marc się odsunął, natychmiast wyrwała się i uciekła od niego na parę kroków. Chciała go uderzyć za to, co zrobił, przez to, jak się zachował, ale fakt, że przez chwilę nie mogła się ruszyć sprawił, że jej pierwszym odruchem była ucieczka. Musiała znaleźć się jak najdalej od niego. Był nieprzewidywalny. Nie wiedziała, co zrobi. A jednak... nie potrafiła tak po prostu odejść. I nie miała pojęcia, co robić.
#55 29-12-2016 o 04h29
Link do zewnętrznego obrazka
Stali tak patrząc na siebie, ona przerażona, on w totalnym szoku. Dopiero po chwili ochłonął, a jego wzrok stał się zdezorientowany. Co on przed chwilą? Ta cała sytuacja sprawiła, że zaczął wariować, zachowywać się nieobliczalnie. Nieprzespane noce, zazdrość, miłość. Nie kontrolował już tego. Chciał, żeby wszystko się skończyło. Jednak nie chciał, żeby Vici się go bała, a do tego doprowadził. Patrzył na nią, a później spojrzał na swoje dłonie.Jego gniew natychmiast przerodził się w poczucie winy. Podszedł do niej zszokowany. Jego usta poruszały się bezgłośnie. Patrząc jej w oczy wziął delikatnie jej dłoń, tą w której wciąż trzymała złamane serduszko. Schylił się i pocałował delikatnie wierzch dłoni.
- Przepraszam Vici. Nie powinienem był...ja... - puścił jej dłoń i odwrócił się do niej plecami. Co się z nim działo? Sam nie wiedział, ale w tej chwili czuł się jak baba. Miał ochotę płakać, krzyczeć, szaleć z rozpaczy i jednocześnie objąć ją, głaskać i obiecywać, że wszystko może być jak dawniej. Tak jak kiedyś, chciał zabrać ją stąd, gdzieś daleko. Tak żeby byli tylko oni. Całe dnie zapewniałby ją o tym, że są już razem. Na zawsze. Jednak tak być nie mogło. To wszystko było już skończone. Łzy bezradności napłynęły do jego oczu. Przetarł je palcami i wziął głęboki wdech.
- Ja...zerwę tą umowę. Nie musisz martwić się o karę. Pokryję wszelkie koszty. To był błąd, od początku miałaś rację. To ja jestem tym parszywym ^@)*@). - przechylił się nieco w tył, dłońmi przejechał po oczach. Starał się trzymać, choć głos nieco mu się łamał. Taka była prawda, był zazdrosny, chory z zazdrości. Odkaszlnął i kontynuował wypowiedź.
- Ja...naprawdę nie liczę, że mi wybaczysz, ale chciałbym żebyś wiedziała jedno. - odwrócił się do niej. Uśmiechnął się, tak jak za dawnych czasów. Tak jak stary doby Marc, który wracał do domu z bukietem kwiatów po spotkaniu z kumplami. Jego orzechowe oczy migotały od łez, które się w nich zebrały.
- Chciałbym, żebyś wiedziała, że tak naprawdę ja nigdy nie przestałem...Nigdy nie przestałem cię kochać Vici. Zawsze byłaś i będziesz tą jedyną. - Uśmiech na jego ustach zbladł. Pociągnął nosem i znów odkaszlnął.
- Maleńka...życzę ci szczęścia, byś nigdy na swej drodze nie spotkała takiego d()_@ jak ja, który wciągnął cię w takie tarapaty. Jeśli kiedyś będziesz potrzebować czegoś, nie wahaj się, zrobię dla ciebie wszystko, oddam ci wszystko, nawet życie. - odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, tą trasą, którą przyszedł. Zatrzymał się patrząc w podłogę, po jego policzku spłynęła zagubiona łza.
- Przeprosić cię chyba najwyższy czas. Nie ma, już w końcu nas.
Kiedy to piszę, kończy się świat, ostatni w prezencie wers... - zaśpiewał cichym, łamiącym się głosem Marc. Teraz już nie mógł się powstrzymać. Wszystkie uczucia, które od półtorej roku trzymał w sobie nagle domagały się ujawnienia. Mimo to walczył sam z sobą o jeszcze chwilę kontroli, tak by ona nie musiała widzieć jego łez. Nie chciał znów jej nastraszyć, czy wpłynąć na nią, już i tak bardziej zniszczyć nie mógł ich relacji.
- Ta dedykacja, jest dla ciebie Vici. - powiedział mocnym, silnym głosem, który udało mu się na chwilę uzyskać. Następnie ruszył przed siebie i zniknął jej z oczu. Sam pokierował się po pierwszego lepszego pokoju nagrań i zamknął się w nim, próbując powstrzymać łzy, gniew i wszystkie inne uczucia. Siedział na podłodze oparty o ścianę, głowę opierał na dłoni, a drugą zaciśniętą w pięść zagryzł starając się opanować. Każdy miał jakieś limity, a on ciągnął na resztkach stabilności i samozaparcia od chwili gdy ta psychopatka włamała się do jego mieszkania.
#56 29-12-2016 o 17h11
Link do zewnętrznego obrazka
Zobaczyła, że wyraz twarzy Marca się zmienił i już wiedziała, jeszcze zanim się odezwał. Wrócił. Cokolwiek to oznaczało. Wyglądało jednak na to, że odzyskał panowanie nad sobą; że już nie musiała się go bać. Głęboki wdech. Teraz to ona musiała odzyskać spokój.
Kiedy zaczął mówić o zerwaniu umowy pokręciła głową. Z jednej strony, wciąż była w szoku i jego zachowanie wciąż ją zaskakiwało, z drugiej- miał rację. Ale nie mogła mu tak po prostu pozwolić zerwać tej umowy; sama przecież dawno by to zrobiła, gdyby wystarczyło tylko zapłacić. Konsekwencje mogły być większe niż tylko czek na pokrycie kosztów, a ona nie chciała rujnować mu życia. Nigdy nie chciała niszczyć mu marzeń.
Chciała coś powiedzieć, ale on znów się odezwał. Jego słowa sprawiły, że cofnęła się w czasie - nagle stała się dziewczyną, którą chłopak właśnie postanowił zostawić. Czuła, jak jej w oczach gromadziły się łzy. Jego słowa brzmiały tak ostatecznie... Jak pożegnanie. Pożegnanie, którego rok wcześniej zabrakło.
A potem powiedział coś, co sprawiło, że znów się wystraszyła. Tym razem jednak nie bała się jego, lecz o niego. "Nawet życie".
-Nie-zaprotestowała. On nie mógł tego zrobić. On wcale tego nie powiedział. Nie...
Chwilę później śpiewał piosenkę. Tę piosenkę. Piosenkę, która łamała jej serce, kiedy pierwszy raz ją usłyszała. Piosenkę, która przywoływała tak wiele wspomnień...
Wciąż stała, zszokowana, niezdolna, by się ruszyć, choć już odszedł. Udało jej się jednak jakoś zebrać w sobie i wejść do pustego pomieszczenia. Oparła się o ścianę i osunęła na ziemię, z jej oczu płynęły łzy, choć z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Bezgłośnie płakała.
Nie wiedziała, jak długo trwało, zanim w końcu wróciła do pozostałych, ocierając wcześniej łzy i poprawiając wygląd tak, by nie było widać, że płakała. W głowie jej się kotłowało, czuła się zagubiona i nie wiedziała już, co myśleć. Wszystko to co powiedział Marc... To przecież nie miało sensu. Skoro wciąż ją kochał... To dlaczego tak się zachowywał przez cały ten czas? A może... Może to była po prostu kolejna wielka szopka, żeby media się zainteresowały. Nie powinna tak myśleć, wiedziała o tym. Ale... nie wiedziała już, w co wierzyć. Gdyby ją kochał, czy wyjechałby, zostawiając tylko list? Czy nie powinien wrócić, zrobić czegoś...? I jak ona mogła tego od niego oczekiwać? Sama przecież też nie potrafiła zrezygnować dla niego ze wszystkiego. Wyjazd pojawił się co prawda nagle i żadne z nich nie miało wiele czasu na zastanawianie się, ale nie zmieniało to faktu, że postanowiła zostać. Więc może... Może żadne z nich tak naprawdę nie kochało drugiego. Może się pomylili. Może to, co nazwali miłością było tylko przywiązaniem, długoletnią znajomością i głęboką relacją. To wciąż było wiele... ale okazało się niewystarczające. Czy miłość mogła taka być? A może gdzieś po drodze zgubili miłość, stracili ją, nie zauważyli, kiedy zniknęła.
Wróciła do pozostałych, próbując skupić się na nagrywaniu, jej myśli jednak wciąż błądziły, a wzrok uciekał w stronę Liv i Matthew. Liv opierała się o niego plecami, a on ją obejmował; co jakiś czas obracała głowę, by mu o czymś powiedzieć. Widać było ich wzajemne przywiązanie, troskę Matta, czułość o Liv, mimo że wciąż twierdziła, że niepotrzebnie przyleciał. Patrząc na nich Vici miała wrażenie, że tak powinna wyglądać miłość - że kiedyś może ona i Marc mieli to, ale gdzieś stracili. Miała też jednak wrażenie, że czegoś nie dostrzega. Jakby czegoś brakowało. Nie miała jednak pojęcia, co to było.
Ostatnio zmieniony przez LenaAlice (29-12-2016 o 17h11)
#57 29-12-2016 o 22h45
Link do zewnętrznego obrazka
Nie miał już nic, absolutnie nic. Wszystko zostało całkowicie stracone. Została mu tylko i wyłącznie sława. Only for fame. Jednak nie chciał tego. Ponad rok oszukiwał sam siebie. Nie potrafił, ściana którą stawiał w mgnieniu oka rozleciała się jak pyłek z kwiatu. jedyne czego chciał to ona, była jego światłem, jego nadzieją, miłością. On? On to wszystko zepsuł. Zniszczył ślepym pragnieniem. Siedział w milczeniu, oparty o ścianę wyciągnął nogi, by było mu wygodniej. Patrzył w ścianę, tak jakby wisiał tam jakiś obraz, jego wzrok był pusty, twarz skamieniała. Pozostało mu co? Wziąć się w garść, ogarnąć. Powinien zrozumieć, że już nic z tego. Ona nie chce go znać, nie dziwił się jej. Wszystko było już skończone, od ponad roku, a on się oszukiwał. Nadzieja umarła, czuł ścisk w gardle. Mimo to przybrał teatralną maskę obojętności, wstał z podłogi i poszedł do łazienki ogarnąć się.
Zimna woda pomogła na zapuchnięte oczy, wyglądał w miarę normalnie, nie licząc czerwonych oczu. Poszedł do pokoju w którym urzędował Pat.
- Co kacyk morderca? - zapytał widząc twarz kumpla. Jednak jego stan zwalił na dwa dni spędzone w hotelu w towarzystwie gitary i alkoholu. Marc nie powiedział nic co mogłoby wskazać, że jest inaczej. Usiadł tylko przy biurku i wziął szklankę, nalał sobie do niej wody i wypił całą nie odrywając od niej ust nawet na chwilę.
- A jednak. - mruknął przyjaciel siadając wygodniej w fotelu.
- Goń się... - odburknął Marc. - Masz już jakieś informacje? - zapytał stawiając szklankę na blacie zostawiając na nim mokre ślady.
- Detektyw będzie tu wieczorem do tego czasu masz całkiem sporo pracy. Poprawiamy nagranie, chłopakom od dźwięku coś nie pasuje. Masz dziś wywiad w radu na który właśnie jedziemy więc ogarnij się z łaski swojej. Nie chcę widzieć tam zapitej gęby. Zrozumiano? Następnie śpiewasz dla dzieci w szpitalu dwie ulice dalej, pewnie razem z Vici. Nie wiem dokładnie, Andrew ostatnio mnie unika. To pewnie sprawka tej płyty. Dopiero później spotykamy się z detektywem, mówił, że mamy zachowywać się normalnie i nic na razie nie mówić. - Marc milczał przytakiwał tylko. Natychmiast zebrali się z wytwórni i pognali w wir obowiązków. Dzień mijał mu szybko,wszystko działo się jak na wariackich papierach, a on czuł się zupełnie jakby obserwował wszystko z boku. Jakby to nie było jego życie, nie chciał tego w tej chwili, choć przez rok tak ciężko na to pracował. Wiedział już, że nic nie będzie smakować tak samo.
. . . . . . . . . . . .
Wieczór nastał bardzo szybko, zupełnie się tym nie przejął. Taka była kolej rzeczy, mijają minuty, godziny, dzień po dniu. To wszystko zmieni się w lata, przepełnione samotnością. Gdy wchodzili do gabinetu Pata minęła ich Julia, która jego przyjaciel zaczepił. Dał jej jakieś dokumenty, które miała przekazać Vici. Dotyczyły zerwania umowy. Prosiłby dostarczyła je osobiście do panny Darrel, podał jej adres. Marc wiedział, co to za papiery, jednak nie obchodziło go to. Było mu już obojętne czy umowa ich obowiązuje czy nie. Nie chciał już niczego poza ukryciem się w domowym zaciszu i zatopieniem żalu w szklance burbonu. Gdy zostali sami w zaciszu gabinetu omówili rezygnację Marca z umowy, nie musiała od razu oznaczać zerwania współpracy z wytwórnią. On jednak pozostał nieugięty. Chciał wyjechać, może oznacza to, że zerwie kontakt z Patem, ale zniszczył już tyle mostów, że jeden nie zrobi mu różnicy. Jeśli Pat traktuje go jak kumpla to nic się nie stanie. Jeśli traktował go tak tylko ze względu na wytwórnię to niech się goni. Minęło napięte pół godziny po których detektyw zapukał do drzwi. Podobno już znał sprawcę, Marc był ciekaw co to za poczwara grozi jemu i Vici. Oniemiał z wrażenia, gdy zobaczył zdjęcia...
#58 29-12-2016 o 23h34
Link do zewnętrznego obrazka
Próbowała jeszcze nagrywać, ale szło jej opornie, nie potrafiła się na niczym skupić, jej myśli krążyły wokół Marca i dopiero rozmowa z Liv pomogła jej się jakoś ogarnąć. Gdzieś w międzyczasie zadzwoniła też do Andrew - chciała mu powiedzieć o planach Marca dotyczących zerwania umowy. Marc mógł sobie mówić co chciał, wiedziała, że zależało mu na wytwórni i sławie. Może teraz próbował uciec, może to ona to sprawiła, może to przez prześladowcę... Ale nie chciał rezygnować z muzyki, z kontraktu, z tego co miał. Wiedziała o tym. Więc nie, nie zamierzała mu na to pozwolić. Nie zamierzała dopuścić, żeby zniszczył to, na czym tak mu zależało, o co tak długo się starał. Może i była zagubiona, może sama już nie wiedziała, co do niego czuje, ani co powinna myśleć, nie miała pojęcia, jak powinna interpretować jego zaufanie ani w które słowa mogła wierzyć... Ale nie życzyła mu źle. Nie chciała, żeby stracił to, na co tak długo pracował. Niezależnie od tego, czy to ona była przyczyną, czy też nie.
***
Kilka godzin później siedziała u siebie w domu; chociaż teoretycznie Liv wciąż u niej mieszkała, to Vici zdołała ją jakoś przekonać, żeby spędziła trochę czasu z Mattem (mimo że ze słów Liv wynikało, że zamierzała sprawić, żeby Matt wyjechał, twierdząc, że nie chce, by przez nią zmieniał plany - Vici uznała, że czeka ich długa rozmowa). Na powrót do Hiszpanii jeszcze nie zdołała jej namówić, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Bo choć brakowało jej przyjaciółki, to wiedziała, że nie mogła jej zatrzymywać, a Liv nie mogła czekać, aż wszystko się unormuje... Jakby się nad tym zastanowić, to ona i Liv miały podobne cele, tylko że chodziło im o wyjazdy innych osób.
Victoria siedziała więc sama, odsłuchując gotowe już nagrania do albumu, nanosząc poprawki na te, nad którymi pracowali i czekając na przybycie Julii, która miała dostarczyć jej jakieś dokumenty. Prace nad albumem szły sprawnie i Vici to cieszyło; z jakiegoś powodu nie mogła się doczekać, aż go wyda, jakby to miało coś zakończyć, zamknąć za nią pewien etap.
Wreszcie Julia przyjechała, więc Vici poszła otworzyć drzwi i odebrać od niej papiery. I wtedy wszystko potoczyło się zbyt szybko.
#59 30-12-2016 o 15h05
Link do zewnętrznego obrazka
To wszystko, całe to piekło zgotowała mu osoba, którą ostatnimi czasy uważał za kogoś bliskiego. Tego absolutnie się nie spodziewał gdy oglądał zdjęcia oraz dokumenty, wszystko to sprawiło, że usiadł z wrażenia na krześle. Spojrzał na Patricka, choć ten wydawał się w jeszcze większym szoku.
- Panowie, nie ma pomyłki. To nagranie pokazuje to doskonale. - detektyw włączył laptopa i pokazał im filmik na którym ktoś dziurawił opony w aucie Patricka. Osoba w czarnej bluzie. Tak samo jak w przypadku włamania, ta sama bluza i to samo logo. Jednak kaptur z głowy sprawczyni zsunął się na chwilę ukazując burzę blond włosów. Pat rzucił wiązanką niecenzuralnych słów. Mimo to detektyw nie przerywał mówienia.
- Niejaka Julia Smith, właściwie Julia Greenwood. Panna, zmieniła nazwisko dwa lata temu po opuszczeniu szpitala psychiatrycznego New York State Psychiatric Institute do którego trafiła z objawami paranoioraz potocznie rzecz ujmując manią prześladowczą. Trafiła tam po włamaniu się do domu pewnego mężczyzny. Jako, że pan Brown wystąpił wcześniej o zakaz zbliżania, w dodatku groziła jego małoletniej córce. - wyjął zdjęcie owego mężczyzny. Marc zdziwiony chwycił zdjęcie owego człowieka. Był nieco do niego podobny, różnił ich co prawda kolor oczu,wiek, odcień cery, ale postura, ułożenie fryzury. Podał zdjęcie Patrickowi, który był wściekły, a jednocześnie zaskoczony jeszcze bardziej od Marca.
- Rozmawiałem z rodzicami panny Anderson, od czasów szkoły miała manię na pana punkcie panie Privet. Z początku myśleli, że to wyłącznie zakochanie, ale z czasem było tylko gorzej. Po zakończeniu szkoły próbowali szukać dla córki ratunku, jednak nic nie przynosiło skutku. W trakcie leczenia w szpitalu było lepiej, nawet nawiązała kontakt listowy ze swoją ofiarą i przeprosiła, wyrażając skruchę. Prawdopodobnie po pańskim powrocie do kraju jej objawy wróciły jako, że był pan przyczyną jej stanu. Pozwoliłem sobie również, ale niech to zostanie między nami panowie, odwiedzić mieszkanie panny Smith. Miała dostęp do prywatnego pomieszczenia w piwnicy budynku. Proszę zobaczyć. - pokazał im kolejne zdjęcia, przedstawiały one mały pokój wyklejony jego fotografiami, był doklejony do jej zdjęć, wycinki z gazet i inne rzeczy, które wskazywały na to, że dziewczyna Patricka ma lekko rzecz ujmując niestabilną osobowość. Pokazał im jeszcze jedno na którym widać było, że również jej obsesja mogła zaszkodzić Victorii. Groźby, przebite oczy na zdjęciach, pomazana twarz, przebijane lotkami to tylko kilka z łagodniejszych rzeczy. Marc rzucił to zdjęcie z odrazą. Detektyw wyciągnął kolejne rzeczy z torby, były to listy kierowane do Marca. Zgadzał się papier i charakter pisma. Ten jednak patrzył na to wściekły. Nagle Patrick wstał.
- Victoria! - krzyknął, a Marc zrozumiał o co chodzi. Przecież mężczyzna poprosił swoją sekretarkę, by dostarczyła jej dokumenty. Wokalista zerwał się z krzesła i chciał już wyrwać się biegiem, ale powstrzymał ich detektyw.
- Nie pojedzie pan tam sam. Proszę ze mną. - powiedział wychodząc z biura. Praktycznie biegiem pokonali dystans jaki dzielił ich od auta. Jeśli Marc stwierdził, że Pat prowadzi jak wariat, to w tej chwili prowadził sam szatan. Chwilę później byli już przed domem Vici. Marc niewiele myśląc pognał po schodach jak szaleniec, wywalając się kilka razy po drodze. Jednak nic sobie z tego nie robił. Stał przed jej mieszkaniem, kiedy zorientował się, że drzwi są uchylone. Otworzył je i wszedł do mieszkania.
- Vici - szepnął z przerażeniem w oczach patrząc jak Julia mierzy do jego ukochanej z pistoletu.
#60 31-12-2016 o 22h50
Link do zewnętrznego obrazka
W jednej chwili Vici otwierała Julii drzwi, by odebrać dokumenty. W kolejnej Julia wchodziła do jej mieszkania. A w następnej mierzyła do Vici z pistoletu. Chyba coś mówiła, ale Vici nie słuchała. Patrzyła się tylko na broń, jakby to do niej nie docierało. Więc osobą, która jej groziła była Julia? Wydarzenia zaczynały nabierać sensu, ale ona nie zastanawiała się nad tym. Dopiero po chwili zaczęła rozumieć słowa, które mówiła Julia.
-...słyszałam waszą rozmowę. Nie odbierzesz mi go!- mówiła coś więcej, a Vici zastanawiała się, czy gdyby wyjaśniła, że ona tak naprawdę nie jest z Marciem, coś by to dało. Wątpiła w to. Szanse na to, że Julię przekonają racjonalne argumenty były niemal zerowe. Vici rozejrzała się, w poszukiwaniu jakiejś drogi ucieczki, ale bezskutecznie. Mogła oczywiście próbować uciec albo chwycić jakiś przedmiot i zaatakować Julię, ale bała się, że gdy tylko spróbuje, a zanim cokolwiek uda jej się osiągnąć, Julia wystrzeli. Bała się. Wróć, była przerażona. I wtedy przypomniała sobie słowa Marca. "Nawet życie". I wtedy coś sobie uświadomiła. Cieszyła się, że to ona tu stoi. Bo to oznaczało, że Marcowi nic nie groziło. To dobrze. Wolała być na tym miejscu zamiast niego. Tak bardzo jej na nim zależało...
Musiała jednak coś zrobić. Nie wiedziała, jak długo Julia będzie jeszcze czekała, zanim strzeli. I wtedy usłyszała kroki. Julia się odwróciła z zaskoczeniem zauważając Marca. Vici też była zdumiona. Julia powiedziała do niego coś o tym, że gdy zabije Vici będą mogli być razem... A może że Marc jest tylko jej i nikt jej go nie odbierze? Vici sama już nie wiedziała. Głównie dlatego, że sekundę po tym rozległ się strzał. Ktoś krzyknął. Ktoś biegł po schodach. Marc rzucił się do przodu, jednak Vici nie zauważyła wiele. Czy chciał powali Julię na ziemię? Victoria upadła, chyba ktoś ją popchnął. A może to była siła uderzenia pocisku? Ale to nie miało sensu, bo nie czuła bólu. W każdym razie nie takiego, jakiego mogła się spodziewać po uderzeniu kuli. Czuła jakiś ciężar. Na podłodze była krew. Więc ktoś został ranny. A Marc... Marc leżał obok niej.
-Marc! -zawołała. Chciała upewnić się, że nic mu nie jest. Tyle że nie mogła. Bo Marc był ranny. To jego krew płynęła po podłodze. I tej krwi przybywało.
Kolejne momenty Vici ledwo pamiętała, była nieobecna i kiedy lekarze zabierali Marca sądzili, że jej też coś się stało. Pamiętała, że trzymała Marca za rękę. Że powtarzała jego imię. Chyba czasem też szeptała "nie". Wiedziała, że płakała, bo później czuła zasychające łzy. Nie ocierała ich. W ogóle nie zwracała na nie uwagi. Pamiętała jazdę do szpitala. I że lekarze zabrali Marca. Siedzenie w poczekalni, czekanie. Niekończące się czekanie, dające jej na rozmyślania znacznie więcej czasu niż potrzebowała. I niepewność. Paraliżujący strach. Nie była pewna, czy policja powinna się tym zainteresować, czy też wszystko zostało w ukryciu, ale nawet jeśli, nikt jej nie wypytywał (co mogło być lub nie być zasługą Andrew); ani lekarze, ani detektyw, dzięki któremu Julia chyba została ujęta. Vici nie była pewna. Nie skupiała się na tym, bo całą uwagę poświęciła Marcowi. Mimo to, w którejś z chwil wściekłości, tylko częściowo wywołanych strachem i bezsilnością, postanowiła, że gdy tylko Marc poczuje się lepiej, ona dopadnie Julię. Bo Marc musiał z tego wyjść. I tym razem ona nie zamierzała go zostawić.
Minęła cała wieczność, zanim Marca przewieziono do sali i zanim ona mogła wejść do środka. Siedziała przy jego łóżku, trzymając go za rękę. Mieli mnóstwo nierozwiązanych spraw, cała ta kwestia uczuć była poplątana, a ich relacja nie kwalifikowała się do żadnej jej znanej... W tamtej chwili jednak to nie miało znaczenia. Liczył się tylko Marc.
#61 03-01-2017 o 19h55
Link do zewnętrznego obrazka
Marc zaniemówił, nie wiedział co zrobić . Stał przez chwilę jak słup soli i patrzył na wściekłą i zapłakaną twarz Julii.
- Nikkkkt mi cię nie zabierze. Marc, będziemy szczęśliwi, zobaczysz. Zrobię to dla nas.
- Julia nie ma nas, zrozum, my nigdy nie byliśmy razem.
- Zdradziecka &(&!...nigdy nie widziałeś jak bardzo cię kocham! Zawsze widziałeś tylko ją, od kiedy tylko spotkałeś tą &%!@&@. Nie rozumiem tego, tak bardzo się starałam, a jednak wolisz tą która cię zdradziła. Ja zawsze byłam ci wierna!
- Oddaj mi pistolet. Julia, zobaczysz jeśli oddasz mi broń wszystko będzie dobrze. - powiedział idąc powoli w jej stronę z wyciągniętą ręką. Myślał, że wszytko będzie dobrze. Sam był w szoku, bał się, to wszystko było szalone. Cała ta sytuacja była istnym scenariuszem do jakiegoś dramatu. Powoli zbliżał się do psychopatki chcą odebrać jej broń. Jednak bezskutecznie. Nagle za drzwiami zobaczył detektywa z bronią dającego mu znak by się wycofał. Julia jednak dalej płakała i nie przestawała mówić o miłości, przeznaczeniu. Mówiła, że ostrzegała Vici, że dzięki listom on miał ją pokochać. Marc nie wytrzymał gdy blondynka wymierzyła ponownie w Vici. W tej chwili wiedział co się stanie, rzucił się na Vici, osłonił ją własnym ciałem i pchnął na ziemię. Następnie usłyszał huk i poczuł koszmarny ból w okolicy lewego ramienia. Julia krzyknęła, Vici leżała w szoku na podłodze, a on? Marc upadł na brzuch. Spojrzał w stronę Juli, która leżała na ziemi powalona przez detektywa. Pat trzymał w dłoni telefon i gdzieś dzwonił. Następnie zerknął na Vici, ostrość obrazu zmieniła się, wszystko się zamazało. Później była tylko cisza i czerń.
Przebudził się na chwilę w karetce, krzyczał, wzywał Vici, ale jej tam nie było. Płakał, łzy bólu i bezsilności mieszały się w nim. Maska tlenowa na twarzy tylko mu przeszkadzała, ale każda próba zdjęcia jej kończyła się przerywaniem tego zabiegu przez ratowników. Nie zapamiętał tego, ale twierdził, że to jego koniec. W pewnym momencie znów stracił świadomość.
Nie wiedział ile był nieprzytomny, z początku nie pamiętał też co się stało. Coś bolało, ale tak jakby ten ból był gdzieś daleko, jakby ciało nie należało do niego. Minęła chwila nim otworzył oczy. Zastanawiał się co się stało i gdzie jest, gdy je otworzył sporo czasu minęło nim odzyskał ostrość widzenia. Czuł przyjemne ciepło na swojej prawej dłoni, wiec odwrócił głowę w tamtą stronę z której ono dochodziło. Zaskoczony zobaczył Vici.
- Vici. - jego szept był ledwo słyszalny. Miał zaschnięte gardło, spękane usta, coś w okolicach lewego ramienia i klatki piersiowej bolało. Mimo to nie pamiętał dokładnie co się stało.
- Co się stało? Gdzie ja jestem? - zapytał znów szepcząc. Wszystko było zamazane i niewyraźne. Zupełnie jakby ktoś wziął większość jego wspomnień poprzedniego dnia i wsadził je do szejkera. Chciał zacisnąć lewą dłoń, ale nie mógł, dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że wcale nie ma czucia w dłoni.
#62 06-01-2017 o 18h34
Link do zewnętrznego obrazka
Długo rozmawiała z Liv, która przyjechała do szpitala, gdy tylko się dowiedziała, co się stało. Rozmowa była poważna, ale Vici potrzebowała tego - przyjaciółki. W głowie miała chaos, martwiła się o Marca i zaczynała panikować, a to pomogło jej wszystko jakoś poukładać. Wsparcie Liv wiele dla niej znaczyło, zwłaszcza teraz, kiedy czuła się tak zagubiona. To Liv pomogła jej coś zrozumieć - a także zdać sobie sprawę z tego, że Victoria wiedziała, jaką decyzję podjąć. Mimo wątpliwości.
Mówiły o wielu sprawach. O Marcu, o albumie Vici, o Matthew, o wyjeździe Liv. udało im się osiągnąć porozumienie w tej ostatniej kwestii, choć nie było to łatwe. Czas mijał tak powoli... Opowiadały sobie, co robiły, odkąd Liv pojechała do Hiszpanii - Liv podnosiła ją na duchu, mówiąc o swojej karierze, znajomych, wspominając zabawne historie z imprez, na które chodziła, mówiła o filmach, które obejrzała... Jakby chciała sprawić, żeby Vici nie myślała o ostatnich wydarzeniach. Liv żałowała też, że przez jej wyjazd tak rzadko się spotykały i nie mogły szczerze porozmawiać; że nie wiedziała o umowie, o tym, że Vici znów spotkała Marca, że nie mogła jej w tym wspierać. Wiedziała, jak trudna była to sytuacja dla Vici, tak jak wiedziała o jej wyrzutach sumienia.
Czas mijał, a one rozmawiały, czasem na lekkie tematy, czasem na cięższe. W końcu jednak Liv poruszyła kwestię relacji Vici z Marciem i Vici nie miała wyboru. Nie mogła odkładać tego w nieskończoność. W niektórych kwestiach się zgadzały. Czasem Liv zadając pytania sprawiała, że Vici łatwiej było sobie uporządkować w głowie myśli. Nie udzieliła jej jednak rady - wiedziała, że decyzja należy do Vici, bo tylko Vici wiedziała, co czuje i czy potrafiłaby wybaczyć...sobie. Nie powiedziały tego wprost, żadna z nich. Liv tylko stwierdziła, że nie powie jej, co ma robić, bo nie jest nią i nie zna sytuacji w pełni. I nikt nie może postanawiać czegoś za Vici. Bardzo pomogła Vici. Wreszcie nie czuła się tak zagubiona i niepewna.
Gdzieś w międzyczasie rozmawiała też przez telefon z Jamesem, załatwiła kilka spraw z Andrew i zapytała lekarza o stan Marca, cały czas będąc przy nim. Jednak jakiś czas po tym, gdy Liv wyszła, wiedząc, że Vici musi coś przemyśleć, poczuła się samotna i...
Wtedy Marc się obudził, a ona omal nie rozpłakała się z ulgi, słysząc swoje imię.
-Jesteś w szpitalu, kula trafiła cię w ramię -odparła, starając się panować nad głosem, wiedziała jednak, że mówiła nieco ciszej niż zwykle. -Jak się czujesz?-zapytała, choć wiedziała, że to głupie pytanie. Poczekała na jego odpowiedź, a potem chwilę milczała, zanim znów się odezwała.
-Przepraszam-niemal wyszeptała, bo czuła, jak głos zaczyna jej się łamać. -Przepraszam -powtórzyła, cicho dodając, że to przez nią, jednak tu już głos zaczął ją opuszczać i słowa były niemal niedosłyszalne. Możliwe, że łza spłynęła jej po policzku - nie zwracała na to uwagi. Przez chwilę znów nic nie mówiła, próbując się w sobie zebrać i mniej więcej odzyskać kontrolę nad sobą. Wzięła głębszy wdech, uspokajając się nieco, przeniosła wzrok gdzieś w przestrzeń, potem na poręcz krzesła, nieco żałując, że nie może sięgnąć do bransoletki. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że wciąż trzyma go za rękę.
-Powinnam już iść. Lekarz uprzedzał, że będziesz potrzebować odpoczynku -powiedziała, zbierając się żeby wyjść.
Ostatnio zmieniony przez LenaAlice (06-01-2017 o 19h10)
#63 07-01-2017 o 23h46
Link do zewnętrznego obrazka
Jaka kula, jakie ramię, nie pamiętał dokładnie co się stało. Nie wiedział do czasu aż jakieś zamglone obrazy i niewyraźne słowa docierały do niego z dna świadomości. Przeczesał włosy i zamknął oczy tak mocno, że dostał jakichś dziwnych mroczków. Nie mógł sobie przypomnieć nic więcej z tego dnia po za hukiem i bólem. Spojrzał na Vici. Nie chciał zostać sam, nie teraz. Cisza, chłód i samotność. Nie chciał znów tego czuć.
- Ja...dziwnie, nie wiem co się stało, w dodatku jestem skołowany. To chyba przez leki. - spojrzał na kroplówkę. Później oparł się o poduszki i spojrzał na Vici. Ona płakała, przejmowała się nim? Przejmowała się tym , że mogło mu się coś stać? Gdyby nie był tak słaby i nieprzytomny pewnie zacząłby rozmowę na ten temat. Jednak nie teraz. Zacisnął swą dłoń, na jej, gdy mówiła, że musi iść. Spojrzał na nią wystraszony.
- Zostań jeszcze. - jego wzrok był wystraszony, on sam nie wiedział co się dzieje, a jedyna osoba jakiej mógł zaufać właśnie chciała wychodzić. Nagle na sale wpadł lekarz i sprawdził jego stan zdrowia , zmienili mu opatrunki, a kobieta w mundurze zabrała Vici ze sobą na korytarz. Następnie weszła do niego i pytała o rzeczy o których on nie miał zielonego pojęcia, przynajmniej nie pamiętał nic z tego. Policjantka wyszła, a on liczył, że Vici wróci i posiedzi z nim jeszcze trochę. Nie chciał być sam, nie teraz kiedy niektóre obrazy zaczęły wracać. Kiedy zmęczenie nie dało mu spać, kiedy zyskał świadomość, że nie może ruszać lewą ręką, że wszystko się sypie, że wszystko jest nie tak. Choć wśród tego całego zawirowania uczuć pojawiło się jedno dobre...świadomość, że Vici nic się nie stało, że mógł dotrzymać obietnicy. Powoli zaczął zapadać się w swoje myśli, które nie prowadziły do niczego dobrego. Skrzypnięcie drzwi wyrwało go z zamyślenia, gdy ujrzał w nich Vici uśmiechnął się blado.
Ostatnio zmieniony przez Ikuna (11-01-2017 o 22h32)
#64 28-01-2017 o 11h32
Link do zewnętrznego obrazka
Poczuła uścisk jego dłoni, więc zaskoczona spojrzała na niego. Nie spodziewała się tego. Ani tego, że będzie chciał, żeby została. Zrzuciła to na leki i jego dezorientację - najwidoczniej był w szoku i nie pamiętał co się stało. Była przekonana, że kiedy odzyska wspomnienia nie będzie chciał jej widzieć, w końcu to przez nią znalazł się w szpitalu, to przez nią omal nie zginął. Mimo to postanowiła zostać, skoro tego właśnie chciał. I wtedy pojawiła się policjantka.
Starała się odpowiadać rzeczowo, spokojnie i ze szczegółami na wszystkie pytania, ale nie było to łatwe, bo cały czas myślała o Marcu i kilkukrotnie zerkała na drzwi, za którymi leżał, a powrót myślami do tamtych wydarzeń sprawiał, że traciła opanowanie. W końcu jednak mogła do niego wrócić, ale wtedy się zawahała. Może nie powinna? A jeśli on już nie chce jej widzieć? Żeby zyskać chwilę na przemyślenie tego, zadzwoniła do Andrew i omówiła z nim kilka najważniejszych spraw, miedzy innymi związanych z faktem, że Marc się obudził. Trwało to zaledwie kilka minut, ale wystarczyło, żeby się nieco uspokoiła i przypomniała sobie, że nie może tak ciągle się wahać - jeśli nie będzie chciał, żeby tam była, powie jej o tym. Wróciła więc do pomieszczenia, w którym leżał Marc -wcześniej tylko nieco poprawiając swój wygląd, bo ostatnie wydarzenia, zmęczenie i łzy sprawiły, że nie wyglądała najlepiej - jednak tym razem czuła się bardziej niepewnie - nie wiedziała, co powiedzieć, ani jak blisko podejść. Kiedy był nieprzytomny, było jej łatwiej, bo nie musiała się tym przejmować, teraz jednak wszystko znów się komplikowało...
Miała tego dość. Dość komplikacji, rozważań co do tego, co można, a co nie i zastanawiania się nad wszystkim. Marc omal nie zginął, a teraz leżał w szpitalu i to było ważne. Resztą mogli zająć się później. Dlatego bez słowa usiadła tam, gdzie wcześniej i odruchowo zaczęła bawić się bransoletką, nie wiedząc, co powiedzieć i obracając w palcach zawieszki. Ledwo już pamiętała, od czego to wszystko się zaczęło - to, że zwykła bransoletka stała się przedmiotem z różnymi zawieszkami, a każda z nich stanowiła jakąś pamiątkę, z każdą wiązała się historia, każda niosła ze sobą wspomnienia. Nie było jednak wśród nich połówki serca od Marca - miała je tam, kiedy byli razem i jeszcze jakiś czas, po jego wyjeździe, w którymś momencie jednak odczepiła je - Liv twierdziła, że jeśli tego nie zrobi, nie będzie potrafiła zapomnieć o Marcu.
Ostatnio zmieniony przez LenaAlice (28-01-2017 o 14h51)
#65 28-01-2017 o 17h18
Link do zewnętrznego obrazka
Leżał i obserwował jak dziewczyna siada obok i bawi się bransoletką. Nie miał już zbyt wiele siły na rozmyślania, ale skoro tu siedzi to chyba coś znaczy? Być może ich relacja jest do uratowania, albo czuje się winna temu wszystkiemu cokolwiek się stało. Niewiele myśląc położył dłoń na jej ręce i spojrzał na nią.
- Nie musisz tu siedzieć jeśli nie chcesz. -wyszeptał, starając się ukryć żal w głosie.
- Nie pamiętam dokładnie co się stało, ale zrobiłem to byś była bezpieczna, a nie czuła zobowiązania. Te ostatnie miesiące dały mi wiele do myślenia na temat tego co zrobiłem. Jestem ignorantem Vi. Lekarz mówi, że pamięć z tego dnia wróci do mnie w przeciągu kilku godzin, może dni. Jednak wiem jedno. Cieszę się, że to ja tu leżę, a nie ty. W dodatku po tym wrócę do Londynu, nie będziesz już zobowiązana, jesteś wolna mała. - mruknął patrząc na ścianę. Jego sprawna dłoń zacisnęła się na jej dłoni, uśmiechnął się blado. Nagle jego wzrok stał się nieobecny, zacisnął powieki a jego dłoń zacisnęła się mocniej. Widział w tej wizji pistolet który zaraz wystrzeli, rzucił się więc bezwiednie na Vici, by ją odepchnąć. Jego jedyną myślą w tej chwili było to, że kobieta którą kocha nie może zginąć, jej życie jest cenniejsze od jego. Bezwiednie zacisnął dłoń na jej ręce, przyciągnął Vici do siebie, objął ją sprawną dłonią i przytulił do siebie, gładząc jej włosy. Płakał, nie mógł przestać, łzy cisnęły mu się do oczu i spływały na policzki. Tak bardzo bał się w tamtej chwili, że może się jej coś stać, że ucierpi przez niego. Wspomnienie które wróciło spowodowało chaos w jego głowie i emocjach.
- Cieszę się, że nic ci nie jest, ja ... - szepnął tuląc ją do siebie. Nie mógł skończyć tego zdania, przerwał w połowie wypowiedzi głaszcząc jej miękkie włosy, wciągając ich zapach w płuca. Po chwili puścił.
- Nie czuj się zobowiązana w jakikolwiek sposób. Możesz już iść, dam sobie radę. - mruknął patrząc na swoje dłonie. Przez to wszystko sam nie wiedział czego chce. Z jednej strony mógłby tulić ją cały czas, z drugiej wolał ukryć przed nią swoje łzy, by nie widziała w jaki stan wprowadziła go taka sytuacja.
#66 30-01-2017 o 12h25
Link do zewnętrznego obrazka
Wzrok podniosła dopiero wtedy, kiedy poczuła jego dłoń na swojej ręce. Na początku tylko go słuchała, zbyt zaskoczona, żeby się odezwać, jednak kiedy powiedział, że cieszy się, że to on tu leży...
-Nie mów tak-zaprotestowała cicho. -Mówisz to, b jesteś w szoku i nie pamiętasz co się stało-dodała po chwili, bo jego słowa nie miały sensu. Przecież to przez nią leżał w szpitalu. I gdyby to pamiętał, z pewnością nie mówiłby tego i nie dbałby o to, czy ona czuje się zobowiązana. Mimo że cichy, irytujący głos w jej głowie miał co do tego wątpliwości.
Wtedy poczuła, jak Marc przyciąga ją do siebie, a jedno spojrzenie wystarczył jej, żeby wiedziała, że myślami jest gdzieś indziej i że ona nie powinna go z tego wyrywać. Przytuliła go bez słowa, jednocześnie przypominając sobie, jak wiele razy on ją w ten sposób uspokajał. Ona jednak nie potrafiła zapewnić go, że wszystko jest już w porządku - nie mogła tego zrobić wiedząc, że on niedługo zrozumie, że to przez nią omal nie zginął, że to przez nią... Na sekundę uścisnęła go mocniej i chyba szepnęła cicho coś uspokajającego, sama nie była pewna, bo znów przygniatał ją nadmiar emocji, a w jej oczach pojawiły się łzy. Zamrugała kilka razy, by je odgonić i odzyskać panowanie nad sobą. Chwilę później Marc ją puścił, więc odsunęła się nieco.
-A chcesz, żebym poszła? -zapytała. Nie chciała go zostawiać, ale miała też wrażenie, że nie powinna tam być. To przez nią, przez nią... Gdyby była ostrożniejsza, Marcowi nic by się nie stało. Gdyby tak wtedy na niego nie nakrzyczała, gdyby nie udawała odważnej, gdyby schowała urazę i zamiast mówić, że sława ma swoją cenę, zajęłaby się zagrożeniem, gdyby zerwała umowę... Przecież to jej groziła Julia. Marc leżał w szpitalu, bo mimo wszystko chciał ją chronić. Czemu on to zrobił? Nie mogło przecież chodzić o wyrzuty sumienia. Wtedy zostawił ją dla kariery i to z jej winy, a teraz... teraz omal nie zginął. Nie ryzykowałby tak z powodu poczucia winy, prawda? Nie musiał przecież ryzykować życia, w ogóle nie musiał się narażać... Nic nie musiał robić, bo to przez nią wyjechał. Więc czemu...? To nie miało sensu. Nic z tego nie miał sensu. Albo to ona nie potrafiła zrozumieć.
#67 30-01-2017 o 18h33
Link do zewnętrznego obrazka
Leżał patrząc na swoją dłoń, później w sufit, a następnie gdzieś na drzwi. Wszędzie byle nie na Vici. Nie powinien chcieć od niej nic, cokolwiek by się działo, czegokolwiek chciał, nie mógł jej powiedzieć co czuł. Za bardzo ją zranił, skrzywdził. Do tego był zmęczony, zamulony lekami i zaczynał czuć ból w ramieniu. Oblizał spierzchnięte wargi, nawilżając je nieco.
- Nie pamiętam wszystkiego, ale to wróci, chyba. - wyszeptał, czując suchość w ustach. Kiedy usłyszał jej pytanie spojrzał na nią zaskoczony. Przez chwilę był szczęśliwy, ale później zdał sobie sprawę, że czuje się winna i to wyłącznie powód tego, że chce tu siedzieć. Odwrócił wzrok od Vici, jego oczy ze zdziwienia mieszającego się z radością stały się obojętne i puste, przełknął ślinę i mruknął.
- To czego ja chcę nie ma znaczenia, zrób jak uważasz. - zamknął oczy i wyciągnął swoją sprawną dłoń wzdłuż ciała, tak by leżała tuż przed nią. Nie chciał widzieć jej twarzy, bał się jaką decyzję podejmie dziewczyna, leżał więc i nasłuchiwał . Wyjdzie, czy zostanie? Z jednej strony wolałby by wyszła, wiedziałby wtedy, że nie ma szansy i nadziei, nie żałowałby tego co zrobił za nic w świecie.Wyjechałby z miasta i zaczął życie w innym miejscu od emocjonalnego zera. Z drugiej strony pragnął by została, chwyciła jego dłoń i była. Walczyłby wtedy o nią do samego końca, byłby lepszy niż przed wyjazdem. Wynagrodziłby jej cały ten rok, wszystko co zrobił, cały swój egoizm, za ten jeden uścisk jej drobnej dłoni oddał by absolutnie wszystko.
#68 31-01-2017 o 11h46
Link do zewnętrznego obrazka
-Marc...-zaczęła, choć sama nie wiedziała, co chciała powiedzieć. Była rozdarta, zagubiona. Nie wiedziała, co robić. Po tym, jak się znów nieco odsunęła, kiedy powiedział, żeby zrobiła jak uważa, nie ruszyła się w ogóle. Była jak sparaliżowana. Chciała powiedzieć mu, że go nie zostawi, ale nie mogła tego zrobić; jemu ani sobie. Między nimi nic już nie było, wszystko się skończyło, a ostatnie dni były spowodowane groźbami, strachem, żalem z przeszłości i wyrzutami sumienia. Ale nie było tam miejsca na miłość. Nawet to co powiedział Marc... "Nigdy nie przestałem cię kochać". Nie mogła o tym zapomnieć, chociaż wiedziała, że wcale nie miał tego na myśli, że był wzburzony, a to wszystko było tylko echem przeszłości. nadszedł czas, by to zrozumieć i zaakceptować. Powinna była zresztą zrobić to dawno temu. Tak jak zrobił to Marc, co pokazał piosenką. Dlaczego ona nie potrafiła? Czemu ciągle żyła przeszłością? A teraz jeszcze słowa Marca... Nic już z tego nie rozumiała. Przecież to, czego on chciał było ważne; czy rok temu tego nie udowodnił? Że liczą się dla niego własne cele? Gdyby znów tak zrobił, nie wahałaby się, wyszłaby stamtąd, z przekonaniem, że to koniec. Ale on tego nie zrobił. Jakby zostawiał decyzję jej. Tyle że wybór był jeden; wiedziała, że do siebie nie wrócą. Że muszą zakończyć to... czymkolwiek to było. Czuła, jak coraz ciężej jej się oddycha. Musiała stamtąd wyjść, potrzebowała powietrza. I nie mogła stamtąd wyjść. Nie mogła go zostawić, nie po tym, jak uratował jej życie. Miała jednak wrażenie, że chodzi o coś więcej, niż zostanie przy nim w sali szpitalnej; że ta decyzja będzie coś oznaczać. A ona nie mogła okłamywać jego ani siebie. A jednak... I kiedy wreszcie zrozumiała, kiedy uświadomiła sobie, jak ona naprawdę "uważała", wszedł lekarz, mówiąc coś o tym, że Marc musi odpoczywać... Nie słuchała dokładnie, zrozumiała przekaz i bez tego. Uśmiechnęła się blado.
-Pa, Marc. Porozmawiamy kiedy odzyskasz wspomnienia -pożegnała się i właśnie miała odwrócić się, by wyjść, gdy zupełnie zaskakując siebie, pocałowała go w policzek. Nie zastanawiała się nad tym, czy miało to być pożegnanie, czy podziękowanie za uratowanie jej życia, czy cokolwiek innego, po prostu wyszła, rzucając krótkie "do widzenia" lekarzowi. Przez całą drogę do domu, kiedy jechała samochodem, rozmyślała. W domu od razu udała się do fortepianu i zaczęła grać. Nie wiedziała, ile czasu to trwało, pozwoliła sobie stracić poczucie czasu i rzeczywistości, zatraciła się w muzyce i czuła wtedy, że odzyskała spokój.
#69 22-02-2017 o 19h20
Link do zewnętrznego obrazka
Ten pocałunek w policzek sprawił że Marc przestał całkiem skreślać swoje szanse u Vici. Spojrzał na jej plecy gdy wychodziła i uśmiechnął się blado. Następne co zapamiętał to poranna pobudka, badania, leki, ból. I tak przez kilka dni. Matka ciągle siedziała przy jego łóżku. On pamiętał niewiele, nawet buziak od Vici był niczym sen. Wszytsko to było koszmarem, a zwłaszcza to iż nie mógł ruszać ręką. Badania nie były zbyt pocieszające, na chwilę obecną mówili o jakimś uszkodzeniu nerwu. On jednak nie myślał o tym. Był zbyt obolały, zbyt roztrzęsiony. Przychodziła policja, psycholog, jakieś inne osoby ze szpitala. Dni mijały, a on koniec końców miał zostać wypisany i wrócić do swojego mieszkania. W szpitalu pojawił się nawet Pat, nieco osowiały, przemęczony, ale jednak. Widać było iż jest podłamany sytuacją, ale Marc nie pytał. Wyznawał zasadę, że jeśli będzie chciał sam mu powie. On i rodzice Marca pomogli mu z wypisami, zawieźli do mieszkania, gdzie miał odpocząć. Nadal był osłabiony, a tego tego doszła frustracja z powodu niesprawnej ręki. Niby wszystko ma wrócić do zdrowia, ale jednak oznacza to kilka długich tygodni ćwiczeń, przerwanej kariery oraz utraconej szansy, by postarać się nieco o trochę kontaktu z Vici. Chciał z nią pogadać. Dowiedzieć się czy ma się pakować i wynosić, czy może jednak jest szansa. Kiedy Pat i jego rodzice siedzieli w kuchni on zamknął się w sypialni i napisał sms'a. Szło mu to opornie jedną ręką, ale dał radę.
" Wszystko dobrze ? "
Zapytał krótko, może jednak powinien zadzwonić? Nie był pewny niczego, ani nikogo. Usiadł ciężko na łóżku i walnął się na nie. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Była to jego matka.
- Trzeba ci czegoś?
- Spokoju - burknął tak cicho, że ledwie siebie słyszał.
- Niczego mamo. Chce się przespać. - skłamał, zawsze robił to dobrze. Patrzył w sufit, a telefon leżał na jego klatce piersiowej. Czekał, na odpowiedź. O ile w ogóle ją dostanie. Teraz jednak coraz bardziej zaczął zatapiać się w myśli - coraz bardziej destrukcyjne myśli.
Ostatnio zmieniony przez Ikuna (22-02-2017 o 19h21)
#70 25-02-2017 o 20h32
Link do zewnętrznego obrazka
Kolejne dni upływały jej niczym w filmie. Odwiedzała Marca, gdy lekarze jej na to pozwalali (zwłaszcza że mama Marca cały czas przy nim siedziała i nie chcieli go przemęczać), mimo że Marc był w takim stanie spowodowanym lekami, że prawdopodobnie nawet nie był świadomy jej obecności, resztę czasu spędzając przy fortepianie albo w studio - pochłonięta przez muzykę, próbując zapomnieć o tym, że przez nią Marc omal nie zginął. Kiedy wracała ze szpitala rzucała się w wir pracy nad albumem albo siadała w salonie godzinami grając. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że nieraz zamiast własnych utworów zaczynała grać te wykonywane przez Marca.
Noce mijały jej... cóż, mijały. Czasem przez półtorej godziny wierciła się na łóżku, nie mogąc zasnąć, a potem budziła się - z bijącym sercem, jak gdyby przestraszył ją sen (za pierwszym razem nawet mówiła "nie"), nigdy jednak nie pamiętała, co jej się śniło - w środku nocy albo nad ranem i już się nie kładła, wiedząc, że i tak nie uśnie. Siadała wtedy na parapecie, patrząc za okno niewidzącym spojrzeniem, albo szła do fortepianu - choć rzadko grała - lub leżała w łóżku; pochłonięta przez własne myśli.
Poczuła pewną ulgę, gdy dowiedziała się, że Marc został wypisany ze szpitala. To oznaczało, że jego stan się poprawił. Przez chwilę myślała wtedy, czy go odwiedzić, ale zrezygnowała z tego; nie chciała mu się narzucać, zresztą sądziła, że po odzyskaniu wspomnień Marc nie będzie chciał jej widzieć.Nie mogła go o to winić.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk przychodzącego SMS-a. Zdziwiła się, widząc, że to od Marca, a jej serce ścisnęło się, gdy przeczytała wiadomość. On martwił się o nią? Szybko wstukała odpowiedź, żeby go uspokoić.
"To chyba ja powinnam o to zapytać Ciebie.
Nic mi nie jest. Nie musisz się o mnie martwić."
Nie mogła napisać, że wszystko w porządku - skłamałaby, a Marc zasługiwał na szczerość. Chciała zapytać go, jak się czuje, ale wahała się, czy powinna. Zresztą pewnie wszyscy ciągle go o to pytali. Otaczali go przecież bliscy; wielu ludziom zależało na Marcu. Ona nie miała prawa...
Kolejny SMS, tym razem od Liv, która wyjechała jakiś czas temu. Od tamtej pory kilka razy rozmawiały, ale rzadko. Victoria nie chciała, żeby Liv się nią przejmowała, a wiedziała, że jeśli zacznie kłamać, przyjaciółka ją przejrzy. Dlatego zwykle pisała, że jest zajęta albumem i odezwie się później. Nie była tylko pewna, kiedy to "później" nastąpi.
Oprócz Liv- która była zbyt daleko, żeby wiedzieć, w jakim stanie była Vici - nie było nikogo, kto pytałby ją, czy w ogóle śpi albo jak się czuje. James z chłopakami nie wtrącali się - uznawali, że sami woleliby, żeby ich zostawić w spokoju, więc nie zamierzali nagle jej niańczyć, a rodzina... cóż, Victoria nauczyła się, jak udawać, że wszystko jest w porządku rok wcześniej - kiedy wyjechał Marc. Zresztą jej zdaniem naprawdę nic jej nie było - to o Marca inni powinni się martwić. Z nią było w porządku. Zgoda, może nie czuła się jakoś świetnie, ale to przecież nie było nic, czym inni mieliby się przejmować. Marc był ważniejszy.
#71 17-03-2017 o 23h07
Link do zewnętrznego obrazka
Sen nadszedł niespodziewanie, tak jak cała ta chora sytuacja. Dręczyły go sny, koszmary z których wybudził się po długim czasie. Gdy otworzył oczy sypialnia była wypełniona mrokiem, on przykryty był kocem, a telefon leżał obok na stoliku nocnym. Mała zielona diodka oznaczała, że dostał jakąś wiadomość, albo ktoś dzwonił. Kiedy to zobaczył sięgnął szybko po telefon. Sms od Vici.
"To chyba ja powinnam o to zapytać Ciebie.
Nic mi nie jest. Nie musisz się o mnie martwić."
Westchnął ciężko, po czym napisał, szybko wiadomość. Na tyle szybko na ile pozwalało mu zaspanie i zamulające leki.
" Owszem nie muszę.
Jednak chcę."
Rzucił telefon na łóżko i znów zapadł w sen. Obudził się rankiem, zdążył wypchnąć rodziców do domu wymigując się, że przyjedzie do niego pielęgniarka. Oczywiście było to kłamstwo, pielęgniarka wpadnie zmienić mu opatrunki, a później Marc będzie mógł zostać sam. Wyśpi się, odpocznie i pozwoli sobie na swoją samotność. Kiedy i pielęgniarka zmieniła bandaż i zniknęła on zaszył się w ciszy w swoim mieszkaniu. Ręka bolała, ale nie miał siły ruszyć się po leki przeciw bólowe, w tej chwili kanapa była idealnym miejscem dla niego.
- Tylko ciebie tu brakuje... - mruknął sam do siebie rozkładając się na poduszce i coraz głębiej zapadając w sen.
#72 17-03-2017 o 23h51
Link do zewnętrznego obrazka
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk SMS-a. Ostatnio coraz częściej w nie zapadała, nieświadomie, zapominając o rzeczywistości. Tym razem otrząśnięcie się z zamyślenia sprawiło, że jej myśli odruchowo powędrowały w stronę albumu - bo właśnie nim miała się zająć. Dopiero po chwili przypomniała sobie o SMS-ie. Przez dobrą minutę tylko patrzyła się w ekran telefonu, nie wiedząc, co myśleć o wiadomości. Wreszcie wzięła się za odpisywanie, jednak po paru minutach zorientowała się, że nie napisała nic, cały czas wahając się, czy powinna zapytać Marca, czy może do niego przyjść. W szpitalu łatwiej było jej go odwiedzać - był nieprzytomny albo tak nafaszerowany lekami, że ledwo kojarzył, co się wokół niego działo. Przynajmniej tak przypuszczała. Ale teraz, kiedy został wypisany...
"O siebie się martw" napisała, ale nie wysłała. "Możemy porozmawiać?" wstukała zamiast tego, ale to również skasowała.
"Jak się czujesz?"
Pytanie wydawało jej się na tyle neutralne, żeby mogła je zadać bez ciągłego niepokoju, a mimo to wahała się chwilę, nim je wysłała, z powodu tych samych wątpliwości, które miała, gdy wcześniej pisała do niego. Rozważała, czy powinna czekać na odpowiedź, ale uznała, że przecież Marc nie musi jej od razu odpisać; a poza tym może nie chcieć z nią o tym rozmawiać. A mimo to... nie potrafiła nie zerkać co jakiś czas na ekran. Bo, musiała to przyznać, wciąż się o niego martwiła. Ostatnie dni sprawiły, że powoli zaczęła odzyskiwać spokój i porządkować swoje uczucia, jednak gdy chodziło o Marca znów czuła się zagubiona. Troszczyła się o niego. Ciągle była niespokojna, czy na pewno wszytko w porządku. I bała się, że ją znienawidzi za to, że przez nią trafił do szpitala. Ale pytanie, dlaczego tak było, pozostawiała bez odpowiedzi. Nawet przed samą sobą.
Znów się zamyśliła. Może jednak powinna go odwiedzić? Albo chociaż zapytać, czy miałby coś przeciwko? Albo wymyślić jakiś pretekst... Ale przecież nie mogła teraz zrzucać na niego poważnej rozmowy. Nie, to musiało poczekać. Zresztą ona sama się do tego nie paliła - a nie wiedziała, jak wyglądałoby ich spotkanie i zaczynała się denerwować na samą myśl o tym. A może lepiej, żeby się nie narzucała? Sama już nie wiedziała. Miała wrażenie, że kiedyś wszystko było prostsze. A teraz... chciała się upewnić, że wszystko z nim w porządku. I tak, chciała być przy nim, chciała się nim zaopiekować. Ale... Coś cały czas ją powstrzymywało. Jakby nie powinna tego robić. Jakby to była błędna decyzja, której rozum zabraniał, wiedząc, że może to spowodować niechciane konsekwencje. Coraz bardziej się gubiła...
Zamknęła oczy, próbując się uspokoić i odzyskać jasność myśli. Na próżno. Westchnęła, a potem wstała, żeby się czymś zająć, licząc na to, że w jakiś sposób to jej pomoże. Nie potrafiła się jednak skupić, co jakiś czas wracając myślami do Marca.
Ostatnio zmieniony przez LenaAlice (19-03-2017 o 07h01)
#73 01-04-2017 o 13h31
Link do zewnętrznego obrazka
Dni mijały, rany powoli się zrosły, a Marc musiał zacząć rehabilitować zranioną rękę. Ośrodek który załatwił mu Patric był dość drogim i ekskluzywnym miejscem. Bardziej jednak martwił go stan Patricka. Facet wyglądał jak kłąb nieszczęść. Potargany, zarośnięty w wymiętej koszuli. Wyglądało na to, że odpala papieros od papierosa no i źle się odżywał o ile w ogóle pamiętał o jedzeniu. Mimo wszystko Marc nie potrafił poruszyć z nim tematu tego co się stało, w sumie po co to odgrzebywać. Facet pocierpi i minie. Jemu też przejdzie. O ile wyleczy rękę...Wtedy wszystko będzie łatwiejsze, proste i wszystko ułoży się od nowa.
W tej chwili Pat i on wchodzili do biura szefa, ten czekał na nich z prawnikiem. Najwyraźniej chciał coś omówić w sprawie umowy,w końcu naruszył ich bezpieczeństwo zatrudniając osobę której nie sprawdził dokładnie przez co i on i Vici byli zagrożeni. Usiadł na kanapie, oczywiście z małym kłopotem, bo ciężko mu było złapać równowagę, ale jako tako dał radę. Dostał propozycję kilkutygodniowych wakacji, na rekonwalescencję. Wytwórnia nie chciała z niego rezygnować, zwłaszcza teraz kiedy do mediów dostała się informacja o tym iż bohaterski muzyk uratował ukochaną kosztem własnego zdrowia. Kariera medialna tej dwójki nabrała rozpędu, jemu jednak w tej chwili było to raczej z lekka obojętne. Bardziej myślał o tym by odpocząć od tego wszystkiego. Nie miał zamiaru pozywać wytwórni, ani nic. Po prostu jedyne czego chciał to ucieczka.
- Mam dość chcę do domu. - rzucił chłodno i skierował się w stronę drzwi, gdy nagle przed nim stanęła ona. Panna Darrel we własnej osobie. Zdążył tylko przełknąć ślinę i spojrzeć jej w oczy, a następnie stanął jak wryty, by po chwili spuścić wzrok i wyminąć ją bez słowa.
#74 02-04-2017 o 08h30
Link do zewnętrznego obrazka
W ciągu kolejnych dni próbowała nie myśleć o Marcu, ale brak wiadomości od niego był tym, czego nie mogła nie zauważyć. Starała się nie myśleć o tym, co to oznaczało. Nie szło jej to jednak najlepiej.
Andrew wyciągnął ją po coś do biura. Nie miała pojęcia, czemu znowu musiała tam jechać, skoro i tak nigdy nie obchodziło ich jej zdanie, ale nie protestowała. Chyba miała nadzieję, że spotka Marca. Była jednak zaskoczona, gdy naprawdę go zobaczyła, on zresztą chyba też, bo na chwilę się zatrzymał, zanim wyminął ją bez słowa. Poczuła ból w sercu. Wiedziała, że właśnie tego powinna się spodziewać, ale przekonanie się naprawdę, że on nie chce jej znać, było czymś innym niż tylko powtarzanie sobie, że tak jest. Zawahała się przez sekundę, po czym poszła za nim.
-Marc, poczekaj - zawołała, zbierając się w sobie, by powiedzieć na głos to, czego nie chciała przyznać. Nie potrafiła. Miała już w głowie ułożone słowa - "wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale nie zajmę ci dużo czasu" - i nie była w stanie ich wypowiedzieć. -Chciałam cię przeprosić. Przepraszam za... za wszystko. Przepraszam - powiedziała zamiast tego, kiedy się odwrócił, po czym postanowiła udać się do biura szefa. Odwróciła się już nawet, nie chcąc widzieć jego spojrzenia; wcześniej przecież już dostrzegła, że nie mógł nawet na nią patrzeć. Wiedziała o tym. I musiała się z tym pogodzić. To, że go wcześniej odwiedzała, ani to, co wtedy powiedział, o niczym nie świadczyło. Wtedy jeszcze nie pamiętał wszystkiego. I był po sporej dawce leków. To, że wtedy chciał, by została, niczego nie znaczyło. Musiała o tym pamiętać. Vici jednak czuła się tylko coraz bardziej zagubiona. Te wszystkie słowa Marca, jego zachowanie... ich kłótnia; Marc troszczący się o nią; Marc zły na nią, a może po prostu wkurzony na coś; Marc, który mówi, że ją kocha (to wspomnienie znów wywołało ból w sercu); Marc nie chce jej widzieć... Nie potrafiła zebrać tego w całość.
#75 28-04-2017 o 22h00
Link do zewnętrznego obrazka
Gdy się denerwujesz co czujesz? Miszmasz w brzuchu, pocą ci się dłonie, a może masz mdłości na maksa? Wszystko to naraz czuł właśnie mężczyzna znany mediom jako Marc Evans. Kiedy do niego mówiła czul się jakby świat przestawiał się całkiem. Był dla niej problemem, czuła się winna, a nie tak powinno być.
- To nie twoja wina - rzekł tak cicho, że nawet on ledwo to słyszał, ona nie mogła usłyszeć tego wcale. Nie zatrzymał się, nie obejrzał, zupełnie jakby nie słyszał Vici. Choć serce rozrywało mu się na miliardy kawałków. Postanowił. Choć ją kochał, wiedział co zrobił źle, mimo chęci naprawy ich relacji wszystko było nie tak, wszystko się sypało. Szybko znalazł się w mieszkaniu, zaszywając się w najczarniejszym kącie swojej mrocznej psychiki.
Obudził się rankiem, w brudnej pościeli, z mruknięciem szukał zdrową ręką butelki z wodą. W koło leżało pełno puszek i butelek z podejrzanie oprocentowaną zawartością. Pudełka po jedzeniu na wynos walały się między brudnymi koszulkami, a Marc leżał wsłuchując się w źródło dźwięku, które go wybudziło. Automatyczna sekretarka rozbrzmiała iż ma zapchaną skrzynkę, jego telefon leżał rozładowany na stoliku, a on sam od dwóch tygodni nie wychodził z mieszkania, a także nikogo do niego nie wpuszczał. Nie miał po co walczyć, odliczał tylko i wyłącznie dni, kiedy będzie mógł wyjechać z miasta, kiedy umowy przestaną go obowiązywać i ponownie znów będzie mógł uciec. W końcu to wychodziło mu najlepiej. Męczony chorobą dnia wczorajszego zwlekł się z łóżka i wziął butelkę wody, która nieopatrznie wylądowała pod szafą. Gdy tak grzebał niespodziewanie znalazł część zdjęć, które musiały wylądować tam gdy pewna psychopatka zrobiła mu w mieszkaniu piekło. Papier skrywał historię dwojga młodych ludzi, dwójki która ledwo co się poznała i nieśmiało zerkała na siebie na spotkaniu grupy. Marc usiadł przy szafie i zaczął wpatrywać się w zdjęcie, ponownie zastanawiając się czy wyjazd to najlepsza opcja, ale wtedy przypomniał sobie co stało się gdy chciał to ratować na siłę.