Silva nie mógł oderwać wzroku do swojego małżonka z kilku powodów.
Po pierwsze - długotrwałe wpatrywanie się w kogoś naprawdę umie doprowadzić obiekt obserwowany do szewskiej pasji, o co przecież naszemu kochanemu Francuzowi chodziło.
Po drugie - Victor był całkiem w jego typie, aczkolwiek obawiał się o swoje wnętrzności w wyniku głębszego poznania swojego nowego współlokatora. Naprawdę pragnął sobie użyć na tym małżeństwie, ale nie w jakiejś ciemnej, zasranej trumnie 2 metry pod ziemią. Marzyło mu się ciepłe łóżeczko, kawusia rozlewana na pościel i poranne pocałunki... Tak, tyle fantazji i marzeń, które pewnie nawet nigdy nie zostaną spełnione. Musiałby sobie za żonę wziąć barana, a nie kobietę, aby cokolwiek ze swoich wizji ziścić. A zoofilem to on nie był, tym bardziej pod względem psychicznym.
Słysząc niezły huk gdzieś na początku klasy, odwrócił wzrok od Victora, aby zawiesić oczy na swoim być może przyszłym kuzynie, Gustawie. Tak, niezdarna istotka, ale jakże urocza! Wręcz idealna do kłótni, chociaż zachowująca się gorzej niż kobieta - wieczne awantury i obrażanie się, zadzieranie noska, aby go potem wypudrować. Krzyki chłopaka przyprawiły go wręcz o wyśmienity nastrój, więc wyszczerzył się z widocznym rozbawieniem, puszczając oczko kuzynowi.
- Och Gus, skarbie, krzyczysz głośniej niż podczas naszych wspólnych nocy - twarz Silvy rozjaśnił figlarny uśmiech, który w połączeniu ze złośliwą nutą w wzroku dał niesamowicie irytujące połączenie. Oczami wyobraźni już widział czerwonego ze złości Gustawa, tłumaczącego się przed chyba... niezbyt wyrozumiałą małżonką. - Ale powiem ci, ludziku, że kobiety razy due w związku to jednak żałoba narodowa - dwa PMS to istna zbrodnia.
Wyrwał mu się wredny śmiech z gardła. Po chwili do jego uszu dobiegła cięta riposta swojego małżonka, który naprawdę wydawał się być tą całą sytuację niewzruszony. Silva z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej pewny siebie. Przecież to oczywiste, że niedługo Victorowi puszczą nerwy, a jego gniewne krzyki będą wręcz melodią dla jego uszu. Ach, te zapędy sadystyczne niepozornych albinosów.
Zabrzmiał dzwonek, więc Francuz nawet nie zdołał odpowiedzieć swojej żonie. Z lekkim uśmiechem odprowadził najpierw wzrokiem swoją szwagierkę, nie przepuszczając tak rzadkiej okazji, jak zerknięcie sobie na jej pośladki, po czym podobnie uczynił, kiedy Victor wstał i oddalił się w stronę drzwi. Silvie nie zajęło dużo czasu dogonienie go. Jedynie kiedy wychodził coś odwróciło na chwilę jego uwagę - Miles ze swoją żoneczką. Jakże uroczy widok, aczkolwiek z lekka irytujący. Albinos bardzo lubił tego delikatnego szatyna, musiał przyznać - było w nim coś uroczego, co niezmiernie mu się podobało, ale kiedy dopiero zetknął się z obojętnością Victora, uświadomił sobie, że Miles serio byłby lepszym małżonkiem od właśnie sadystycznego bruneta. Kurcze.
- Ej, Miles - zaczepił go z łobuzerskim uśmieszkiem, spoglądając na niego spod rzęs. - Mam nadzieję, że mnie byś rozpieszczał, gdybyśmy na siebie wpadli w tym projekcie, prawda?
Nie czekając na odpowiedź, ruszył do drzwi, jedynie lekko odwracając się przez ramię. Czyżby dobrze zaczął? Oby!
Dzięki Bogu, jego kurczaczek cichutko drzemał sobie w torbie szkolnej, więc nic nie powinno zakłócić mu dyskusji. Zrównał się z Victorem, uśmiechając się przymilnie.
- Rani mnie twoja obojętność, kotku - powiedział z udawanym smutkiem. Może pieszczotliwe zwroty trochę osłabią niedostępnego bruneta? No, miejmy nadzieję. Przecież musiał osiągnąć swój cel na temat wpijania szpil w tyłek.
Już miał naprawdę dowalić swojej małżonce. Ale to tak porządnie dowalić, bo osądzanie go o czytanie tanich, erotycznych romansideł, w których główny bohater jest bardziej nierzeczywisty niż smoki czy wróżki, po prostu do głębi go raniło. I jeszcze ten sadysta...
Jednak to komentarze Silvy jak zawsze doprowadzały go do szewskiej pasji. Po prostu miał ochotę go zniszczyć. Albo zgnieść jak małego, bezbronnego robaczka. Albo jeszcze zbić! Nie w tyłek oczywiście, bo tamten zboczeniec odszukałby w tym jakąś fetyszowską przyjemność.
- Ja tego popaprańca po prostu powieszę na jakimś słupie... - wysyczał pod nosem, a jego policzki przybrały kolor głębokiej purpury. Przecież to nawet prawda nie jest, cholera! Mówić takie farmazony przy całej klasie, idiota... Spojrzał uważnie na Holly. W sumie, miała rację. Wolał zaliczyć projekt niż zginąć z ręki własnej żony w tak młodym wieku. Jeszcze się ożenić tak na poważnie nie zdążył, a już na niego trumna czekała, o luju! Zabrzmiał dzwonek, więc Gustaw odetchnął głęboko. - Dobrze, więc rozejm. Już wolę ciebie niż tego narwańca, Silvę.
Nie czekając na dziewczynę, udał się w stronę drzwi. Prawdziwy dżentelmen, drogie panie!
Ostatnio zmieniony przez Lawii (12-04-2015 o 23h23)