Vesper Elizabeth Sherman
Trochę mnie to zasmuciło bo lubiłam naszą chorą rodzinkę. Każdy dziwny i najlepiej by było jak by nas pozamykano. Jednak co poradzić na to jacy jesteśmy silni.
Eli nalała z powrotem wody do wazonu i zapytała się o kwiaty.
Strasznie mi się nudzi, wszyscy goście śpią czy jak ? Nie ma z kim porozmawiać lub się " pobawić ".
Może dlatego wyczekuję krewnych. Oni zawsze są jacyś walnięci i mają ciekawe pomysły. Jednak moja część rodziny jest bardziej " wybuchowa " niż jej.
Może to dlatego tamta strona zawsze sprawuję władzę nad tą posiadłością i jej majątkiem.
Po chwili Pani Domu wyszła z kuchni. Podeszłam do lodówki i wyjęłam sobie kawałek ciasta. Jak to kulturalni ludzie robią nałożyłam sobie na talerzyk i powoli je skonsumowałam.
Doskonale współgrało w moim żołądku z poranną dawką alkoholu. Prawdziwe marzenie. Szkoda, że inni nie mogą poczuć tych dreszczy i ciepła.
Niby jak jest się zakochanym to jest podobnie, ale ja nie wierzę w te bzdury.
Miłość to bajeczki dla małych dzieci i tyle. Nic takiego nie istnieję i koniec.
Podskoczyłam lekko gdy Elizabeth poprosiła mnie abym jej towarzyszyła. To nie jest normalne.
Odłożyłam talerzyk i podążyłam za kuzynką. To musi być jakaś wiadomość. Ona nie przepada za moim towarzystwem jak i nie ufa mi gdy jesteśmy same.
- Już możesz powiedzieć o co chodzi. Nikogo tu nie ma. - powiedziałam gdy wchodziłyśmy do szklarni.
Zapach w niej panujący był lekko mdlący. Za dużo tu różno - pachnących kwiatów.
Bałam się trochę co to za wiadomość. Ktoś umarł ? Nie, wtedy by przy wszystkich powiedziała.
Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!
#26 02-05-2015 o 15h54
#27 02-05-2015 o 17h53
Elizabeth Devil
W duchu ucieszyła się gdy Vesper nie spytała o powód niesłychanej prośby, w końcu nie jest typem, który ukrywa wszystko przed domownikami. Jednak w tej sprawie osoby nie znające się na skomplikowanych perypetiach rodziny nie dadzą rady zrozumieć jej niepokoju. Obydwie wyszły przez jadalnie na taras i schodząc drewnianymi schodkami znalazły się w ogrodzie. Jednak ich celem były szklarnie więc odruchowo poszły żwirowaną alejką, która do nich prowadziła. Goście mieliby problem z dokładnym odkryciem która droga dokąd prowadzi, ponieważ same ogrody zajmowały dużą powierzchnie i były istnym labiryntem. Tyle razy aleje się ze sobą krzyżowały bądź rozwidlały, że można było błądzić w kółko chociaż pozornie prosta nawierzchnia niby na to nie pozwala. Jednak wszelkie pochyłości są tak delikatne, że skupiając się na otoczeniu trudno je wykryć i nieświadomie zejść na niższą kondygnację.
Gdy weszły do szklarni wzrok Elizabeth od razu padł na krzewy róż, które dominowały w tym miejscu. Musiała przyznać, że kocha te kwiaty, chociaż inne gatunki także znajdowały się w pozostałych szklarniach. Przez wiele lat różni goście przywozili ze sobą nowe rośliny i tym sposobem jedna ze szklarni jest zdominowana przez egzotyczne gatunki kwiatów, krzewów oraz drzew. Jednak z chwilowej zadumy wyrwał ją głos Vesper. Bez słowa wyciągnęła kopertę z listem, który niedawno otrzymała.
- Dostałam zapowiedź przybycia jednego naszego krewnego. Jednak nim zaczniesz wyrzucać mi bezsensowny niepokój to zobacz na pieczęć oraz podpis nadawcy.
Mimo tego, że Vesper pochodzi z odległej gałęzi rodu to Elizabeth była pewna, iż dziewczyna dobrze rozpoznaje widniejący na pieczęci herb. Tak samo jak i nazwisko Black nie powinno być jej obce. W końcu skoro ród Devil jest uznawany za wspaniały to któraś z gałęzi musi być czarną owcą i w tym przypadku była to rodzina Black.
- Pewnie znasz tą starą pogłoskę o założycielce ich rodu i musisz przyznać, że nadanie takiego imienia jednemu z ich członków jest dość... Prowokujące.
Podeszła do krzewu białych róży i za pomocą zaklęcia przyzwała nożyce do cięcia kwiatów.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#28 03-05-2015 o 16h54
Vesper Elizabeth Sherman
Zbladłam gdy zobaczyłam kopertę. Ta pieczęć nigdy nic dobrego nie wróży. Ogólnie listy od naszych krewnych nigdy nie zwiastują nic dobrego.
Ostatnim razem zostałam ' związana ' z Eli. No bo jak byłam młoda to włóczyłam się po świecie. Nie byłam w najlepszym stanie. Wybuchy i ofiary śmiertelne były na porządku dziennym. Wtedy to nasze rodziny wpadły na genialny pomysł. Elizabeth mogłaby mi pomóc z darem, a ja bym broniła posiadłość przed nieproszonymi gośćmi.
Jednak nie mogłyśmy się dogadać w tej kwestii. Mimo to ona jest chyba za miękka by mnie wyrzucić. No jak by nie patrzeć to rodzina więc w jakimś sensie mi na niej zależy. W małym, ale zawszę.
Wyjęłam z dłoni kuzynki kopertę i przeczytałam list. Bla... bla... bla Mephistopheles Black.
- Myślałam, że wszyscy z tego rodu już nie żyją. W końcu nikt za nimi nie przepadał... Nie martw się nim. Jak chcesz mogę go wybadać. Przynajmniej będę miała zajęcie, a goście będą z dala od niego. Bo zapewne to kolejny świr.- powiedziałam.
I oto dlaczego byłam z nią. Ja lubiłam ryzykować i nie miałam nic do stracenia. Ona była głową rodziny i nie mogła się tak poświęcać.
#29 03-05-2015 o 17h59
Elizabeth Devil
Elizabeth nie mogła zobaczyć zmiany u Vesper gdy zobaczyła pieczęć, ponieważ była całkowicie pochłonięta cięciem kwiatów. Robiła to ostrożnie oraz dokładnie, by podczas wkładania do wazonu nie okazało się, że są różnej długości. Mimo wszystko gdzieś tam wewnątrz była perfekcjonistką a czasami nawet pedantką. Ceniła sobie porządek oraz elegancje, więc możliwe, iż dlatego upodobała sobie akurat róże. Chociaż na herbie jej rodu znajdowały się we tle te kwiaty, natomiast na pierwszym planie widniały dwie gołębice. Musiała przyznać, że rodzina Black ciekawie przerobiła herb Devil pokazując jak bardzo się różnią. W porównaniu do kuzynki była świadoma, że ta gałąź ich rodziny ciągle istnieje i ku zaskoczeniu rozrasta się bardziej niż jej. Zresztą prawdziwą przedstawicielką rodu Devil była tylko Elizabeth, która jako jedyna odziedziczyła dar po matce. Jej brat jedynie przyczynił się do ciągłego istnienia nazwiska jak i zresztą powstania takich odgałęzień. Stąd też nawet jakby chciała to nie było nikogo godnego do przejęcia za nią stanowiska Pani Domu a zarazem głowy rodziny. A w przypadku tego ostatniego tytułu był on jedynie umowny jak monarchia w Wielkiej Brytanii. Była jedynie tylko reprezentacyjnie, by pośród innych rodzin magów górowali dumnie ze swoją tradycją.
Gdy Vesper wspomniała, że zajmie się gościem Elizabeth zbyt gwałtownie się w jej stronę obróciła i jeden z kolców skaleczył ją w rękę. Mimo szczypania nie zwracała uwagi na to małe zadrapanie tylko całkowicie skupiła się na postaci krewnej.
- Wolałabym byś trzymała się od niego z daleka, przynajmniej na początku. Najpierw i tak musi mnie poznać, wkraczając do tego domu. A jak brak Ci zajęcia to możesz pomóc przy posiłku.
Miała nadzieję, że Vesper zrozumie jej niepokój. W końcu ktoś kto od urodzenia nienawidzi tej części rodziny może być agresywnie nastawiony, a podjudzona kuzynka mogłaby doprowadzić do katastrofy. Oczywiście i Elizabeth musiałaby interweniować, a gdy nie zna się sił przeciwnika trudno coś wskórać.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#30 03-05-2015 o 19h06
Foxina Harris
Pani Elizabeth powiedziała, że w wyborze posiłku zdaje się na mnie. Chwilkę pomyślałam... Mam! Zrobię owocową zupę z wiśniami i malinami, sałatkę owocową i sałatkę warzywną.
Smaki mojego dzieciństwa... mama mnie nauczyła gotować. Mam nadzieję, że innym zasmakuje.
Nagle do kuchni weszła Lilith. Przytuliła mnie i p. Elizabeth.
- Dzień dobry, Lilith! Miło cię widzieć!- powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Na pytanie pani Devil, skinęłam głową.
Nawet nie zauważyłam, kiedy p. Vesper wyszła. Po chwili wróciła. Chwilkę porozmawiała z p. Elizabeth i razem gdzieś wyszły.
Ja w tym czasie zmieniłam obrus w jadalni, wyjęłam potrzebne składniki i wzięłam się za gotowanie. Co parę minut sprawdzałam, czy zupa jest wystarczająco ciepła. W końcu zrobiłam sałatkę owocową. Kolejny raz sprawdziłam zupę. Była gorąca. Przelałam ją do porcelanowego naczynia i położyłam na stole w jadalni. Następnie wróciłam do kuchni i zrobiłam sałatkę z warzyw. Gdy wszystko było gotowe, ponownie wróciłam do jadalni, odłożyłam sałatki, porozstawiałam naczynia i sztućce.
Zupa pięknie pachniała i wypełniała swoim aromatem całe pomieszczenie. Nie mogłam się doczekać, gdy inni jej skosztują.
Udałam się na zewnątrz w poszukiwaniu p. Elizabeth oraz p. Vesper. Spojrzałam w stronę jednej ze szklarni. Coś mi mówiło, że tam są (bo w końcu podsłuchiwać nie wypada, więc musiała się sama domyślić). Pobiegłam tam truchtem, a gdy znalazłam się w owej szklarni i zauważyłam osoby, których szukam, odezwałam się.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale posiłek już gotowy.
Ostatnio zmieniony przez Jula97 (03-05-2015 o 19h07)
#31 03-05-2015 o 22h30
/ Sorry, wiem, że nie mam uzupełnionych jeszcze kart, ale moja komórka nawet nie ogarnia tak nisko osadzonego posta na stronie pełnym obrazków, więc niestety ale będziecie musieli poczekać do 7/8 jak wrócę i wszystko na kompa przeniosę i wrzucę ^*^"... A tym czasem delektujcie się bezkolorowym postem jednego z "bliźniaków" - mała podpowiedź - Ismena jest na tym punkcie uczulony i to w negatywnym stopniu... /
Richard
Korytarzem przechadzał się wysoki i rozbudowany mężczyzna, kiedy to na jego drodze pojawił się śmiertelny. Spojrzał nań obojętnie, acz w środku czuł zalążek nienawiści i chęci mordu. A to znaczyło dla niego jedno - panienka Elizabeth opuściła dom. Jeśli można tak stwierdzić - w duchu cieszył się z faktu, że rudzielec był jedynie śmiertelny, a nie człowiekiem. Odprowadzając go obojętnym, acz pilnym wzrokiem minął go bez słowa jedynie schylając lekko głowę, jak to należy przed każdym spoza służby. Nie zmieniło to jednak faktu, że blondyn i tak spoglądał na niego z góry - niewiele bo niewiele, ale nadal.
W nadziei na niespotkanie na swej drodze więcej śmiertelnych, oraz z myśleniem nad ostojem panienki, skupił się na jej poszukiwaniu. Idąc za jej aurą, którą innymi słowy jako jedyną był w stanie wyczuć, co zawdzięczała swej oryginalności, obszedł szybko większość dolnych pięter i trafił do kuchni. Zatrzymał się tam na chwilę dosłownie, po czym bez słowa dalej ruszył tropem wiedźmy.
Wychodząc na dwór na jego twarzy pojawił sie lekki uśmiech, miedzy innymi temu, że wiedział iż niedługo jego spacer dobiegnie końca. Z takim nastrojem skierował sie dalej, aż trafił za śladem do jednej ze szklarń. Tam spotkał swoją panienkę oraz innych, na których tylko z pozoru zwracał uwagę - czego sum sumarów nie znając go tak blisko jak Elizabeth, czy Ismena nie dało się rozpoznać. Kiedy jednak zniżył się poniżej poziomu panienki, jak to go uczył pierwowzór - aczkolwiek względem siebie, ale on i tak tego nie robi - aby się z panienką przywitać, wyczuł zapach krwi Elizabeth.
- Zająć się tym? - Zapytał spokojnie, mając na myśli obandażowanie, czy plasterkowanie, bo już się nauczył, że skoro panienka stoi, lub siedzi prosto, to to nic poważnego, a na przykład właśnie krwi nie ma dużo - poza tym wyczuł ją dopiero przy schyleniu się.
/ No i ogólnie przepraszam jak co za jakość - mimo wszystko to tylko komorka (acz z komórki mam zazwyczaj dłuższe posty >.>) /
Ismena
W pewnym pokoju na drugim piętrze, na łóżku i ledwie zakryty rąbkiem kołdry, wciąż spał dorosły osobnik płci męskiej, choć słońce już dawno odwiedziło okna posiadłości. Nic też nie zapowiadało, aby owy osobnik miał się w najbliższym czasie ruszyć ze swojego miękkiego lóżka...
Cóż mu się dziwić, po aktywnej nocy spędzonej na lataniu od cmentarza do cmentarza (hiena cmentarna xD) i próbowaniu wyłapania potencjalnego obiadu? Na nieszczęście mężczyzny w tych czasach coraz mniej jedzenia przychodziło zapalić świeczkę zmarłemu... I choć w sumie Ismenie, bo takie imię nosił ten wybitny okaz, nie sprawiało większego problemu zdobycia pożywienia w inny sposób, to jednak głęboko bardzo lubił ten sposób, a instynkt podświadomie gnał go do tego, mimo iż przynosił on coraz to słabszy efekt...
Coś jednak sprawiło, że osobnik otworzył oczy postanawiając się obudzić - i nie były to bynajmniej promienie słoneczne padające jeszcze pare minut temu prosto na jego oczy. Był to natomiast ciekawy i kuszący zapach, który dobiegł do niego z podwórka przez wielkie, otwarte okno.
Mężczyzna w żadnym wypadku nie przejmując się swą nagością wstał - powodując że jedyny okrywający go skrawek kołdry zsunął się z jego ciała i skąpując swą bladą skórę w promieniach słońca podszedł do wielkiej, drewnianej szafy, skąd wyciągnął nowe ubranie, a następnie zachowując higienę osobistą - skończył w nich ubrany.
Odsłaniając dłonią włosy z swoich oczu spojrzał w lustro na odbicie swoich intensywnych, cyjanowych oczu, które wyglądały jak z rodu sztucznych, kolorowych soczewek. Mimo tego Ismena bardzo je lubił. Uśmiechnął się do siebie lekko i poprawił dość obcisłe gatki, po czym z pogodnym nastrojem zszedł na dół dowiedzieć się w jakiż to sposób w jego otoczeniu znalazł się taki miły zapach.
Pierwsze, gdzie się skierował, byla oczywiście jadalnia. I choć okazała sie być jeszcze pusta, to dania jak i stół był już przygotowany, zaś z nakrycia Ismena wywnioskował, ze mają dość dużo nowych gości - bynajmniej jak na to już nudne miejsce. Nie zamierzał jednak siedzieć i czekać aż się wszyscy przy stole zbiorą - zamiast tego poszedł jednak popatrzeć dalej za źródłem zapachu, który go wybudził.
/ EDIT! Wróciłam do domciu na parę minut, więc opis Vetali już się pojawił <3 I kolorki <3 /
Ostatnio zmieniony przez Minwet (04-05-2015 o 13h06)
#32 04-05-2015 o 23h09
Vesper Elizabeth Sherman
Prychnęłam pod nosem. No już siebie widzę pomagającą w kuchni. Czy ona mi aż tak ufa ? Przecież mogłabym coś dosypać do jedzenia i najpewniej bym to zrobiła.
I tak pierwsza dorwę tego naszego gościa. Chętnie poznam kolejnego świra rodzinnego. Jeżeli można go nazwać rodziną... Moją nie !
Z tego co pamiętam to moja rodzina nie jest spokrewniony z Black. Całe szczęście !
- Nie jestem z nim węzłem krwi spokrewniona prawda ?- zapytałam z uśmiechem.
Zanim jednak Elizabeth mogłaby mi odpowiedzieć pojawili się Foxina i pedant Richard. Czy on zawsze zachowuje się jak robot ? Mniejsza z nim, przerwali nam rozmowę.
Z lekkim uśmiechem na ustach wróciłam do posiadłości. Akurat się natknęłam na Ismena.
- Patrzcie kto wstał. Nasz kochany potwór. Czyżby wyczuł naszych gości...- powiedziałam i puściłam mu oczko.
Wyminęłam go i weszłam do jadalni. Zapach tego całego jedzenia był przytłaczający i mdlący. Podeszłam do barku.
Nalałam sobie kolejną dawkę alkoholu i usiadłam do stołu. Wyczekiwałam na resztę gości.
W międzyczasie nudę zabijałam zabawą małymi płomyczkami.
Wychodziły z mojej dłoni i latały nad nią kilka centymetrów, przybierając różne dzikie formy.
#33 07-05-2015 o 21h25
Elizabeth Devil
Na pytanie o pokrewieństwo Elizabeth nieznacznie uniosła jedną brew. Czysto teoretycznie Vesper była spokrewniona z każdą gałęzią rodu, jednak patrząc od praktycznej strony tak nie było. Otóż główna gałąź słynęła z tego, że dzieci odziedziczały nazwisko po matce a nie po ojcu, co zresztą było także zastosowane w rodzie Black. Te kobiety, które zrezygnowały z przymusowego nadawania córką godności Devil bądź urodziły chłopców tworzyły kolejne poboczne gałęzie, tak jak w przypadku Vesper. Dokładniej się przyglądając pokrewieństwu Elizabeth i kuzynki wychodziło na to, że ich więzy krwi były tak sobie bliskie jak u każdego przypadkowego przechodnia, Jednak z powodu utrzymywanych kontaktów między rodzinami jakaś cienka nić się zachowała. Chociaż pod względem charakteru jak i wyglądu różnią się od siebie jak ogień i woda.
Nim jednak zdążyła wygłosić swoje przypuszczenia w szklarni pojawiła się Foxina, zapowiadająca posiłek. Uśmiechnęła się do lisicy i skinęła głową, zbierając obcięte już róże.
- Dziękuję Ci bardzo, tylko skończę i już idę. Czy mogłabyś poprosić innych gości na posiłek?
W tym samym czasie pojawił się Richar i była tego pewna, gdy tylko go ujrzała. Mimo iż wyglądał identycznie jak jej krewny to wyczuwając emocje i pewne przyzwyczajenia od razu ich rozróżniała. W końcu miała na to wiele lat, więc jakby nie mogła jako Pani Domu ich odróżniać. Zapytana o skaleczenie dopiero sobie o nim przypomniała. Przełożyła róże do drugiej ręki i spojrzała na małe zadrapanie. Po chwili na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Nie trzeba, w końcu nic mi się nie stanie a i świeże powietrze dobrze ranie zrobi.
Była ze starej szkoły gdzie panowało przekonanie, że to co naturalne tylko przez naturę zostanie wyleczone. Zresztą wyjątkowo znała się na magicznej medycynie, zwłaszcza na leczeniu eliksirami. Spojrzała na białe róże i przysunęła je w stronę Richarda.
- Myślisz, że będą pasowały w jadalni?
Taki błahy temat, ale była ciekawa czy jej koncepcja także innym pasuje.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#34 08-05-2015 o 09h57
Lilith Lynch
Jej Pani wiedziała jakich słów użyć, aby wywołać na twarzy dziewczyny jeszcze większy uśmiech. Słysząc tylko, że już są w rezydencji i będzie można ich spotkać na każdym kroku, wprost nie mogła opanować ekscytacji, którą chyba najlepiej wyraziła, odsuwając się na krok od panienki Elizabeth, aby wesoło klasnąć dłońmi. Była tak ich ciekawa.. Kim są, skąd przybyli, czym się zajmują na co dzień, co lubią jeść, jakie mają hobby, czy często podróżują.. Z każdą chwilą miała w głowie coraz więcej pytań, którymi zamierzała obsypać gości.
- Ależ oczywiście, że nie. -odparła z uśmiechem na wyrażoną przez jej Panią nadzieję, choć lekko ją nią zdziwiła. Jak mogło im to przeszkadzać? Przecież mieli za gości najprawdziwszych ludzi - rasę tak nadzwyczajnie zwykłą, że aż niezwykle ciekawą! Poza tym mogą uszczęśliwić w ten sposób panienkę Elizabeth, co było dla Lilith największym zaszczytem.
W kuchni pojawiła się Vesper. Dziewczyna odkąd pamięta miała co do niej mieszane uczucia. Głównie przemawiała przez nią niechęć do wiedźmy, gdyż to najczęściej ona denerwowała jej Panią, czego Lilith nie mogła ścierpieć. Jednak w jej towarzystwie zawsze było tak ciepło, co jej kocia natura wręcz uwielbiała. I jak tu można darzyć ją tylko jednym, konkretnym uczuciem..?
Nie skupiając na sobie uwagi nikogo, co często było jej nie w smak, usiadła na blacie kuchennym, lekko machając spuszczonymi nogami. Odprowadziła wzrokiem swoją Panią, po czym znudzonym wzrokiem przypatrywała się to Vesper, to pracy Foxiny. Jednak gdy tylko wiedźma wyjęła ciasto, oczy Lilith zaiskrzyły, a ona spoglądała już tylko na tą cudną słodycz. Koty wprawdzie z natury nie czują słodkiego smaku, jednak ona jest o tyle uprzywilejowana, że ma bardziej rozwinięty ten zmysł od zwykłych kotowatych, bogacąc się o ów kupki smakowe rozróżniające ten smak. A gdy tylko w nim zasmakowała wprost go pokochała. Jaka szkoda, że jej kocięta, nie mogą czuć na podniebieniu tą niebiańską słodycz..
Z tych myśli wybił ja niepokój, który wyczuła u swojej Pani. Zmartwiło to ją, co można było dostrzec w wyrazie jej twarzy. Nie lubiła, gdy panienkę Elizabeth ogarniały jakieś negatywne emocje, dlatego gdy tylko pojawiła się z powrotem w kuchni, chciała zraz dowiedzieć co się stało, aby móc przegnać ten niepokój u swej Pani. Jednak ów pytanie zamarło jej w gardle, nigdy się nie wydobywając, gdy zrozumiała, że chce o tym porozmawiać na osobności z Vesper. Lilith nad wyraz szanowała jej wolę, więc mimo swoich chęci została w kuchni, jedynie odprowadzając panienki wzrokiem. Foxina, dokończywszy posiłek, także ulotniła się z pokoju, zostawiając dziewczynę samej sobie. Wykorzystując okazję, że nie było nikogo w pobliżu, postanowiła podjeść sobie trochę tego ciasta, które wcześniej jadła Vesper. Ukroiła sobie spory kawałek, który mógł się wydawać być jak dla co najmniej dwóch takich osób jak ona. Jednak Lilith, choć wygląd na to zdecydowanie nie wskazywał, potrafiła być prawdziwym odkurzaczem na słodkości, dlatego taka porcja nie powinna zdziwić nikogo, kto ją zna.
Dziewczyna ledwie wbiła widelczyk w ciasto, a w kuchni pojawił się Richard. Na jej szczęście zdawał się nie dostrzec jej podjadającej deser, na czym zdecydowanie zbyt często już została złapana. Odetchnęła z ulgi, gdy wyszedł tymi samymi drzwiami, w których jakiś czas temu zniknęła panienka Elizabeth. Widziała, że zapewne kieruje się on do niej, jednak nie martwiła się tym. Choć czasem czuła niepokój względem jego osoby, uczucia jej Pani, jakimi obdarzała lokaja, a które Lilith wyraźnie wyczuwała, przeważały w jej osądzie nad mężczyzną. Już po chwili dostrzegła, że panienka rozpogodziła się, co i dziewczynę uszczęśliwiło, dodając jej jeszcze większej ochoty na zjedzenie ciasta.
#35 08-05-2015 o 13h08
Richard
Kobieta uśmiechnęła się, co i Richardowi polepszyło nastrój. Jak uważa, to on nie będzie podważać zwłaszcza, że sam się z nią zgadzał.
Kiedy przysunęła w jego stronę róże patrzył na nie i słuchał jej z uwagą. Niewiele znał się na guście, choć Ismena próbował go nauczyć - jednakże Richard spamiętał jedynie to, co uznał za przydatne w pomaganiu swojej panience. Między innymi lekcje o palecie i gamach barw, oraz długi wykład zawierający dane o języku kwiatów.
- Biały pasuje do wszystkiego. - Powiedział chcąc pokrzepić. - Dodatkowo, zważając na sytuację wybór kwiecia jest doskonały. - Pochwalił Elizabeth, a potem przeszedł do powinności lokaja - doradzania, aby jego pani wypadła jak najlepiej. - Aczkolwiek dobrym wyborem jest dodanie w takim razie do jadalni większej ilości białych elementów. Patrząc na okoliczności rozsądnym wydaje się wykorzystanie do tego gwiezdnicy - zmieszanie jej z bukietami białych róż, a do tego zawieszenie przy ścianach i glicyni. O ile dobrze rozumiem, że ma być to powitalny posiłek dla pierwszych ludzkich gości... - Dodał szybko zaniepokojony, bo na to właśnie ukierunkował wybór w kwiatach - na powitanie. - Również sprawdziłbym czy są jakieś kwiaty w truskawkach, które symbolizowałyby panienki doskonałość. Zająć się tym? - Zapytał gotowy odebrać zarówno róże, jak i nożyce, które raczej i tak nie były mu potrzebne.
Ostatnio zmieniony przez Minwet (08-05-2015 o 13h09)
#36 13-05-2015 o 17h28
Elizabeth Devil
Słysząc słowa Richarda czuła jak ogarnia ją jeszcze lepszy humor, chociaż mógł się do tego przyczynić fakt, że chodź trochę oddaliła się od budynku więc i mniej odczuwa emocje gości. Mimo wszystko nigdy nie opuściła posesji która należy do dworu, jednak w ogrodzie dość często znajdowała chwilowe wytchnienie od swojego przekleństwa w postaci daru. Nie raz się zastanawiała jak wcześniej potrafiła żyć między ludźmi, kiedy teraz pojawiło się kilka nowych osób a jej głowa pęka od nadmiaru różnych emocji. Jednak wracając do tematu to słysząc propozycję lokaja słuchała go z uwagą, co jakiś czas zerkając na kwiaty. Niczym dziwnym nie było jej zamiłowanie właśnie do tego kwiecia w tej barwie, kiedy była nazywana "czystą" wiedźmą jak i właśnie róża znajduje się w jej herbie.
- Faktycznie trzeba będzie udać się na strych po białe dekoracje... - powiedziała zamyślona. - Ostatni raz były używane podczas przyjęcia, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Jednak odświeżę je zaklęciem i będą się idealnie nadawały.
Ponownie się uśmiechnęła szczęśliwa, że Richard także chce by pierwszy powitalny posiłek jak najlepiej wypadł. Na jej szczęście dom miał dostatek białych dekoracji, ponieważ Mała Sala balowa najlepiej wyglądała przy białych elementach.
Zapytana o to czy lokaj ma się zająć kwiatami truskawek, spojrzała na niego ciągle się uśmiechając, chociaż w środku czuła się trochę speszona.
- Czy nie przesadzasz? Daleko mi do prawdziwej doskonałości, jednak powinny pięknie wyglądać.
Elizabeth była z natury skromna, więc nawet jeśli by podobnie uważała to i tak by się w życiu do tego nie przyznała. Dla niej wystarczało to, że wszyscy są zadowoleni. Podeszła do drzwi od szklarni i obróciła się w stronę Richarda.
- Chętnie się z tobą przejdę. Także chciałabym Ci o czymś poinformować.
Mimo starań jej ostatnie słowa były wypowiedziane z pewnym poddenerwowaniem. Gdy tylko sobie przypominała list czuła jak ogarnia ją niepokój.
Mephistopheles Black
Mephistopheles sam dokładnie nie wiedział co go podkusiło, by udać się do znienawidzonej przez jego rodzinę rezydencji. Od dziecka wpajano mu do głowy, że ród Devil jak i samo Funhouse jest najgorszą rzeczą jaką może być i nie wolno się z nimi zadawać. Jednak jak wiadomo sam Pan Black miał inny pogląd na świat więc i to co jest zabronione, było dla niego najsmaczniejszym zakazanym owocem. Jednak wracając do sprawy nagłej zachcianki przybycia do dworu trzeba zaznaczyć, że gdy tylko w rozmowie jego rodzeństwa padło słowo "Funhouse" do jego uszu doszedł jak dotąd nieznany głos, który mówił "Chodź. Wszystko będzie dobrze, wrócimy do domu". Było to tak dla niego wyraźne, że miał przez chwilę wrażenie, iż jakiś zmarły mówi do niego z drugiego świata. Jednak po chwili poczuł jak jego serce zaczyna szybciej bić, jakby chciało się wyrwać i wrócić do wspomnianego przez głos domu. Bez słowa opuścił rodzeństwo i zaczął się pakować. Jednak chodź odrobina wyrozumiałości nie zaszkodzi, więc napisał list informujący o swoim przybyciu. Oczywiście nie było to zrobione z grzeczności, jednak po to by obecna Pani Domu wszystko przygotowała na jego przybycie. W końcu ostatnią prawowitą Panią Funhouse była Czarna Dama a on jest jej potomkiem w prostej linii, czyli także dziedzicem majątku, który jej bestialsko odebrano.
Podczas podróży miał wrażenie, że tajemniczy głos go nie opuszcza i z każdą chwilą, która ich przybliżała do celu wręcz słyszał jego sapanie z podniecenia. Z tego powodu sam nie mógł się doczekać, by znaleźć się w słynnym Funhouse. Gdy tylko znalazł się w opustoszałej wiosce czuł jak zaczyna się dusić od hamowanego śmiechu. Do jego nozdrzy dostał się odór śmierci, który działał na niego jak afrodyzjak. Tak samo jego uszy ciągle słyszały krzyki ludzi, którzy zostali wymordowani. Tak, był pewien, że nikt tutaj nie zginął śmiercią naturalną. Co chwilę się zatrzymywał i odczuwał jak umęczone dusze błagają go o pomstę. Nigdy się nie zastanawiał skąd umarli wiedzą, że ich słyszy, czuje i czasami widzi. Jednak nie miał ochoty się z nimi dzisiaj bawić i szedł w stronę dworu słysząc jak ten sam głos krzyczy "Wrócimy do domu! Wszystko się ułoży". Więc niczym dziwnym nie było, że gdy tylko przekroczył bramę czuł ogromną euforię, jakby wygrał całe życie. Chociaż gdyby spojrzeć na dom oczyma Mephistophelesa to by się ujrzało jak coś w stylu czarnej mazi wypływa z każdej szczeliny i wije się jak gniazdo węży. Nie mógł uwierzyć, że dwór, który wygląda jak przedsionek piekła może być rządzony przez "czystą" wiedźmę. Chociaż w duchu wątpił w niewinność Pani Domu, w końcu nikt nie jest idealny. Po chwilowym napawaniu się widokiem wszedł do środka nawet nie myśląc o pukaniu. W końcu ma być nowym Panem tego miejsca, a do własnego domu nigdy się nie puka.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#37 15-05-2015 o 14h45
/ Jak zacznie Twoja mówić, to mój będzie grzecznie słuchać. /
Richard
Kiedy zapytała się czy nie przesadza, zastanowił się chwilę - panienka Elizabeth zawsze dba aby wszystko było dokładne, porządne i wykończone - czy mógł więc przesadzić? Nie wydawało mu się, a bynajmniej nie w tym znaczeniu, jakie znał. Ale też i przypomniał sobie zdanie Ismeny - "żądaj doskonałości, aby uniknąć miernoty", więc uznał że tym się teraz kieruje Eliza i postanowił nic dalej na ten temat nie mówić.
Odprowadzał ją wzrokiem, gdy ta podeszła do wyjścia z szklanego pudełka, a gdy oznajmiła że chce się z nim przejść uśmiechnął się mimowolnie.
Ruszając za nią doszli do grządek truskawek i zaczęli doglądać, czy nie uchował się gdzieś tam ich kwiat - mini bukiecik w mini wazoniku byłby idealną odskocznią w jadalni od pozostałych białych i wielkich kwiatów które zaproponował Richi do zamieszczenia wraz z różami panienki.
/ A Mephisce wyjdzie Ismena na powitanie jak czas znajdę <3 /
#38 16-05-2015 o 11h42
Elizabeth Devil
Dostając niemą zgodę na towarzyszenie Richardowi, którą pokazał przez uśmiech poczuła jak całe troski ją opuszczają. Możliwe, że poprawą nastroju był fakt, że po prostu sama była wyjątkowo szczęśliwa. Gdy wyszli ze szklarni nie mogła się powstrzymać od delektowania się świeżym, chłodnym powietrzem, które tak się różniło od tego rozgrzanego w szklarni. W drodze do grządek truskawek odruchowo podziwiała otoczenie, która znała na pamięć, jednak za każdym razem była mile zaskoczona. Wszystko oprócz szklarni z różami było wykonane przez starych właścicieli za czasów, kiedy rezydencja nie odstraszała innych swoimi tajemniczymi zniknięciami. Podobnie jak sale balowe tak i ogród przedstawiał jak kiedyś był to wspaniały dom oraz prestiż rodu. Jednak długo to wszystko nie trwało, ponieważ uznała, że czas przedstawić Richardowi sprawę, która ją niepokoi.
- Wracając do wcześniejszej rozmowy... Tak się złożyło, że będziemy mieć o jednego gościa więcej - powiedziała powoli i przykucnęła przy grządkach truskawek. - Nie byłoby to niepokojące gdyby nie fakt, iż nowy przybysz należy do mojej rodziny. Jednak z tej gałęzi rodu, która nie utrzymuje ze mną kontaktów, ponieważ zajmuję się Funhouse, które według nich powinien do nich należeć.
Położyła ostrożnie róże z boku i podwinęła rękawy, by ich nie ubrudzić ziemią. Zastanawiała się jak ubrać w słowa sytuację, która spowodowała, że rodzina Black nienawidzi jej oraz domu. W końcu Vesper w jakiś minimalny sposób znała tą historię, ale inni domownicy niestety nie.
- Chodzi o to, że kiedyś kobieta z ich rodu była Panią Domu, ale ponoć przyzwała demona i zaszła z nim w ciążę. Z tego powodu została wygnana z Funhouse i od tamtej pory jej potomkowie chcąc w jakiś sposób się zemścić.
Bardzo ostrożnie dobierała słowa, jakby nie była pewna czy historia jest prawdziwa. Nigdy nie znalazła jakichkolwiek dowodów na to, że faktycznie Czarna Dama to wszystko zrobiła jedynie słyszała to z ust ciotki.
Delikatnie zrywała kwiaty truskawek, kiedy nagle poczuła oszałamiającą falę nieznanych uczuć. Było to dla niej jak cios w głowę wielkim kamieniem i nie kontrolując wypuściła z rąk kwiaty. Przez chwilę się nie ruszała, chcąc zebrać rozbite myśli, które próbowały to wszystko zrozumieć. Gdy w końcu pierwsza fala szoku minęła, powoli wypuściła powietrze z ust i przywróciła na twarz spokój i opanowanie.
- Widocznie gość już przybył...- mimo wszystko powiedziała to dość niepewnie.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#39 16-05-2015 o 16h36
Ismena
Dobrej myśli mężczyzna - w końcu jeszcze nie spotkał Richiego, a dzień bez lokaja jego krewnej Lizzy, jest dniem wygranym - ponieważ zapach dotarł do niego przez okno, postanowił poszukać na zewnątrz. Zanim jednak wyszedł, przez drzwi wejściowe posiadłości wszedł ktoś nawet nie zapukawszy.
Ismena przystanął niespecjalnie się dziwiąc - w końcu mógł przyjść już wcześniej i jedynie poszedł teraz do ewentualnego auta po walizki, to skoro już się tu zameldował, to przecież nie musiał pukać. W każdym bądź razie, pomimo iż sądząc po zapachu człowiekiem to on nie był, blondyn zainteresował mężczyznę - no nie oszukując się było sobie na co popatrzeć. Zresztą, wszystko co nowe, w tej cholernej posiadłości, było dobre - no może nie licząc następnego, nowego Richi'ego...
- Ismena, przyjezdny. - Przedstawił się wyciągając dłoń w geście przywitania. - Na długo zostajesz? - Zapytał z delikatnym uśmieszkiem, ku zachęceniu do rozmowy.
Richard
Richard oderwał na chwilę wzrok od truskawek z zaciekawieniem patrząc na panienkę Elizę i kiedy przykucnęła obok do grządek, uśmiechnął się pokrzepiająco jak zwykł pierwowzór, kiedy rozpoczynał rozmowę, po czym sam zajął się kwiatami truskawek (mam je teraz za plecami i chyba rozumiem czemu mają takie określenie w mowie kwiatów :3). Choć na rozmowę to raczej nie wyglądało, bo tam musi być dialog, podczas gdy mężczyzna zdecydowanie wolał słuchać jej tonu niż zagłuszać ją niepotrzebną paplaniną. Poza tym Pani Domu nie wyglądała, aby jej to przeszkadzało. Bynajmniej mogła powiedzieć mu wszystko bez najmniejszej obawy, że gdzieś coś komuś powtórzy.
Podczas kiedy ona na chwilę zamilkła, on zastanawiał się jak to ze sobą połączyć i co to ma do rzeczy. Gdyby chodziło o kogoś innego jak Ismenę bądź Vesperę, pewnie by miał to gdzieś, ale jako iż tyczy to się osobiście samej panienki Elizabeth - chciał rozumieć.
W drugiej części nie obchodziła go ta cała poprzednia Pani Domu,bo w sumie to czasy w tył i na dodatek nie jego pani, ale ostatnie tam zdanie go zastanowiło. Stwierdzenie w nim było negatywne i mu już znane.
- Chcą Cię zabić? - Zapytał się wiedząc, że jeśli tak to będzie gotowy chronić panienkę za cenę swego istnienia. Zresztą gdyby ona umarła i tak by stracił życie, jakie mu już nieświadomie ofiarowała.
Gdy wtem, kiedy to zadał pytanie, kobieta wypuściła z dłoni zebrane kwiaty - które Richi schwytał w locie jednym gestem - i złapała się za głowę jakby ją mocno zaczęła boleć. Nie wiedząc co zrobić czekał, aż się odezwie, obserwując ją bacznie, gdy w końcu odpowiedziała. Pomógł jej wstać na równe nogi i zapytał przy okazji posyłając ukrytą propozycję.
- Chcesz się z nim spotkać? Zresztą sam mogę go oprowadzić. - o ile wejdzie panienka do środka - dodał w myślach.
/ Kszyk! Pragnę, aby każdy nowo przybyły miał okazję spotkać po raz pierwszy moją dwójkę w formie każdego z osobna - czyli np. nie może się spotkać Richi z Ismeną przy Mephiśce, chyba że pozna już obydwu <3 /
#40 17-05-2015 o 11h01
Mephistopheles Black
Długo nie musiał czekać by spotkać kogoś w tym domu, ponieważ chwilę po tym gdy napatrzył się na to wszystko czego oczy innych nie widzą, pojawił się mężczyzna. Dla Mephistophelesa nie liczył się wygląd zewnętrzny nowo poznanej osoby, lecz aura która go otaczała. Bardzo wyraźnie wyczuwał obecność śmierci jak i słyszał ciche szepty ofiar mężczyzny. Z tego powodu na jego twarzy pojawił się uśmiech, w końcu ktoś kto potrafi zabijać musi być ciekawy, a tak przynajmniej było jego zdaniem. Oczywiście jak przystało na członka rodu Black nie znał innych krewnych, więc nawet przez chwilę mu nie przeszło na myśl, że przed nim stoi ktoś z rodziny. W końcu po co zadawać się z tymi, którzy trzymają stronę Devil?
- Mephistopheles, nowo przybyły - uścisnął rękę Ismena, przez chwilę zastanawiając się czy od razu wyjawić swoje plany. - Na pewno tak długo ile będzie mi potrzeba.
Prawdę mówiąc Mephisto nawet nie miał zamiaru opuszczać tego domu, zwłaszcza póki nie przejmie nad nim kontrolę. W końcu ten głos, który go tu zaprowadził miał racje - Funhouse miało w sobie to coś co powodowało, że mógł nazwać je domem. Klimat tego miejsca jak i zaskakujące silne połączenie budynku ze światem zmarłych był dla mężczyzny czymś wspaniałym czego mu zawsze brakowało. Do tego rezydencja mimo wszystko była dla niego utraconym domem, który został bezprawnie odebrany założycielce jego rodu, a ponieważ Mephistopheles był zapatrzony postać Czarnej Damy, więc czuł pewien obowiązek dokonania zemsty. Jakiej to jeszcze nie wiedział, ale chciał przedstawić obecnej Pani Domu przedsmak tego co jej zgotuje. Był przekonany, że musi mieć ona coś na sumieniu a najlepiej ludzkie istnienie, które będzie mógł wykorzystać.
Jego wzrok skupił się na chwilę na Ismenie (To imię w ogóle się odmienia? xD) a dokładniej na tym co za nim widział.
- Nie spodziewałem się spotkać tutaj osoby, które hmm... Dość czynnie sprowadzają nowe dusze do królestwa umarłych - powiedział to z dość wyraźnym zainteresowaniem.
Elizabeth Devil
Elizabeth czuła jak pulsują jej skronie od poprzedniej fali nagłego bólu, który mimo wszystko nie zmalał. Jednak przyzwyczajona do takich nagłych ataków, potrafiła po chwili normalnie funkcjonować, pomimo iż miała wrażenie, że zaraz eksploduje jej głowa. Za pomocą Richarda wstała i posłała mu słaby uśmiech, a słysząc jego pytanie, pokręciła delikatnie głową. Jako Pani Domu miała pewne obowiązki z których musiała się wywiązywać. Do nich między innymi należało witanie gości i oprowadzanie ich po rezydencji. Chociaż z wiekiem czasu ten zwyczaj zniknął to nawyki wyniesione ze starej szkoły nigdy nie chciały jej opuścić.
- Powinnam sama przywitać Pana Mephistophelesa i pokazać, że dla mnie nie istnieje różnica między rodem Devil a Black. Możliwe, że w końcu się uda zakończyć spór, który trwa od wieków.
Mówiła to spokojnie wierząc w swoje słowa. Chciała całym sercem pogodzić pokłócone gałęzie rodziny, chociaż jest ostatnią żyjącą przedstawicielką rodu Devil. A dokładniej ostatnią w prostej linii, która jest wiedźmą. Gdy sobie przypomniała ten przykry fakt, że jest w pewnym sensie sama uświadomiła sobie, że przed atakiem Richard zadał jej pytanie. Ignorując dalej falę bólu spojrzała na niego przywołując na twarz uśmiech, który ma poprzeć jej słowa.
- Wracając do twojego poprzedniego pytania to nie sądzę by chcieli mnie zabić. Mam wrażenie, że tak szybkie załatwienie spraw by im nie starczyło... W końcu czym jest śmierć w obliczu tak wielkiego upokorzenia i męki jakie zadano Czarnej Damie - przez chwilę w jej głosie zabrzmiała pewna trwoga ale szybko się poprawiła i położyła dłoń na ręce Richarda, patrząc mu prosto w oczy. - Ale proszę Cię byś traktował go jak każdego innego gościa, niezależnie od jego nastawienia do mej osoby.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#41 17-05-2015 o 13h34
/ A Fiołek się odmienia? Albo Tulipan? x3 "uścisnął rękę Ismeny" - jak będziecie mieli z tym problem, wyobrażajcie sobie zawsze tego białego kwiatka na miejscu Ismenki xD. Jak nie ma róży, to nie ma róży, a nie róża. ;) /
Ismena
- No to jesteśmy w podobnej sytuacji... - Powiedział zrezygnowany, acz nadal utrzymując uśmieszek.
Na jego następne słowa obejrzał się zdziwiony za siebie, czyli tam gdzie patrzył gość po chwili łapiąc o co chodzi. Mimowolnie się uśmiechnął rozbawiony.
- Taa, okolice nie są zbyt bogate w posiłki... Ale cóż poradzić? Przynajmniej mam rozgrzewkę przed polowaniem. - Zauważył żartem tę tragedię sprzed wieku.
Ismena przybył do wioski parę latek po tym, aby zobaczyć jak to wygląda i wgl jak się miewa jego krewna... a wtedy uczepiło się go to... to coś. Ech, nie chciał nawet sobie o tym przypominać.
- Szczerze... nie mam nic do roboty, a trochę już tu jestem zameldowany - może cię oprowadzić? Pani domu pewnie tylko pokazała, gdzie znajduje się Twój pokój, co nie? - Powiedział uprzejmym tonem i uśmieszkiem, gestem dłoni zapraszając do wspólnej wędrówki wgłąb dworku.
#42 20-05-2015 o 20h56
Bardzo długo zbierałam się aby to napisać ;__; Przepraszam.
Nina Roberts
Dziewczyna przeczesała jeszcze raz czarne włosy, stała przed lustrem i wpatrywała się sama w siebie. W myślach przeklinała rodziców, którzy stwierdzili, że lepiej będzie jeśli Nina gdzieś pojedzie. Akurat szczęściem w nieszczęściu było to dość tajemnicze miejsce i może się tam zaaklimatyzuje. W końcu dziwne miejsca przyciągają dziwnych ludzi, a można powiedzieć, że Nina do nich należy.
Poprawiła kołnierzyk koszuli i jeszcze raz przeczesała włosy. Nastał moment pożegnania z rodzicami. Oczywiście jej matula się wzruszyła i popłakała, ale na Ninę takie rzeczy nie działają. Uściskała matkę i pożegnała się z ojcem. Wyszła z domu i wsiadła do taxówki. Dobre tyle, że rodzice płacą za jej przejazd.
Podróż trwała około godziny, a dziewczyna przez całą drogę słuchała muzyki i nie odezwała się ani słowem. Taxówka zatrzymała się przed bramą rezydencji. Dziewczę wysiadło i zapłaciło. Wzięła swoją walizkę i przekroczyła bramę. Poczuła dziwny przypływ chłodu na co mimowolnie się uśmiechnęła. Patrząc na to miejsce wręcz czuła, że musi coś skrywać. Takie miejsca zawsze mają jakieś tajemnice, klątwy czy tym podobne.
Wraz z swą walizką ruszyła w stronę wejścia. Zachowywała jednak pokerową twarz. Wolała na razie trzymać się na uboczu aby poznać wszystkich mieszkańców i gości. W końcu nie będzie tutaj jedyna, a ktoś z pewnością ma jakąś tajemnicę.
Stanęła przed wielkimi drzwiami i zapukała. Postawiła walizkę obok i jeszcze raz poprawiła kołnierzyk. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak chciał się pognieść.
|Ask|Blog|Instagram|
WRÓCIŁAM~~
#43 21-05-2015 o 16h39
Mephistopheles Black
Na jego twarzy ciągle gościł uśmiech, zwłaszcza jak jego rozmówca wspomniał o rozgrzewce przed polowaniem. Gdyby Ismena widział to co Mephistopheles to by się zdziwił jak nagle pojawiły się rysy dzisiejszej ofiary, wykrzywia się z oburzenia. Dla mężczyzny było to bardzo zabawne, zwłaszcza że sam zainteresowany nic nie widzi.
- Cóż poradzić na to, że gatunek ludzki podświadomie unika takich okolicy przepełnionych odorem śmierci?
Znaczy się dla Mephista ten zapach był wspaniały, ale ponoć ludziom się on nie podoba. Trudno mu zrozumieć czemu ten słodko mdły zapach nikt nie próbuje odtworzyć w perfumach.
Gdy Ismena wspomniał, że pewnie został mu już pokazany pokój zaczął się zastanawiać czy ktoś w ogóle wie, że przybył. A jeśli Pani Domu to przemilczała to zyskała kilka kolejnych minusowych punktów u Mephista.
- Dopiero co przybyłem jednak chętnie zobaczę resztę tego domu.
Wspominając o domu nie mógł powstrzymać się przed oblizaniem ust. Może uda mu się coś więcej zobaczyć i doryć, niż w towarzystwie Panny Devil.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#44 21-05-2015 o 17h33
Vesper Elizabeth Sherman
Siedziałam...siedziałam....piłam... bawiłam się płomykami i czekałam na innych. Jednak jak na razie siedziałam sama w jadalni. No, super ! Wszyscy się bawią beze mnie ?
Nalałam sobie znowu alkoholu do szklanki i wyszłam z jadalni. Nasłuchiwałam jakichkolwiek oznak życia. Ha ! Oznak życia w tym domu ?! Zabawne.
No, ale wracając do sedna zaczęłam szukać Ismeny by chociaż z nim rozmawiać. Sugerowałam się ciepłem jego ciała. Działa to jak taki GPS dla mnie. Skupiam się na energii wyczuwalnej w tym domu i później już samo poszło.
Ruszyłam korytarzem i po chwili wpadłam do pomieszczenia gdzie był Ismena jakimś mężczyzną. Całkiem przystojnym nawiasem mówiąc.
Upiłam łyk ze szklanki i uśmiechnęłam się. Podeszłam bliżej jednak zatrzymałam się w odpowiedniej odległości.
- My się chyba jeszcze nie znamy... Jestem Vesper, kuzynka panującej tu s_ki Elizabeth. Dla innych znana jako wspaniała Pani Domu. Ty zapewne jesteś Mephistopheles, prawda ?- zapytałam cały czas spoglądając mu głęboko w oczy.
Było w nim coś urzekającego. Kiedy spojrzałam w jego wnętrze ujrzałam coś ciekawego. Coś z jego energią było nie tak. W sensie teraz mogę być pewna, że nie jest to śmiertelnik. Trochę za ciepły.
#45 21-05-2015 o 18h55
Mephistopheles Black
Nim jednak otrzymał jakąkolwiek odpowiedź od Ismeny to na horyzoncie pojawiła się kobieta. Oczywiście Mephisto pierw spojrzał na to co ją otacza i chociaż nie widział tak wiele śmierci jak w okół mężczyzny to i tuż za Vesper także co jakiś czas przesunął się cień. Gdy nieznajoma się przedstawiła i zadziwiająco wykazała się znajomością postaci jaką był Mephistopheles. A przynajmniej jego imieniem, co już było jakimś dokonaniem. Kolejne punkty zyskała nazywając wspaniale Panią Domu, przez co na jego twarzy pojawił się lekki ironiczny uśmiech.
- Zgadza się, to jestem ja.
Nie odrywał od niej oczu zwłaszcza, że i ona patrzyła mu prosto w oczy. Przez chwilę jego zielone tęczówki błysnęły większym nasyceniem barwy, które można było także zobaczyć u Elizabeth kiedy bywała zła lub podczas ataku. Jednak u niego to się zdarzało kiedy coś mu się ubzdurało w tej głowie bądź upatrzył sobie coś co ma do niego należeć. Do tego był rozbawiony widząc jak Vesper zachowuje pewien dystans, więc postanowił się trochę zabawić. Zrobił kilka kroków do przodu i skłonił się, biorąc w rękę jej dłoń po czym musnął ją wargami. Ale każdy kto go znał to dobrze wiedział, że daleko mu do dżentelmena a jak tak się zachowuje to robi to tylko by coś później zyskać.
- Ja nie gryzę, więc nie trzeba tak się daleko mnie trzymać - dodał rozbawiony.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#46 21-05-2015 o 19h16
Vesper Elizabeth Sherman
Na jego ustach pojawił się ironiczny uśmieszek. Czy to na pewno może być krewny Eli ? Ona się nigdy nie uśmiecha. Nie w mojej obecności przynajmniej. Kiedy się tak wpatrywałam w jego oczy błysnęły mocniejszą barwą. Tak, to na pewno nie jest śmiertelnik, ale też nie wiem kim jest dokładnie.
Temperatura jego ciała wskazuje na demona i czarnoksiężnika w jednym. Jednak obie te rasy mają odbiegłe od siebie stopnie. Dlatego nie wiem jakim cudem u niego coś takiego widzę. To jak by pokolorować część obrazka na czerwono, a część na żółto. Ja w tym momencie to tak widzę. Inni zazwyczaj są w jednej " barwie", ale w nim się dużo miesza.
Po chwili mężczyzna znalazł się bliżej mnie. Skłonił się i musnął delikatnie moją dłoń. Przyznam się byłam zaskoczona i lekko się wzdrygnęłam gdy jego wargi zetknęły się z moją skórą.
Na jego słowa uśmiechnęłam się szerzej i wypiłam do końca zawartość szklanki.
- Tak wiem, że nie gryziesz. To nie twoje zdolności. Jesteś innym stworzeniem. Bez urazy… Tylko kto powiedział, że ja nie gryzę ? Większość mieszkańców tej speluny powie Ci by trzymać cię na dystans ze mną. Nawet kochany Ismena wciąż mi chyba nie ufa. Więc zrobiłam to tylko dla Twojego dobra. Teraz ryzykujesz już na własną rękę.- powiedziałam i podeszłam do barku.
Czułam rozrastający się ogień w moich wnętrznościach. Można było zauważyć, że coś ze mną nie tak bo ręce nagle się lekko zaczerwieniły.
Nigdy mi się to nie zdarzało tak szybko. Przecież przed chwilą wypiłam. To trochę dziwne. Jednak szybko otworzyłam barek i nalałam sobie jeszcze trochę alkoholu. Stanowił on 80 % zawartości szklanki.
Szybko odwróciłam się w stronę naszego gościa i upiłam łyk alkoholu.
- Oh gdzie moje maniery… Napijesz się czegoś drogi Mephistophelesie ?- zapytałam.
Elizabeth pewni by mnie zabiła widząc to co robię. Już na dzień dobry staram się upić naszego gościa. Chodź w sumie nie. Chcę sprawdzić czym jest.
Demony i czarodzieje mają inny stopień odczuwania alkoholu we krwi.
#47 21-05-2015 o 19h31
Mephistopheles Black
Gdyby Mephistopheles wiedział nad czym zastanawia się jego rozmówczyni to zapewne wybuchłby śmiechem. Już dla swojej rodziny stanowi zagadkę jeśli chodzi o to czym on dokładniej jest. Od dziecka był inny i budził pewien niepokój, w końcu jako dziecko w ogóle nie odczuwał bólu, więc widok małego brzdąca, który ściska w małej rączce nóż, aż ostrze wbija się w skórę powodując obfity krwotok był bardzo niepokojący. Dlatego gdy został nazwany stworzeniem nie mógł ukryć swojego rozbawienia jak i na pozostałe słowa. Tym razem jego oczy przybrały jasną barwę na dłuższy czas, zwłaszcza że gdy tylko użyła słowa "speluna" to czuł jak to co znajduje się w ścianach domu zaczyna wariować.
- Radzę uważać na słowa, bo przeczuwam, że jeszcze zła opinia o tym domu zaprowadzi Cię na drugą stronę... A co do stworzenia jakim jestem to skąd taka pewność, że w obronie nie pogryzę?
Był ciekawy jakie ma przemyślenia Vesper na temat jego osoby. W końcu zabawnie jest słuchać pomysłów innych, którzy myślą, że go znają. Gdy zobaczył jak lubi się kobieta napić jedynie bardziej się uśmiechnął. Tego po kobiecie się nie spodziewał, chociaż ta aura wokół niej mówi, że wszystko jest możliwe.
- Oczywiście pod warunkiem, że posiada pani wytrawne wino bądź szkocką.
Co jak co, ale Mephiś lubił tylko wybrane trunki, które kojarzyły mu się z pewną wyższością.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#48 21-05-2015 o 19h41
Vesper Elizabeth Sherman
Zaśmiałam się na jego słowa. Jeśli moje słowa mógłby cokolwiek zmienić to już dawno byłabym w zaświatach. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzą. Chwilę jeszcze spoglądałam na jego temperaturę.
Zanim cokolwiek powiedziałam dopiłam swojego drinka, nalałam jemu i sobie szkockiej. Sobie oczywiście więcej jeśli nie chcemy tu wszyscy spłonąć żywcem.
Podałam mu szklankę. Przyglądałam mu się przez chwilę i dopiero teraz mogłam cokolwiek powiedzieć.
- Do do wzmianki by uważać na słowa bo umrę to mogę ci odpowiedzieć, że jest to śmieszne... Jakoś wieczny ogień nie jest mi straszny, prawda Ismeno ?- powiedziałam i puściłam Ismenie oczko. Jednak szybko znowu spojrzałam na nowego gościa.- Nie pogryzłbyś. Jesteś na to zbyt dumny. Wolisz używać innych, chyba bardziej ciekawszych metod dostarczających ci rozrywkę. Bo sądząc po pewnych rzeczach lubisz patrzeć na czyjeś cierpienie.- powiedziałam i uśmiechnęłam się zadziornie.
Ile to można dowiedzieć o człowieku spoglądając na jego temperaturę ciała. Mogę ujrzeć w jakim momencie mu ostatnio podskoczyło ciśnienie i w jakim dostał uderzeń gorąca. Za dużo tych momentów nie było, ale jak by się przyjrzeć przy każdym był jeszcze jeden drobny płomyczek. Dlatego wnioskuję, że lubi patrzeć na czyjeś nieszczęście. Zwłaszcza śmiertelnych, ale co poradzić. Te nieporadne stworzonka i mnie bawią.
#49 21-05-2015 o 19h55
Mephistopheles Black
Odebrał od niej szklankę ze swoim typowym uśmieszkiem, jednak na widok braku lodu powstrzymał się od niemiłej uwagi. Na szczęście sama whiskey była chłodna, więc to ratowało dziewczynę. W końcu każdy wie, że szkocką pije się tylko z lodem, ponieważ schłodzona najlepiej smakuje. Gdy nie uwierzyła w jego słowa rozbawiony zanurzył usta w płynie i jednym haustem opróżnił pół szklanki. Czuł jak niepowtarzalny smak whiskey rozgrzewa jego wnętrzności jednak nie odczuwał typowego pieczenia w przełyku. Do tej pory nie potrafił odpowiednio odczuwać ból, więc nic mu nie podpowiadało by przestał pić.
- Zdziwiłabyś się gdybyś wiedziała jak tam jest naprawdę - podniósł szklankę do góry i przyglądał się bursztynowemu płynowi.
Gdy mówiła jaki on niby jest jedynie posłał jej uśmiech, który kogoś o zdrowych zmysłach zacząłby niepokoić. Mimika twarzy Mephistophelesa nigdy nie pasowała do wymawianych słów jak i sytuacji.
- Nawet gryźć można w widowiskowy sposób a jeśli ktoś wie jak to tym lepiej to wygląda. A nie ma takiej osoby, która nie cierpi gdy zadaje się jej ból.
Oczywiście oprócz niego, ale nie musi być to ból fizyczny bo i są metody ranienia psychicznie. Mephisto wiedział o tym ale nigdy nie chwalił się. W końcu gdy widzi się ofiary innych bardzo łatwo ich zmanipulować.
Zapraszam na mojego bloga *Klik*
#50 21-05-2015 o 20h04
Vesper Elizabeth Sherman
Zauważyłam iż zerknął na szklankę. Jego wzrok sugerował, że brak tam lodu. No pewnie, ja która włada ogniem wrzucę mu lód. To jest dopiero zabawne.
Jego słowa mnie zaintrygowały. Czyżby jakiś krewny Eli mógłby być aż tak ciekawy ? Czy mógłby umrzeć i na nowo pojawić się przed nami wszystkimi ? Chętnie się tego dowiem.
Zaśmiałam się krótko.
- Mówisz to tak jak byś to robił. Zadawał ludziom ból i sam go nie czuł. To intrygujące. Chętnie posłucham o tym jeszcze... Szkoda, że tak późno dowiedziałam się o Twoim przyjeździe... Jak sądzę mamy trochę wspólnego. Ty nie odczuwasz bólu jak mniemam, a ja emocji. Jeśli się mylę to wybacz jednak Twój wewnętrzny " płomień " trochę miesza mi w głowie. - powiedziałam i upiłam łyk płynu z szklanki.