Charles Bartholomew Alexander Plunkett-Greene
Również usiadłem, na drugim łóżku, wsłuchując się w jego słowa dokładnie. Jasne, że bycie medium było ciekawe, o ile trafiło się na jakieś naprawdę ciekawe duchy, które umiały zapewnić tą odrobinę rozrywki. Za to woda, bez odpowiedniego "zapalnika", była aż nazbyt spokojna. Na szczęście ja owe coś posiadałem w sobie, więc mogłem z nią zrobić cokolwiek zechciałem. Gdy zakończył swoją wypowiedzieć, zaśmiałem się cicho, lecz niezbyt było to radosne brzmienie. Bardziej brzmiało to gorzko, głównie z uwagi na sytuację, które miała właśnie miejsce, gdy matka mi oznajmiała, że wysyłają mnie do tej szkoły. Jakkolwiek - o wiele ciekawiej by było, gdyby mi wtedy dano dokończyć. Choć pewno najciekawsze by było, jakby ktoś ową niedoszłą śmierć raczył wytłumaczyć.
- Woda może i nie krzyczy, ale są tacy, którzy robią to za nią. - rzuciłem tylko, odnosząc się do jego wcześniejszych słów. I te krzyki są z reguły denerwujące, chyba że należą do ofiary, bo takowymi można by się jeszcze napawać, oczywiście w granicach normy. Jakkolwiek samym tym wykraczam już poza przyjęte przez ludzkość normy.
Louis-Wilhelm Frederik David Claus Armgard
Uśmiechnąłem się, zdając sobie sprawę, że Juli jak najbardziej miał rację. Jeśli widziałem długie, zadbane włosy, to przepadałem. Głównie z uwagi na swą pasję, jaką było fryzjerstwo, jakkolwiek bardzo nie pasowało to do księcia, którym jednak byłem. I właśnie w takich momentach najchętniej pozbyłbym się tych wszystkich tytułów, odrzucając tron Holandii, bo wspominać o tym, że do tronu Wielkiej Brytanii byliśmy siedemset dziewięćdziesiąt którzyś to nie warto wspominać. Do niego jest po prostu za dużo spadkobierców, by komuś chciało się o niego upominać. I cały czas ich jednak przybywało, wiec te liczby coraz bardziej się powiększały. Pewno połowa nawet nie pamięta o tym.
- Och tak, kojarzę go... Jednak przyznam, że nie był tak interesujący jak ty. - powiedziałem, posyłają mu nieśmiały uśmieszek. I nie, wcale nie piłem do jego włosów... Skądże. Tylko w to kłamstwo nawet sam nie mógłbym uwierzyć, a przecież to jest najważniejsze. - We własnej osobie, w końcu tylko jeden może być delfin. - rzuciłem. I, och, domyślałem się, że większość osób bladego pojęcia nie ma, jak nazywali następcę tronu w średniowiecznej Francji, jednak nie mogłem się powstrzymać, by nie użyć tego określenia. Bo kto nie lubił delfinów? - Z przyjacielem nie łatwo jest się rozstać - rzuciłem, całkiem ignorując to, że szatyn nazwał Juliego zwierzęciem. Cóż, niby nadal nim był, jednak samo to określenie brzmiało dla mnie... Prymitywnie? A przecież wiewiór taki nie był. No, może czasem. I liczyłem na to, że moja wypowiedź wystarczy, by oznajmić, że mogłem lekko nagiąć zasady. Ale na pewno są osoby, które się zajęły, by Juli był tu bez żadnych przeszkód.
Dopiero po chwili zauważyłem, że chłopak ma krwistoczerwone oczęta. Przyznam, że to było... Dziwne, ale nie nieprzyjemne! Po prostu nie umiałem sam określić tego uczucia. Jednak podobała mi się ta barwa, jakby skrywała wiele tajemnic. Co serce, które powinno jeno krew pompować, a zajmowało się jeszcze tak wieloma sprawami. A i Juli zwrócił uwagę na to, co ja, bo w końcu usłyszałem kolejną jego reakcję na mojego współlokatora. I wcale to ta jedna z przyjemnych nie była, bo się najeżył i zaczął prychać... To znaczy, rzucać groźbami, lecz przyzwyczaiłem się, że tylko ja go słyszę.
- Juli, bądź grzeczny! - rzuciłem, nadymając lekko policzki i czekając na jego reakcję. A pomyśleć, że to dopiero pierwszy dzień! Naprawdę, to nie będzie łatwe. Oczywiście mój mały przyjaciel nie uspokoił się całkowicie, nadal wpatrując się wrogo w Casimira, jednak przynajmniej zaprzestał swojego słowotoku.- Przepraszam za niego. - dodałem jeszcze, wzdychając, po czym sam usiadłem na łóżku koło zwierzaka. Cóż, wolałem mieć możliwość powstrzymania go, jakby jednak ruszył w rycerskim odruchu bronienia mnie, na księcia Estonii.
Wiem, wiem, beznadziejnie mi wyszło. >< wybaczcie~!
Ostatnio zmieniony przez Nieve (18-02-2015 o 22h29)