Salome Grace Grimaldi
Po węchu? No dobrze, nie będę wyrażać swoich obaw względem tego, jak i wszelkich możliwych wątpliwości, bo to się z reguły dla mnie źle kończyło. Uśmiechnęłam się niepewnie do siebie już w sumie, dając się poprowadzić. Choć czy w tak, jeszcze, bezosobowym miejscu, może być wystarczająco dużo zapachów, by gdzieśkolwiek mogły one doprowadzić? Szczerze w to wątpiłam... Ale nie czekałam długo na udowodnienie, że moja teoria jest mylna.
Otworzyłam drzwi przepuszczając chłopaka przodem, po czym i sama weszłam do pomieszczenia, na początku zamierając w bezruchu, gdy dostrzegłam jeszcze kogoś w środku. Zaraz jednak obdarzyłam oboje promiennym uśmiechem, wyczuwając w powietrzu lekki aromat herbaty. Sama wolałabym się teraz jednak napić aromatycznej kawy, ale... To później. Znowu miałam dylemat językowy. Choć może, jak i wcześniej, zwyczajnie postawię na angielski? W końcu to najbardziej neutralny grunt. Język. Dobra, nie ważne.
- Cześć. - rzuciłam spokojnie, podchodząc bliżej i się zastanawiając kiedy to mój drogi współlokator przybierze normalną postać. Ta sytuacja była ciutkę dziwna mimo wszystko. - Jestem Salome, a to... Melchor. - rzuciłam, wskazując na zwierzaka. Ach, boże... Czemu? Nie zagłębiając się w niezbadane wyroki boskie, ludzkie, losowe, czy jakkolwiek by tego nie nazwać, podeszłam do blatu, wyjmując szklanki, nastawiając wodę i zaczynając przeglądać szafki w poszukiwaniu kawy, kakaa i kilku przypraw... Jednej, ale pewno była z innymi, więc na jedno wychodzi. I o ile w pierwszymi dwoma problemu nie miałam, tak z resztą już trochę. - Wie ktoś może, gdzie namierzę cynamon? - zapytałam spokojnie, choć wewnątrz czułam, że chyba mi zaraz nerwy puszczą. I chyba powinnam zapytać co mój towarzysz do picia preferuje zanim serio mu zaparzę swojej kawusi.
Charles Bartholomew Alexander Plunkett-Greene
Również wyszedłem z wody, wcale nie kryjąc się z faktem, że obserwuję jak kropelki wody spływają po całym jego ciele. Oblizałem wargi, odwracając się jednak od niego w końcu, by ocenić na oko długość basenu. Cóż, Aaron zdecydowanie był wspaniałym obiektem do obserwacji, ale teraz powinienem się skupić na wygranej, prawda? W końcu nie pozwolę sobie przegrać, co to to nie! Choć byłem ciekaw, co też takiego on by dla mnie wymyślił za zadanie. Jak przez mgłę dotarło do mnie, że chłopak odezwał się odnośnie sędziego w naszym małym pojedynku.
- Och, zdecydowanie damy radę sobie sami. - odparłem spokojnie, posyłając mu swój najcudowniejszy uśmiech. Czyli taki po którym ludzi powinien przejść dreszcz niepokoju. - Do trzech? - rzuciłem jeszcze, przypominając sobie do ilu zwykle ludzie liczyli w takich momentach. Wolałbym to pominąć, ale miało być względnie sprawiedliwie i zgodnie z regulaminem, tak? No właśnie... Nie mogę się już doczekać tego, co będzie później.
wybaczcie to moje coś ;-;
Ostatnio zmieniony przez Nieve (31-03-2015 o 21h04)