Link do zewnętrznego obrazka
Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że mam do czynienia z osobą nie tylko świetną do wygłupów przy szklance, ale też taką, z którą idzie rozmawiać na poziomie. Tak jak ja, należał do nieco innego świata, niż większość tutejszych, przez co czułam, że zaczynam łapać z nim jakąś głębszą więź. Zwłaszcza, kiedy rzucił tym tekstem o znajomościach!
- I święta racja! - rzuciłam z nutą oburzenia w głosie. - Wszystko powinno osiągać się własną pracą, zamiast tylko na innych polegać - wymieniłam się z nim moją opinią na ten temat.
Barman podał mi po jakimś czasie drinka nieco mniejszego niż poprzedni, o kieliszku przyozdobionym plasterkiem ananasa. Owocu, którego smak, jak się po chwili okazało, dominował w ów napoju alkoholowym. Zaczęłam się jednak zastanawiać, czy był to dobry pomysł, by próbować akurat tego właśnie teraz - zdawał się strasznie słodki, istniało więc ryzyko, że tylko zwiększy moje pragnienie. Niemniej jednak, picie było zimne. I tyle starczyło! Zaraz jednak myślałam, że się nim zakrztuszę, gdy ten wspomniał o uczelni.
- O-Oxford?! - powtórzyłam po nim. - Człowieku, ja po rejsie też tam się wybieram! - poinformowałam, nie kryjąc radości. Cóż, choć pozory mogą mylić (jak w moim przypadku), raczej nie wyglądał może na osobę, która wybierałaby się na kierunek psychologia i filozofia, z resztą tam lepiej byłoby, jeśli zaczęłabym poświęcać się nauce, niż znajomościom, ale jednak miło, że spotkam tam znajomego ryłka. No, może znam go ledwo od dziś, w sumie od wczoraj, ale zawsze coś, nie? Z resztą, czeka nas jeszcze calutki rejs!
- Cóż, i tak lepiej ode mnie. Ja zrozumiałam tylko "Do widzenia"! - powiedziałam temu obieżyświatowi. Ech, z chęcią sama podróżowałabym o wiele częściej, ale przecież moja przygoda zaczęła się dopiero jakieś dwa lata temu, kiedy moja książka zdobyła popularność. A potem? Potem było tylko kilka wyjazdów, głównie do krajów anglojęzycznych, wiecie, tak żeby szło się dogadać!
Hum, Polinezja? No, teraz będzie ciekawie, nie jestem osobą przyzwyczajoną do upałów. Mam więc nadzieję, że choć mój pokój jest wyposażony w klimę... Kiedy tak o tym myślałam, propozycja pójścia do basenu wydawała się niesamowicie kuszącą opcją. Zwłaszcza, zanim wpakują się do niego także wszyscy inni, którym przeszkadza gorąc.
- Pewnie, hm... Tylko dasz mi jeszcze chwilę potem? Przejdę się do łazienki i zaraz wrócę - obiecałam, przekładając chłodny, wysoki kieliszek z jednej ręki do drugiej. Cholera, ale to było zimne cholerstwo... W porównaniu do reszty ciała miałam wrażenie, że dłoń mam odmrożoną! Dlatego też pozwoliłam jej na chwilę odpocząć od chłodnego szkła naczynia, na którym ananas, niczym przylutowany, wciąż tkwił niewzruszony. Hehh, ciekawe, jak zareagowałby barman, gdybym zaczęła go wcinać? Taa, i reszta gości przy barze... Aż przypomniało mi jedną z moich domówek. Świętowaliśmy wówczas wylądowanie "Przypadku Zodiaca V." na liście bestsellerów. Byliśmy w takim stanie, że zamówiliśmy pizzę o trzeciej nad ranem... Tylko po to, by na oczach dostawcy, rzucić pudełko na ziemię i podeptać, aż nie spłaszczyło się chyba pięciokrotnie. Taa, właśnie podstawiłam sobie minę pryszczatego gościa od pizzy w tamtym momencie na twarz barmana. Choć wtedy zrobiło mi się potem żal tej pizzy, tutaj nie miałabym chyba czego żałować, nie? Chociaż... Spojrzałam na Adama. Nie, chyba lepiej nie przesadzać na razie z wygłupami. Zgraja starych przyjaciół a nowo poznana osoba to dwie różne sprawy, nie?