Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1 2 3 4

#51 04-10-2014 o 10h40

Miss'Żółtodziób
...
Wiadomości: 0



Gome za tak długie zwlekanie z dodaniem pierwszego posta mojej postaci, ale ze względu na przyczyny prywatne jak i mniej osobiste nie byłam w stanie go dodać wcześniej.


Link do zewnętrznego obrazka


Odgłos ludzkich kroków rozlegał się echem wśród praktycznie pustych korytarzy olbrzymiej kondygnacji pomieszczeń położonych na tym piętrze, odbijając się od śnieżnobiałych ścian - i zaledwie gdzieniegdzie odznaczał się na nich system monitoringu, rozmieszczonego niezwykle gęsto na posiadłości. Gdyby ktoś chciał się bardziej przysłuchać tymże krokom, zauważyłby iż dźwięk ten zdecydowanie się różni od stykania męskiego obuwia o podłogę wyściełaną w całości kafelkami w tym samym odcieniu co ściany. Jeśli ktokolwiek choć raz w życiu - a zapewne miało to miejsce, patrząc na aktualny sposób ubierania się przedstawicielek płci żeńskiej - słyszeliście stukot obcasów eleganckich krwistoczerwonych szpilek, to już wiecie jaki odgłos zawładnął teraz pustymi korytarzami. Caytlin przemierzała ich sieć w niezwykle szybkim tempie, zupełnie jakby trasę prowadzącą do jej celu znała na pamięć - i nie było to dalekie od prawdy. Wkrótce jednak oczom młodej kobiety ukazały się drzwi w odcieniu mahoniu, a jej sylwetka zniknęła za nimi...

Zmysł węchu kobiety był atakowany z każdej strony przez swąd spalenizny, jednakże jej to ani trochę nie przeszkadzało. Czemu by miało, skoro to ona była osobą która wywołała szalejące płomienie przed jej oczyma? Ogień lizał ściany budynku, a podsycany zawartością pokoi w postaci mebli oraz innych przedmiotów, a także zdolnościami kobiety, która widząc w pożarze setki tysięcy - jeśli nie więcej - wariujących atomów i innych molekuł - radowała się w duchu, przyspieszając jeszcze bardziej ich ruch. Opierając się plecami o chłodną skórę oparcia fotelu będącą kontrastem dla gorąca buchającego w jej twarz obserwowała jak budynek jest pożerany od środka w coraz szybszym, teraz wręcz zawrotnym tempie. Na usta Caytlin wypłynął koci uśmieszek, gdy siedząc podziwiała siłę żywiołu nad którym miała kontrolę. Zerknęła na zegarek zawsze znajdujący się na jej lewym nadgarstku, wykonany ze srebra i niezwykle kunsztownie ozdobiony - gołym okiem nawet skończony idiota by się zorientował iż wykonał go mistrz w swym fachu, a cena mogłaby spowodować zawrót głowy u co biedniejszych ludzi. Widząc godzinę westchnęła cicho pod nosem, jeszcze raz wzrokiem omiotła palący się obraz będący repliką dzieła pewnego słynnego malarza nurtu kubistycznego, stukając paznokciami o oparcie fotela - wyraźnie oczekując na pojawienie się czegoś, a może raczej kogoś...

Ostatnio zmieniony przez Ragnarei (04-10-2014 o 11h19)

Offline

#52 08-10-2014 o 09h44

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216



/ Wybaczcie, że tak późno ale nie chciałam nigdzie posyłać Dorci, puki to mieszkanie nie zostanie wreszcie spalone, a potem w ten weekend straciłam do tego głowę, a zaś w środku tygodnia mam karę - teraz udało mi się tylko pokazując mamie ile napisałam w zeszycie i że chcę to tylko przepisać <3 /

https://scontent-b-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/936674_593893464064981_1138963770429036396_n.jpg?oh=c26ad0e932ad72b7c4d05257b8428010&amp;oe=5457D654

Idąc w górę po schodach zaniedbanego budynku otoczył mnie swąd spalenizny. Pierwszą myślą jaka dotarła do mojego, zajętego planowanie umysłu, było podejrzenie sąsiada -  z mieszkania pode mną - o ponowne przypalenie wody z jajkami. Ach te komputery i nowe pokolenie ich użytkowników... Kierując się właśnie tą myślą postanowiłem ten zapach zignorować. Będą zamyślonym ignorowałem również fakt, że im bliżej bylem swojego mieszkania, tym swąd był silniejszy. Cała ta sytuacja dotarła do mnie za późno, stanowczo za późno...
Gdy otworzyłem drzwi do swojego mieszkania na krótką chwilę przestałem kontaktować ze światem. Stałem tam jak ten kołek i przerażony wpatrywałem się w czarne zgliszcza mojego domu.
D o t a r ł o    d o    m n i e,    ż e    m n i e    z n a l e ź l i.
Lekko zaglądając do środka, od razu zauważyłem białowłosą kobietę siedzącą na fotelu, na środku pokoju.
Natychmiast ruszyłem do ucieczki, zostawiając za sobą kobietę w czerwieni wśród czerni spalonego mieszkania. Zbiegając po pierwszych schodach postanowiłem wyskoczyć przez okno. Trochę wysoko, więc gdybym choć trochę źle wylądował, byłoby po mnie. Jednakże patrząc na moją przeszłość, to to już jest nic... W towarzystwie przechodniów zacząłem uciekać, do lasu.
Wiedziałem jakie są realia - ciemny las, a ja w jasnym, szkolnym mundurku. Z tej też przyczyny natychmiast skierowałem się do schowka leśnego, gdzie trzymałem broń i wojskowe ubranie. Zdawałem sobie sprawę, że muszę się jakoś zakamuflować, bo prędzej czy później ona dotrze tutaj za mną, chociażby po prostu pytając ludzi w którą stronę biegłem. Co prawda, w mej wilczej formie byłbym najbardziej niewidoczny w tym lesie i jeszcze łatwiej byłoby mi uciec - jednakże nie miałem pojęcia czy przypadkiem nie należy ta kobieta do wyczuwających aurę!
Gdy byłem już przebrany i wyposażony w banknoty, broń i inne wojskowe urządzenia, wtedy wiedziałem, że weszła już do lasu - wyczułem ją. Pozostało mi więc powoli się od niej wycofywać. Z tego co wiem, to po drugiej stronie stronie lasu znajduje się wioska z koleją - tym sposobem mogę uciec...
I tak oto ruszyłem w tamtym kierunku.

* * *

Było już grubo po północy, gdy przykucnąłem nad wąskim strumieniem wody, aby się napić. Czułem, że kobieta nadal jest w lesie, jednakże nie wiedziałem gdzie dokładnie.
Aby spokojnie pomyśleć postanowiłem schować się pod okolicznymi kamieniami - wystającymi nad strumieniem, tworząc sklepienie i trochę dalej dno.
Jeśli chcę uciec koleją, muszę zaczekać do rana, bo zazwyczaj w środku nocy pociągi nie jeżdżą... Do tego czasu będę musiał uciekać przed nią.... Wychodzenie w takich sytuacjach do małych, zacofanych miasteczek, nie należy do chociażby dobrych pomysłów, a więc będę musiał zostać w lesie... Nie pomyślałem o linie... a szkoda bo przydałby mi się sen... Haha, może jednak lepiej nie~...
Tutaj dostałem retrospekcji z mojej pierwszej ucieczki z czasów wojska, a następnie zbrukanie przez dziadulka - ah, to były piękne czasy...
I wtedy usłyszałem jak ktoś biegnie wzdłuż strumienia w moją stronę. W pierwszej chwili przestraszyłem się, że to ta kobieta. Jednakże po chwili moim oczom ukazało się coś bladego, małego i dziwnego, a zaraz za nim goniący go, blond włosy chłopak. Z wyglądu w tym samym wieku co ja... z wyglądu. A to coś przed nim, to był Erlin - paskudne stworzenie, które w każdym razie właśnie się potknęło.
Blondyn strzelił mu w głowę - co tylko je spowalnia... na chwilę - po czym wymawiając jakąś formułkę, rzucił na jego twarz małą, podłużną kartkę z rytualnymi symbolami - unicestwiając go w ten sposób.
N o    p i ę k n i e,    j e s z c z e    j e d e n    n a    g ł o w i e...
- Uh, skończyłem. Jeszcze tylko zdać raport szefowi. Ciekawe czy inni już skończyli... - powiedział sam do siebie, masując przy okazji kark.
Zdziwił mnie fakt bezuczuciowości w jego wypowiedzi, jednakże zaraz skupiłem się na jej treści - "raport", "szef", "inni". Czyli że on też należy do ulu! Pytanie tylko czy do tego samego co pozostali których spotykałem ostatnio... Mam chłopaka tuż naprzeciwko siebie, na odległość jednego skoku, a on najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności - to grzech stracić taką okazję.
Już po chwili leżał na ziemi, a kucałem nad nim przykładając mu pistolet pomiędzy oczy. Nie bawiłem się w delikatność, a on najwyraźniej nie należał do najwytrzymalszych, bo od uderzenia głową o ziemię zamgliło mu się w oczach - chociaż w sumie z zaskoczenia, mocno i gwałtownie... Od razu przeszedłem do rzeczy, pytając obojętnym głosem:
- Gdzie znajdę twojego szefa? - Oho, już się rozpoznał w sytuacji - sądząc po niezadowolonej minie~...
- A po co ci to wiedzieć?! - Z jego ust wyrwało się wkurzone pytanie. Skoro pistolet między oczami nie zmusza go do posłuszeństwa, to najwyraźniej jest z tych z mocą regeneracji.
- Ponieważ chcę... - i tu nie dane mi było dokończyć, ponieważ coś mnie odrzuciło do tyłu.
Uderzyłem z trzaskiem w najbliższe na mej drodze drzewo i w ostatniej chwili, zanim chłopak zdążył wstać, chwytając przy okazji pistolet, który przy upadku wypuścił z ręki - zniknąłem mu z oczu, chowając się za drzewami.
Widać było, że nie ma pojęcia gdzie jestem. Poobserwował chwilę otoczenie gotowy do strzału, a gdy uznał że już mnie w pobliżu nie ma, rozluźnił się jako tako. Przyłożył rękę do tyłu swojej głowy, a gdy ją spuścił natychmiast coś niej zleciało - za szybko abym zarejestrował co.

Nagle znikąd pojawiła się tamta kobieta obok niego! Chłopak przestraszył się i w nią natychmiast wycelował łapiąc oburącz za pistolet, i w ostatniej chwili opamiętując - haha, myślał że to ja~...
- Prosiłbym abyś więcej już tego nie robiła, Caytlin... - tak, zgadzam się z nim całkowicie, chodźże głośniej babo jedna, bo o zawał nas przyprawisz!
Zaraz, chwila - jak miała na imię? Eh... ważne że się znają, nie? Pewnie przyszła tu za głosem jego wystrzału do tamtego Erlina - tak, o tym nie pomyślałem, że to las i się dźwięk niesie... Oh! Może będą gadać o czymś ważnym? I tak lepiej się teraz nie ruszać, bo zauważą mnie na pewno.

/ Dobra, mam taki news : Matka mi juz w poniedzialek sciagnie kare z kompa. A mi o wiele latwiej bedzie napisac tego posciaka na kompie, niz ba zeszycie a potem to przepisywac... Jutro mam na pozna godzine do szkoly, zas matka na rano do pracy, wiec wrzuce to co juz napisalam, aby Dorcia byla juz wreszcie odevmnie wolna  - wybacz - a Ty Natasha sie nie rzucaj, bo spisz przez dwa dni, a nie tydzien jak chcialam nacpoczatku ;* Tylko rano moge cos wam tu wrzucic, bo nie chce przypadkiem znowu zawalic i na nowo kay dostac T-T...
Tak wiec prosze Natasha'o o wybaczenie i jeszcze troche cierpliwosci na tevo dlugiegi posta.../



https://scontent-b-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/t1.0-9/10559844_593893677398293_4713185682577998273_n.jpg

- A gdybyś poprosił go o przysługę, to czy wykonałby ją nie oczekując niczego w zamian?! - Spytał podekscytowany całkowicie ignorując wyraźne zainteresowanie chłopaka dziewczyną - on chyba już tak po prostu ma... - już po chwili w pomieszczeniu rozległ się jego tym razem gładziutki śmieszek - Toż to niemożliwe! Nawet zawiązani krwią nie są tak utopies! - Zauważył rozbawionym głosem. - No ale skoro tak twierdzisz, to chyba ziarnko prawdy gdzieś w tym jest... - a to dziwne - powiedział "twierdzisz", ale on nawet nie zdążył się zaśmiać na ten niezrozumiały już w tych czasach żart... - W takim razie odetnij jej wiązkę włosów i zanosząc mu ją jak najszybciej, poproś aby odnalazł jej łożysko. Wykonaj to jakimś zwykłym ludzkim ostrzem, aby zbytnio nie przeszedł na jej włosy twój zapach. Dodatkowo ostrzeż go, że kobieta najprawdopodobniej należy do zakonników i że prosisz go o znalezienie ulu. - Polecił mu, całkowicie poważny, na końcu się rozpromieniając na "przyjaciół" - A ponieważ nadal nie jestem w stanie w to uwierzyć, to przekaż mu też, że za wykonanie twej prośby, ja - Di Eugene Farad Rustam Trifon Modest Alucard Gorsh'kov - wampir, z nad gatunku pierwotnych - potomek jednego z "Artystów" - zobowiązuję się spełnić jego życzenie - oczywiście w granicach zdrowego rozsądku... wszystko jasne?

Ostatnio zmieniony przez Minwet (08-10-2014 o 09h51)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#53 11-10-2014 o 11h38

Miss'Sensei
dortnana
T.T
Miejsce: Czarna dziura...
Wiadomości: 870

Link do zewnętrznego obrazka
Nie wiedziałem na co mam odpowiedzieć, czy na komentarz pana czy jednak na pytanie, które zadał na początku. Jednak z dalszą jego wypowiedzią zrozumiałem, że bardziej go interesuje powierzenie mi kolejnego zadania niż zwykła rozmowa.
Przy okazji dowiedziałem się co nieco o gościu mego pana. Tyle wystarczyło bym wiedział, że jeszcze trochę tu zabawi. Dziewczyna pochodziła z miejsca, którego każda normalna bestia unika go.
Siedziba zakonników jest celem Briana, ale nie wiem czy w tym momencie jest gotowy stawić im czoło. Jednak walczyć z nimi przecież nie musi. Polecenie pana to znalezienie ulu i nic po za tym.
Nie pytając o nic więcej przytaknąłem na znak zgody i zabrałem się za zadanie. Uciąłem kosmyk włosów dziewczyny zabezpieczając je odpowiednio i zaraz wyszedłem z pokoju. Został mi tylko jeden problem. Nie wiem czy zastanę jeszcze w tym mieście Briana, ale mam nadzieje, że tak.

Offline

#54 19-10-2014 o 17h12

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216

/ Oho... wszystko zostało zrozumiane przez Acrobata? Dokładnie? <3 /

https://scontent-b-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/t1.0-9/10559844_593893677398293_4713185682577998273_n.jpg

Zaraz po tym, jak chłopak przytaknął, uciął jej włosy i wyszedł, nastała głucha cisza.
Alucard, spokojnym, acz zirytowanym wzrokiem powoli spojrzał na czarnowłosego i takim samym głosem, powoli przemówił.
- Uspokój się już, Harao... - ostrzegł wciąż zdziczałego sztywniaka. Gdy ten nie zareagował, panicz w mgnieniu oka pojawił się tuż przed nim.
Następnie wszystko stało się nagle - czarnowłosy otworzył usta w zamiarze co najmniej agresywnym... i w tym momencie Alucard to wykorzystał. Przyłożył do jego ust lewy nadgarstek, zaś prawą dłonią przytrzasnął go za gardło do ściany, co zaś wywołało w Harao reakcję bezwarunkową - zaciśnięcie szczęk - co za tym idzie - wkłucie się kłami w nadgarstek panicza.
Sekundę trwał całkowity bezruch, po czym Harao łapczywie pijąc krew pana, powoli wracał do normalnego stanu.
Kiedy Alucard przełożył swą prawą dłoń z krtani czarnowłosego, na jego włosy, w uspokajającym geście, tedy on, nie odrywając kieł od jego nadgarstka, zaczął się intensywnie w niego wpatrywać.
Po jakimś czasie uspokoił się całkowicie i wypuścił z ust nadgarstek panicza.
- Czy coś się stało, panie? - Spytał, gdyż od momentu kiedy on zaczął patrzeć w jego oczy, tak Alucard miał minę co najmniej zbitą z tropu. Po chwili na szczęście była już tylko lekko zdziwiona.
- Ty... nie jesteś za młody?
- Eh? - Tym razem to Harao został zbity całkowicie z tropu. - Cóż... w porównaniu do pana, to owszem, jestem strasznie młody. Również do Harae się nie umywam, gdyż jestem od niego o 1 302 lata młodszy... Jednakże jak na moją podrasę, 56 lat, to już wiek ponad średni. - Widząc jeszcze większe zdziwienie na twarzy panicza uśmiechnął się tylko lekko. - Hah, tak, Harae mówił mi, że za czasów pierwotnych większość podras wampirskich - w tym moja - należała do długowiecznych... Cóż... trochę osłabliśmy, bez "was" [pierwotnych]... - Zdziwienie z twarzy Alucarda, cóż... co najmniej nie znikało. Też ręce opadły mu wzdłuż ciała.
- Czyżby to... - mamrotał zamyślony, a w następnej chwili gwałtownie się odwrócił i skierował do sofy, a jego głos nabrał powagi i pewności. - Zajmij się dziewczyną - umyj ją, przebierz, połóż w jednej z sypialń gościnnych, oraz... sprowadź tu swojego brata. - Harao westchnął lekko - naprawdę nie lubił, jak mówiono o nim i o tym blondwłosym idiocie, jako o braciach - nie mieli wspólnej historii, wieku, rodowodu, krwi, a nawet podrasy. A tu nagle zjawia się ni z gruchy pierwotny i twierdzi, że są braćmi duszy... ale cóż zrobić? Taki los.
Harao ruszył do dziewczyny, wziął ją delikatnie na ręce, a gdy już podchodził do drzwi, to otworzył mu je przed nim - kto? - braciszek~...

- Wzywałeś panie? - Zadał to retoryczne pytanie podchodząc bliżej drugiego końca pomieszczenia, na którym znajdowała się sofa i panicz.
- Harae - odezwał się ostro Alucard. - Spróbuj wyciągnąć ode mnie dane.
- Hm? Ależ panie, wiesz że nie potrafię - już próbowałem.
- Nie obchodzi mnie to. - Wyciągnął gładko w jego stronę dłoń. - Napij się, a następnie z całych sił spróbuj wyciągnąć ode mnie dane - możesz to robić jednocześnie. Pij ile potrzebujesz. - Po tej wypranej z emocji wypowiedzi, Harae nie trzeba było czegokolwiek już mówić. Z lekkim uśmieszkiem przykucnął przed paniczem i chwycił w dłoń jego nadgarstek, odwracając go wewnętrzną stroną do góry, lekko w bok.
Pocałował to miejsce, polizał, a następnie zatopił swoje kły prosto w jego tętniącą żyłę.
Zrobił to w takiej pozycji, że bez problemu mógł spojrzeć swojemu panu prosto w oczy, nie odrywając ust od jego krwawiącego nadgarstka. Ponownie oczy Harae zaszły szkarłatem, topiąc źrenicę.
Mimo wszystkiego, w jego szkarłatnym morzu krwi, tym razem nie pojawiły się żadne zielone, czy żółte, malutkie punkciki. Blondyn ciągle wpatrywał się i starał z całych sił, co jakiś czas wyciągając swoje kły z nadgarstka pana, aby zaraz potem ponownie je wbić - mimo tego nigdy nie przerwał kontaktu wzrokowego - nawet nie mrugali.
Po jakimś czasie jednak to zrobił - zamknął oczy. Oderwał się od nadgarstka Alucarda, puścił go, a następnie wstał.
- Nic z tego - jest to dla mnie niemożliwe, nawet z krwią panicza. Ale przecież panicz dobrze o tym wiedział, więc po co miałem znowu spróbować? - Nie żeby coś... ale tak, jakoś... Eugene miał chyba go głęboko... wgl go nie słuchał.
Zamyślony cały, założył jedną nogę na drugą i oparł swoją głowę o ramię postawione na oparciu sofy, wpatrując się gdzieś tam w bok.
- Trochę szkoda... byłoby stracić Harao... czyż nie? - Zapytał smutno na głos, ale raczej nie zadał tego pytania blondynowi.
A on, nie wiedząc co na to ma odpowiedzieć, po prostu tam stał, jak słup soli i wpatrywał się przerażonym wzrokiem w Alucarda.
- Wyjdź, chcę pobyć sam. - Oznajmił oschło Eugene. Harae wyszedł... od razu... bez udziału świadomości... był zbyt sparaliżowany, aby normalnie myśleć.
Pierwsze, co zrobił, to pobiegł do brata...

- Harao! Zamierzasz odejść od pierwotnego?! - Wykrzyczał w niego blondyn wbiegając do gościnnej sypialni.
- Ha?! A niby czemu miałbym to zrobić?! - I tu Harae wcięło... całe podenerwowanie, irytacja, strach i gniew... uciekły i pojawiła się ulga.
- Uf, to dobrze... - rozejrzał się po pokoju. - A gdzie dziewczyna?
- Sulie, Erlinda i Kopeha się nią zajmują w łazience. Teraz tutaj tylko czekam, aby dopilnować iż wylądowała w łóżku.
- ... acha. To pilnuj dalej, ja lecę pokąsać czwartą z bestfrendziarek - Lolie - po prostu widzę, że jedyna wolna~ - mówiąc to cały rozradowany ledwo uniknął lecącej w jego stronę poduszki.
- Hensai! Hata hi Hetti! Ho- - No... i tak Harae mógłby słuchać dalej tych wywodów, gdyby nie zamknął drzwi i nie nawiał korytarzem śmiejąc się przy tym.

Przez resztę nocy nic specjalnego się nie wydarzyło.
Jak tylko Harao zajął się do końca dziewczyną, to chciał wrócić do boku pana, ale ten mu nie pozwolił - żadna nowość, bo czasami miał takie akcje pierwotny, więc też się tym ani trochę nie przejęli.
Za to Harae nie mógł sobie tak beztrosko kąsać delikatnej Lolie - jednej z czterech przyjaciółek-wampirek, również mieszkających w domostwie Gorsh'kov - bo jako iż Harao nie mógł stać u boku pana, to miał czas na prostowanie charakteru tego debila.

* * *

Jednak później wydarzyło się coś innego, niż dotychczas.
- Co pan tu robi? - Zapytał się nieśmiało Harao, podchodząc lekko od tyłu do siedzącego na stojaku dla ptaków, wielkiego, puchowego, skulonego jak do snu ptaszyska, z którego unosiła się mała strużka dymu.
Czarnowłosy ledwo ją widział, starając się zasłonić ręką rażące promienie wschodzącego słońca - bowiem to właśnie w to, wpatrywało się ptaszysko. Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi.
- Nie powinien pan wychodzić - słońce pana pali i powoduje przecież ślepotę - nic pan tam nie zobaczy w takim stanie, dobrze pan przecież o tym wie. Proszę wrócić do środka panie.
- Zostaw go. - Odezwał się podchodzący do niego Harae. - Pierwotni się tak wychowywali - oni szanowali i wykorzystywali ból na wiele sposobów. Jak np potrzebowali coś naprawdę przemyśleć, to używali ciągłego bólu do oczyszczenia umysłu - to właśnie teraz robi Akucard. - Wytłumaczył mu cicho i spokojnie blondyn.
- Acha... co takiego wielkiego jest do przemyślenia z tą dziewczyną? - Zapytał czarnowłosy raczej sam siebie. Po chwili blondyn stanął obok brata i również patrzył na ptaka, tylko że on z lekkim uśmiechem. I wtedy Harao aż podskoczył i uciszony, przez brata z uśmiechem, oskarżycielsko rzucił w niego pytanie. - A ty czemu nie śpisz!? Ciebie też słońce pali po oczach przecież!
- Nie pali. - Powiedział obronnie blondyn, po czym pociągnął nosem.
- Prawie płaczesz i masz całe zaczerwienione oczy [w ten ludzki sposób], więc kłamiesz jak dzieciak.
- Och rety... - ziewnął zmęczony Harae, a następnie z uśmieszkiem nachylił się do Harao. - Ktoś mi przeszkadzał swoimi myślami~...
- Twierdzisz że to moja wina?! - Blondyn lekko się zaśmiał.
- Choć już, zostaw pana i idź spać. Oboje chodźmy. - I ruszyli do posiadłości, opuścili miejsce kilka kroków od skraju urwiska - gdyż tam właśnie znajdował się owy stojak dla ptaków i ptak.

I znowu nastała noc.
Harao wyszedł z posiadłości i skierował się do przednich ogrodów. Szedł brukowaną drogą idąc w stronę siedzącego na ławce i wpatrującego się w mieścinę panicza.
- Czy wystarczająco mi na nim zależy? - Zdołał czarnowłosy dosłyszeć mamrotane przez panicza pod nosem słowa.
- Panie - oznajmił swoją obecność, dziwiąc się, że pan faktycznie zareagował na to dość gwałtownie, jakby go nie wyczuł. - Czy coś się stało? - Ignorując całkowicie jego pytanie Alucard wstał, podszedł do czarnowłosego i złapał go za podbródek, zmuszając aby patrzył w górę - prosto na niego. Całą swą uwagę skupił na prawym oku czarnowłosego i przyłożył trzy palce trzy palce lewej ręki do jego obwodu.
...
Następnym, co było słychać, był przerażony krzyk bólu Harao, zaraz po tym jak Eugene zagłębił te palce wyłupując mu w ten sposób oko.
Gdy go puścił, niezdolny do utrzymania się samemu Harao, po prostu się osunął na kolanach na ziemię. Siedząc, płacząc i krzycząc z bólu, zakrywał krwawiący, pusty, prawy oczodół.
A pan? Już dawno go minął i szedł do posiadłości. Chwilę patrzył na trzymane w placach oko, po czym gwałtownym ruchem je połknął. Następnie skrzywił się niemiłosiernie, jakby zaraz miał zwymiotować, ale mimo to nie przerwał chodu.
Zatrzymał się dopiero, gdy w drzwiach frontowych niezdarnie minął go zapłakany i ślepy na prawe oko blondyn Harae, który następnie pobiegł, nadal niezdarnie, do brata.
Wtedy to właśnie jak wryty odprowadzał blondyna wzrokiem, zdziwiony na potęgę entą. Jego przypatrywanie się tej dwójce przerwał dopiero nagły syk bólu i gwałtowne zakrycie dłonią prawego oka. Odwrócił się, ruszył do swojego ulubionego pomieszczenia z sofą, która jest tam jedynym meblem - nie licząc dekoracyjnych obrazów, kinkietów, etc. - po czym trzasnął drzwiami od niego tak, że aż obrazy się zachwiały.

* * *

Nikt nie śmiał wejść do tego pomieszczenia.
Harao schował się w swojej sypialni, a Harae jak już gdzieś się przechadzał, to był całkowicie ponury. Cztery przyjaciółki również nie wiedziały co robić. Słodka i wesoła Sulie, nawet nie zaczynała z nikim ploteczek. Młodziutka Lolie jeszcze mniej się odzywała. Wysoka Erlinda przestała biegać, a zadziorna, obdarzona przez naturę, Kopeha nawet nie patrzyła na jakiegokolwiek mężczyznę w posiadłości. Wszyscy byli smutni i posępni. Nawet dostawcy, gdy mijali próg posiadłości byli niesamowicie posępni i bez entuzjazmu oddawali paczki pozostałej służbie.
Dotychczas głośne acz niewidoczne życie w posiadłości, przestało istnieć.
I tak właśnie mijała wszystkim już druga noc.
- Sulie - Dziewczyna na dźwięk swojego imienia zamarła. Wiedziała skąd dochodził ten głos - zza drzwi, które właśnie mijała.
Szatynka weszła do środka i nie odchodząc za daleko od wyjścia ukłoniła się lekko siedzącemu na sofie paniczowi.
- Tak panie?
- Przyprowadźcie mi tutaj tę dziewczynę. - Powiedział nie patrząc na nią. Gdy kobieta ukłoniła się ponownie i wyszła, Alucard znowu syknął z bólu i gwałtownie zakrył prawe oko - taki odruch.

Kiedy dziewczyna została do niego przyniesiona odebrał ją osobiście spod drzwi, biorąc po prostu ją na ręce.
Potem skierował się do swojej ukochanej po prostu sofy. Siadając po prawej jej stronie, kładł przy okazji dziewczynę na plecach. Ostatecznie jej głowa wylądowała na jego kolanach.
Przez jakiś czas przyglądał się jej śpiącej twarzy, przy okazji delikatnie bawiąc się jej jedwabistymi włosami.
- Czas pobudki... - wymamrotał przez uśmiechnięte lekko usta, po czym nacinając ptasim szponem lewy nadgarstek, przyłożył go do lekko rozwartych ust kobiety, zaś prawą dłonią przywrócił do głaskania jej włosów.

/ Sulie - szatynka, Lolie - taki lawendowy jasny, Erlinda - ruda, Kopeha - czarna. /



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#55 29-10-2014 o 10h43

Miss'na całego
Niamh
...
Wiadomości: 315

Link do zewnętrznego obrazka
https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQ4C9VPFFR4MDYqw3okVo2dISsYeBLu4D78_jx2S7eVeNqB-Bj6
Link do zewnętrznego obrazka

Imię Paul
Nazwisko Nieznane
Rasa Hybryda Wampir & Czarownica
Data narodzin 06 czerwca
Obecny wiek jakieś sześćdziesiąt
Wizualny wiek siedemnaście 
Płeć Mężczyzna
Orientacja Hetero
Wzrost 173 cm
Waga 73 kg
Kolor włosów Ciemny brąz
Kolor oczu Czerwone

Link do zewnętrznego obrazka
https://38.media.tumblr.com/tumblr_m9gugzS6E81r5zfj8o1_500.gif
Link do zewnętrznego obrazka

Charakter

Charakter Paula jest dość dziwny sam on do końca nie wie jaki. Główną rzeczą sprzeczną jest to, że nie lubi dawać się bójki. Jednak kiedy ktoś go wkurzy sam je zaczyna. W końcu musi się jakoś bronić. Nie mieszkał z ojcem od kilku lat. Ponieważ nie lubi tej szopki. Woli być szczerym z ludźmi do koła siebie. Jeśli kogoś nie lubi to mu o tym powie.

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

Ciekawostki

+ Z jego ojcem łączy go to, że słuchają takie same gatunki muzyczne
+ Zawsze nosi garnitur
+ Lubi czytać książki
+ Ma zdolność wampira ale również po matce odziedziczył zdolność władania żywiołami
+ Nie rozumie działania ojca jednak zawsze go wspiera
+ Najchętniej by spędził całe życie na podróżowaniu. Nie może wytrzymać w jednym miejscu

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

#56 08-11-2014 o 15h05

Miss'Żółtodziób
...
Wiadomości: 0





Link do zewnętrznego obrazka


Zaciągając się swądem spalenizny, zapachem dominującym w powietrzu mieszkania ale jednak nie jedynym, Caytlin wyczuła zmianę w otoczeniu. Swój wzrok wbiła w mahoniowe drzwi centralnie na przeciwko siebie, nasłuchując wyróżniającego się wśród innych dźwięku. Nie musiała długo czekać, gdyż do jej uszu dotarł dźwięk przekręcanego w zamku klucza... Oczom białowłosej ukazał się oczekiwany właściciel mieszkania, z początku zaskoczonego jednak w ułamku sekundy wyraz twarzy zmienił się w przerażony - i wybiegł równie szybko jak się pojawił. Natychmiast ruszyła za nim, zostawiając zgliszcza spopielonego domu za swoimi plecami. Wybiegając na ulicę natychmiast wzrokiem odszukała znikający punkt będący powodem zamieszania przypadkowych przechodniów - nie zastanawiając się kobieta w czerwieni pognała za sylwetką mężczyzny...

Dawno temu zapadła już noc, a Caytlin krążyła po lesie starając się na wszelkie możliwe i znane jej sposoby wyczuć swoją 'ofiarę'. Jednakże jego aura była na tyle stłumiona aby nie mogła dokładnie określić lokalizacji mężczyzny - ale jednak na tyle wyraźna, aby mogła stwierdzić że nadal znajduje się na terenie boru. Patrolowała więc ten obszar niczym pies tropiący, usiłując wpaść na wyraźniejszy trop swojej zwierzyny łownej, co ku jej irytacji nie przychodziło z taką łatwością jak zwykle. Po kilku godzinach miała już zamiar zrezygnować oraz przejść do innej części lasu, gdy jej uszu dotarł huk dobrze znany białowłosej kobiecie. Broń palna. Natychmiast okręciła się na pięcie i ruszyła szybkim tempem w stronę źródła tego dźwięku, a po niewielkim czasie rozpoznała sylwetkę mężczyzny - swojego, jeśli tak to można nazwać, przyjaciela po fachu. Louie. Bezszelestnie zakradła się za jego plecy, aby następnie przysunęła swoje usta do jego ucha, aby powiedzieć na cały głos "Bu". Ten podskoczył jak spłoszona zwierzyna, a Caytlin zaczęła śmiać się wniebogłosy - w szczególności, gdy spostrzegła odruch wymierzenia w jej kierunku broni. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Chyba śnisz kochanieńki.
Zmierzyła wzrokiem blondwłosego od góry do dołu, mrużąc oczy na widok krwi na jego głowie oraz dłoni.
- Co takiego się stało, że krwawisz. To nie była z pewnością wina tego tutaj.
Mówiąc te słowa wskazała kupkę prochu na ziemi, na wpół rozwianą już przez wiatr, przykrytą kartką z zużytą już pieczęcią. Do słabych nie należał, więc opcja uszkodzenia przez tak podrzędnego ducha odpadała niemalże natychmiast. Nieco zaaferowana oczekiwała więc na odpowiedź Louiego, jednocześnie nasłuchując wszystkich dźwięków z otoczenia.

Offline

#57 11-11-2014 o 14h58

Miss'wow
natasza793
...
Miejsce: Dobre
Wiadomości: 714

Okej wróciłam ....


Link do zewnętrznego obrazka



Nic tutaj nie było jasne. Nie mogłam zorientować co się dzieję. W jednej chwili walczę (Jak to można nazwać walką). Później te... nawet nie wiem jak to nazwać. Wyjątkowo kiedy coś tak na mnie wpływa jak to. Ale ab ovo*... Po tym jak zobaczyłam moich rodziców. Raczej kiedy ich zobaczyłam myślałam, że wybuchnę z radość oraz odetchnęłam z ulgi, gdyż czułam się tak jak w tedy kiedy żyli oraz jakby moje ostatnie lata jakie spędziłam w agencji był jednym wielkim snem. Lecz wszystko moje uczucia prysnęły jak bańka mydlana. Stało się tak ponieważ ich twarze zaczęły powoli znikać pozostawiając pustkę białą. Jakby ktoś zamalował ich twarz lub przysłonił czym białym. Tak jak czasem robią to wiadomościach zasłaniają twarz. Kiedy ich twarze zniknęły wraz z nim coś we mnie przepadło jak kamień rzucony wodę.
Często słyszałam jak rówieśnicy narzekają na swoich rodziców. Nawet nie zdają sobie sprawy jak to jest być bez rodziny, rodziców. Jakby nie miało się tożsamości. Nie wiedziało się kim jest. Bym oddała wszystko... wszystko aby choć raz móc powiedzieć moim rodzicom jedno słowo: ,,KOCHAM''. Nie kojarzę abym im choć raz powiedziała. To bolało najbardziej. Zostawiało na sercu otwartą ranę. Której nie da się o tak zakleić plastrem lub zeszyć. Chciałabym aby oni wiedzieli. To co zobaczyłam uświadomiło mi dwie rzeczy. Pierwszą jest że ledwo ich pamiętam zamiast zachowywać ich moim sercu, żeby chociaż tam żyli. Skupiłam się na pomszczeniu ich śmierci. To nie zmienia faktu, że nie chce dowiedzieć kto odebrał mi dzieciństwo wraz zabiciem moich rodziców. Pragnę spojrzeć mu w oczy i zadać jedno pytanie: ,,Dlaczego?''. Drugą rzecz było to, że nawet nie wiem, gdzie spoczywają. Gdzie są ich groby?
Nie dziwne dla mnie było to, że uciekłam później. Po prostu to było zwykłe zachowanie ludzkie. Bałam się, że znikną cali i znowu zostanę sama. Bez nikogo. Nie chciałam pamiętać ich takich bez twarzy wolałam trzymać w pamięci obraz uśmiechniętych.
Gdy książę zaatakował, że wydawało się iż jest jego kilku. Tak jakby jego odbicia. Najpierw nie wiedziałam co się dzieję byłam zbyt wstrząśnięta oraz zdezorientowana przez to co zobaczyłam przed chwilą.
Później, nie wiem ile czasu po tym....
Kiedy otaczała mnie pustka. A ja siedziałam po turecku nie odczuwałam aby czas płynął... było tylko tu i teraz. Myślałam o wszystkich znanych ludziami mi: o szefunciu, agentach, Jacksonie, Lovie, Caytlin, nawet o uczniach z mojej klasy, których nie raczyłam nawet zapamiętać ich imion. Zastanawiałam się co u nich? Co robią? Na więcej jednak moich myśli... o Alekcu. Czy jego wiedza była na temat księcia tak mała? Czy zataił coś przed de mną? Dlaczego powiedział, że to on zabił moich rodziców? Skoro nawet nie wiedział jak oni wyglądają. Mojej głowie było pełno myśli. Z nich wyrwał mnie głos... Nie zrozumiałam słów, lecz był mi znany. Nie wiedziałam co się dzieję, kiedy zaczęłam lewitować. Moje ręce i nogi swobodnie zwisały. Tak, że moja klatka do była wysunięta przodu (Jak na zdjęciu w linku). Znosiłam się coraz wyżej i wyżej. Jakby coś mnie przyciągało. Tak jak dwa magnezy przyciągają się wzajemnie. Czułam się wyzwolona, lekka, spokojna oraz odprężona. W tej chwili wszystko co zaprzątało moje myśli. Zniknęły jakby za dotknięciem czarodziejskiej różki. Straciło mieć jakiekolwiek znaczenie. Gdy tak się unosiłam... Pewniej chwili przestałam. Nawet nie zauważyłam kiedy to się stało. Przez to, że to tak naglę, niespodziewanie iż straciłam na kilka sekund świadomość. Co się ze mną dzieję?... Gdy odzyskałam zdolności odczuwania zmysłami. Leżałam tak próbując jak na więcej odczytać z otoczenia. Coś napływało do moich ust. Po smaku nie umiałam określić co to było. Nie myśląc przełknęłam... było to coś .... zjawiskowego. Jeszcze nigdy nie próbowałam czegoś tak dobrego. Pobudzało to nie zwykle mój smak. Śmiało mogłabym to nazwać eksplozją smaku. Czułam się jak narkoman, który po długim głodzie. Mógł go zaspokoić... Jednak ja wątpiłam bym zaspokoiła swój apetyt na ten nektar. Z każdym jego łykiem czułam rozchodzące się ciepło po moim cielę. Tak jak w tedy gdy weźmiemy duży łyk gorącej herbaty na mroźnym dworze. Również odczuwałam mrowienia oraz dreszcze na cielę. Jakbym cały czas była w jednej pozie, że moja ciało ścierpło. Z każdym łykiem nektaru powracały mi siły. Dzięki, którym mogłam więcej odczytywać z otoczenia. Wiedziałam, że żyje. Ponieważ słyszałam bicie własnego serca. W pomieszczeniu w  którym byłam było strasznie cicho. Ciszę jedynie zakłócały jedynie moje przełykanie oraz moje serce, które wybijał znany mi rytm. Prócz tego nie było słychać nawet najmniejszego dźwięku. Chociaż powracały mi siły nie mogłam jeszcze otworzyć swoich oczów. Moje powieki nie chciały nawet drgnąć. Jednak nie przejmowałam się tym na razie. Gdyż moje pozostałe zmysły działy na najwyższych obrotach. Dotyk mówił mi, że nie jestem sama. Gdyż czułam jak ktoś palcami przeczesuję moje włosy. Również dzięki niemu wiedziałam, że moja głowa leży na czymś. W tej chwili nie mogłam jasno określić co to było. Więc nie skupiałam się za bardzo na tym, czego nie mogę. Chciałam poznać jak najwięcej szczegółów. Poczułam budzi dziwne ukucie po którym więcej tej cieczy zaczęło napływać. Piłam łapczywie... Nawet kiedy pełni powróciły mi siły. Nie przestałam pić. Podniosłam powoli swoje powieki. I zobaczyłam przed sobą twarz. Wiedziałam, że powinnam wiedzieć kto to. Lecz tej chwili nie mogłam sobie przypomnieć. Spojrzałam niżej. Zauważyłam, że przy moich ustach dłoń trzyma dłoń. Piję KREW... Momentalnie.... Wiedziałam gdzie jestem i kim jest ten mężczyzna. Nie to nie możliwe. To się nie dzieję. Piłam krew wampira i jeszcze mi smakowała. Nawet tera mam ochotę oblizać usta aby sprawdzić czy nie zostanie trochę.  Nie zwracając uwagi na nic wstałam szybko i gwałtownie. Zaskoczyła mnie szybkość i precyzja tego ruchu. Jednak kiedy stałam już na własnych nogach. Zakręciło mi się w głowie. Poczułam jak się przewracamy przygotowałam się na spotkanie z podłogą...

* ab ovo - od samego początku


Jeśli gdzieś nie odpisuje długo proszę o wybaczenie i przypomnienie na PW  PS zadaj mi pytanie  ASK.fm
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

#58 13-11-2014 o 10h43

Miss'na całego
Niamh
...
Wiadomości: 315

Nataszka pozwoliła mi abym dodała post w którym zamieszczone są te dwa dni.Proszę aby agenci jakoś opisali również dwa dni aż do momentu aby akcja toczyła się równo...

Link do zewnętrznego obrazka

Dzień nie miłosiernie mi się dłużyć. Już chciałem aby agenci wrócili z dobrymi wieściami. Każdy ich cel miał dla mnie znaczenie. Gdyż przybliżał mnie do odzyskania mojego tronu. Który mi się należał. Czuję, że uda mi zdobyć tron w końcu on nie wie nic o mnie i agencji. O ile Sana nic nie powiedziała. Znając ją nie nic nie powie. Nie jest zbyt rozmowna.  W grze nie należy odsłaniać wszystkich kart. Gdyż ma się przewagę. Pierwszy wykonał zadanie Jackson. Później zdali meldunki pozostali. Odesłałem ich do ich domów. Sam zostałem agencji. Czekając na wieści od Sany. Jednak minęły jeden dzień. Czułem, że coś się stało. Dla tego wezwałem tego dnia mojego syna. Z którym nie miałem kontaktu od kilku stuleci. Jednak przybył wieczorem. Zgodził się mi pomóc. Dla tego następnego dnia wezwałem agentów z grupy Sany do siebie. Kiedy pojawiła się cała trójka.
- Czy do któregoś z was Sana się odzywała? - zacząłem nie wiedząc na co liczyłem. - No cóż... To jest Paul mój syn dołączy do was zamiast Sany. - dodałem po chwili...


EDIT: Przepraszam ale i tak nie zbyt rozumiem oraz zmieniłam /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/tongue.png

Ostatnio zmieniony przez Niamh (18-11-2014 o 13h47)

Offline

#59 19-11-2014 o 21h01

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216

/ Haha, jeśli masz na myśli Caytlin, to nie - czystokrwisty to nie pierwotny ;P Pierwotni to tak jakby królowie, a czystokrwiści to królowe, za czasów średniowiecza xP /

Alucard

Kiedy dziewczyna wreszcie wysunęła swoje kły i wbiła się w nadgarstek panicza aby uzyskać więcej tej smakowitej rozkoszy, na jego twarzy pojawiło się zadowolenie. Dalej delikatnie i opiekuńczo gładził jej włosy i pozwalał pić grzecznej dziewczynce.
Po chwili otworzyła oczy. Najpierw na spokojnie, patrzyła się na niego, lecz gdy spojrzała w dół na dłoń przyłożoną to jej ust, zerwała się gwałtownie stając na własnych nogach. Naturalnie przyjęła swoją pozycję obronną, ale na nic jej się to stało, bowiem zaraz dostała zawrotu głowy i zaczęła się przechylać na spotkanie twarzy z podłogą. Przysłowiowe "Ziemia podfrunęła mi do twarzy",
Jakkolwiek można by się spodziewać, do upadku jednak nie doszło. Może dlatego że panicz powiedział stanowczo "Stań" i dziewczyna stanęła? Choć sądząc po minie nadal chciało jej się zwracać...
- Usiądź obok mnie - powiedział, a dziewczyna wykonała polecenie, nadal raczej nie do końca świadoma. - Przespałaś całe dwa dni, jeszcze ogranicz swoje gwałtowne ruchy. - Poradził jej nieprzytomnej, po czym oparł się o poręcz sofy i zaczął przyglądać z opiekuńczością dziewczynie. Gdy już prawie doszła do siebie zapytał się jej. - Co myślisz o wymianie informacji? Pytanie za pytanie. Ja zacznę, na początek proste pytanie - gdzie znajduje się główna siedziba tych, którzy cię tu przysłali.

/ Moimi pozostałymi postaciami będzie później, bo muszę zrobić tam za trzech a nie tylko za moich dwóch - wytłumaczę niedługo wam panienki [Niamh i Natsza] na Privie /

Ostatnio zmieniony przez Minwet (30-11-2014 o 20h42)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#60 08-12-2014 o 19h23

Miss'na całego
Niamh
...
Wiadomości: 315

Link do zewnętrznego obrazka

Nudziło mi się już te podróże w każdej część tej kuli ziemskiej tak samo ci sami ludzie i te same problemy.  To robi się nudę ile razy można widzieć to samo. Więc kiedy ojciec do mnie zadzwoniło. Na początku miałem ochotę jemu odmówić.Jednak po dłuższym zastonowieniu zgodziłem się. W końcu to jakaś rozrywka. Można będzie jakoś się rozewrwać.Polowaniu na jakiegoś naturalnego. Ciekawe kto mu tak zalazł za skórę skoro zdecydował się do mnie zadzwonić po tylu latach. Może zaczyna brakować mu syna. Ta jasne zaraz zacznę podejrzewać go o jakieś ludzkie uczucia.

Offline

#61 09-12-2014 o 16h15

Miss'wow
natasza793
...
Miejsce: Dobre
Wiadomości: 714

Przepraszam, że tak późno odpisuje i dziękuje Niamh za pilnoanie aby wątek nie przepadł w cieluściach zapomnienia /vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/smile.png 

Link do zewnętrznego obrazka

Poczułam jak lece na bliskie spotkanie z podłogą. Jednak jakby coś zawładnęło moim ciałem. Nie coś lecz ktoś ... Alucard Gorsh'kov. Skróciłam jego nazwisko, po prostu pominęłam kilka imion, bo tak łatwiej ma tyle imon że wymienianie wszystkich zajmuje strasznie dużo czasu. Pewnie gdy się komuś przestawia swoim pełnym nazwiskiem to jego słuchacz na pewno by zasnął.Książe powiedział ,,Stań'' jakby to od de mnie zależało oraz tak stanowczo i naturalnie jakby mówił jaka jest pogoda na zewnątrz. Jednak po jego tym jednym słowie stanałam... nie to nie było takie zwykłe staniecie. Ponieważ czułam się jak marionetka, która się przewraca lecz kiedy ma już udeżyć o podłogę lalkarz łapie i stawia pozycji pionowej, choć ona nie wykonuje żadnych ruchów. Alucard kieruje mną jak lalkarza. Tak jakbym była uwięziona we własnym ciele. Nie miałam nad nim żadnej władzy. Książe później nakazał mi usiądź uczywiście usiadłam choć wcale tego nie chciałam. Kiedy już siedziałam powiedział mi, że byłam nie przytomna dwa dni. Dwa dni?! To chyba jakiś nie śmieszny żart. Alec pewnie już zauważył moją nie obecności. Przecież nigdy agenci nie znikają na dwa dni no chyba, że nie żyją. Przecież ja żyję... Słysze bicie własnego serca. Jednak nie daje mi spokoju to uczucie, kiedy piłam ... jego krew. Po tym spytał co myśle na temat informacji. Nawet nie dał mi odpowiedzi od razu stwierdził, że zaczyna oraz spytał mnie gdzie mieść się agencja. Nie powiem mu jednak wiem. Lecz odpowiem nie udzielając żadnych informacji.
- Dziwne oni wiedzą gdzie ty się ukrywasz, a sam nie wiesz gdzie oni. Choć w ogóle się nie ukrywają. Agencja znajduje się w domu szefa od stuleci w tym samym miejscu. Miałeś doś dużo czasu aby ją znaleźć - powiedziałam do niego nie patrząc na niego. Nawet nie wiem gdzie patrzyłam po prostu gdzieś przed siebie. Jeśli spodziewał się adresu lub miasta to grubo się mylił iż mu powiem. Zawsze te same pytanie. Kto was przysła? Gdzie mieść się ul? Kto nim dowodzi? Czemu na nas polujecie? To robi się coraz bardziej. Żyją dłużej od nas. Agencja jest przkeazywana z rąk do rąk. Zawsze w tym samym miejscu od stuleci. Co prawda kiedyś to był zakon lecz już dawno przestał nim być. Teraz to jest jak wojsko, które zabija potwory broniąc przed nimi ludzimi. Nie trzeba ani golić głowy ani być jakoś specjalnie wierzącym. Choć można być i to nawet pomaga. W końcu człowiek mówi, że wykonuje wole boską.


Jeśli gdzieś nie odpisuje długo proszę o wybaczenie i przypomnienie na PW  PS zadaj mi pytanie  ASK.fm
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

#62 09-12-2014 o 20h11

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216



Alucard

Panicz zaśmiał się lekko już po pierwszej części wypowiedzi dziewczyny.
- Twierdzisz, że oni się nie ukrywają mówiąc tak, jakbym ja to robił - czy gdybym się ukrywał powróciłbym do mojego rodzimego łoża? Ja nie interweniuję - to duża różnica. - Oznajmił spokojnie z pobłażliwością patrząc na nią. Następnie swój wzrok skierował przed siebie i spoważniał, a głos jego brzmiał jak od ojca, który tłumaczy swej małej córeczce sprawę wielkiej wagi. - W naszej naturze Sano, nie leży mieszanie się do wszystkiego co tylko możliwe. Co innego zakonnicy - wepchaliby się wszędzie, gdyby tylko mogli. Drążą swoje połączenia niszcząc i zagryzając na śmierć wszystko co znajdzie się na ich drodze - nawet innego z ich rasy. - Ziewnął ze znużenia i kontynuował już jakby to było powiedzenie "Ale mam zdrętwiałe ciało!" podczas rozciągania się, zaraz po pobudce. - Mimo wszystko, choć skończyło by się to dla wszystkich bardzo pozytywnie, ich nie da się wytępić. Są jak szczury - wybijesz setkę, ale wystarczy że ostanie się jedna para, a pojawi się następne dwieście. Nie rozumiem czemu ludzie uchylają się na ich poczynania... Jednakże to ich prywatna, rodzinna sprawa i muszą sami to załatwić. Puki się nie zdecydują, nie możemy się wtrącać Sana, pamiętaj o tym. - Ostatnie zdanie wypowiedział ponownie z powagą, a następnie rozłożył się bardziej na sofie, traktując poręcz jako oparcie, dzięki czemu był przodem do dziewczyny i posyłał jej lekki, zirytowany uśmieszek. - Wracając do naszej gry i mojego pytania... zakon ma, a bynajmniej miał wiele siedzib. Jego rdzeniem był Watykan, ale nie słyszę u ciebie rzymskiego akcentu, więc nie sądzę abyś stamtąd przybyła. Chodzi mi o twojego opiekuna - tego, który cię przygarnął po śmierci twych rodziców... - tutaj o dziwo dało się wyczuć nutkę... gniewu? Tak, w tym ostatnim zdaniu coś nie podobało się Alucardowi, coś było nie tak, tylko... co dokładnie? O co mogło u chodzić? W każdym razie nutka znikła tak szybko jak się pojawiła, a zastąpiła ją życzliwość panicza do dziewczyny. -  Radzę ci sprecyzować swą odpowiedź, bo tak samo jak ty odpowiesz mi, tak ja odpowiem tobie w twoim pytaniu.

Louie

- Uh, skończyłem. Jeszcze tylko zdać raport szefowi. Ciekawe czy inni już skończyli... - Powiedziałem sam do siebie po wyeliminowaniu mojego celu, zmęczony wielogodzinnymi poszukiwaniami. Te Erliny i im podobne naprawdę zatruwają innym życie...
Już chciałem odwrócić się i ruszyć w drogę powrotną, gdy coś powaliło mnie na ziemię i przygniotło. Z tyłu głowy poczułem gwałtowny ból, niemiłosiernie rozchodzący się po mojej czaszce. Głos, który zadał mi pytanie o miejsce pobytu szefa, pomógł mi skupić się na siedzącym na mnie i przystawiającym mi między oczy broń palną, napastniku chyba w moim wieku. Aby trochę przedłużyć sobie czas na rozpoznanie odpowiedziałem mu krótko. Przy okazji też szorstko - nienawidzę gdy ktoś ma złe zamiary wobec pana Aleca...
Zaraz potem złapałem się jakiegoś wystającego w pobliżu korzenia i gwałtownie zmniejszyłem grawitację do wartości ujemnych, w miejscu naszych górnych części ciała.
Gdy poleciał na drzewo, ja ponownie zacząłem spadać na ziemie, ale tak właśnie zamierzałem i bez problemu obróciłem się upadając na kolana i ręce. Chwyciłem leżący obok pistolet i natychmiast wstałem celując w niego... a bynajmniej w miejsce gdzie powinien mniej więcej leżeć. Chwilę jeszcze nasłuchiwałem jakichkolwiek hałasów w otoczeniu przy okazji uspakajając się głębokimi, wolnymi oddechami.
Kiedy byłem już całkowicie spokojny postanowiłem sprawdzić skąd wziął się ten ból głowy, którego w sumie już nie miałem. Przyłożyłem dłoń do tyłu mojej głowy, po czym spojrzałem na nią i zobaczyłem krew. Pewnie upadłem na jakiś mały, ostry kamień - nie należało to wspomnienie do najprzyjemniejszych. Ściągnąłem na dół dłoń i zwiększyłem tam lekko pole grawitacyjne, natychmiast pozbywając się cieczy z mojej rękawiczki. Włosy jednakże, będę musiał umyć w osadzie, bo w tym strumyku nie mam zamiaru... I wtedy znikąd pojawiła się Caytlin krzycząc mi do ucha na cały głos:
- BU! - przerażony odskoczyłem i prawie w nią strzeliłem. Ciekawe czy gdybym nie umiał uleczać, to też by tak zrobiła, hm... raczej tak...
- Prosiłbym abyś więcej już tego nie robiła, Caytlin...
- Chyba śnisz kochanieńki. - No tak - od niej nie można czegokolwiek oczekiwać. Tak właściwie, to niezbyt lubię z nią pracować, jednakże czasem się zdarza... Choć normalnie mam gdzieś z kim wykonuję misję, o ile mi nie przeszkadza, tak ona stanowi swego rodzaju... zagrożenie... - Co takiego się stało, że krwawisz. To nie była z pewnością wina tego tutaj. - ...na przykład właśnie swoją ciekawością.
Spojrzałem na pozostałości po Erlinie, które wskazała. Faktycznie nie jego wina, aczkolwiek czy nie lepiej będzie, jeśli będzie właśnie tak myślała?
- Zdarza się i tak - Oznajmiłem udając obojętność i ruszyłem w danym kierunku. Oczywiście sądziłem, że udało mi się zaspokoić choć lekko jej ciekawość prawdy... i oczywiście się przeliczyłem - kobiety...
Choć wydawało się, że będzie jak najbardziej spokojnie, nagle pode mną zaczęły gwałtownie wyrastać lodowe kolce. Oczywiście rozróżniłem to dopiero lecąc już w górę - to był mój sposób na uniknięcie tego"ataku" - ujemna grawitacja. Leciałem plecami w górę, więc tylko przez ramię zobaczyłem zbliżające się korony drzew - co tylko zwiększyło mój szok gwałtownością i zwiększyłem swą moc, zmniejszającą grawitację. Czyli po prostu jeszcze szybciej i mocniej przywaliłem w gałęzie.
Po sekundzie, jak na złość oczywiście, połamały się wszystkie te, za które się złapałem i tym razem zacząłem spadać. W ostatniej chwili zatrzymałem się i nie nabiłem na te jej lodowe kolce - tak, zatrzymałem. Już się ogarnąłem i ustawiłem pola tak, aby mnie ani przyciągało, ani odpychało od niej. Następnie manipulowałem polami, aby znaleźć się poza obszarem tego ostrego zlodowacenia i stanąć na własnych nogach.
Wkurzony na Caytlin, która od samego początku śmiała się w najlepsze, zająłem się wycieraniem krwi z mej twarzy - pozostałości po zadrapaniach spowodowanych wleceniem w korony drzew...
- Tryskasz energią widzę. - Stwierdziłem zgryźliwie.
- A i owszem - mam przy okazji niezły ubaw. - Myślałem, że wyciągnę pistolet i strzelę jej w zewnętrzną stronę uda, jedne z najwrażliwszych miejsc, aby sobie pocierpiała. Już chciałem przycisnąć ją do ziemi i kazać błagać o przebaczenie, gdy tuż obok mnie po prostu spłonęło trochę powietrza, rozpraszając moją uwagę. - Wystarczy mi już. Teraz wiem, że potrafisz latać. Po wodzie chodzić też umiesz?
- Ja za to wiem, że potrafisz nie tylko wzniecać ogień, ale i zamrażać. Na czym więc w końcu polega twoja moc?
- Hm... niegrzecznie prosić kobietę o wyjawienie swoich sekretów... ale jesteś jeszcze dzieciakiem, to ci wybaczę - Oznajmiła nadal z tym swoim humorkiem. W duchu uśmiechnąłem się, bowiem jestem od niej starszy, ale zaraz przypomniałem sobie, że akurat ona o tym wie... ZARAZA! - W każdym razie coś ci wypadło przy spadaniu kochanieńki. - Wskazała palcem na moją klatkę piersiową, a gdy i ja tam spojrzałem zobaczyłem mój wisior. Natychmiast chwyciłem go i schowałem pod mój uniform, przy okazji ciesząc się, że nie zaczepił się o którąś z gałęzi na górze i tam nie został.
W tym samym momencie, gdy Caytlin mi o tym powiedziała, zza pobliskiego drzewa wydobył się jakiś szelest w ściółce, a zaraz potem dosłownie wypadł tamten chłopak, tak jakby się po prostu potknął. Podczas gdy ja chowałem amulet, Caytlin od razu zareagowała - najpierw zza krawędzi drzewa dowidziałem się rosnących igieł lodu, w miejscu gdzie dosłownie sekundę wcześniej znajdowała się prawdopodobnie jego głowa - następnie zamrażając podstawę wokół jego stopy wraz z podeszwą w ten sposób zatrzymując w jednym miejscu bruneta.
Chciał się zerwać, więc natychmiast zwiększyłem w jego okręgu pole siłowe. Mimo wszystko nie padł na ziemię i walczył z grawitacją, co mnie bardzo zszokowało - nie na długo. Zwiększyłem ją jeszcze trochę i chłopak już leżał. Nadal jednak nie przestawał walczyć. Ciężko oddychał i próbował wstać, przez cały czas patrząc na mnie i nie robiąc sobie nic z tego, że ona się do niego zbliżała. Czyżby myślał, że do mnie łatwiej się dostanie i będzie mógł uciec? Uważa mnie za słabszego... to dobrze. W miarę jak on się podnosił, tak ja zwiększałem wartość pola grawitacyjnego.
- To... ską- - Próbował coś powiedzieć, jednakże Caytlin już stała na nim jedną nogą, na którą również działa zwiększona grawitacja, więc robiła to z naciskiem kilkanaście razy większym, niż noramlnie... musiało boleć sądząc po dźwięku jaki z siebie wydał. Jak brzmiało to przysłowie? Nie kopie się leżącego - ona właśnie to zrobiła.
- Spokojnie Louie, bo mi go zgnieciesz na miazgę, a ja mam go przynieść do agencji żywego.
- Ach, a więc jest celem twojej misji. Fajnie wiedzieć... - Zastanawiałem się czy tego nie wykorzystać, kiedy on się zerwał i przemienił w wilkołaka zrzucając z siebie nogę dziewczyny i stając na łapach! Będąc na takiej grawitacji nadal mógł stać! No i nadal ciągle się we mnie wpatrywał!
Poirytowany więc zwiększyłem ją jeszcze bardziej i tak zakaszlał krwią i padł zaraz nieprzytomny w postaci człowieka. Grawitację natychmiast przywróciłem do normy w tamtym otoczeniu i odchodząc powiadomiłem Cayt, że sama go taszczy.

***

Gdy wróciłem do domu, wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i dopiero poszedłem oddać mój raport. Wchodząc do pokoju pana Aleca minąłem się z wychodzącą Caytlin, która posłała mi wkurzający uśmieszek. Postanowiłem ją po prostu zignorować.
Gdy już załatwiłem formalne sprawy z panem Alec'iem, pozostało mi jedynie wrócić do domu i pójść spać - tak też właśnie zrobiłem.
Następny dzień, to już zwykła rutyna. Czwartek, znowu lekcje w szkole, a potem odwiedziny w agencji. Nie dostałem żadnej misji, ani nie widziałem nigdzie Caytlin, więc ona ją prawdopodobnie dostała - a bynajmniej miałem taką nadzieję.
Do później nocy przesiedziałem więc resztę dnia w bibliotece agencji, jak to zazwyczaj kiedy nie mam nic do roboty. W bibliotece uczyłem się o pieczęciach. Dlatego też głównie dostawałem najwięcej misji typu Erlin - aby się ich pozbyć pieczęcie to podstawa. Ja już trochę nad tym przesiedziałem, ale i tak jestem przekonany, że to nic w porównaniu z tym, co będę musiał przeznaczyć na nauczenie się wszystkich znaków, symboli, nazw i połączeń, należących do ostatniej oficjalnej kategorii pieczęci, jaka mi została - alchemicznych.*

***

Następnego dnia jednak było coś innego i dziwnego. Zostałem wezwany na spotkanie mojej grupy z panem Alec'iem. Jackson zjawił się od razu, tylko że Sana już nie. Znowu się spóźni? Szef nie będzie zadowolony...
Gdy już się zjawił stał przy nim jakiś chłopak. Nowy agent? Dołączy do nas? Gdy pan Alec zadał nam swoje pytanie, spojrzałem na Jacksona, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie wróciła z misji, czy jak? A tak się na nią cieszyła... a może jej nie wyszła i nie chce się do tego przyznawać? Zaraz chwila, że co? Pan Alec ma syna ?! I ma dołączyć do nas? Nie podoba mi się on...
- Chwila, panie, jak to zamiast Sany? Nie udało jej się wykonać swojej pierwszej indywidualnej misji i przeniósł ją pan?

/ Wymyśliłam taką chorą hierarchię w stopniu zaawansowania pieczęci - może być? xDDD [od zera do bohatera~... x3]
Zakonnik, Mnich, Hagit, Serafin, Chebut, Senoy, Archibit, Zeruel, Arcydiakolit, Alchemik. /

Ostatnio zmieniony przez Minwet (15-12-2014 o 15h04)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#63 10-12-2014 o 14h27

Miss'wow
natasza793
...
Miejsce: Dobre
Wiadomości: 714

Link do zewnętrznego obrazka

Słuchałam jego wypowiedzi uważnie w końcu tego uczono nas słuchać i obserwować otoczenie. On musi być bardzo stary dradza styl wypowiadania się. Ponieważ co miało oznaczać słowo takie jak ,,łoża''. To pierwsze tłumaczyłam sobie, że musi zanaczyć miejscowość lub region albo coś w tym stylu. Później stwierdził, że on nie miesza się sprawy innych. Naszej? Czemu on mówi jakbym była jedną z nich? A gdy mówi o agentach używa trzeciej osoby. Zmarszczyłam lekko brwi na jego wypowiedź jego. Ponieważ swojej wypowiedzi nie tylko zarzucał mieszanie się ale również iż ageńci zabjają ludzi. Ponieważ tak można była zrozumieć jego słowa, kiedy mówił: ,,innego z ich rasy''. Agenci nigdy nie zabjają ludzi tylko wymazują im pamięć najwyżej, kiedy są świadakmi nadnaturalnych istot. Gdy oni tak nie chwalili się swoją innnością, nie atakowali ludzi oraz żyli z nimi na równi. To nie trzeba było ich zabjać. Jednak nie przerywałam jego wywodowi. Zwrócił moją uwagę na zdanie.,,Puki się nie zdecydują, nie możemy się wtrącać Sana, pamiętaj o tym.''Ponieważ przy nim zmienił swój ton głosy był poważny oraz bardziej rozkazujący. Jednak to nie był koniec jego wypowiedzi. Choć już ona mnie nudziła. Jednak nie chce na razie być niegrzeczna. Nie tylko swoim nazwiskiem ale również głosem i przy długmi wypowiedziami zanudza swoich rozmówców. Wkońcu chyba jego wypowiedz zbiega ku końcowi. Gdyż już nawiązywała mojej wypowiedzi, a nie zarzutą wobec agencji, a jak to on nazywa zakonowi. Choć już od wieków nie jest zakonem lecz agencją. Coś w stylu FBI dla istot nataturalnych. Tylko nie mamy ich gupich reguł. Choć teraz wydawały mi się nie takie głupie. Mogłam podejść do tego zadania z godnie zasadami dawnymi, a nie bawić się teatrzyk. Ciekawe jak w tedy by to się skończyło gdybym po prostu podpaliła ten wspaniały dom. Dość intersujące jest to czy ogień również nie robi mu krzywdy. Skoro powiedział, że zabicie jego jest niemożliwie. Kiedy skończył myśałam. Jeśli wyjawie mu adres, ba nawet miejscowści to naraże innych na niebezpieczeństwo w tym moich przyjaciół i szefunia. Jednak chce dowiedzieć się kilku odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dość długo nic nie mówiłam i w pomieszczeniu zapadła cisza.
- Wolę nie znać odpowiedzi na żadne moje pytanie jeść mam narażać na niebezpieczeństwo innych - powiedziałam gdy podjęłam decyzję. Odpowiedzi są nieważne dla mnie jeśli ktoś znanych mi ludzi ma zapłaci za nie życiem lub ma spotkać ich jakieś krzywdy. Nie wszyscy mają możliwość regrneracji.
- Trzeba było spełnić swoją grozię i mnie zabić bo nie powiem ci gdzie i kto dowodzi agencjami - dodałam po dość krótkiej chwili. Nie komentowałam jego wypowiedzi bo to było by głupie i nic nie dało. On wierzy swoje, a ja wiem swoje. Agenci nie krzywdzą ludzi.


Jeśli gdzieś nie odpisuje długo proszę o wybaczenie i przypomnienie na PW  PS zadaj mi pytanie  ASK.fm
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

#64 10-12-2014 o 19h51

Miss'na całego
Niamh
...
Wiadomości: 315

Minwet jeśli coś nie tak to pisz śmiało

Link do zewnętrznego obrazka

Pierwszy odezwał się Louie. Co od powiedzieć na jego pytanie. Nie wiedziałem ponieważ co się dzieję. Ponieważ czyniki życiowe jej pokazują, że ciągle żyje. Jednak nie wiedziałem gdzie jest, co się z nią dzieję. Trzeba była również lokalizator wręczyć agentą. Niż tylko czytnik funkcj życiowych. Przed spotkaniem  mój pracownik przyjął wilkołka za mnie miał go zamknąc w celi przeznaczonej dla wilkołaków oraz poinformować mnie jak odzyska przytomność. Na razie musiałęm odpowiedzieć Louie. Był dla mnie jak syn oraz zawsze mogłem na nim polegać.
- Nie przeniosłem jej lecz nie wiem czy jej misja się powiodła czy też nie jedno wiem to, że żyje ale nie wróciła. Jednak istoty świata nocy ciągle zaagrażają ludziom dla tego zdecydowałem się aby dołączyć do was Paula. Waszą pierwszą misją będzie dowiedzenie się co stało się z Saną. Jeśli się okaże, że zdradziła nas będziecie musieli zapomnieć, że była jedną z nas - powiedziałem do nich. Miałem nadzieje, że zrozumią o co mi chodzi. Nie możemy pozwolić sobie na żadne błędy. Sprawa jest zbyt ważna i delikatna.
- Paul zna wszystkie szegóły z misji jej przekaże wam. Ja teraz muszę zająć i sprawdzić co u naszego gościa - dodałem po chwili. Podałem Paulowi teczkę, którą studiował ją całą noc.

Offline

#65 13-12-2014 o 20h15

Miss'wow
natasza793
...
Miejsce: Dobre
Wiadomości: 714

//photo.missfashion.pl/pl/1/33/moy/25900.jpg

Na drugi dzień poszedłem jak gdyby nic do szkoły. Odgrałem swoją role popuralnego chłopaka. Uważałem, że jeśli będę lubiany tym bardziej nie będę rzucał na siebie uwagi. W końcu osoba, która otacza się z ludzimi nie ma nic do ukrycia. Przecież jak by mogła ukrywać coś w przed innymi. Dzisiaj w szkole odbył się męcz udało się na go wygrać. Choć muszę przyznać była na prawdę ciężko. Myślałem, że nie wygramy jednak ostatniej sekundzie zdobyliśmy punk przewagi. Po szkole wróciłem do swojego domu. Jak na ucznia przystało odrobiłem lekcje. Włączyłem komputer i zacząłem grać CS. Zawsze gram  z innymi graczami. W końcu najlepiej skopać innym graczą tyłki niż komputerowi.
Następnego dnia.
Zostałem wezwany przez szefa. Czyżby kolejna misja? Dziwiłem się trochę gdyż misje zazwyczaj mieliśmy raz w tygodniu aby nie odciągać nas od nauki i naszego życia. Tutaj drugie wezwanie. Wczoraj zapomniałem pogadać z Saną. Nawet się z nią nie wiedziałem. Wczoraj więc trudno było się spytać. Przyszedłem pierwszy na spotkanie. Musiałem czekać chwilę ale zraz mnie wpuszczono. Sekunde później za mną zajawił się Louie. Wysłuchałem wypowiedzi szefa oraz spojrzałam na chłopaka, którego przestawił szef jako swojego syna. Nawet nie wiedziałem, że ma syna. Nigdy tego chłopaka na oczy nie widziałem. Gdy Louie zadał pytanie, które pojawiło się mojej głowie. Spojrzałem na szefa, który zaczął odpowiadać. Nie spodobało mi się gdy wypowiedział: ,,musieli zapomnieć, że była jedną z nas''. Czy on oczekuje od nas, że ją zabijemy? A co z naszą zasadą nie zabijami ludzi tylko potwory. Jednak szef nasz odprawił niż zdążyłem o to zapytać. 


Jeśli gdzieś nie odpisuje długo proszę o wybaczenie i przypomnienie na PW  PS zadaj mi pytanie  ASK.fm
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

#66 15-12-2014 o 21h53

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216

/ "[...] powróciłbym do mojego rodzimego łoża?" łoże - łóżko, posłanie, lub łożysko matki w sensie metaforycznym. Alucard użył stwierdzenia "rodzime łoże", jako dom gdzie się urodził, gdzie się wychował, gdzie znajduje się jego historia <3 To tak tylko w razie czego, gdyby faktycznie było niezrozumiałe x3 /

Alucard

Po słowach dziewczyny atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Stała się ciężka, przytłaczająca i jakby... zgniła. Stan ten pogłębiał się wciąż i wciąż, gdy panicz wpatrywał się bez mrugnięcia okiem w dziewczynę.
A potem... a potem wszystko znikło. Wraz z momentem, gdy Alucard uśmiechnął się do niej szeroko, powietrze, stało się po prostu... puste. I tyle. Nic więcej. Panicz dalej z uśmiechem od ucha do ucha, splótł palce i patrzył jak na upośledzoną.
- Narazić na niebezpieczeństwo innych... mówisz? W takim razie pocieszy cię fakt, że w ten sposób doprowadzisz do zupełnie odwrotnego skutku niż zamierzasz, czyż nie? W końcu im bardziej będę poszukiwał tych, których pragnę upolować, tym więcej prawdopodobnie po drodze zabiję. I choć będę się starał jednak tego unikać, to nic mnie nie powstrzyma przed zabiciem człowieka, jeśli w ten sposób przybliżę się jakoś do tych szczurów, odpowiedzialnych za... przygarnięcie cię. - Ostatnie dwa słowa wypowiedział z obrzydzeniem, że aż nawet zniknął mu uśmiech z twarzy. Potem wstał i nie patrząc na dziewczynę skierował się do wyjścia. - Oczywiście pamiętasz, że bracia Hara mają twoje dane, czyż nie? Jeśli nie to będzie trzeba przywrócić twoją pamięć... - powiedział raczej sam do siebie, ale potem znowu mówił do niej. -  Nie myśl jednak, że wprost się od nich wszystkiego dowiem - nie są w posiadaniu pełnych o tobie danych. Jednakże sądzę, że doprowadzą mnie one do wystarczająco ważnych miejsc, aby urządzić tam... małego zamieszania i dowiedzieć się kto za tym stoi. Chyba rozumiesz o czym teraz mówię. Więc oczywiście, mógłbym po prostu ich zawołać, a następnie wykonać mord, jednakże stwierdziłem, że należy ci się szansa dostania odpowiedzi na swoje pytania - bynajmniej te, których znam odpowiedź. Sano... - zatrzymał się przed drzwiami i obrócił się do niej, aby na nią spojrzeć - ... moje zdanie nadal się nie zmieniło. Będę czekać do dzisiejszego zmierzchu* - dopiero potem złożę im wizytę. - I już prawi wyszedł, już nacisnął na klamkę. - A i jeszcze jedno. - Powiedział stanowczo, ale już jedynie przechylił głowę aby lepiej go słyszała [choć mówił tak wyraźnie i głośno, że raczej nie było to konieczne] - Nie pozwolę ci wpaść ponownie w ich chore myśli, dlatego nie wolno ci opuścić terenu posiadłości - ostatnie słowa wypowiedział z dość dziwnym i stanowczym akcentem, jak wtedy gdy kazał jej stanąć, gdy dziewczyna leciała na spotkanie trzeciego stopnia z podłogą*.
Nim zdążyła się ona odezwać jednak, on otworzył drzwi i spotkał białowłosą kobietę, sięgając do miejsca, w którym dokładnie przed sekundą znajdowała się przecież klamka.

* No właśnie - i dokładnie w ten sposób, ciało Twojej postaci, kiedy ona będzie świadoma, nie wysunie nawet paluszka stopy, poza jej teren <3 Jestem kochana, c' nie? Czekaj na swój ratunek od Paula przystojniaka ;*



Louie

-

Ostatnio zmieniony przez Minwet (15-12-2014 o 21h55)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#67 19-12-2014 o 19h31

Miss'Sensei
dortnana
T.T
Miejsce: Czarna dziura...
Wiadomości: 870

Przepraszam was, że nie odpisywałam, ale nie mam czasu nawet porządnie zająć się obowiązkami po za grą a co mówić o grze. Dziś dam tyle ile mogę a następny post napiszę zapewne po wigilii. Wtedy będzie czas relaksu i siedzenia przed kompem.

Link do zewnętrznego obrazka
Pierwsze co mi przyszło do głowy to było jego mieszkanie. Miałem nadzieje, że zmęczony poszedł spać albo siedzi teraz i planuje ucieczkę z miasta. Szybko udałem się do jego kryjówki wiedząc, że w każdej chwila zwłoki działa na moją nie korzyść.
Już będą w pobliżu jego miejsca zamieszkania zauważyłem, że jest coś nie tak. Mając nadzieje, że jeszcze mam czas by wesprzeć przyjaciela w pomocy ruszyłam jak najszybciej w miejsce zdarzenia lecz było już za późno. W mieszkaniu a raczej z tego co zostało nikogo nie spotkałem. Wszystko było spalone na węgiel, nic nie pozostało.
Zacząłem się martwić co mogło się tu wydarzyć. Wciąż miałem nadzieje, że uciekł gdzieś i teraz się chowa. Zacząłem poszukiwania w okolicy jego mieszkania. Przeszukałem każdą norę, która mogła się nadać do kryjówki. Już miałem się poddać gdy usłyszałem głosy. Ruszyłem w stronę dźwięków a gdy już byłem na miejscu zauważyłem dwóch ludzi oraz nieprzytomnego Briana. Ich rozmowa była dość dziwna, ale jedno było pewne, że pochodzą z miejsca, które prawdopodobnie szuka mój pan.

Po głowie chodziły mi dwie rzeczy, wykonanie misji pana oraz uratowanie przyjaciela. Wykorzystując swoje zdolności jakiej miałem niewidzialność śledziłem tę dwójkę jak tylko mogłem. Trzymałem dość duży dystans tak tylko widząc ich zarysy szedłem powoli za nimi. Po tym jak pokonali Briana mogłem wywnioskować, że moja najmniejsza nie uwaga mogła się źle skończyć dla mnie źle. Kilka godzin później byliśmy na miejscu. Tak zwany "ul" znajdował się w miejscu, w którym sam bym nigdy w życiu nie wpadł. Znając prawdopodobnie położenie siedziby zacząłem się rozglądać po okolicy, ale szybko musiałem opuścić miasto mając wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

Uratowanie przyjaciela musiało poczekać. W duchu przepraszałem go za pozostawienie go w tym miejscu. Ruszyłem czym prędzej by zdać raport panu mając nadzieje, że tyle wystarczy do zaliczenia zadania. Przez całą drogę zastanawiałem się dlaczego pan nagle zaczął się interesować miejscem pobytu tej dziewczyny. Czyżby coś się między nimi wydarzyło?

Nie wiem czy czegoś nie pomyliłam i czy wszystko zrozumiałam. Jakby coś to zmienię. A i nie wiem w końcu ile dni minęło od misji Sany, więc to pominęłam i uznajmy, że to wszystko dzieje się w tym obrębie czasowym

Offline

#68 19-12-2014 o 20h23

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136

Link do zewnętrznego obrazka

Kobieta cicho westchnęła, mając zamiar połamać wszystkie kości temu fajtłapie który zgubił JEJ mapę. Przez chwilę mroziła nastolatka wzrokiem, jednak po paru minutach zrezygnowana westchnęła i pogłaskała go po policzku. Podskoczył przestraszony, ale się nie odsunął. Na ustach Kichi zakwitł czuły uśmiech, który jest przeznaczano dla niewielu osób. Czuła ciepło jakie biło od jego skóry tak odmienne od jej zimna, słyszała tętno i przyspieszony oddech. Bicie serca prawie ją ogłuszało. 
Chłopak miał ledwie 16 lat nie mogła się na niego złościć. Rozejrzała się wokół i pierwszy raz od dłuższego czasu użyła jednej z wampirzych umiejętności. Jej wzrok się wyostrzył i już po chwili namierzyła zgubę. W ciągu zaledwie ułamka sekundy pokonała odległość półtora kilometra i wróciła. Dzieciak nawet nic nie zauważył tylko po chwili oniemiały patrzył na mapę którą studiowała białowłosa.
Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła powoli iść kręcąc delikatnie biodrami z gracją charakterystyczną dla jej rasy. Wrodzony wdzięk i urok był zachwycający, każdy zazdrościł tej naturalnej zdolności. Jednakże u Shūko ruchy były tak piękne aż hipnotyzujące. Zawdzięczała to zdolności zauroczenia którą posiadła jakieś kilka tysięcy lat temu kopiując od jakiejś "bogini piękności".
Nastolatek stał przez chwilę zaskoczony, gdy się otrząsnął pobiegł za swoją towarzyszką. Nadal go dziwiło dlaczego taka piękna kobieta w ogóle obdarzyła go spojrzeniem, a nawet nie marzył o tym by z nim podróżowała jakieś 100 kilometrów do zapomnianej wioski. Miała podobno tam jakiegoś znajomego z którym się dawno nie widziała.
Nagle pojawiło się wyjście z lasu i oczom dwójki podróżników ukazała się wioska. Nagle chłopak poczuł dotyk chłodnych ust na policzku, zdziwiony popatrzył w bok ,ale nic tam nie było oprócz drzewa. Czy piękność która go tu przyprowadziła była tylko snem? Młodzieniec ścisnął mocno palce i poczuł że ma coś w lewej ręce. Uniósł ją i rozchylił palce. Na dłoni miał chyba jakiś szlachetny kamień albo jego imitację. Miał krwistoczerwony odcień. Czyżby nieznajoma mu to ofiarowała wiedząc że nie ma grosza przy duszy? Przez całą podróż coś mu kupowała jedzenie, ciuchy i inne rzeczy. Zaśmiał się cicho, wzruszył ramionami i ruszył wolno w stronę najbliższego domostwa. Pewnie nigdy się nie dowie o co tej damie chodziło.
Kichi od razu po wydostaniu się z lasu z ogromną szybkością i delikatnością wsunęła blondynowi szkarłatny rubin do dłoni. To miało być na pożegnanie. Delikatnie musnęła jego policzek i z ogromną prędkością oddaliła się w stronę "podobno" obecnego miejsca pobytu jej znajomego. Na jej ustach cały czas utrzymywał się delikatny uśmieszek. Ten blondynek był taki słodki i poniekąd nawet smaczny. W szarych oczach pojawiły się radosne iskierki.
- Coś za coś...
Słowa które wydostały się z ust wampirzycy mogły być tylko szumem liści na wietrze. Może wcale tego nie powiedziała, ale jednak poruszyła ustami. Mimo że słowa były ciche i nie zwrócone do nikogo bardzo ją rozbawiły. Zachichotała z samej sobie wiadomego powodu i ruszyła w górę wzniesienia do pałacyku księcia.
Nie chciała wejść przez drzwi więc delikatnie na palcach podskoczyła i znalazła się na paracie okna na drugim piętrze. Otworzyła je i weszła. Zobaczyła tam Harae. Blondyn był odwrócony do niej bokiem i nadal nie zauważył przemykającej się jak cień postaci. Ta korzystając z okazji zaszło go od tyłu.
- NIESPODZIANKA!
Kobieta krzyknęła a wampir aż podskoczył. Nieopacznie się odwrócił w jej stronę a ta od razu zauważyła że coś jest nie tak. Zanim jednak chłopak zdołał cokolwiek zrobić coś chwyciło go za brodę. Nawet nie zauważył ręki która wystrzeliła w jego stronę. Była dla niego za szybka. Przestraszony patrzył na spochmurniałą twarz Shūko. Przełknął głośno ślinę.
- Kto ci to zrobił kochanie?
Głosik który wydobył się z gardziołka białowłosej był przepełniony taką czułością ,że ledwo siłą woli wampir powstrzymywał się przed odpowiedzeniem na pytanie. Kobieta delikatnie przekręciła głowę jak zaciekawiony ptaszek. Palcami dotknęła prawej powieki, po chwili z zamyśleniem puściła chłopaczka i uśmiechnęła się szeroko.
- Aha już wiem! Idź sobie odpocznij a ja zaraz przyjdę wcześniej wszystko załatwiając.
Puściła oczko i wypchnęła Harae na korytarz aby udał się do swego pokoju. Obserwowała jak się oddala, a sama nucąc pod nosem jakąś wesołą melodyjkę szła w kierunku "salonu". Miała otworzyć drzwi gdy ktoś ją uprzedził. Zareagowała błyskawicznie jak przystało na wampirzycę z jej wiekiem i umiejętnościami.
- Jak możesz się nad nimi znęcać! Wiem z jakiego powodu to robisz ale może lepiej by było wszystkiego nie opóźniać. Jakim prawem uważasz iż możesz panować nad czyimś życiem? No i jakim cudem w ogóle żyjesz? Czemu ciągle w głowie ci same bzdury?!  Di Eugene Farad Rustam Trifon Modest Alucardzie  Gorsh'kov masz coś na swoje usprawiedliwienie.?!
Podczas swego monologu Shūko cały czas patrzyła młodszemu mężczyźnie w oczy. Można by było wnioskować iż się wywyższa bądź stoi od niego wyżej. Sroga mina zniknęła jednak z twarzy ślicznotki tak szybko jak się pojawiła na jej miejsce pojawił się szeroki uśmiech. Gdy zarzuciła ręce na szyję pierwotnemu.
- Jak miło ciebie widzieć moje kochanie! Myślałam że nigdy nie zobaczę żadnego z moich aniołków. Jak ja dawno nie chowałam dzieci! Wiesz jak trudno było się pogodzić ze stratą tego zajęcia?
Białowłosa z radości obdarowała Alucarda całusem w policzek brudząc go krwistoczerwoną szminką. Jakby zaskoczona zaczęła go z czułością godną matki wycierać. Na twarzy pojawił się ponownie tego dnia wyraz czułości. Dawne nawyki często biorą górę.


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

#69 20-12-2014 o 23h22

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216

/ Dorcia, od ich misji, do teraz, minęły dwa dni [teraz jesteśmy już po północy, więc tak jakby zaczął się trzeci >.<]. Twój pościak super bajera, mój panicz się ucieszy megastycznie! <3 Tylko napisz że nie wiem... pomyślałaś, że Brian mógł uciec do lasu i dopiero tam będąc i już trochę szukając, usłyszałaś ich głosy, bo oni są prawie na drugim jego końcu - przy tej drugiej wiosce, w której mój Louie miał misję na Erlina xd // A propo tego, że jest już po północy, bo właśnie zauważyłam że zapomniałam opisać pierwszą gwiazdkę w moim ostatnim poście - Już jest po północy, więc panicz będzie czekał na Sanę aż do następnej nocy / Niamh, jak to ma być z tym moim Brianem? Ty masz jakieś plany wobec niego? Bo teraz jest że tak powiem pod Twoją łaską xd W każdym razie cierpliwie będę czekać na Twój ruch wobec niego <3 /

Alucard

Białowłosa natychmiast rozeznała się w sytuacji i zaczęła go dziubając palcem w jego klatkę piersiową, ponownie wracać na środek pomieszczenia. Przy okazji robiła mu wywód co to on nie robi, jaki jest i czy ma na swoje kategoryczne zachowanie jakieś wytłumaczenie. Nawet użyła jeszcze jego pełnego imienia, w celu podkreślenia powagi jej bezskutecznego monologu...
- Gadasz prawie jak wuj, tylko że on czepiałby się, czemu dla marnego poddanego ogra- - próbował jej zarzucić, ale przerwała mu rzucając się na jego szyję i robiąc następny monolog, całując go w policzek, a następnie jak najprawdziwsza matka wycierała ślady nieczystości na "syneczku" - ślad jej szminki. - A jak ja dawno nie gadałem z żadnym ze staruchów - oj... jakoś mi tego nie brakowało. - odmamrotał jej zgryźliwie. Zaraz potem jednak nachylił się do niej, patrzył jej w oczy i przyłożył swoje czoło do jej czoła, w geście powitania i oddania. - Och Shūko... - Następnie z radosnym śmiechem przytulił się do jej ramienia i objął ją mocno dodając zgryźliwie. - Wyładniałaś, Stara Wiedźmo! - Po czym z szerokim uśmiechem odsunął się od niej na bezpieczną odległość [a bynajmniej bezpieczną, gdyby to byli ludzie xP ]. Chwilę potem uśmiech mu zniknął. - Wybacz Shūko, ale nie zanosi się, abym miał dzieci. Podobno wszyscy pierwotni wyginęli, a że nie miał kto przebudzać czystokrwistych, to i oni nie mieli jak przetrwać. W końcu z nieprzebudzonych natura i możliwości dalej nie przechodzą... - W chwilę potem stał już jednak tuż przed białowłosą, z rozwartymi szeroko ramionami i dużym uśmiechem, tak jakby chciał się natychmiast pochwalić niesamowitą nowiną, a po niedawnym smutku nie było już śladu. - Ale Kichi, masz nadal to zajęcie! - wskazał na dziewczynę siedzącą dalej na sofie. - Dotychczas była chowana przez ludzi, w nieświadomości, więc należy jej pokazać wszystko od łona i wybudzić instynkty... Wydaje się dość silna, aby wytrzymać twoje metody chowania, ale może lepiej je trochę złagodź... nie jest nieśmiertelna - i posłał jej wyrozumiały uśmiech... chyba.



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#70 22-12-2014 o 18h21

Miss'na całego
Niamh
...
Wiadomości: 315

Link do zewnętrznego obrazka

Przyśli po mnie dwójka pozostałych chłopaków. Spojrzałe na nich krytycznie.I to oni mają mi pomagać. Blodyn i chłopak o którego pytał już fryzej. Jego fryzura aż krzyczała aby ją przystrzeć. Ojciec zaczął im tłumaczyć, że ich koleżanka nie wróciła. Ich miny jasno mówiły, że są zmieszani oraz nie pewni. Nawet ich wypowiedzi o tym świadczyły. Świadczyły o tym iż są bardzo blisko z tą dziewczyną. Według akt ojca była dość nie typowa. Buntownicza oraz ordynarna. Wyszedłem pierwszy z gabinetu oraz do salonu małego. Poczekałem na te dwójkę. Kiedy się pojawili spojrzałem na nich.
- Macie mnie słuchać jestem od was starszy oraz bardziej doświadczony. Nie interesuję mnie ani wy ani ta dziewczyna. Jeśli będzie trzeba zabijemy ją... A teraz przejrzyjcie dokunety i przygotowujcie się za piętnaście minut wyruszamy - powiedziałem do niech. Nim zdążyli mi odpowiedzieć rzuciłem dokumenty na stolik i wyszedłem z pokoju. Nie zamierzam z nimi się zaprzyjaziniać ani kolegować. Postawiłem kawe na stolik i wyszedłem.

Link do zewnętrznego obrazka

Wczoraj ten wilkołak sięobudził. Nawet nie zdaję sobie sprawę że w dzień wcześniej spotkał się ze swoim bratem. Ciekawe czy w ogóle pamięta, że ma brata. Czy jest podobnie jak w przypadku Louie . Jak wyszli spojrzałem na ekran gdzie pokazała się cela w której niecierpliwiony wilkołak zdaję się szukać wyjścia. Heh... Czy oni naprawę myślą, że nie umiem przygotwać cel, które wytrzymają ich zdolności.
- Czas złożyć wizyte jemu - powiedziałem jakby do siebie bo w pomieszczeniu nie było nikogo prócz mnie. Wszedłem do skrzydła wieziennego. Przed kratami wilkołaka usiadłem wygodnie na fotelu. Zarzucając nogę na nogę doskonale zdawałem sobie sprawę, że mój więzieni mnie obserwuje. Sam bym na jego miejscu to robił.
- Witaj Brianie Hay sprawiłeś dużo nam kłopotu sprowadzeniem ciebie. Mam nadzieję, że pokój ci odpowiada. Jak zdążyłeś już zauważyć to nie da się z niego uciec - zwróciłem się do niego. Nie patrząc się na chłopaka tylko na jakiś punkt....

Offline

#71 22-12-2014 o 22h23

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216

/ So close xDDD /

Brian Hay

Obudziłem się w pokoju. Moje oczy napotkały znany mi dobrze odcień żółci, aczkolwiek zamknąłem je jeszcze na chwilę, aby się porozkoszować pozostałym smakiem niedawno przerwanego snu. Łózko na którym spałem było twarde - wygodne... choć nie wiem czemu ale miałem wrażenie że śpię bez prześcieradła. Pewnie mi się zsunęło podczas snu, jednakże nie chciało mi się tego sprawdzać i ewentualnie poprawiać.
Po jakimś dłuższym czasie... i prawdopodobnej drzemce, postanowiłem już wstać. Dziwiło mnie, że budzik nie zadzwonił, ani nic. Zmęczony samym już spaniem leniwie zsunąłem nogi z łóżka dotykając jakiegoś materiału, więc pomyślałem że prześcieradło się znalazło, i spróbowałem zaczepić się o budzik, aby sprawdzić co jest nie tak, lub która godzina.
I    t u    z a c z e p i ł e m    s i ę    o    p o w i e t r z e .
Omal nie spadając i przywalając o ziemię, obudziłem się całkowicie. Przed moim obliczem ukazały się wyraźne kraty więzienia. Z szoku aż skoczyłem na równe nogi i rozejrzałem po paskudnej celi. Dotarło do mnie że przecież wczoraj zostałem schwytany przez <cenzura>.
Pomyślałem co by było, gdybym chciał skorzystać z toalety i wtedy zobaczyłem klozeta w kącie pokoju.
- O nie, o fuj, ohyda! - podszedłem do niego i z zdziwieniem oraz przyjemnością stwierdziłem, że jest czysty. - Tradycyjne więzienie to to nie jest...

***

- Em... heloł? - wymamrotałem niezrozumiale, znudzony, z połową gęby w poduszce.
Nie wiem ile już tu jestem, ale jest okropnie. Nie ma godziny, żadnych dźwięków, głosów - cisza jak makiem zasiał. Nie ma także światła dziennego, ani innego poza lampą w mojej celi, która nawet jednym promykiem nie wychodzi poza powierzchnię kracianej ściany. Tam jest ciemno jak w <cenzura> murzyna, że aż boję się wystawić choćby palec, co by mi jakieś paskudztwo go nie odgryzło... ten korytarz z celą serio mają zadatki na film o horrorach.
Poza tym byłem już głodny... żebym chociaż wiedział ile już tu przesiedziałem i przeleżałem. Dzień? A może dwa? A może nawet nie pół?
- Cholera... - wyjęczałem do poduchy.
Zabrali mi wszystko. Kombinezon, broń, radio i inne gadżety, a nawet prawo do światła dziennego.
- Haha, a co z trzecią konwencją genewską~? Ech... choć w sumie prawnie nie mamy nawet wojny... - Odwróciłem się na plecy. - Niedobrze, chyba zaczyna mi odbijać... - Zacząłem intensywnie wpatrywać się w biały sufit w poszukiwaniu czegoś w nim ciekawego. Robiłem to już któryś raz, ale nadal nie znalazłem w nim niczego innego oprócz bieli. -  Bu... załamka~... - położyłem lewe przedramię na czole i zamknąłem zmęczone oczy.
W sumie... dobrym pomysłem byłoby zaśnięcie. Zawsze to jakieś długotrwałe zagospodarowanie czasu, nie wymagające niczego specjalnego... gdybym tylko mógł się uwolnić od tych myśli...
T e n    b l o n d y n . . .

***

M a m    d o ś ć ! ! !
Ile jeszcze każą mi tu siedzieć?! Znaczy... wolę tu siedzieć, niż umrzeć, no ale nie daliby mi chyba takich luksusów jak łóżko, czy... inne takie, gdyby to miała być cela, w którym zostanie na mnie wykonany wyrok śmierci głodowej, nie?! Albo czekają aż oszaleję? Wtedy bez problemu będą mogli mnie zabić z tabliczką "Niepoprawny umysłowo, z nieprzewidywalnymi ruchami i napaściami - niebezpieczny dla otoczenia" - podziękuję!
- Uspokój się Brian, spokojnie. A może ci się tylko wydaje i siedzisz tu jedynie godzinę? - złudne marzenia...
A może oni chcą, abym w furii pokazał swoją wilczą postać i mają tu gdzieś kamery, które to nagrają i wtedy udowodnią ludziom, że wilkołaki naprawdę istnieją i stanowią zagrożenie... co to to nie.
Z tej niepewności aż nie mogę usiedzieć w miejscu i kręcę się w kółko po całej celi.
I    j e s z c z e    t e n    k o r y t a r z . . .
Napawa mnie grozą samo patrzenie w tamtą stronę, a co dopiero gdy obok niego przechodzę...

***

- A może to jest to?
Znaczy... po głowie zaczęły chodzić mi w końcu myśli, że może jednak jak zacznę coś robić, to wreszcie ktoś się tu zjawi? Chociażby aby mnie uciszyć - zawsze coś.
Zbliżyłem się więc do krat, co kosztowało mnie mnóstwa wysiłku i zacząłem krzyczeć na cały głos, "czy jest tu ktoś?!". Co mi odpowiedziało? Oczywiście głucha cisza. Zmęczony i załamany aż zapomniałem o tym <cenzura> korytarzu i oparłem moją ciężką głowę o jeden z prętów kracianej ściany.
...
- <cenzura> to - cofnąłem się, aż pod samą ścianę i na tym krótkim odcinku, który wynosił szerokość celi, rozpędziłem się jak tylko mogłem i bokiem uderzyłem w coś, co chyba ma przypominać drzwi w tej siatce prętów. Oczywiście lipa z tego wyszła - w końcu nie jestem w normalnym więzieniu - skończyło się na tym, że przywaliłem głową w jeden z nich i osunąłem się zbolały na ziemię.
Ze spóźnioną reakcją jęknąłem z tego na co dzień niewielkiego bólu, zmęczony, głodny, nieświadomy, przerażony i... bezradny.
- To ja już bym się nawet ucieszył z towarzystwa tej białowłosej... - W brzuchu ponownie mi zaburczało. Nie wiem już który raz - podobno lepiej jest nie liczyć...
B e z s i l n y . . .
Miałem ochotę się rozpłakać... ale właśnie w tym momencie jakiś odgłos dobiegł z korytarza. Tak jakby otwierane drzwi.
Przerażony skoczyłem na równe nogi, gotowy do walki [odsunięty na "bezpieczną" odległość od korytarza] i wybudzony.
Pierwsza myśl jaka przyszła po tym instynkcie, to radość, że to rzucenie się na kratę chyba naprawdę dało jakiś efekt i że wreszcie kogoś zobaczę.

Oczywiście nie tak od razu było mi to dane. Odgłosy zbliżających się kroków zdawały się nie mieć końca, do czego zresztą już się przyzwyczaiłem w tej chorej celi... W między czasie postanowiłem się uspokoić.
...
No a bynajmniej ciało.
Stanąłem prosto, ręce oparłem na biodrach na znak wyluzowania, i obróciłem się bokiem do krat. Nie miałem pojęcia z której strony wyjdzie - z prawej, lewej, czy po prostu z przodu - nic tam nie widziałem a echo też się niosłem.
Z ciekawością wyczekiwałem tego pieszego, aż wreszcie mi się ukazał.
Wyłonił się z ciemności, widoczny dzięki lekkiej, dziwnej poświacie światła wokół niego.
Patrzyłem na niego odważnym, acz raczej wyraźnie zmęczonym wzrokiem z boku.  Usiadł na tej ciemnej nicości, ale potem dzięki poświacie dostrzegłem zarysów fotela. Brzydki jest. No wiem, że nie powinienem teraz oceniać jego wyglądu, ale do pięknisiów na pewno nie należy. Ta jego trupia cera - to wgl jest człowiek? I jeszcze ta fioletowa kreda do oczu.
I r y t u j e    m n i e ,    ż e    n a    m n i e    n i e    p a t r z y . . .
- Masz panie nade mną przewagę - ty znasz moje imię, lecz ja nie znam twojego... - odpowiedziałem mu... jeśli można to tak nazwać, przy okazji siadając na krańcu łóżka i oparłszy się o kolana dalej na niego patrzyłem - może to nieładne i nieludzkie, ale jednak żywe, a to cieszy me oczy, więc muszą się nacieszyć puki mogą...



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#72 23-12-2014 o 12h39

Miss'wow
natasza793
...
Miejsce: Dobre
Wiadomości: 714

//photo.missfashion.pl/pl/1/33/moy/25900.jpg

Czemu Sana nie wróciła ze swojej misj. Na prawdę musi coś być skoro pierwszy raz Alec nie ma żadnych informacji o tym.  Zawsze wiedział dużo oraz potrafił dokładnie określić miejsce, a nawet zdolność istot nocy. A gdy ktoś nie wracał wiedział co się z nim dzieję. Teraz nie wie co się z nią dzieję. Jeszcze podejrzewa, że zdradziła agencję. Przecież dobrze wiemy kto jak kto ale ona nie nas nie zdradziła. No cóż jednak to on tutaj jest szefem i decyduję. Wzrószyłem ramionami i wyszedłem za jego synem. Szedł kawałek przed de mną nawet się nie odwrócił aby spradzić czy idziemy. Korytarz był odcieniach niebieskiego był błękitny, ciemno niebieski, jasny oraz truksuowy i inne. Na ścianach był wywieszone zdjęcia słynych agentów oraz nie kiedy był ściany ze szyby. Przez które było widać ćwiczących agentów. Paul wszedł do saloniku w którym byłem jeszcze kilka dni temu. Jak tylko wszedłem podszedłem do automatu aby wyciągnąć enegetyka. Przy da mi się pożądny kop energi. Kątem ucha słyszałem co mówi. Uniąsłem brew do góry. On zamierza rządzi. Przecież każdy wie iż grupie nie ma przywódzców działamy razem. Super on mnie również nie interesuję i mam gdzieś to iż jest kilka lat starszy. Niech się wypcha. Już widzę jak na te słowa by zaaragowała Sana. Jednak nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć po prostu wyszedł.
- Dupek... - powiedziałem cicho jakby do siebie i pod nosem. - Co o tym myślisz Louie? - spytałem się chłopka, który jak na razie tylko raz się odezwał. Wiem jedno. Jeśli ten paniuś każe mi zabijć Sane nie zrobię tego. Choć nawet Alec będzie tego chciał. Chce spróbować jej pomóc. I dowiedzieć się dlaczego nie wróciła i co się stało. Razem z nią się wychowałem jest dla mnie jak młodsza siostra. Nawet razem mieszkamy. To znaczy w tym samym domu. Podniosłem dokumenty na pierwszej kartce było zdjęcie Sany jak pokazuję język do opiektywu. Odwróciłem na następną stronę.
- Z tego wynika, że miała zlikiwdować zabójce swoich rodziców - powiedziałem czytając.


Jeśli gdzieś nie odpisuje długo proszę o wybaczenie i przypomnienie na PW  PS zadaj mi pytanie  ASK.fm
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

#73 24-12-2014 o 23h20

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216



Louie

Usłyszałem jak Jackson mamrocze coś pod nosem zaraz po tym jak wyszedł syn pana Aleca, więc spojrzałem na niego zdziwiony. Chwilę po tym zadał mi pytanie o moją opinię.
- Myślę, że bez szacunku trudno uzyskać posłuszeństwo - odpowiedziałem jakby nic.
Mimo wszystko - Paul... zdecydowanie go nie lubię. Jeśli sądzi, że sam fakt iż jest synem pana Aleca sprawi, że będzie kimś ważnym i poważanym, to tylko świadczy o nim jako o śmieciu. Nie podoba mi się to, że najwyraźniej ma zamiar sępić na pozycji pana Aleca...
Zawładnięty myśleniem o synu pana Aleca, słowa Jacksona wziąłem za moje własne myśli i automatycznie odpowiedziałem na nie, jednakże również na głos.
- To to miał być test psychologiczny czy jak? - Dopiero po fakcie zauważyłem, że pomyślałem na głos, ale udawałem, że nic takiego się nie wydarzyło i zadałem mu to pytanie specjalne. W końcu istnieją również pytania retoryczne.
Również podszedłem do dokumentów i szybko je przeczytałem.
- Zaraz wrócę - powiadomiłem Jacksona i wyszedłem z małego salonu. Pozostało mi jeszcze kilka minut, więc postanowiłem zabrać ze sobą na drogę moje notatki, których zapomniałem wczoraj w bibliotece. Może to i trochę nieprofesjonalne, zabierać coś takiego na misję, ale muszę się czymś zająć aby nie patrzeć się ciągle na Paula, bo taka możliwość istnieje. Poza tym, skoro nadarzyła się okazja. Och! Tylko co odpowiem gdy się zapytają co to jest za zeszyt?

Gdy wróciłem już z moją własnością do małego salonu, na moje szczęście zastałem jeszcze chłopaka. Niestety ale nie miałem pojęcia, czy mamy się spotkać na koniec w salonie, czy przed wyjściem, czy gdzie indziej...



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#74 26-12-2014 o 20h12

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

❋Imiona❋
Summer Aislin Harriet

❋Nazwisko❋
Moore

❋Ksywka❋
Kotek, Kitten, Aisi, Harrie,

❋Wiek❋
17 lat

❋Kraj pochodzenia❋
Wielka Brytania

❋Orientacja❋
Hetero

❋Rasa❋
Czystokrwista wampirzyca (nieprzebudzona)

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

❋Wygląd❋
Długie, falowane niebieskie włosy trochę poniżej pasa są naturalne. Wzbudzają też podziw przez swój połysk i gęstość. Pomimo to często maltretowane przez właścicielkę która nie potrafi o nie zadbać.
Układ twarzy trójkątny, porcelanowa cera ładne usteczka, niebieskie oczy i brak jakichkolwiek skaz jak piegi, krostki czy inne takie.
Sylwetka ładna choć dla babci zawsze będzie za chuda. Mimo to zbytnio tego nie widać przez ładne kobiece zaokrąglenia.

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

❋Charakter❋
Niewiele można powiedzieć o Kitten jednak jest na pewno zaborcza, uparta i mściwa. Wykluczając to na ogół miła i pogodna choć może się wydawać trochę dziwna. Nieźle jednak to ukrywa pod maską sztucznych uśmiechów i sarkastycznych odzywek.
Jak poznasz ją lepiej zobaczysz delikatną sierotkę z duszą artysty i marzeniami. Nigdy nie kochana sama nie potrafi tego do końca okazywać. Często się gubi w nadmiarze czułości i zainteresowania. Nie potrafi też przyjąć miłości gdyż nie potrafi. Jest zagubiona i jeśli się dobrze przyjrzysz odstaje od obrazka.

❋Historia❋
Co tu wiele mówić. Rodzice umarli gdy była mała, została pod opieką apodyktycznej przybranej babci. Do 16 roku życia w domu poniewierana i mieszana z błotem. Z rówieśnikami dogadywała się wspaniale choć zdarzały się nieprzyjemności. Wszystko się zmieniło gdy do zmarła jej opiekunka przepisując majątek na kościół. Summer nie zostawiła ani grosza jednak w tym samym roku otrzymała spadek po rodzicach. Właśnie wtedy odkryła dziwne zdjęcia rodziców przy tajemniczej willi. Zaczęła szukać i znalazła to po paru tygodniach. Musiała jednak się na to zebrać. Tak minął rok i w końcu Aisi wyruszyła do zapomnianej wsi gdzie stała willa ze zdjęcia.

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

❋Umiejętności❋
Potrafi widzieć aury większości istot magicznych i niemagicznych. Widzi to co ukryte dla ludzi, słyszy szczątkowo myśli innych i przez dotyk czasem potrafi zobaczyć kawałek przeszłości danej osoby.

❋Ciekawostki❋
- Nie pamięta nic do śmierci rodziców, miała wtedy 6 lat
- Uwielbia śnieg
- Gdy podniesiesz rękę przed tą dziewczyną zauważysz że się kuli jest to spowodowane strachem przed uderzeniem (dopis autorki...wszystko przez tą wredne babiszcze które ją chowało -.- A niech ją...)
- Przez 5 lat uczęszczała na lekcje tańca
- Jej życiem jest śpiew, taniec i malarstwo

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka



Link do zewnętrznego obrazka

Kobieta już miała się odgryźć gdy jej "dziecko" przytuliło ją. Jak ona to kochała gdy jej podopieczni witali ją na miłe sposoby. Alucard był ostatnim i chyba najulubieńszym wychowankiem Shūko. Kiedy był jeszcze dzieckiem otrzymywał więcej uwagi niż reszta. Dokładnie nie wiadomo dlaczego to właśnie on. Jak teraz jednak widać byli dosyć podobni z charakteru. Bardzo prawdopodobne iż to był ten powód.
- Och, dziękuję smarkaczu.
Zgryźliwie odrzekła białowłosa na komplement po czym pozwoliła aby Alucard się od niej odsunął. Na twarzy pojawił się wyraz smutku gdy usłyszała jego słowa ale za nim kryło się jakieś niedopowiedzenie. Wiedziała o czymś czego on nie wiedział jednak nie miała zamiaru podzielić się tą wiedzą.
Po chwili ciszy nastąpiły milsze słowa, a Aluś stanął tak jakby chciał ją przytulić. Kobieta spojrzała w stronę dziewczyny i jakby ją coś trzasnęło. Przekrzywiła główkę na bok jak zaciekawiony ptaszek po czym ruszyła w stronę dziewczyny. Stanęła jednak dwa kroki przed nią i przez chwilę się jej przyglądała. Mruczała coś pod nosem i kiwała albo kręciła głowę po czym nagle szybkim ruchem unieruchomiła głowę dziewczyny łapiąc delikatnie palcami za brodę.
- Nie jesteś przypadkiem spokrewniona z moją najmilszą Katerine Roberts?
Spytała i zaciekawiona patrzyła na dziewczynę. Liczyła na jakiś przełom w sprawie którą porzuciła około 13 lat temu. Czy to naprawdę byłaby córka jednej z jej dziewczynek?

Ostatnio zmieniony przez Ewangelin (28-12-2014 o 16h53)


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

#75 27-12-2014 o 17h13

Miss'wow
natasza793
...
Miejsce: Dobre
Wiadomości: 714

Link do zewnętrznego obrazka


Czułam się lekko skrępowana gdy tak się wpatrywał we mnie. Z początku patrzyłam się na niego licząc, że szybko wykona jakiś ruch. Jednak tylko moje skrępowanie wzrastało. Cichym westchnięciem spojrzałam za księciem. On na prawdę umie działać na atmosferę oraz jest bardziej zmienny niż jakakolwiek znana mi kobieta. Gdyż jednym uśmiechem całe napięcie jakie jeszcze przed chwilą tutaj panowało ulotniło się. Dopiero spojrzałam na niego kiedy splótł swoje palce. Jak to robią zmarłym, gdy wkładają ich trumny. Ciekawe ile jest prawdy tym, że wampiry śpią w trumnach. Z moich rozmyślań wyrwał mnie jego głos. Słuchałam go choć znowu jego monolog był zbyt długi. Jednak pochwycił moją uwagę bardziej gdy powiedział, że nie powstrzyma przed zabiciem człowieka. Dało to mi do myślenia. Wątpiłabym by on przejmowałam się ludźmi. Za pewnie miał nie jedno istnienie ludzkie na sumieniu. Jednak mi zależy na ludziach nawet tych, których nie znam lub nie lubię jak na przykładach tych pomponiarkach. Znowu opłynęłam własnych myślach dopiero jak stał przy drzwiach. Jednak ciągle nie dawało mi spokoju co zrobić. Czy wydać agencję oraz Aleca i chronić ludzi? Czy też nie wydawać i skazywać wiele ludzi na śmierć? Nie umiałam podjąć decyzji nie chciałam aby żaden z tych scenariuszy się spełnił gdyż oba niosły śmierć kogoś. Po raz kolejny raz uznałam, że lepiej dla innych było gdybym w ogóle się nie urodziła lub umarła wraz z rodzicami. Przynajmniej w tedy nie musiałabym podejmować takiej decyzji. Jeszcze na odpowiedź dał mi zaledwie kilka godzin... Skąd on się urwał? Taki decyzji nie podejmuję się tak krótkim czasie. Już zupełnie zbił mnie z tropu mówiąc, że mam zakaz wychodzenie poza teren. Czy on mnie w ogóle nie zna? Czy co? Chwila jednak mnie nie zna... Poznał mnie zaledwie dwa dni temu w tym te dwa dni ja byłam mało rozmowna... aktywna. Później otworzył drzwi, a za nimi stała białowłosa kobieta. Spojrzałam na nią miała długie włosy oraz jasną cerę. Właśnie po tym drugim sądziłam, że jest wampirem. Na początku kobieta i panicz wymienili się uprzejmościami. Później jak Alucard wskazał na mnie dłonią i coś powiedział. Słyszałam jego słowa lecz nic nie rozumiałam z nich. Wiem jedno, że poczułam się jak pies na wystawie psów. Białowłosa kobieta przekrzywiła głowę na bok po czym ruszyła w moją stronę. Stanęła kawałek przed mną i przez chwilę mi się przyglądała. Mamrotała coś pod nosem nic docierało do mnie i kiwała albo kręciła głowę po czym nagle szybkim ruchem unieruchomiła mi głowę delikatnie palcami za brodę. Później spytała mnie o jakąś kobietę. Po tym znowu patrzyła na mnie za ciekawieniem.
- Nie znam nikogo o tym nazwisku - powiedziałam do niej.  Zgodnie z prawdą... A tym bardziej nie wiedziałam czy z kimś byłabym spokrewniona. Zwłaszcza, że te kobietę określiła ,,najmilsza''. Gdyż na pewno nikt z moich bliskich na był bliskich stosunkach  z wampirem. Skóra dłoń jej była lodowata, że przez nią miałam gęsią skórkę.
- Możesz mnie już puści - powiedziałam do niej. Nie lubiłam gdy ktoś trzymał mnie za brodę. Zwłaszcza jak ma lodowate dłonie. Jeśli mnie puść dość szybko przyjemnościom zatopiła ostrza w jej chudym ciele.


Jeśli gdzieś nie odpisuje długo proszę o wybaczenie i przypomnienie na PW  PS zadaj mi pytanie  ASK.fm
Link do zewnętrznego obrazka

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1 2 3 4