/ Oho... wszystko zostało zrozumiane przez Acrobata? Dokładnie? <3 /
Zaraz po tym, jak chłopak przytaknął, uciął jej włosy i wyszedł, nastała głucha cisza.
Alucard, spokojnym, acz zirytowanym wzrokiem powoli spojrzał na czarnowłosego i takim samym głosem, powoli przemówił.
- Uspokój się już, Harao... - ostrzegł wciąż zdziczałego sztywniaka. Gdy ten nie zareagował, panicz w mgnieniu oka pojawił się tuż przed nim.
Następnie wszystko stało się nagle - czarnowłosy otworzył usta w zamiarze co najmniej agresywnym... i w tym momencie Alucard to wykorzystał. Przyłożył do jego ust lewy nadgarstek, zaś prawą dłonią przytrzasnął go za gardło do ściany, co zaś wywołało w Harao reakcję bezwarunkową - zaciśnięcie szczęk - co za tym idzie - wkłucie się kłami w nadgarstek panicza.
Sekundę trwał całkowity bezruch, po czym Harao łapczywie pijąc krew pana, powoli wracał do normalnego stanu.
Kiedy Alucard przełożył swą prawą dłoń z krtani czarnowłosego, na jego włosy, w uspokajającym geście, tedy on, nie odrywając kieł od jego nadgarstka, zaczął się intensywnie w niego wpatrywać.
Po jakimś czasie uspokoił się całkowicie i wypuścił z ust nadgarstek panicza.
- Czy coś się stało, panie? - Spytał, gdyż od momentu kiedy on zaczął patrzeć w jego oczy, tak Alucard miał minę co najmniej zbitą z tropu. Po chwili na szczęście była już tylko lekko zdziwiona.
- Ty... nie jesteś za młody?
- Eh? - Tym razem to Harao został zbity całkowicie z tropu. - Cóż... w porównaniu do pana, to owszem, jestem strasznie młody. Również do Harae się nie umywam, gdyż jestem od niego o 1 302 lata młodszy... Jednakże jak na moją podrasę, 56 lat, to już wiek ponad średni. - Widząc jeszcze większe zdziwienie na twarzy panicza uśmiechnął się tylko lekko. - Hah, tak, Harae mówił mi, że za czasów pierwotnych większość podras wampirskich - w tym moja - należała do długowiecznych... Cóż... trochę osłabliśmy, bez "was" [pierwotnych]... - Zdziwienie z twarzy Alucarda, cóż... co najmniej nie znikało. Też ręce opadły mu wzdłuż ciała.
- Czyżby to... - mamrotał zamyślony, a w następnej chwili gwałtownie się odwrócił i skierował do sofy, a jego głos nabrał powagi i pewności. - Zajmij się dziewczyną - umyj ją, przebierz, połóż w jednej z sypialń gościnnych, oraz... sprowadź tu swojego brata. - Harao westchnął lekko - naprawdę nie lubił, jak mówiono o nim i o tym blondwłosym idiocie, jako o braciach - nie mieli wspólnej historii, wieku, rodowodu, krwi, a nawet podrasy. A tu nagle zjawia się ni z gruchy pierwotny i twierdzi, że są braćmi duszy... ale cóż zrobić? Taki los.
Harao ruszył do dziewczyny, wziął ją delikatnie na ręce, a gdy już podchodził do drzwi, to otworzył mu je przed nim - kto? - braciszek~...
- Wzywałeś panie? - Zadał to retoryczne pytanie podchodząc bliżej drugiego końca pomieszczenia, na którym znajdowała się sofa i panicz.
- Harae - odezwał się ostro Alucard. - Spróbuj wyciągnąć ode mnie dane.
- Hm? Ależ panie, wiesz że nie potrafię - już próbowałem.
- Nie obchodzi mnie to. - Wyciągnął gładko w jego stronę dłoń. - Napij się, a następnie z całych sił spróbuj wyciągnąć ode mnie dane - możesz to robić jednocześnie. Pij ile potrzebujesz. - Po tej wypranej z emocji wypowiedzi, Harae nie trzeba było czegokolwiek już mówić. Z lekkim uśmieszkiem przykucnął przed paniczem i chwycił w dłoń jego nadgarstek, odwracając go wewnętrzną stroną do góry, lekko w bok.
Pocałował to miejsce, polizał, a następnie zatopił swoje kły prosto w jego tętniącą żyłę.
Zrobił to w takiej pozycji, że bez problemu mógł spojrzeć swojemu panu prosto w oczy, nie odrywając ust od jego krwawiącego nadgarstka. Ponownie oczy Harae zaszły szkarłatem, topiąc źrenicę.
Mimo wszystkiego, w jego szkarłatnym morzu krwi, tym razem nie pojawiły się żadne zielone, czy żółte, malutkie punkciki. Blondyn ciągle wpatrywał się i starał z całych sił, co jakiś czas wyciągając swoje kły z nadgarstka pana, aby zaraz potem ponownie je wbić - mimo tego nigdy nie przerwał kontaktu wzrokowego - nawet nie mrugali.
Po jakimś czasie jednak to zrobił - zamknął oczy. Oderwał się od nadgarstka Alucarda, puścił go, a następnie wstał.
- Nic z tego - jest to dla mnie niemożliwe, nawet z krwią panicza. Ale przecież panicz dobrze o tym wiedział, więc po co miałem znowu spróbować? - Nie żeby coś... ale tak, jakoś... Eugene miał chyba go głęboko... wgl go nie słuchał.
Zamyślony cały, założył jedną nogę na drugą i oparł swoją głowę o ramię postawione na oparciu sofy, wpatrując się gdzieś tam w bok.
- Trochę szkoda... byłoby stracić Harao... czyż nie? - Zapytał smutno na głos, ale raczej nie zadał tego pytania blondynowi.
A on, nie wiedząc co na to ma odpowiedzieć, po prostu tam stał, jak słup soli i wpatrywał się przerażonym wzrokiem w Alucarda.
- Wyjdź, chcę pobyć sam. - Oznajmił oschło Eugene. Harae wyszedł... od razu... bez udziału świadomości... był zbyt sparaliżowany, aby normalnie myśleć.
Pierwsze, co zrobił, to pobiegł do brata...
- Harao! Zamierzasz odejść od pierwotnego?! - Wykrzyczał w niego blondyn wbiegając do gościnnej sypialni.
- Ha?! A niby czemu miałbym to zrobić?! - I tu Harae wcięło... całe podenerwowanie, irytacja, strach i gniew... uciekły i pojawiła się ulga.
- Uf, to dobrze... - rozejrzał się po pokoju. - A gdzie dziewczyna?
- Sulie, Erlinda i Kopeha się nią zajmują w łazience. Teraz tutaj tylko czekam, aby dopilnować iż wylądowała w łóżku.
- ... acha. To pilnuj dalej, ja lecę pokąsać czwartą z bestfrendziarek - Lolie - po prostu widzę, że jedyna wolna~ - mówiąc to cały rozradowany ledwo uniknął lecącej w jego stronę poduszki.
- Hensai! Hata hi Hetti! Ho- - No... i tak Harae mógłby słuchać dalej tych wywodów, gdyby nie zamknął drzwi i nie nawiał korytarzem śmiejąc się przy tym.
Przez resztę nocy nic specjalnego się nie wydarzyło.
Jak tylko Harao zajął się do końca dziewczyną, to chciał wrócić do boku pana, ale ten mu nie pozwolił - żadna nowość, bo czasami miał takie akcje pierwotny, więc też się tym ani trochę nie przejęli.
Za to Harae nie mógł sobie tak beztrosko kąsać delikatnej Lolie - jednej z czterech przyjaciółek-wampirek, również mieszkających w domostwie Gorsh'kov - bo jako iż Harao nie mógł stać u boku pana, to miał czas na prostowanie charakteru tego debila.
* * *
Jednak później wydarzyło się coś innego, niż dotychczas.
- Co pan tu robi? - Zapytał się nieśmiało Harao, podchodząc lekko od tyłu do siedzącego na stojaku dla ptaków, wielkiego, puchowego, skulonego jak do snu ptaszyska, z którego unosiła się mała strużka dymu.
Czarnowłosy ledwo ją widział, starając się zasłonić ręką rażące promienie wschodzącego słońca - bowiem to właśnie w to, wpatrywało się ptaszysko. Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi.
- Nie powinien pan wychodzić - słońce pana pali i powoduje przecież ślepotę - nic pan tam nie zobaczy w takim stanie, dobrze pan przecież o tym wie. Proszę wrócić do środka panie.
- Zostaw go. - Odezwał się podchodzący do niego Harae. - Pierwotni się tak wychowywali - oni szanowali i wykorzystywali ból na wiele sposobów. Jak np potrzebowali coś naprawdę przemyśleć, to używali ciągłego bólu do oczyszczenia umysłu - to właśnie teraz robi Akucard. - Wytłumaczył mu cicho i spokojnie blondyn.
- Acha... co takiego wielkiego jest do przemyślenia z tą dziewczyną? - Zapytał czarnowłosy raczej sam siebie. Po chwili blondyn stanął obok brata i również patrzył na ptaka, tylko że on z lekkim uśmiechem. I wtedy Harao aż podskoczył i uciszony, przez brata z uśmiechem, oskarżycielsko rzucił w niego pytanie. - A ty czemu nie śpisz!? Ciebie też słońce pali po oczach przecież!
- Nie pali. - Powiedział obronnie blondyn, po czym pociągnął nosem.
- Prawie płaczesz i masz całe zaczerwienione oczy [w ten ludzki sposób], więc kłamiesz jak dzieciak.
- Och rety... - ziewnął zmęczony Harae, a następnie z uśmieszkiem nachylił się do Harao. - Ktoś mi przeszkadzał swoimi myślami~...
- Twierdzisz że to moja wina?! - Blondyn lekko się zaśmiał.
- Choć już, zostaw pana i idź spać. Oboje chodźmy. - I ruszyli do posiadłości, opuścili miejsce kilka kroków od skraju urwiska - gdyż tam właśnie znajdował się owy stojak dla ptaków i ptak.
I znowu nastała noc.
Harao wyszedł z posiadłości i skierował się do przednich ogrodów. Szedł brukowaną drogą idąc w stronę siedzącego na ławce i wpatrującego się w mieścinę panicza.
- Czy wystarczająco mi na nim zależy? - Zdołał czarnowłosy dosłyszeć mamrotane przez panicza pod nosem słowa.
- Panie - oznajmił swoją obecność, dziwiąc się, że pan faktycznie zareagował na to dość gwałtownie, jakby go nie wyczuł. - Czy coś się stało? - Ignorując całkowicie jego pytanie Alucard wstał, podszedł do czarnowłosego i złapał go za podbródek, zmuszając aby patrzył w górę - prosto na niego. Całą swą uwagę skupił na prawym oku czarnowłosego i przyłożył trzy palce trzy palce lewej ręki do jego obwodu.
...
Następnym, co było słychać, był przerażony krzyk bólu Harao, zaraz po tym jak Eugene zagłębił te palce wyłupując mu w ten sposób oko.
Gdy go puścił, niezdolny do utrzymania się samemu Harao, po prostu się osunął na kolanach na ziemię. Siedząc, płacząc i krzycząc z bólu, zakrywał krwawiący, pusty, prawy oczodół.
A pan? Już dawno go minął i szedł do posiadłości. Chwilę patrzył na trzymane w placach oko, po czym gwałtownym ruchem je połknął. Następnie skrzywił się niemiłosiernie, jakby zaraz miał zwymiotować, ale mimo to nie przerwał chodu.
Zatrzymał się dopiero, gdy w drzwiach frontowych niezdarnie minął go zapłakany i ślepy na prawe oko blondyn Harae, który następnie pobiegł, nadal niezdarnie, do brata.
Wtedy to właśnie jak wryty odprowadzał blondyna wzrokiem, zdziwiony na potęgę entą. Jego przypatrywanie się tej dwójce przerwał dopiero nagły syk bólu i gwałtowne zakrycie dłonią prawego oka. Odwrócił się, ruszył do swojego ulubionego pomieszczenia z sofą, która jest tam jedynym meblem - nie licząc dekoracyjnych obrazów, kinkietów, etc. - po czym trzasnął drzwiami od niego tak, że aż obrazy się zachwiały.
* * *
Nikt nie śmiał wejść do tego pomieszczenia.
Harao schował się w swojej sypialni, a Harae jak już gdzieś się przechadzał, to był całkowicie ponury. Cztery przyjaciółki również nie wiedziały co robić. Słodka i wesoła Sulie, nawet nie zaczynała z nikim ploteczek. Młodziutka Lolie jeszcze mniej się odzywała. Wysoka Erlinda przestała biegać, a zadziorna, obdarzona przez naturę, Kopeha nawet nie patrzyła na jakiegokolwiek mężczyznę w posiadłości. Wszyscy byli smutni i posępni. Nawet dostawcy, gdy mijali próg posiadłości byli niesamowicie posępni i bez entuzjazmu oddawali paczki pozostałej służbie.
Dotychczas głośne acz niewidoczne życie w posiadłości, przestało istnieć.
I tak właśnie mijała wszystkim już druga noc.
- Sulie - Dziewczyna na dźwięk swojego imienia zamarła. Wiedziała skąd dochodził ten głos - zza drzwi, które właśnie mijała.
Szatynka weszła do środka i nie odchodząc za daleko od wyjścia ukłoniła się lekko siedzącemu na sofie paniczowi.
- Tak panie?
- Przyprowadźcie mi tutaj tę dziewczynę. - Powiedział nie patrząc na nią. Gdy kobieta ukłoniła się ponownie i wyszła, Alucard znowu syknął z bólu i gwałtownie zakrył prawe oko - taki odruch.
Kiedy dziewczyna została do niego przyniesiona odebrał ją osobiście spod drzwi, biorąc po prostu ją na ręce.
Potem skierował się do swojej ukochanej po prostu sofy. Siadając po prawej jej stronie, kładł przy okazji dziewczynę na plecach. Ostatecznie jej głowa wylądowała na jego kolanach.
Przez jakiś czas przyglądał się jej śpiącej twarzy, przy okazji delikatnie bawiąc się jej jedwabistymi włosami.
- Czas pobudki... - wymamrotał przez uśmiechnięte lekko usta, po czym nacinając ptasim szponem lewy nadgarstek, przyłożył go do lekko rozwartych ust kobiety, zaś prawą dłonią przywrócił do głaskania jej włosów.
/ Sulie - szatynka, Lolie - taki lawendowy jasny, Erlinda - ruda, Kopeha - czarna. /