Link do zewnętrznego obrazka
Slenderman spędzał spokojnie wieczór pośród zgliszczy niedawno spalonego domu. Dogasające deski i rozgrzane cegły ogrzewały lekko powietrze, które było z chwili na chwilę coraz to chłodniejsze. Mieszkała tutaj, jeszcze wczoraj, w średnim wieku kobieta. Straciła ona męża i dzieci w wypadku, zaś w dzieciństwie była molestowana przez ojca. Teraz powoli popadała w alkoholizm. Idealna więc ofiara - nikt nie będzie za nią tęsknił, ponieważ nie posiadała już żadnej rodziny. No i sama zaprzepaściłaby swoje życie - z czasem, ale jednak. Nawet specjalnie nie uciekała.
A szkoda.
Lubił dłużej bawić się ze swoimi ofiarami. Ta nie sprawiła mu zbyt wiele uciechy. Cóż, teraz, kiedy już zatarł za sobą wszelkie ślady, nadeszła pora, aby ruszyć w drogę. Lada moment mogli zjawić się tu inni ludzie, a jednak zależało mu ostatnio na dyskrecji. Dlatego też, nim odszedł, zniszczył wszelkiego rodzaju nagrania i kamery. Umiejętność wpływania na maszyny była całkiem przydatna.
Slendi ruszył w kierunku zanurzonego w mroku lasu, znajdującego się w pobliżu spalonego domostwa. Dobrze czuł się w takich miejscach. Musiał również przyznać, że lekko przypominał otaczające go drzewa. Chudy, wysoki. Niestety, uprzykrzało mu to również życie. Tak jak teraz, kiedy musiał lawirować pomiędzy gałęziami. Do diabła z takim wzrostem!
Przeklinając w myślach, szedł tak dalej, unikając nieprzyjemnych badyli przylepionych do tych głupich pni. Dla innego upiora lub też osoby pozbawionej strachu, czy po prostu naiwnej mógł to być całkiem zabawny widok...
Ogarniało go lekkie zmęczenie. Fizyczne, tak samo jak i psychiczne. Jakiś miesiąc czasu siedział w świecie ludzi i tęsknił za chwilą wytchnienia. Postanowił więc opuścić to miejsce jak najszybciej. Jak to mówią, wszędzie dobrze, jednak w domu najlepiej. Dlatego też Slender już po chwili, znajdując odpowiednie miejsce, gdzie było trochę więcej wolnej przestrzeni, zatrzymał się i otworzył portal do miejsca, w którym przebywają wszelkiego rodzaju upiory.
Chociaż jego twarz tego nie zdradzała - bo przecież nie miała jak, w końcu była pozbawiona... dosłownie czegokolwiek - nawet ucieszyła go myśl, że będzie mógł spędzić spokojnie kilka dni z innymi istotami mu podobnymi. Spokojnym krokiem przeszedł więc przez teleport.
W końcu w domu... pomyślał, pojawiając się w świecie pełnym upiorów.
Link do zewnętrznego obrazka
Ben przesiadywał w małym pomieszczeniu znajdującym się w jego mieszkaniu. Jak co dzień, tak właściwie. Zasłonięte okna nie przepuszczały światła, przez co w pokoju panował zdecydowany mrok. Ciemnoniebieskie rolety zdawały się być niewłaściwie założone, wyglądały, jakby mogły spaść w każdej chwili. Jasnowłosy chłopak jednak nic sobie z tego nie robił. Uśmiechał się szeroko do swojego odbicia w monitorze komputera, który jako jedyny rozświetlał mrok tego pokoju. Dręczył właśnie jakiegoś chłopaka, który bez przerwy wołał go na Cleverbocie. Po tak długim czasie stwierdził, że zabawi się jego uczuciami i się ujawni. Biedak, chyba nie spodziewał się, że Ben Drowned tak naprawdę istnieje. W końcu to była tylko głupia opowieść i sfałszowane filmiki, nieprawdaż?
Nudził go jednak już trochę ten dzieciak. Spławił go więc jakąś krótką frazą, pozmieniał jeszcze kilka rzeczy na jego komputerze, by czuł się zagrożony, oraz wyłączył program. Odkąd uzyskał możliwość przebywania w ludzkiej sieci komunikacji, jaką jest internet, chętnie z tego korzystał. Miał właśnie zamiar usunąć trochę materiału jakiejś dziewczynie z youtuba, kiedy nieuważnie potrącił łokciem stojącą obok niego na biurku roślinkę. Kwiatek zachwiał się i przewrócił, nie tylko rozsypując ziemię po najbliższym otoczeniu, ale również upadając na niestabilne rolety, które ostatecznie wylądowały z trzaskiem na parapecie. Ciemne pomieszczenie momentalnie zalało jasne światło dnia, czemu towarzyszył krzyk Bena.
- Światło... niech ktoś zgasi światło! - jęknał, zasłaniając oczy dłońmi i wykrzywiając twarz. - Kto do cholery jasnej wymyślił słońce?!
I czym prędzej wstał, przewracając przy tym krzesło. Łączył i rozdzielał palce znajdujące się dalej na jego twarzy, mrugając przy tym. Oczy przyzwyczajały się do światła, więc już po chwili włożył dłonie za skórzany pas i odetchnął głęboko. Może pora skończyć z zabawą ludźmi na dzisiaj. Plecy zaczynały go boleć od ciągłego siedzenia w jednym miejscu, a przecież jutro ludzkość nie zniknie tak z dnia na dzień, nie? Spokojnie będzie mógł zniszczyć czyjeś życie za tydzień... za dwa... co za różnica. Miał na to wieczność.
Rozciągnął się lekko, strzykając przy tym kośćmi w nadgarstkach, szyi i ramionach. Nie ma co, niezłe combo. Pogwizdując tylko sobie znaną melodię, wyszedł ze swojego "gabinetu" jak nazywał owy pokój. Mieszkał w niewielkim, parterowym domku, całkiem niewyróżniającym się spośród innych domostw, jakie go otaczały. Postanowił wyjść na ulicę, może spotka jakiegoś znajomego upiora. Albo pogada z jakąś fajną dziewczyną... czemu by nie?
Ostatnio zmieniony przez Madelleinee (06-07-2014 o 14h42)