~Luna~
Gdy się obudziłem, powitało mnie słońce, śpiew ptaków i ultramarynowy motyl. Podniosłem się do pozycji siedzącej, po czym ściągnąłem nogi z marmurowego gładkiego kamienia. Obok mnie, przysiadł tamten motyl, przemieniając się w mojego brata - Neomeniana.
Powitałem go radośnie a następnie przeszliśmy do opowiadania sobie tego i owego, plotkowania, czy zabawowania.
Po jakimś czasie brat mój, zaproponował spacer. Z chęcią się zgodziłem, jednakże to oznaczało, że albo kończymy z słońcem, trawą, drzewami i ptakami, lub na serio uważamy czy kto nie idzie aby tego nie zauważył. Nie mam zamiaru się tym dzielić z kimkolwiek, to jest tylko i wyłącznie moje, dla mojego brata. Puki on tu jest, nie interesują mnie inni.
Szliśmy spacerem, jednak nadal nie rezygnując z tych cudów. Gdy mieliśmy skręcić za drzewem, coś na mnie wpadło i mnie wywaliło. Albo raczej ktoś... ten chłopak! Szybko ukryłem iluzje i zamiast drzew pojawiły się ciemne, brudne ściany, pokryte kurzem, pajęczynami, a podłoga zabrudzona, zakurzona, zagryzoniowata. Normalnie uduszę tego dzieciaka!
- Pacz jak leziesz dzieciaku! - wydarłem się na niego otrzepując z ziemi.
- Loral przeprasza! Tego nie było w planach Loral! - aa... nienawidzę bachora. Ten jego sposób mówienia przyprawia mnie o mdłości...
Ostatnio zmieniony przez Minwet (09-07-2014 o 20h59)