Gdy jego usta wygrymasiły się w potwornym uśmieszku, moje nogi natychmiast odmówiły posłuszeństwa. Na szczęście - chodź coś sądzę, że do szczęścia to jeszcze w tym daleko - Dymitr wepchnął mnie do środka.
Czemu wczoraj nie przyszedłem? E to... przegrzałem się [^*^!]. Zadanie? Czy się rozumiemy - no jasne idiotą [Tobą ^*^] nie jestem... W życiu nie usiądę - nie dam rady... a jednak to zrobiłem - lepiej go słuchać. Wzmianka o informacjach mnie zaciekawiła, ale wyrok zbił mnie z tropu. To nie to co myślę? Tak się składa, że ja nie wiem co o tym myśleć... O, nareszcie coś konkretnego - poszukiwanie osoby. E to... nie sprawdziłem...
- Hai - na wzmiankę o popamiętaniu burknąłem tylko pod nosem - Przecież wiem... - poza tym co mnie mogłoby innego interesować? Wtem minął mnie i począł wychodzić - E? Chwila, ja muszę... - tu już wyszedł i zamknął drzwi - ... to zrobić w szpitalu... - westchnąłem tylko ciężko, po czym zasiadłem do biurka.
Otworzyłem szufladę z wia- NIE TA SZUFLADA! Zamknąłem jej zawartość natychmiast. Co jest? Zapomniałem?! Dobra, może nie zauważy... Otworzyłem następną i wyciągnąłem małe, czarne urządzenie. Otworzyłem jego klapę, po czym na wyświetlonym hologramie ekranu i klawiatury, począłem pisać wiadomość - "Jeśli się przegrzeję, poproś Shenna'ę, aby się mną zajęła" - zanim napisałem ostatnie słowa, to i tak musiałem wziąć głęboki oddech. Mam nadzieję, że się NIE przegrzeję!
Zamknąłem klapę urządzonka, tym samym zapisując i zamykając wiadomość. Zostawiłem to na środku blatu, po czym zasiadłem na podłodze obok szafy, opierając się o ścianę. Powoli wyłączałem swój mechanizm, aby internetowo dostać się do łącz. Jak się jednak okazało - trudniej z podziemi niż z szpitala. Na szczęście udało mi się złapać jakąś nić. Prawdopodobnie moja głowa opadła na szafkę, a oczy się zamknęły. Jak to pielęgniarka kiedyś powiedziała - wyglądam czasem jak śpiący niemowlak. Ja wiem, że to czasem, jest wtedy, gdy się podłączam do sieci. Szkoda, że ona przestała pracować... przestała się pokazywać w szpitalu. Oh i właśnie - muszę coś dać Dymitrowi z okazji dzisiejszego dnia, tylko... co? Tak, najpierw się tym zajmę... może muszlę? E... nie, raczej nie. Począłem sprawdzać jakieś oferty, które sobie to tu to tam płynęły.
Tu zauważyłem coś serio szokującego. Tak - to mu wyślę. Postanowiłem wysłać to mu na zwykły adres, oraz imię. I tu pojawił się pewien problem... a mianowicie jak się podpisać. Jeśli wykorzystam swoje imię i nazwisko, to sprawdzając to mogą powstać wobec mnie podejrzenia, czemuż to zwykły człowiek, wysyła coś arystokracie. Zaś jeśli podpiszę się Św. Katarzyna, to podejrzenia padną na niego i od razu zaczną go prze-słu-chi-wać... a co by było jakbym wysłał to do jakiegokolwiek arystokraty właśnie tak się podpisując? Hehe... nie no, nie zrobię tego komuś niewinnemu, chyba że będziemy w podbramkowej sytuacji. No ale nadal jest dylemat jak się podpisać... tak? Nie, nie zrobię tego, nie ma bata!
***
No i proszę, ostatecznie tak zrobiłem - podpisałem się Kaśka... jeśli się tego uczepi, to się nie odzywam przez tydzień! Choć nie, wtedy może przyjść do szpitala... a stuknijcie się!
Zaraz zatrzymałem się przed bazą danych arystokratów. Wiecie, że sieć wygląda jak miasto? Tak dokładnie to jak ziemia. Bo tak ogólnikowo mówiąc, to nawet budynki mają swój zapis cyfrowy. No i kiedy jest się w całości - w zbiorze wszystkich cyfrowych zapisów, wtedy tworzą one tak jakby trójwymiarowy obraz - ziemię. Najpiękniejsze jest w tym wszystkim to, że tylko ja jeden to widziałem. Na prawdę cudowny raj i tylko mój. Aby mnie zrozumieć, musielibyście to zobaczyć, co jest niemożliwym.
Po drodze jeszcze przejrzałem aktualną drogę stróżów [coś ala cyfrowy nanobot] - nawet nie wiecie jaką wygodą jest, że mogą poruszać się tylko określoną z góry drogą, a ta droga też ma swój ślad.
Wszedłem do budynku wyłączając po drodze zabezpieczenia. Omijałem drogi i czas w którym znajdowały się na nich stróże. W końcu dotarłem do bazy pomywaczy. Tj. jakiś knypków, którzy starając się o awans, wykonają każde zlecenie góry, zaś góra może ich nawet poświęcić przez mrugnięcie okiem - tkzw. średni szczeblem.
Spędziłem tam trochę, ale naprawdę znajdowali się tam sami pomywacze, chyba że niektórzy są naprawdę inteligentni, aby tego wgl nie pokazywać - takich za szybko nie znajdę. No jasne! Pomywacze! Czemu wcześniej na to nie wpadłem?
Ruszyłem natychmiast do spisu pracowników, oczywiście uważając na stróżów. Gdy dotarłem zająłem się przeszukiwaniem ich. No ale-... logika! Szukać kogoś od kogo się zbierze informacje, ale kompletnie nie wiedzieć, jaki to rodzaj informacji - cudownie <cenzura>! Najmądrzejszy pan D mógłby wreszcie zapamiętać o tym!
Gdy znalazłem niejakiego Polycarp'a Aksyonov'a, uznałem, że on będzie coś wiedział. Ma 82, to już coś tam przeżył, jest mądry i rozsądny. Wysoki - 183 cm. Postawa masywna, to zawału nie dostanie. Grupa krwi A+ - introwertyk. Ciężko się wpłynie, ale jeśli jest dobry, to sam powie. Zaś też dzięki temu jest pewnie cichy w pracy, to dużo się nasłuchał, a o to właśnie chodzi. Ulubiony kolor, to niebieski - powiem najmądrzejszemu panu D, aby się na niebiesko ubrał gdy do niego będzie szedł. Ale czemu mnie zainteresował najbardziej? Dostawca Wedla, dla arystokratów. Przydałoby im się poznanie historii nazistów w Polsce, c' nie? Dobra, znalazłem gościa, to teraz muszę poszukać czy czegoś nie znaleźli.
Gdy dotarłem do miejsca, gdzie są akta najnowszych spraw, złapałem w środku stróże... albo one złapały mnie. W każdym razie zacząłem uciekać. Tylko co one tam robiły? I czemu ich nie zobaczyłem na mapie? Zaraz, czy one przypadkiem nie były... były wyłączone i włączyły się na ruch. To możliwe tutaj - cholery jedne! Kurde! Czemu one mnie tak długo gonią? Normalnie to już dawno bym je zgubił, o ile wgl bym na nie trafił. Nie zaprzeczę, zdarzało się... raz na trzy lata? No ale od razu ich nie było, a te się za mną ciągną i ciągną!
Przysiadłem za wolnym rogiem, aby odpocząć. Tu nie powinny wjechać. Akurat je zgubiłem za rogiem, a jeśli nie widziały że skręciłem, to też nie skręcą, bo ta ścieżka jest poza ich programem. Wychyliłem się za róg, aby zobaczyć czy faktycznie przeleciały, ale to co ukazało się mym oczom zmroziło mnie doszczętnie. Stróżnicze psy! Ale przecież ja nie mam zapachu! Tyle razy im umknąłem, więc nie mogą teraz właśnie wywąchiwać mojego zapachu, bo go nie mam! Pozbyłem się go! Chyba że... będąc w ręce Shenna'y, przejąłęm na siebie jej cyfrowy zapach! O nie... nie, nie, nie, niedobrze.
Podniosłem się, policzyłem do trzech i ponownie zacząłem uciekać. Jako iż jest to cyfrowy świat, to na wiele więcej mogę sobie pozwolić. Tak więc... wyskoczyłem przez okno, z tego budynku - wieżowca. Nisko nie było. Choć wiedziałem, że memu cyfrowemu odpowiednikowi nic się nie stanie, to nienawidzę upadków! Czujesz się, jak w prawdziwym świecie. Dopiero gdy dotykasz ziemi... cyfrowego podłoża... zdajesz sobie sprawę że nic ci nie będzie/jest/było. Przez ten czas, podczas upadku, myślisz, że po tobie. Chyba że robisz to od dawna, to już się przyzwyczajasz. Ja tego nie lubię. Za pierwszym razem stało się to przypadkiem i skończyło się to uszkodzeniem obwodów w prawdziwym ciele. Coś jak gra. Gdy ból/szok jest zbyt wielki, mózg odtwarza go na prawdziwym ciele. W krytycznym stopniu, można się nie wybudzić, tak więc... zginąć... Aaaaaaa! Dobra, nie myśl o tym! Wiej! O rety, zbieram na siebie tylko więcej stróżów, biegając po mieście. To takie stróże wymiaru. Opanowali cały ten świat. Nie są kierowani przez nikogo... no chyba że przez boga. Kręcą się wszędzie, oczywiście po wyznaczonych przez ich program drogach - czyli przez boga. Biegnąc po prostej drodze, przekonałem się, że jednak nie dam rady ich zgubić. To nie dobrze, ani trochę. Cholera... chyba nie mam wyjścia. Przez następne dwadzieścia cztery godziny, będę całkowicie bezwładny. Jak stary śmieć. Wyłączę się kompletnie, że nawet nie będę oddychał, myślał, czół, nic. Wiecie jak okropna jest pobudka!?
- Awaryjne wyłączenie systemu, program - Lilija!
Ostatnio zmieniony przez Minwet (08-06-2014 o 18h40)