Dodawałam już to opowiadanie na SF, ale myślę, że tutaj też jest dużo osób, którym może się spodobać, więc wrzucam. Wszelkie uwagi i korekty mile widziane
Link do zewnętrznego obrazka
Dziedziniec powoli napełniał się ludźmi. Ubrani w czarno-białe stroje uczniowie spieszyli do sali gimnastycznej, aby uczestniczyć w uroczystości rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. Patrzyłem na tą scenę znudzony i dokładniej wetknąłem w uszy słuchawki, wygodniej rozciągając się na mojej ulubionej ławce pod drzewem. Przyjemny wietrzyk chłodził ciało nękane ostatnimi, letnimi upałami. Zacząłem przymykać powieki a moja głowa stawała się cięższa.
Ledwo zamknąłem oczy, a poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Zirytowany rozchyliłem powieki, aby ujrzeć chudego, niebieskowłosego chłopaka, stojącego przede mną i poruszającego ustami. Wyjąłem powoli słuchawki z uszu. Szybko zalała mnie fala jego paplaniny.
-Czego chcesz? - zapytałem znudzony
-Och - chłopak wydał się lekko zbity z tropu, ale szybko odzyskał rezon - chciałem tylko wiedzieć gdzie jest rozpoczęcie roku, bo spóźniłem się i...
Bez słowa pokazałem mu ręką salę gimnastyczną i znów włączyłem muzykę. Wydawało mi się, że może chcieć coś jeszcze dodać, a tego wolałem uniknąć.
Rozejrzałem się wokoło. Wszyscy byli już na sali, nikogo w zasięgu wzroku. Z kieszeni kurtki wyjąłem paczkę czerwonych Lucky Strike'ów i zapalniczkę. Szybko odpaliłem jednego i zaciągnąłem się dymem.
- To tu można palić? - Zdziwiło mnie, że udało mi się kogokolwiek usłyszeć. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że muzyka przestała grać. Zatopiony we własnych myślach zupełnie tego nie zauważyłem.
- A czy to istotne czy można? Chcę to palę - burknąłem do kolejnego intruza. Co dziwne wyglądał prawie identycznie jak poprzedni. Różnili się tylko kolorem włosów, gdyż ten był brunetem.
- Co ku... - mruknąłem do siebie - czy Ty nie miałeś przed chwilą niebieskich włosów? - dodałem, tym razem głośniej.
Chłopak zaczął się śmiać. Zdezorientowany pociągnąłem kolejnego bucha.
- Poczęstujesz? - zapytał chłopak siadając obok. Wyciągnąłem w jego stronę paczkę - nie brałem swoich. Nie wiedziałem, że nadarzy się okazja zakopcić. - Odpalił i wciągnął dym do płuc - a co do tych włosów, na pewno spotkałeś mojego brata.
- Możliwe... Gadał jak nawiedzony. Chyba. Nie słyszałem zbyt wiele.
- Nie martw się, nic przez to nie straciłeś - Uśmiechnął się lekko - jestem Armin - powiedział, wyciągając rękę w moją stronę.
Co dziwne dobrze mi się z nim rozmawiało. Był raczej normalny, nie trajkotał i nie zadawał zbędnych pytań. Wydawał się tak samo mało zainteresowany tym wszystkim jak ja.
Kiedy apel się skończył do Armina podszedł jego dziwaczny brat. Już podnosiłem torbę, żeby uciekać jak najdalej od tego wybryku natury, gdy zobaczyłem idącą obok niego dziewczynę. Powiedzieć o niej, że była zjawiskowa to tak, jakby ją obrazić. Białe, długie do pasa włosy okalały słodką, okrągłą twarz laleczki z porcelany, a wielkie, fioletowe oczy błyszczały radośnie. Śmiała się do chłopaka, a jej delikatny chichot przebijał się przez gwar na dziedzińcu.
Gdy podeszli do nas Armin zerknął na mnie
- Mojego brata Alexy'ego już znasz, a to moja mała Shillo.
Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!
Strony : 1 2
#1 14-10-2013 o 08h35
#2 02-11-2013 o 12h54
Fajne, fajne wciągnęłam się i to bardzo. Można wszystko sobie dobrze wyobrazić, kiedy czyta się twoją historię. Czekam na dalszą część
#3 01-12-2013 o 13h06
Link do zewnętrznego obrazka
"Moja". To słowo cały czas brzmiało mi w głowie, natarczywie moszcząc sobie miejsce w mojej świadomości. Ten fakt był bolesny, nie tylko psychicznie, ale aż fizycznie. Wielka gula w gardle i ucisk w piersi nie pozwalały mi swobodnie oddychać, a przełknięcie śliny graniczyło z cudem. Nie potrafiłem zrozumieć co się ze mną dzieje. Przecież zawsze to dziewczyny uganiały się za mną, a ja czasem łaskawie pozwalałem im na chwilę należeć do mnie. Tak dla zabawy.
Nieświadomie podniosłem się z miejsca, obojętny na wszystko i wszystkich. Poza nią. Chyba ktoś coś do mnie mówił, ale to było wyłączone z mojej świadomości.
Szybko opuściłem teren szkoły nie żegnając się z nikim i ruszyłem w stronę rzeki płynącej na obrzeżach miasta. Zawsze lubiłem tam siedzieć kiedy coś mnie trapiło lub po prostu chciałem w spokoju pobyć sam.
Usiadłem nad brzegiem i patrzyłem na spokojnie płynącą wodę. Znów sięgnąłem po paczkę papierosów.
- Głupi nałóg - mruknąłem do siebie - najlepszych dwudziestu przyjaciół na jakich mnie stać.
Odpaliłem jednego i spojrzałem na resztę szybko licząc ile jeszcze zostało. Jak zwykle stanowczo za mało. Ani się obejrzę a ich nie będzie.
W moje myśli znowu wkradła się dziewczyna. Nie chciałem o niej myśleć. Bałem się tego co czuję. Przecież nigdy nikogo nie kochałem, nigdy nikt nie był dla mnie ważny, a ona? Widziałem ją ledwie przez minutę, a zaczynałem wariować. A przecież była zajęta, miała kogoś. I to na dodatek chłopaka, którego wydawało się, że mogę polubić. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej nienawidziłem Armina. Miał coś czego ja chciałem. Pierwszy raz naprawdę chciałem... Nie, nie może tak być, nie mogę tak myśleć. Sięgnąłem po telefon i bezmyślnie wystukałem numer, który znałem na pamięć. Ledwo wybrzmiał pierwszy sygnał, a po drugiej stronie przywitało mnie ciche "mhmmm?"
- Lysander, idziemy na piwo. Będę u Ciebie za kwadrans - oznajmiłem przyjacielowi stanowczo i rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź.
Drogę do domu chłopaka mógłbym przejść pozbawiony wszystkich zmysłów. Zawsze, gdy coś było nie tak siedziałem nad rzeką, a gdy już stwierdzałem, że czas najwyższy coś ze sobą zrobić, udawałem się do Lysandra. Nie pytał już nigdy co się dzieje ani co mnie trapi, wiedział, że mija się to z celem i nie otrzyma odpowiedzi, a jedynie mnie zdenerwuje.
Tym razem nie było inaczej. Nawet nie zdążyłem nacisnąć dzwonka, gdy drzwi otworzyły się, a na progu pojawił się Lys. Wyglądał dość ekscentrycznie, ale nie było na świecie lepszego przyjaciela.
- Pandemonium? - zapytał, a ja skinąłem głową. Tylko po wyrazie mojej twarzy potrafił rozpoznać czego w tej chwili potrzebuję.
Weszliśmy do ciemnego, obskurnego klubu. Nie było w nim nic z radosnych dyskotek. Ściany zamiast tapety oklejały wycinki starych gazet, a w małych gablotkach widniały kolekcje paczek po papierosach i butelek po trunkach z całego świata. Czarne, lekko zniszczone kanapy oblegali ludzie pasujący do wnętrza, ubrani w skóry i ciemne materiały, obwieszeni łańcuchami i ćwiekami. W tym miejscu czułem się naprawdę dobrze. Zajęliśmy z Lysandrem kanapę w najdalszym kącie sali, z dala od gwaru. Chwilę później podeszła do nas kelnerka. Uśmiechała się do mnie przymilnie, jak z resztą za każdym razem gdy tu wstępowałem.
- Dwa piwa - mruknąłem obojętnie - albo od razu cztery.
- Nie musisz być taki gburowaty dla niej, tylko dlatego, że już Ci się znudziła - skarcił mnie przyjaciel, gdy już odeszła.
- O czym Ty mówisz? - spojrzałem na niego zszokowany
- O Twoim ostatnim pobycie tutaj. Nie pamiętasz? - pokręciłem głową, dając mu znak, że nic a nic sobie nie przypominam - Upiłeś się trochę i... - przerwał, bo przy stoliku ponownie pojawiła się dziewczyna, tym razem z naszym zamówieniem
- Dziękuję - uśmiechnął się do niej Lysander.
- Czyli mówisz, że ja... i ona..? - zapytałem przyjaciela, gdy tylko dziewczyna oddaliła się na odległość, z której nie mogłaby nas usłyszeć. Lys skinął głową.
Z kamienną twarzą upiłem łyk piwa i zagadnąłem przyjaciela o jakąś dobrą płytę, byle tylko zająć głowę czym innym.
Po kilku godzinach jak zwykle zajmował ją alkohol. Zataczając się lekko wyszedłem przed klub zapalić. Lysander został w środku, wymawiając się, że jemu to śmierdzi. Tak naprawdę po prostu sam miał problemy z prostym chodzeniem i wolał nie ryzykować.
Oparłem się o ścianę, żeby przypadkiem nie stracić równowagi, gdy zauważyłem stojące nieopodal mnie sylwetki. I znów strzelił mnie piorun. Bliźniacy i ta piękność. Shillo. Z umysłem przyćmionym alkoholem ruszyłem w ich stronę. Już z daleka słyszałem jej głos przerywany wtrąceniami jej towarzyszy.
- Można się przyłączyć? - nie wiedziałem, że tu przychodzicie - zwróciłem się do Armina, ale wzrok miałem utkwiony w dziewczynie.
- Postanowiliśmy trochę zwiedzić miasto, wprowadziliśmy się ledwo tydzień temu, nie mieliśmy okazji nikogo poznać.
- Mhm - mruknąłem odpalając papierosa - coś wspomi...
- Czy możesz to zgasić? - przerwał mi podenerwowany, dziewczęcy głos. Shillo wlepiała we mnie swoje wielkie oczęta, a usta wykrzywiał jej grymas zniesmaczenia. Oniemiałem. Jeszcze nigdy w życiu żadna dziewczyna nie odezwała się do mnie takim tonem. Skamieniały upuściłem ledwo odpalonego papierosa na ziemię i przydeptałem butem. Stałem tak bez słowa przez sekundę, która wydawała mi się godziną, a potem po prostu odszedłem. Po chwili usłyszałem wołanie.
- Czekaj! - Armin złapał mnie za ramię - Chciałem przeprosić. Mogłem Cie uprzedzić, że moja siostra nie lubi palaczy.
#4 01-12-2013 o 18h50
Jestem z Ciebie dumna, cóż więcej powiem?
Bardzo ładnie, wręcz genialnie piszesz!
Jest bardzo ciekawie, czekam na dalsze części. ^^
Nie odpisuję na PW?
T U M N I E Z N A J D Z I E S Z
#5 09-12-2013 o 20h15
Krótkie, ale jednak wciągające .
Masz bardzo fajny styl pisania i tak w ogóle... uwielbiam połączenie białych włosów i fioletowych oczu ^^! Czekam na więcej!
A gdy spyta cię ktoś skąd ten Krzyż na twej piersi,
Z dumą odpowiesz mu: "taki noszą najdzielniejsi!".
Bo choć mało mam lat, w mym harcerskim mundurze,
Bogu, ludziom i ojczyźnie na ich wieczną chwałę służę.
CZUWAJ!
#6 26-12-2013 o 13h28
Link do zewnętrznego obrazka
- Gdzie Ty się wczoraj podziałeś? - Lysander patrzył na mnie spod grzywy białych włosów. W jego różnokolorowych oczach błyszczała wyraźna irytacja, co zdarzało się niezmiernie rzadko.
- Nie wiem, wyszedłem zapalić, a potem... - zawahałem się na chwilę - nie pamiętam, byłem pijany - skłamałem szybko.
- Oszukujesz mnie... znowu. - westchnął - Ale jak sobie chcesz, przeciez jestem Twoim "przyjacielem" tylko gdy mnie potrzebujesz. - te słowa spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Zupełnie się tego nie spodziewałem, nawet nie patrzyłem w ten sposób na to wszystko. Po prostu nie lubiłem się nikomu spowiadać, dlatego mu nigdy nic nie mówiłem.
- Tak, tak właśnie chcę - warknąłem na niego zdenerwowany. Głupie książątko, co on sobie wyobrażał?
Naszą wymianę zdań przerwał dzwonek na lekcję. Oststni raz obdarzyliśmy się morderczymi spojrzeniami i odeszliśmy w swoje strony.
W klasie zająłem miejsce na uboczu, z dala od reszty uczniów i biurka nauczyciela. Niestety co chwila dochodził ktoś nowy niwelując odległość między tłumem a moją wymarzoną samotnią. Zdenerwowany tym faktem wyjąłem zeszyt i ołówek próbując coś naszkicować. Najpierw oczy, potem nos...
- Ładny pies, ale wolałabym gdybyś jednak narysował notatkę o prawie Ohma- nad moim zeszytem pochylała się nauczycielka. Nawet nie zdałem sobie sprawy kiedy do mnie podeszła. Cała klasa odwróciła się w moją stronę. Usłyszałem cichy chichot kilku osób. Zdenerwowany zatrzasnąłem zeszyt i schowałem go do torby, którą jednym ruchem zarzuciłem na ramię.
- Dokąd się wybierasz Kastielu? - fizyczka patrzyła na mnie zdumiona.
- Na papierosa - warknąłem i wyszedłem z klasy trzaskając drzwiami.
Ostatnim razem ta szkoła widziała taki numer, gdy w pierwszej klasie wytłumaczyłem matematykowi bardzo dosadnie, gdzie mam zadania domowe, które nam zadaje.
Nie byłem nigdy dumny z takiego zachowania, ale zawsze najpierw mówiłem, a dopiero po fakcie myślałem. Impulsywność i niewyparzony język nigdy nie przysparzały mi przyjaciół.
Przemierzałem szybkim krokiem puste korytarze. Wzrok miałem wbity w obdarte czubki moich butów i nie podnosiłem go ani na chwilę dopóki nie dotarłem do drzwi prowadzących na dziedziniec. Pchnęłem je pewnym ruchem i wyszedłem na zewnątrz. Ładna pogoda drażniła mnie jeszcze bardziej, ale musiałem ochłonąć. Ręka instynktownie powędrowała mi do kieszeni w której zawsze znajdowała się paczka papierosów. Gdy palce zacisnęły sie na małym, kartonowym pudełeczku przez głowę przeszła mi wręcz abstrakcyjna myśl żeby to rzucić.
- Zdurniałeś Kastiel - mruknąłem pod nosem - myślisz tak przez nią. Żadna panna, choćby nie wiem jak ładna, nie będzie decydować o Tobie.
Po tej krótkiej wymianie zdań z samym sobą przesiadłem się na ławkę, której nie było widać z żadnego ze szkolnych okien i zaciągnąłem się dymem. Powoli opuszczało mnie całe zdenerwowanie.
I kiedy już zupełnie się uspokoiłem nieświadomie spojrzałem w stronę klubu ogrodników. I zalała mnie fala gorąca, wściekłości, żalu i nienawiści.
Koło grządki z jakimiś żółtymi kwiatkami, których nazwa nie była mi znana, kucała ona. Shillo. Kilka pasm jej białych włosów wymknęło się z wysokiego kucyka i opadało teraz na szczupłe, blade ramiona i kawałek dekoltu, którego nie zasłaniała skromna, czarna koszulka na szelkach. Wyglądała jeszcze bardziej ponętnie niż pamiętałem. Ale okropne w tej scenie było to, że obok tego małego aniołka siedział Lysander, a ona uśmiechała się do niego promiennie.
#7 27-12-2013 o 15h50
Oj, wkręciłam się Ciekawie przedstawiasz historię z perspektywy Kastiela. Znana mi do tej pory z SF postać, która jest z góry zaprogramowana, nabrała nowego kolorytu. Rozdziały krótkie więc szybko i przyjemnie się czyta. Do tego masz umiejętność pisania lekkim, przyswajalnym językiem. I, co najważniejsze, każdy rozdział kończy się w taki sposób, że z rosnącą ekscytacją czekam na kolejny. Udało Ci się przyciągnąć czytelnika
#8 31-12-2013 o 08h29
Link do zewnętrznego obrazka
Odwróciłem się na pięcie i odszedłem jak najdalej od naburmuszonego Kastiela. Oczywiście, dokładnie tak jak się spodziewałem, nie spodobało mu się to co ode mnie usłyszał. Niemniej była na to najwyższa pora. Ciągłe znoszenie jego humorów, nie wiedząc nawet czym były powodowane i zostawanie zawsze na drugim planie nie było wizją przyjaźni wartej zachodu. Oczywiście bycie cieniem Kastiela przed ludźmi nie stanowiło dla mnie problemu. Nigdy nie oczekiwałem i nie szukałem zainteresowania szerszego grona osób, ale byciem w jakiejkolwiek relacji na drugim miejscu nie mogłem się usatysfakcjonować. Być może wierzyłem w jakieś nierealne ideały szczerej i bezinteresownej przyjaźni. Przyglądając się na trzeźwo mojej relacji z Kasem, nie tylko daleka była ona od tego czego tak naprawdę chciałem, a po prostu stawała się toksyczna.
Lysander - najlepszy kolega od upijania się w trudnych chwilach i nieprzydatny dodatek w tych lepszych.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że w trakcie tych rozmyślań delikatnie uderzałem zaciśniętą pięścią w szafkę stojącą za moimi plecami. Uwagę na to zwróciła mi dopiero przechodząca obok dziewczyna. Spojrzałem na nią zdziwiony, nie wiedząc jak odpowiedzieć na jej uwagę.
- Masz bardzo ciekawe ubrania - powiedziała, gdy nie doczekała się z mojej strony żadnego komentarza na temat mojego dość nerwowego zachowania - nie widziałam jeszcze nikogo kto by się tak ubierał.
- Nie dziwi mnie to jakoś specjalnie - odparłem z wymuszonym uśmiechem. Nie miałem teraz szczególnej ochoty na konwersacje, ale nieznajoma nie dawała mi szansy na zakończenie rozmowy ciągle mnie o coś zagadując. W końcu chcąc nie chcąc zgodziłem się dotrzymać jej towarzystwa w klubie ogrodników, do którego się zapisała.
Przedstawiła mi się jako Shillo. To imię wyjątkowo dobrze do niej pasowało. Było tak samo nietuzinkowe jak ona sama.
Choć rozmawialiśmy dość krótko, a szczerze mówiąc to ona mówiła, a ja tylko potakiwałem od czasu do czasu, aby dać jej znać, że słucham, łatwo było zauważyć, że w niczym nie przypomina reszty znanych mi dziewczyn.
Nad wyraz kulturalna i sympatyczna zaskakiwała swoim charakterem każdego, kto patrząc na jej urodę spodziewał się kolejnej próżnej i rzucającej mięsem dziewczynki z dyskoteki.
- Jesteś jakiś smutny - zauważyła nagle, przerywając na chwilę pielenie małego klombiku z bratkami.
Podniosłem wzrok i spojrzałem jej w oczy. Było w nich wyraźnie widać, że faktycznie martwił ją mój humor. Kolejna, odróżniająca ją od innych rzecz. Nie była obojętna, wręcz przeciwnie, trapiły ją nawet drobne problemy zupełnie obcych ludzi.
- Nie, zawsze taki jestem- odparłem po chwili namysłu. Dziewczyna budziła moje zaufanie i zastanawiałem się czemu miałbym jej nie opowiedzieć krótkiej historii jakże nieudanej przyjaźni. Po głębszym namyśle wygrała jednak moja małomówność i niechęć do zwierzeń.
Z ulgą przywitałem dzwonek, który oznajmiał, że muszę udać się na historię, a co za tym idzie opuścić Shillo.
Od momentu mojego małego kłamstewka baczniej mi się przyglądała i zadawała coraz wnikliwsze pytania. Niewątpliwie ciekawość była jej ogromną wadą.
Wychodząc z klubu ogrodników zauważyłem przyglądającego mi się z wyraźną wściekłością Kastiela.
Nie wiem czemu nogi skierowały mnie w jego stronę.
- I czego jeszcze tu szukasz? - warknął gdy tylko znalazłem się na tyle blisko by go usłyszeć.
- Dalej prawda kłuje cię w oczy? - zapytałem, jak zwykle spokojnym i opanowanym tonem, choć w mojej głowie i klatce piersiowej dosłownie wrzało.
- Wiesz co mnie boli?! Wiesz?! - wrzasnął, a ludzie którzy wyszli na dziedziniec, by odetchnąć świeżym powietrzem, spojrzeli na nas zaciekawieni - Że nawet po nią musiałeś wyciągnąć swoje łapy - dodał ciszej. Jego wzrok nie był wbity jak zwykle w takich chwilach w ziemię. Chłopak patrzył w kierunku klubu ogrodników. Na klęczącą ciągle przy klombiku bratków Shillo.
Kiedy zrozumiałem o co mu chodziło chciałem coś powiedzieć, wytłumaczyć, ale czerwona czupryna Kastiela majaczyła już przy bramie wyjściowej z terenu szkoły.
Opadłem ciężko na ławkę i schowałem twarz w dłoniach. Przecież nie mogłem wiedzieć, że Kastiel jest zainteresowany tą nową. Nawet nie miałem pojęcia, że wiedział o jej istnieniu. Mimo wszystko czułem się winny. Dlaczego? Przecież tylko z nią rozmawiałem. Nie wiedząc nic o fakcie, że Kastiel jest nią zainteresowany. No właśnie Kastiel. Ten egoistyczny matoł, który sam był sobie winien.
Nie chciałem wchodzić mu w drogę, choćby ze względu na dawną przyjaźń. A potem przypomniałem sobie te wszystkie rzeczy, które o nim wiedziałem. Te wszystkie dziewczyny, które miał tylko na jedną, zakrapianą alkoholem noc.
-Ty na to nie zasługujesz- mruknąłem do siebie wzrok kierując w stronę klubu ogrodników, ku szczupłej sylwetce małego, białowłosego aniołka.
Ostatnio zmieniony przez Shillo (31-12-2013 o 08h31)
#9 31-12-2013 o 11h42
Stylistycznie nie ma się do czego .przyczepić. Fabularnie po raz kolejny napiszę - wciągające. Nowy Lysio, emocjonalnie rozbudowany ze szczyptą zdrowego egoizmu (oczywiście przyrównując go do oryginału). Rozpoczyna się ciekawa walka, a wszystkiemu (jak w większości przypadków) winna jest kobieta
#10 02-01-2014 o 22h07
Link do zewnętrznego obrazka
„Musisz coś zrobić. Musisz jakoś do niej dotrzeć” powtarzałem sobie w myślach spacerując bezwiednie po mieście. Na papierosy nie chciałem nawet spojrzeć. Wyleczyłem się z nałogu w kilka sekund, przez które patrzyłem na nią, uśmiechającą się tak promiennie do kogoś innego.
- Nie powinieneś być teraz w szkole? - Z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos tuż nad moim uchem. Przestraszony, że to strażnik miejski, aż podskoczyłem. Nie chciałem mieć większych kłopotów niż mam dotychczas. Śmiech nieznajomego od razu mnie uspokoił. To na pewno nie był strażnik, oni się nie śmieją. Odetchnąłem głęboko kilka razy, aby opanować łomoczące serce i odwróciłem się. Przede mną stał Armin.
- Mógłbym zapytać cię o to samo - odparłem naburmuszony. Nie miałem ochoty z nikim teraz rozmawiać. I kiedy już miałem wyminąć chłopaka i odejść w swoją stronę w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
„Przecież on jest bratem Shillo matole!” Krzyczał do mnie bardzo wyraźnie jakiś wewnętrzny głos.
- Wybacz, nie jestem zbytnio w humorze - szybko usprawiedliwiłem się przed chłopakiem, aby tylko nie odeszła mu ochota na rozmowę ze mną. Armin tylko uśmiechnął się ze zrozumieniem. - A Ty, czemu nie jesteś w szkole? - Dodałem próbując podtrzymać rozmowę.
- Właśnie wyszedł nowy Devil May Cry - wyszczerzył zęby pokazując mi pudełko z gra, które trzymał w dłoni. - Wracam do domu grać. Jeśli chcesz możesz iść ze mną, choć uprzedzam, że nie dasz raczej rady ze mą porozmawiać.
- I tak nie jestem zbyt rozmowny. - Wzruszyłem ramionami niby obojętny, ale w środku wręcz podskakiwałem z radości. -Mogę popatrzeć na Twojego zabójcę demonów, przynajmniej zajmę czymś myśli. - Dokończyłem i dałem Arminowi znak ręką, aby prowadził.
Po raczej krótkim, jak sądzę góra dziesięciominutowym spacerze, w trakcie którego wymienialiśmy zdawkowe uwagi na temat szkoły dotarliśmy na przedmieścia. Zdziwiło mnie to, bo w tej okolicy zazwyczaj mieszkali bogaci ludzie z nadmiarem pieniędzy, których domy bardziej przypominały małe pałace. Jak okazało się chwilę później dom Armina idealnie wpasowywał się w tą dzielnicę. Szarawa willa, do której zmierzaliśmy, zachwycała wielkimi, przeszklonymi powierzchniami i ogromnym zadbanym ogrodem, w którego centrum znajdował się basen.
„Czemu te wszystkie ogromne domy zawsze mają basen?” Zastanawiałem się przez chwilę, dopóki nie zdałem sobie sprawy z absurdalności tego pytania.
Kiedy dotarliśmy do drzwi Armin zaczął nerwowo przeszukiwać wszystkie kieszenie w poszukiwaniu klucza. Uśmiechnąłem się pod nosem bo zawsze przeżywałem to samo. Pewnie nawet gdybym przykleił sobie klucze do ręki miałbym problem ze znalezieniem ich.
W końcu po kilku minutach przeszukiwania każdej kieszeni po kilkanaście razy Armin pokazał mi z tryumfalnym uśmiechem dwa kluczyki. Większy, barwą przypominający stare złoto, włożył w zamek i przekręcił dwa razy. Szczęknęły zasuwki i chwilę później drzwi stanęły przez nami otworem ukazując kryjący się za nimi przestronny hol. Wszystko utrzymane było tam w bieli i odcieniach szarości, co nadawało wnętrzu nowoczesny, ale zarazem trochę bezduszny charakter. Chłopak poprowadził mnie krętymi schodami na pierwsze piętro, a potem długim korytarzem do jednego z wielu pokoików.
- To jest mój pokój do gier - powiedział wyraźnie dumny, puszczając mnie przodem. I faktycznie miał się czym chwalić. Prawie całą ścianę zajmował wielki, płaski telewizor, a w kątach pokoju rozstawione były ogromne kolumny, a szafki i regaliki zastawione były pudełkami z grami na najróżniejsze konsole.
- Siadaj – Armin wskazał mi jeden z wielkich foteli stojących naprzeciw telewizora. – Przyniosę nam coś do picia – oznajmił i zaraz zniknął za drzwiami. Zaciekawiony zacząłem przyglądać się tytułom na opakowaniach. Miał tu dosłownie wszystko. Od takich klasyków Final Fantasy, Prince of Persia czy Assassin’s Creed po zupełnie nic niemówiące mi tytuły.
- Robi wrażenie, co? – Odwróciłem się szybko i spojrzałem na Armina trzymającego w ręku butelkę Coli i dwie szklanki. Zupełnie nie usłyszałem kiedy wrócił. Skinąłem głową dając mu do zrozumienia, że jego kolekcja faktycznie jest obłędna.
Chłopak usadowił się wygodnie w fotelu i włączył swoją nową grę. Na ekranie pojawił się srebrnowłosy Dante. Armin bardzo zręcznie operował swoją wirtualną postacią. Był niewątpliwie najlepszym graczem, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Po jakimś czasie przestała mnie już zdumiewać jego wprawa, a na grę patrzyłem po prostu jak na dobry film.
- Wróciłam! – Z otępienia spowodowanego przez brak zajęcia wyrwał mnie kobiecy głos dobiegający z dołu. TEN głos. Serce zaczęło bić mi szybciej, a na usta wypłynął szeroki uśmiech.
#11 04-01-2014 o 19h21
Ależ to jest super ! Siedzę jak na szpilkach i wciąż czekam na nowe rozdziały
A gdy spyta cię ktoś skąd ten Krzyż na twej piersi,
Z dumą odpowiesz mu: "taki noszą najdzielniejsi!".
Bo choć mało mam lat, w mym harcerskim mundurze,
Bogu, ludziom i ojczyźnie na ich wieczną chwałę służę.
CZUWAJ!
#12 12-01-2014 o 00h43
Rozdział 6
Kastiel
- Pójdę do łazienki - oznajmiłem zatopionemu w grze Arminowi i nie czekając nawet na jego wskazówki jak tam trafić, których z resztą nawet nie chciał mi udzielić, wyszedłem z pokoju. Oczywiście łazienka nie była moim celem. Ruszyłem schodami w dół, próbując trafić do holu. Udało mi się za pierwszym razem. Znowu znalazłem się w wielkim, szarym pomieszczeniu. Rozejrzałem się wkoło zastanawiając się, gdzie mogła udać się dziewczyna. Wybrałem pierwsze lepsze drzwi.
- Pudło - mruknąłem do siebie trafiając do czegoś, co przypominało bibliotekę. Następne prowadziły do piwnicy, a kolejne do salonu. Zrezygnowany oparłem się o ścianę.
"Czemu ten dom jest taki ogromny?!" wyklinałem w myślach. W przypływie nadziei otworzyłem ostatnie, niezbadane przeze mnie pomieszczenie. Serce załomotało mi w piersi i zaczęło wywijać szalone młynki. Bingo!
Siedziała na blacie kuchennym trzymając w dłoniach kubek z kawą, co dało się wywnioskować po zapachu wypełniającym całe wnętrze. Gdy otworzyłem drzwi podniosła szybko głowę i spojrzała na mnie.
- Eee... Przepraszam - nie wiedziałem co powiedzieć - szukam łazienki.
Shillo patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co ty tu robisz? - Wycedziła przez zęby odstawiając szybko kubek i zeskakując na podłogę.
- Odwiedzam Armina - odpowiedziałem speszony. Nie rozumiałem czemu tak mnie nienawidzi.
- Och - zawahała się, ale tylko na chwilę. - Armin jest na górze. - Powiedziała znów przywołując swój hardy ton.
- Wiem, szukałem łazienki.
- Nie prawda. Szukałeś czego innego. Słyszałam jak otwierałeś drzwi w holu. Te do łazienki też.
Zatkało mnie. Patrzyłem na nią tępo otwierając i zamykając usta nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- Szukałem ciebie - powiedziałem cicho, gdy wreszcie udało mi się odezwać. Patrzyłem w podłogę, ale mimo tego wiedziałem, że wbija we mnie wzrok przepełniony odrazą. Czułem to na skórze.
- Znalazłeś. Teraz wracaj do Armina i daj mi spokój - prychnęła i odrzuciła z twarzy grzywę białych włosów.
"Teraz albo nigdy" pomyślałem patrząc na jej porcelanową buzię.
- Nie wiem jaki masz ze mną problem. Chciałem Cię tylko poznać, a traktujesz mnie jak...
- No jak? - Nie dała mi dokończyć - Myślisz, że nie wiem jaki jesteś? Że wierzę, że nie zaciągniesz mnie przy pierwszej lepszej okazji do toalety w jakimś podrzędnym barze, bo tylko tam będziemy się spotykać? Może jak będę dobra zaprosisz mnie tam nawet drugi raz? Nie, nie tym razem. - Zakończyła głośnym prychnięciem i wybiegła z kuchni. Byłem wręcz pewien, że płakała. Chciałem za nią pobiec, coś powiedzieć, pocieszyć, ale wiedziałem, że to tylko wszystko pogorszy.
Nie wróciłem już do Armina.
#13 15-01-2014 o 18h52
Starasz się zrobić z białowłosej pannicy chodzący ideał - ale nie wychodzi. Standardowa, irytująca, prze-zayebista, typowa tzw. Mary Sue. A szkoda, bo do momentu jej pojawienia się (ten opis o twarzyczce okalanej białymi włosami... straszne to było, żaden normalny facet nie pomyśli tak o dziewczynie) zapowiadało się całkiem-całkiem. Wyrzucić tę postać i może opowiadanie da się uratować.
#14 15-01-2014 o 23h18
Ehh, w każdym opowiadaniu zawsze znajdzie się taka postać. Ta tutaj jest fajnie zrobiona i co lepsze sprawia że Kastiel jest no...nie Kastielem xD Taka miękka klucha się z niego robi Ale jak dla mnie to tylko sprawia, że mam wrażenie jakbym poznawała całkiem nowe postacie. Mi się bardzo podoba Twoje opowiadanie i oby tak dalej ^^
Czekam na dalsze rozdziały
A gdy spyta cię ktoś skąd ten Krzyż na twej piersi,
Z dumą odpowiesz mu: "taki noszą najdzielniejsi!".
Bo choć mało mam lat, w mym harcerskim mundurze,
Bogu, ludziom i ojczyźnie na ich wieczną chwałę służę.
CZUWAJ!
#15 16-01-2014 o 15h36
Może próbuję z niej zrobić chodzący ideał- nie mnie oceniać. I może i wywaliłabym ją z opowoadania, gdyby nie to, że od prawie roku jest zakończone
A tymczasem przedstawiam jeszcze więcej panny, o której żaden facet w życiu by tak nie pomyślał! ;D
Rozdział 7
Lysander
Usiadłem na łóżku ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni. Wpatrywałem się w płyn zupełnie nie pamiętając, że chciałem się go napić. Głowę wypełniały mi tysiące myśli, a jednocześnie nie myślałem o niczym. Zamknąłem oczy. Pod moimi powiekami zaczęły przesuwać się obrazy. Najpierw powolne, spokojne wizje, z czasem coraz szybsze i bardziej natarczywe. Aż bolesne w swojej dosadności sprawiły, że na moją skórę wystąpiły malutkie kropelki potu i spływały leniwie po ciele.
Z tego letargu wyrwał mnie telefon. Głośny dźwięk natychmiast przegonił wizje. Byłem mu za to wdzięczny, jednak nie sięgnąłem po małą, czarną komórkę leżącą na moim biurku. Szybko złapałem w ręce podniszczony już zeszyt i mój ulubiony długopis. Chciałem zapisać to wszystko, przelać na papier, zanim uleci gdzieś w niebyt. Skrobałem słowa dosyć szybko, lecz mimo to literki układały się prosto i zgrabnie. Telefon znów zadzwonił. Nie spojrzałem nawet w jego stronę mając nadzieję, że ten ktoś wreszcie da sobie spokój. Przy trzeciej próbie nie wytrzymałem i zatrzasnąłem zeszyt. Wiedziałem, że w takich warunkach nic z tego nie będzie. Wena uleciała ze mnie tak szybko, jak się pojawiła, a to uczucie zniknęło bezpowrotnie.
Nie spojrzałem nawet na wyświetlacz, z przyzwyczajenia pewien, że zobaczę na nim imię dawnego przyjaciela.
- Wybacz, że przeszkadzam. - Jakże się zdziwiłem, gdy przywitał mnie dziewczęcy głos - Nie chciałam tak bezceremonialnie... - przerwała i pociągnęła nosem - po prostu tak pomyślałam, czy nie miałbyś ochoty... Nie, napewno nie miałbyś...
Mówiła szybko i urywanie. Po jej głosie bardzo łatwo dało się poznać, że płakała. Zrobiło mi się jej naprawdę żal.
- Shillo, powiedz wreszcie o co chodzi. - Udało mi się przedrzeć przez falę jej nieskładnej paplaniny.
- Chciałbyś może się spotkać? - wydusiła z siebie wreszcie.
- Powiedz tylko gdzie i zaraz będę.
- Park w centrum. Za kwadrans. - Oświadczyła i odłożyła słuchawkę.
Szybko założyłem oficerki, płaszcz złapałem w rękę i wypadłem z domu. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu spieszył się tak jak teraz. Z drugiej strony nie pamiętam także, abym kiedykolwiek rozmawiał z płaczącą dziewczyną, chcącą się ze mną spotkać.
"Wszystko jeszcze przed Tobą, Lysandrze" pomyślałem.
Do parku dotarłem w niecałe dziesięć minut, jednak Shillo już tam była. Siedziała na ławce pod rozłożystym dębem i spoglądała tępo w przestrzeń. Oczy i policzki miała zaczerwienione od płaczu, a drobne dłonie trzymała kurczowo splecione na podołku.
Kiedy się zbliżyłem spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko.
- Nie pytaj skąd mam twój numer - powiedziała zamiast powitania. - Mam nadzieję, że się za to nie gniewasz. Skinąłem tylko głową na znak, że wszystko w porządku.
- Chciałam z tobą porozmawiać - kontynuowała.- Bo wiesz, kiedyś byłam trochę inna niż teraz...
Ostatnio zmieniony przez Shillo (16-01-2014 o 15h37)
#16 16-01-2014 o 20h43
Sharon, nie w każdym - to właśnie odróżnia dobre opowiadanie od grafomanii, że w dobrym postacie mają sensowną konstrukcję.
#17 16-01-2014 o 22h00
Leucyna, czy faktycznie o głównej bohaterce można napisać, że jest tendencyjną Mary Sue? Osobiście dałabym jeszcze szansę na rozwinięcie tej postaci, bo może się okazać, że dysponuje w swoim charakterze czymś o co byśmy jej nie posądzały. Ponadto uważam, że postać białowłosej jest jednym z głównych tematów w opowieści (w końcu nawet tytuł powieści nawiązuje do bladolicej) dlatego usuwając ją z fabuły pozostałyby jedynie wewnętrzne konflikty dorastających chłopaków w których nie ma ani cienia postaci płci przeciwnej. To też niedobrze, bo wtedy można by przyczepić się, że normalny facet tak nie myśli, że w facecie nie ma takich emocjonalnych konfliktów, bo przecież facet to inna jednostka społeczna nienarażona na zmienność nastrojów, a już zwłaszcza w okresie dojrzewania.
Poczekam na rozwój wypadków, ale nie chcę zapeszać, bo przyznam, że opowieść autorki przyciąga mnie przed monitor ze względu na możliwość przeczytania czegoś lekkiego a niekoniecznie wyidealizowanego poprzez jej fantazję.
Ostatnio zmieniony przez Ikan (16-01-2014 o 22h04)
#18 17-01-2014 o 19h37
No po pierwszym odcinku też postanowiłam jeszcze dać szanse (no dziwaczny opis może się zdarzyć każdemu i da się poprawić), ale po kolejnych, w których się okazuje, że wszyscy zakochują się w niej od pierwszego wejrzenia, podczas gdy lasia jest dosyć impertynencką chamką (no na litość... wyjeżdżać z tekstami do było-nie-było kolegi z nowej szkoły, że na pewno chce ją przelecieć w kiblu i strzelanie fochami i płaczem na lewo i prawo bez żadnego powodu) - to już podziękuję. Postacie typu self-insert w fanfickach trzeba naprawdę umieć pisać z wyczuciem i, niestety, rzadko komu się udaje to zrobić dobrze. Bo o ile postacie kanoniczne są niejako 'gotowe', to postać własną trzeba zrobić samemu, łącznie z charakterem i sensowną psychiką/psychologią - i tu się większość wykłada.
#19 17-01-2014 o 19h52
W jej zachowaniu upatruję się wydarzeń, które mogły być udziałem nietrzeźwego Kastiela, ale to oczywiście mogą być tylko moje domysły. Możliwe, że w trakcie postępów fabuły otrzymamy wyjaśnienie jej agresywnej postawy w stosunku do beztroskiego chłopaka. Z tego co widzę to na chwilę obecną strzała amora trafiła jedynie czerwonowłosego. Co się tyczy Lysia to zauroczyła go bardziej postawa dziewczyny jak cały jej ogół. To jest oczywiście moja opinia i punkt widzenia.
#20 17-01-2014 o 20h21
Wpadnę coś powiedzieć- panienka od pierwszego rozdziału tworzona była z dużo głębszym zamysłem niż wonder woman strzelająca spod pachy blaskiem i błyskiem. Jej zachowanie ma głębsze podłoże co z resztą jest wyraźnie zarysowane na końcu poprzedniego rozdziału. Jeśli ktoś doczeka rozwiązania zagadki, będzie mi bardzo miło, jeśli nie to też płakać nie będę. Nie do każdego muszę przecież trafiać.
Tak czy siak...
Rozdział 8
Lysander
Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w dziewczynę z szeroko otwartymi oczami. Nie potrafiłem przyjąć do wiadomości rzeczy, które przed chwilą od niej usłyszałem. Nie wiedziałem także, dlaczego właśnie mi to powiedziała.
- Miałam nadzieję, że ty zrozumiesz - wydusiła z siebie po chwili milczenia. A potem nie czekając na moją odpowiedź po prostu się do mnie przytuliła.
Działała jak małe dziecko. Instynktownie poszukujące akceptacji i zrozumienia, a przede wszystkim bliskości i ciepła, którego tak jej brakowało.
-Nie martw się, rozumiem - wyszeptałem cicho w jej włosy. Nic na to nie odpowiedziała tylko jeszcze mocniej wtuliła się w moją pierś. Długo siedzieliśmy tak w całkowitej ciszy. Gładziłem ją delikatnie po ramionach próbując ją uspokoić, ale niewiele to pomagało. Zalana falą wspomnień nie mogła się opanować. Chciałem coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Nie musisz - szepnęła nagle, jakby czytając w moich myślach. - Już i tak dużo zrobiłeś.
Odsunęła się ode mnie, a jej ogromne, fioletowe oczy błyszczały od łez.
- Chodź, odprowadzę cię do domu - zaproponowałem. - Robi się już ciemno, a i pogoda nie jest zbyt zachęcająca. Porozmawiamy jutro. Skinęła głową na znak zgody i wstała. Gdy teraz przyjrzałem się jej dokładniej zauważyłem, że była naprawdę ładna. Wcześniej nie zwracałem na to w ogóle uwagi. Jej historia kazała mi się chwilę zastanowić z kim właśnie rozmawiałem. Stała przede mną piękna, młoda kobieta o sercu i emocjach małego dziecka.
Droga minęła nam spokojnie. Po prostu rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Pod bramą jej domu wymieniliśmy zdawkowe pożegnania, jak gdyby ostatnia godzina w ogóle nie miała miejsca, jak gdyby w ogóle nie opowiedziała mi tego wszystkiego i jak gdyby w ogóle nigdy mnie nie przytuliła.
Obydwoje nawet tak drobne gesty braliśmy bardzo poważnie. Ani ja ani ona nie należeliśmy do ludzi pokroju Kastiela, dla którego bliskość była tylko zabawką. Nie wiem, co widzieliśmy w tym uścisku, ale oboje podświadomie stwierdziliśmy, że lepiej do tego nie wracać.
Jeszcze długo po tym jak zniknęła w drzwiach stałem pod jej bramą i wpatrywałem się w przestrzeń.
Odszedłem dopiero, gdy zaczęło robić mi się zimno, ale wcale nie chciałem wracać do domu. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że długo nie usiedzę zamknięty w czterech ścianach z tymi wszystkimi myślami. Nie miałem jednak pomysłu co ze sobą zrobić. Pandemonium nie było dla mnie. Wszechobecni ludzie, hałas i muzyka metalowa, a także przelewany litrami alkohol nie bawiły mnie. Chodziłem tam tylko ze względu na Kastiela i jego skłonność do zabaw.
Uświadomiłem sobie, że coraz częściej wracam myślami do starego przyjaciela, a co gorsza, wściekłość zastępowała paląca tęsknota.
Nawet nie wiem kiedy nogi same poniosły mnie nad rzekę, gdzie lubił przesiadywać. Tak jak się spodziewałem tym razem go tu nie było. Usiadłem nad brzegiem i wpatrzyłem się w nocne niebo odbijające się w wodzie. Z zamyślenia wyrwały mnie dopiero szmery i trzask gałązek za moimi plecami. Odwróciłem się szybko myśląc, że to Kastiel przyszedł posiedzieć trochę w samotności. Pomyliłem się. W moją stronę szło trzech wysokich i sądząc po sylwetce widocznej w świetle gwiazd i księżyca, bardzo umięśnionych mężczyzn. Byli dobre dwadzieścia metrów ode mnie, ale i tak czuć było alkohol.
"No to pięknie się wpakowałeś Lysandrze" pomyślałem, a serce załomotało mi w piersi jak szalone.
Ostatnio zmieniony przez Shillo (17-01-2014 o 20h23)
#21 17-01-2014 o 21h44
Problem polega na tym, że tylko *wydaje Ci się*, że jest w tym coś głębszego. Dla mnie - jako postronnego czytelnika - zachowanie panny to niczym nieuzasadnione fochy a po ostatnim wpisie - attentionwhoryzm jeszcze. Idę o zakład, że Wielkim Problemem okaże się chłopak, który ją kiedyś rzucił/zdradził/wykorzystał (do wyboru, skreślić niepotrzebne) a panienka robi z tego Dramę Życia i uważa, że upoważnia to ją do traktowania innych ludzi per noga (no bo ma przecież taaakiee traumatyczne doświadczenia, że ojej, klękajcie narody). Zajrzę pewnie tu jeszcze - dam Ci szansę, Autorko, a może jednak mnie zaskoczysz i uzasadnisz dziwaczne zachowanie swojej bohaterki w sposób logiczny i ciekawszy niż wyświechtany schemacik opkowy nr 125. Jakąś specjalną nagrodę chyba wymyślę, jeśli Twoja bohaterka ma faktycznie poważny i nie wydumany problem w wyżej wymienionym stylu.
#22 18-01-2014 o 12h46
Na litość boską... Leucyna- skoro ci się to nie podoba i twoje kolejne wejście tutaj ma się skończyć kolejną krytyką to nie wiem po co się produkujesz -.-
Rozdziały oczywiście super! Tylko trochę krótkiee
A gdy spyta cię ktoś skąd ten Krzyż na twej piersi,
Z dumą odpowiesz mu: "taki noszą najdzielniejsi!".
Bo choć mało mam lat, w mym harcerskim mundurze,
Bogu, ludziom i ojczyźnie na ich wieczną chwałę służę.
CZUWAJ!
#23 18-01-2014 o 14h31
Że tak się wtrącę, konkretna krytyka wnosi więcej, niż produkowanie się "ojej jakie super". Zresztą Shilo napisała, że "wszelkie uwagi mile widziane", więc nie wiem z czym masz problem, Sharon.
#24 18-01-2014 o 18h52
Leucyna - nie mogę się z Tobą zgodzić, ale o gustach się nie dyskutuje.
Wpadłam powiedzieć co sama o tym dziele myślę ; ).
A co myślę? Że Autorka została obdarzona "lekkim piórem", tekst przyjemnie się czyta. Nie jest nudno, coś się dzieje i powoduje to nagłe skoki adrenaliny ;P, co osobiście mi się podoba. Błędów nie wyłapałam, bo za bardzo mnie wciągnęło. No, cóż. Powodzenia, pisz dalej i wszystkiego najlepszego... < 3 :*
#25 19-01-2014 o 17h00
Rozdział 9
Kastiel
- Patrzcie jakie słodkie książątko - usłyszałem głośny, pijacki rechot dochodzący znad rzeki. Coś wywinęło mi salto w żołądku, ale nie miałem nawet czasu zastanawiać się co to było, gdy tylko zrozumiałem co się dzieje. Choć nie znajdowałem się daleko od miejsca, z którego dochodziły dźwięki, ruszyłem tam biegiem. Nie chciałem zmarnować ani sekundy. Nie chciałem się spóźnić.
Krew wrzała mi w żyłach, a adrenalina uderzała do głowy. Po kilkudziesięciu sekundach przedzierania się przez wysokie trawy i krzaki wypadłem na kawałek pustej przestrzeni. Tak jak się spodziewałem zobaczyłem leżącego na ziemi Lysandra. Nad nim stało trzech mężczyzn, wyższych ode mnie przynajmniej o głowę i dużo lepiej zbudowanych.
Zawahałem się. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeśli się w to wmieszam skończę raczej marnie.
"Nad czym ty myślisz?!" skarciłem się w myślach.
- Zostawcie go - warknąłem wychodząc z krzaków. Napastnicy natychmiast odwrócili się w moją stronę z dość tępymi wyrazami twarzy. Jak widać tak nagła zmiana wydarzeń poważnie ich zdezorientowała.
- Uciekaj - szeptałem do Lysandra, mając nadzieję, że uda mu się wyczytać to z ruchu moich warg pomimo wszechobecnych ciemności. Niestety mój przyjaciel dalej siedział na ziemi.
- Czego chcesz? - warknął jeden z mięśniaków i zmierzył mnie wzrokiem. Widocznie nie uznał mnie ze wielkie zagrożenie bo wyszczerzył się w idiotycznym uśmiechu. - Chłopaki, odwiedziła nas kolejna długowłosa księżniczka - zarechotał, a po chwili zawtórowali mu koledzy.
- Ta księżniczka powiedziała, żebyście go zostawili - próbowałem utrzymać hardy ton, ale głos drżał mi ze strachu. Doskonale wiedziałem, że jedyne co mogę teraz zrobić to oberwać od nich kilka razy po twarzy wraz z Lysandrem. Wątpię czy we dwóch dalibyśmy radę choć jednemu z nich. Ale przecież nie mogłem tak po prostu odejść kiedy mój najlepszy przyjaciel miał kłopoty!
Można by próbować ucieczki, gdyby nie fakt, że Lysander miał odciętą drogę do ścieżki. Rozejrzałem się wkoło i zobaczyłem, że Lysander delikatnie macha mi ręką jakby chciał, żebym podszedł do niego. Nie mogłem zrozumieć co ma na myśli, dopóki nie zobaczyłem, że drugą dłonią wskazuje na płynącą za jego plecami rzekę. Pomysł wydał się szalony, ale chyba tylko to mogło pozwolić nam uciec. Teraz tylko musiałem znaleźć się obok Lysa.
- No co? Boicie się uderzyć taką małą księżniczkę jak ja? - Próbowałem sprowokować przeciwników. Na efekty nie musiałem długo czekać. Już po chwili zobaczyłem lecącą w moją stronę pięść. Szybko zrobiłem unik i znalazłem się plecami do rzeki. Zadowolony udanym manewrem nie zauważyłem kolejnych ciosów. Jęknąłem głucho, gdy twarda pięść uderzyła w moją szczękę i upadłem na piach obok Lysandra.
- Och i obie panienki na ziemi. Może teraz klękniecie? - zażartował chyba najbardziej pijany z całej trójki.
- Nic ci nie jest? - Zapytał mnie wyraźnie zaniepokojony Lysander. Pokręciłem głową w geście zaprzeczenia. Podczas gdy mężczyźni przerzucali się coraz bardziej grubiańskimi żartami na nasz temat, my przesuwaliśmy się powoli do tyłu. Kiedy wreszcie poczuliśmy pod palcami mokrą, chłodną wodę obaj odetchnęliśmy z ulgą.
- To co? Na trzy? - Szepnął do mnie Lysander. Skinąłem głową i zaczął cicho odliczać. - Raz... Dwa... - I obaj runęliśmy szybko w zimny strumień rzeki.
Nurt był dość silny więc szybko oddaliliśmy się od niedoszłych oprawców. Mimo to słyszałem rzucane za nami wyzwiska i obelgi.
-Daj mi rękę- sapnąłem do Lysandra wypluwając z ust wodę. Nurt stawał się coraz silniejszy i oddalał nas od siebie. Chłopak wyciągnął ku mnie swoją bladą dłoń, którą z trudem schwyciłem. Rzeka rzucała nami to na prawo, to na lewo.
- Musimy się. Czegoś. Złapać. - wydusił z siebie w chwilach, gdy woda nie zalewała mu ust.
Zobaczyłem kilka metrów przed nami gałąź drzewa, zwieszającą się nad wodą. Desperacko wyciągnąłem rękę próbując ją schwycić. Moje palce musnęły gałązkę, ale nurt pociągnął nas dalej. Chciałem przekląć, ale w momencie gdy otworzyłem usta zalała mi je woda. Próbowałem kaszleć by pozbyć się jej z płuc, ale nie potrafiłem. Desperacko próbowałem nabrać powietrza, ale przed oczami ciemniało mi coraz bardziej.
Strony : 1 2