Felix Barclay
Podróż mijała całkiem przyjemnie, do przedziału weszło jeszcze kilku uczniów i w końcu zabrakło już wolnych miejsc. Siedziałem cicho, rozmyślając o tym, co czeka mnie po przyjeździe do szkoły. Mimowolnie uśmiechnąłem się sam do siebie, wpatrując się we wzorzystą tapetę.
Po jakimś czasie wyjrzałem przez okno, za którym niebo zaczęło powoli przybierać pomarańczowo - czerwoną barwę. Faktycznie, już czas się przebrać w szkolne szaty. Uśmiechnięty wstałem z miejsca i wyciągnąłem ręce do góry, by otworzyć swój kufer, lecz w przedziale było tak dużo osób, że niechcący strąciłem całą zawartość walizki na dół. Słój ze sproszkowaną żabią skórą rozbił się i w powietrzu zaczął unosić się szkarłatny pyłek.
- Przepraszam! - powiedziałem i z rumieńcem na twarzy rzuciłem się natychmiast na porozrzucane wszędzie książki, ubrania i zwoje pergaminu. Rety, co oni sobie teraz o mnie pomyślą? Po chwili, unikając spojrzenia współpasażerów, wrzuciłem wszystko bezładnie z powrotem do kufra, pozostawiając jedynie czarną szatę do przebrania.
Już chciałem wychodzić, by zmienić ubranie, kiedy zauważyłem, że twarz siedzącej nieopodal mnie blondynki pokryły czerwone krostki, a ona sama zaczęła jakoś dziwnie kasłać.
- O matko, nic ci nie jest? - zapytałem z paniką w głosie. - Jesteś uczulona na żaby? O rany, przepraszam! To moja wina, moja, moja moja. Przepraszam, nie chciałem. Ale jestem głupi! Idiota! Masz jakieś antidotum? O Boże, tylko nie puchnij! Nazywasz się Rosalie? Dobrze się czujesz? Może pójdziemy do prefektów? Rany, głupek ze mnie, naprawdę przepraszam, nie wiedziałem, że to się tak skończy!
Ostatnio zmieniony przez Felice (11-07-2013 o 16h07)