*Post edytowany za zgodą założycielki konkursu w celu dodania drugiej stylizacji*
No cóż, to ja przyjdę ze swoją stylizacją, którą zrobiłam kiedyś jako przykład stylizacji na mój własny konkurs, więc jest właściwie nieużywana, a ma związek z mitologią kraju, który uwielbiam.
Oto selkie, jedna z ludzi-fok ze szkockich i irlandzkich legend. W wodzie selkie mają postać fok, ale po wyjściu na ląd i zrzuceniu skóry stają się pięknymi kobietami bądź mężczyznami. Według podań, jeśli jakiś mężczyzna znajdzie taką skórę i ją zabierze, zyskuje władzę nad selkie i może uczynić ją swoją żoną. Kobiety-foki zwykle są bardzo dobrymi żonami i matkami, ale nieustannie tęsknią za morzem, dlatego często można je ujrzeć, gdy podczas wykonywania domowych obowiązków stoją zamyślone, zapatrzone w dal, gdzieś w horyzont, na linię, gdzie niebo styka się z morzem. Gdy tylko uda im się odzyskać skórę, chwytają ją i pędzą na plażę, porzucając męża i dzieci.
Dlatego moja miss ma śliczną, niewinną twarzyczkę, ale też nieco smutną. Na lądzie niebieskimi jak głębia morza oczyma wpatywała się w tęsknotą w fale, ale jednocześnie wbrew wszystkiemu odczuwa ogromny żal i smutek, gdy powoli odpływa w dal, a na brzegu stoją zapłakane dzieci...
bonusik
Jakiś czas temu powstała bardzo ładna bajka o selkie, "Song of the Sea" (naprawdę polecam obejrzeć w oryginale, w dubbingu traci całą swoją irlandzkość) z prześliczną ścieżką dźwiękową, na której znajduje się króciutki utwór zatytułowany "Sadness":
["Sadness" trwa od 29:41 do 30:47]
Ten fragmencik zaczynający się od 30:21 zawsze kojarzył mi się właśnie z taką niezmierzoną, ściskającą serce, powstałą z niewytłumaczalnej i bezgranicznej miłości tęsknotą, jaką musiały odczuwać pozbawione foczej skóry selkie patrząc na morze.
₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪ ₪
Druga stylizacja będzie ciut nieoryginalna, ale nie mogłam oprzeć się pokusie wykorzystania tej fryzury. Zainspirowałam się troszkę bajką Disneya o Atlantydzie oraz pewnym celtyckim mitem i stworzyłam takie coś:
Oto morska czarownica. Niewielu (a właściwie chyba już nikt) jeszcze pamięta, że kiedyś, dawno, dawno temu miała na imię Morynn i była najsłynniejszą czarodziejką w Lyonesse, zatopionej krainie, z której wywodził się jeden z rycerzy króla Artura, Tristan. Kiedy ląd pochłonęły fale, ludzie uznali, że mieszkańcy utonęli, a miasto popadło w ruinę, powoli obrastając glonami. Tak się jednak nie stało. W ostatniej chwili Morynn użyła swej mocy, by otoczyć Lyonesse barierą ochronną, tak więc kraina pozostała nietknięta - nie może zaszkodzić jej ani woda, ani, jak się okazało, czas, który stanął w miejscu, obdarzając mieszkańców życiem wiecznym. Aby zaklęcie nie osłabło, Morynn musi odnawiać je co jakiś czas, a jako że magia nigdy nie jest za darmo, za każdym razem oddaje w zamian część siebie. Jej suknia już dawno przybrała kolor morza w pogodny dzień i obrosła falującymi ciemnoróżowymi ukwiałami. Włosy już dawno przybrały niepokojącą barwę morskiej głębi. Legenda głosi, że z dniem, w którym jej skóra także stanie się błękitna, Lyonesse naprawdę ulegnie zagładzie.
Ostatnio zmieniony przez Saeniver (10-08-2016 o 21h17)