Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Profesor ~ Mineo
Student ~ Ojsa
Link do zewnętrznego obrazka
Obie znamy, nie widzę powodów do przytaczania. Wątpliwości rozwiewamy tam gdzie zwykle.
Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!
Strony : 1
#1 18-06-2015 o 21h14
#2 18-06-2015 o 23h21
Imię / / Horacy
Nazwisko / / Bielefeld
Wiek / / 33 lata
Kolor oczu / / Czekoladowy brąz
Wzrost / / 178 cm
Niewysoki lecz i nie niski mężczyzna, o skórze koloru brzoskwini. Na nosie ma zawsze okrągłe okulary. Jego spojrzenie jest mgliste, beż życia, do czasu gdy czymś się nie zainteresuje. Włosy są koloru czarnego, zawsze składają się z miliona loków. Trudno powiedzieć czy je czesze. Jego sylwetka nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie jest chudy, można go nazwać lekko okrągłym, ale nie jest on gruby. Ubiera się zazwyczaj w płaszcze i kurtki, a w laboratorium nosi stare, poplamione i wypalone przez Bóg wie jakie chemikalia kitle. W jego chodzie jest coś niepokojącego, zdaje się, że lekko utyka.
Horacy jest w świecie naukowym uważany za wariata. Dobrze o tym wie, ale nie robi sobie z tego problemów. Jego życiowym celem jest stworzenie chimery, która wywołałaby przełom na tle światowym.
-
Zna się na ludziach i nie ma o nich pochlebnego zdania. Jako profesor na starym uniwersytecie nie ma szans rozwijać swoich pasji. Jest nerwowy i podejrzliwy. Czasem wybucha gniewem, często wdaje się w polemiki z uczniami.
-
Często nazywają go genialnym naukowcem - szaleńcem, bo w swoim życiu wynalazł już kilka przydatnych dla świata przedmiotów.
-
Ma kota bez imienia. Przybłędę. Bardzo go sobie ceni, ponieważ on jako jedyny mu towarzyszy we wszystkim co robi i przerywa jego samotność. Ma nawyk mówienia do niego.
-
Wszystkie swoje pieniądze przeznacza na swoje eksperymenty. Niestety ich źródło mu się kończy. Wyśmiewany przez opinię publiczną nie ma środków na swoje inwestycje. Rozpaczliwie szuka wyjścia ze swojego problemu. Całe życie poświęca badaniom nad zwierzętami.
-
Cały swój czas spędza w laboratorium.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (19-06-2015 o 08h31)
We are in noir
#3 21-06-2015 o 21h29
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Imię | Romuald
Nazwisko | Roddley
Wiek | 24
Kolor Oczu | Czarne
Wzrost | 189 cm
Link do zewnętrznego obrazka
Dosyć wysoki posiadacz nienaturalnie bladej cery i raczej kościstej budowy ciała. Czarne włosy farbuje w nieco nietypowy sposób na czerwień. Z jego czarnych jak noc oczu daje się czytać jak z książki, a ponadto, gdy mowa o nauce - którą ten oto osobnik darzy szczególną miłością i zaangażowaniem, pojawia się w nich pewien szczególny blask. Jeśli chodzi o sposób ubierania się, jest raczej przeciętny i niezbyt wyróżniający się. W jego szafie dominuje czarna, kontrastująca z odcieniem jego skóry barwa, z elementami czerwieni.
Link do zewnętrznego obrazka
~ "Kiedy był człowiek głupi i młody" zafundował sobie tatuaż na twarzy. Śmieje się z niego, ale nie ma zamiaru go usuwać. Stał się jego pewnego rodzaju "znakiem firmowym" i "wyrazem jego indywidualności i odmienności" ~
~ Pochodzi z małej rodziny (2+1), która żyje głównie ze spadku po bogatym pradziadzie. ~
~ Od dawna planował całkowicie podporządkować swoje życie nauce. Przez to, pomimo swojego atrakcyjnego wyglądu, a także dobrej pozycji społecznej zawsze był singlem. ~
~ Wielki fan literatury romantycznej, a także twórców dekadenckich, jednak gdy zaczyna mu doskwierać samotność zamyka się w swojej "jaskini" i czyta tylko i wyłącznie rozprawy naukowe. ~
~ Jest wielkim fanem prof. Horacego - szczególnie przez jego szaleństwo. Widzi w nim naukową przyszłość tego świata ~
#4 21-06-2015 o 22h41
Działa się rzecz niepokojąca. Przed chwilą jeszcze byłem w drodze na zajęcia, a teraz znalazłem się znowu w swoim laboratorium. Nie pasowało mi jednak coś w obrazie przed moimi oczami. Było za czysto.
Porozrzucane po podłodze książki, na które nie wystarczało mi już miejsca zniknęły, jakby nigdy ich tu nie było. Grube warstwy niesprzątanego przez nikogo nigdy kurzu wyparowały sprawiając, że wszystkie stare rzeczy, których od dawna nie używałem wyglądały jak nowe. Pliki wypisanych arkuszy, które zawsze znajdowały swoje miejsce praktycznie w całym pomieszczeniu stały teraz równo ułożone na biurku tuż obok pustych probówek.
- Sprzątaczka? Przecież ja nie... - podrapałem się po głowie patrząc na laboratorium podejrzliwie. - Nie stać mnie na to!
Zdenerwowałem się i zrobiłem krok do przodu irytując się tym, że nie wiem, co jest grane.
Wtem uderzyłem w czyjś tors i wylądowałem boleśnie na plecach. Spojrzałem wściekły przed siebie, ale zobaczyłem tylko wysoką sylwetkę mężczyzny oddalającą się w głąb pomieszczenia. Facet śmiał się pod nosem.
Uznałem, że chce wykraść moje wyniki badań. Szybko pozbierałem moje kości z ziemi. Jedyne o czym myślałem to dorwać się do tego nicponia, który chciał obrabować dzieło mojego życia. Niestety, tak szybko jak wstałem napotkałem przeszkodę.
Stanęła przede mną najpiękniejsza istota na ziemi. Wielka paszcza lwa ryknęła mi tuż przed nosem. Z zaskoczenia zrobiłem kilka kroków do tyłu. Spojrzałem na sylwetkę zwierzęcia. Miało ono ciało kozła, a zamiast ogona zobaczyłem wijącego się węża. W oczach pojawiły się mi łzy wzruszenia. Dziecko Tyfona i Echidny właśnie stało przed moim obliczem, dumne i budzące zgrozę. Pragnąłem je dotknąć.
Zbliżyłem się do stwora nie zważając na żadne z ludzkich zahamowań, które mogłyby mnie powstrzymać i ostrzec przed niebezpieczeństwem. Chimera rzuciła się na mnie z rykiem. Przynajmniej życie stracę będąc spełniony, pomyślałem.
Mimo wszystko śmierć nie nadchodziła, ale czułem, że ktoś szturcha moimi ramionami. Chrzęsnąłem głośno zagrodą nosową, bo pewnie chrapałem. W mgnieniu oka wybudziłem się ze swojego niedorzecznego snu, który prawdę mówiąc był dla mnie znakiem, że wkrótce stanie się coś przełomowego w moim życiu.
Odskakując spojrzałem przed siebie. Obudził mnie jakiś dziwnie ubrany student z bardzo przyjemnym głosem. Rozejrzałem się dookoła i dotarło do mnie, że jestem już na sali, gdzie powinienem prowadzić wykład. Na twarzy odkryłem coś mokrego. Cholera, śliniłem się przez sen. Kilka studentek zaśmiało się głośno nie szczędząc uwag takich jak ''dziwak''.
Chrząknąłem, poprawiając głos zupełnie udając, że to, co przed chwilą miało miejsce nigdy się nie zdarzyło. Zrobiłem poważną minę. Powinienem pić więcej kawy, przyszło mi do głowy.
Poczekałem jeszcze chwilę na spóźnialskich uczniów i zacząłem przeprowadzać lekcje.
Ludzie nie brali mnie na poważnie. Już po chwili po pomieszczeniu krążyły szmery rozmów, ale nie leżało to w moim interesie. Zobaczymy jak tym nieukom pójdzie na sesjach. Mimo wszystko byli też i tacy uczniowie, który z chęcią mnie słuchali.
- Chimerami mogą być bakterie, rośliny i zwierzęta, wśród nich także i ludzie. Dość oczywiste jest, że chimerą jest człowiek, który przeszedł przeszczep organu, np. nerki lub szpiku kostnego. W jego organizmie znajduje się bowiem populacja komórek z odmiennym DNA – DNA dawcy. Taki przypadek to sztuczna chimera. - mówiłem nie przerwanie gdy zauważyłem, że kończy się czas zajęć. - Na dzisiaj to będzie tyle. Jakieś pytania?
Rozejrzałem się po grupie, pragnąc jak najszybciej wrócić do laboratorium. Czułem się natchniony do kolejnych badań.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (22-06-2015 o 16h42)
We are in noir
#5 22-06-2015 o 20h55
Link do zewnętrznego obrazka
Dzień jak co dzień, ale nie zwykły "codzień". Bo dziś był wykład profesora Horacego. A każdy jego wykład był wyjątkowy. Jak to oczywiście na wyjątkowego człowieka przystało. Tylko....
Gdy wszedłem do sali, większość już była na swoich miejscach, za to profesor... ślinił się do swojego snu. Niektórzy się z niego podśmiewali - jak na studentów przystało oczywiście. Zupełnie ich ignorując podszedłem do profesora i delikatnie potrząsając go za ramię - obudziłem. Następnie zasiadłem na swoim miejscu w audytorium.
Wykład był bardzo ciekawy, a prof. Bielefeld wyglądał na jeszcze bardziej pochłoniętego i zaangażowanego niż zwykle - nic dziwnego, w końcu krążyły plotki, że sam próbuje stworzyć własną "chimerę". Mówił z taką ilością uczucia i tak bardzo mnie zaabsorbował, że nawet nie zauważyłem, kiedy wykład się skończył i profesor spytał czy nikt nie ma pytań. Oczywiście nikt żadnego nie zadał. Ja również się nie odważyłem, chociaż w głowie zawsze siedziały mi miliony. Może jednak powinienem?
Zastanawiając się, czy spytać czy nie spędziłem na krześle kolejnych kilka minut, nie zważając na to, że większość już w zasadzie wyszła. A właściwie to wszyscy...
#6 22-06-2015 o 23h38
Czekałem aż wszyscy wyjdą. Spojrzałem na zegar z roztargnieniem uznając, że zostało mi jeszcze sporo dnia na moje eksperymenty. W środku nadal przeżywałem niedawne senne doświadczenia. To nie tak, że zdarzyło się to pierwszy raz. Wcześniej też śniłem o zwierzętach. Jednakże w żadnym jeszcze nie spotkałem innego człowieka.
Zaintrygowałem się i przestudiowałem sen po kolei, ale z rozmyślań wyrwał mnie ruch wśród ławek. W sali najwyraźniej został jeszcze jeden uczeń. Przyjrzałem mu się podejrzliwie. Fryzurę miał dość dziwaczną i wymodelowaną, czerwoną jak krew. Jego wygląd sygnalizował o tym, że jest tu bardziej dla zabawy niż dla nauki. To pewnie kretyn, który zasnął na mojej lekcji i nikt mu nie powedział o tym, że zajęcia dawno się skończyły.
- Jeszcze nie wyszedłeś? - zapytałem automatycznie sam chwytając za moją torbę.
Otrzymałem odpowiedź i skinąłem głową. Miałem do zabrania ze sobą kilkadziesiąt esejów do sprawdzenia. Nie uśmiechała mi się ta myśl, ale wiedziałem, że dziekan będzie na mnie naciskał, gdy nie przyłoże się do swojej pracy bardziej.
Używając swych sił w rękach chwyciłem za pliki papierów i ruszyłem do wyjścia. Chyba to nie był mój dzień. Ugieły się pode mną kolana. Zabrakło mi siły na podźwignięcie wszystkich kartek, bo kilka z nich po kilku moich krokach, runęły z szelestem na ziemię. Przeklinałem głośno swoją niezdarność.
Gdy skończyłem już przeklinać posiesznie zaczęłem zbierać arkusze. W pewnym momencie, gdy sięgnąłem, po któreś z wypracowań zwinęła je czyjaś ręka. Natychmiast podniosłem głowę.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (23-06-2015 o 08h54)
We are in noir
#7 23-06-2015 o 20h13
Link do zewnętrznego obrazka
Gdy się zorientowałem, że tak na prawdę siedzę w sali sam na sam z profesorem. Ba. Wpatrywał się on we mnie badawczym i niepokojącym wzrokiem. Może nawet nieco karcącym. Słysząc jego pytanie szybko zebrałem swoje rzeczy i już miałem opuścić audytorium, gdy z dłoni profesora posypały się kartki. Natychmiast pobiegłem mu pomóc. Może to właśnie była moja szansa by go poznać? By zadać chociaż jedno pytanie? Zacząłem zbierać z podłogi to co wysypało się belfrowi, gdy nagle ten podniósł gwałtownie głowę, a ja z wrażenia wypuściłem z rąk wszystko co udało mi się zebrać. Tak blisko do mojego największego życiowego autorytetu... - Przepraszam najmocniej - powiedziałem speszony, czując że lekko czerwienię się na twarzy. Pochyliłem ją by to ukryć, chociaż pewnie niezbyt wiele to dało i wróciłem do zbierania papierów - chciałem tylko panu pomóc...
#8 23-06-2015 o 22h05
Najwyraźniej chłopak, który miał wyjść jeszcze nie opuścił sali. W momencie, w którym na niego spojrzałem wypadły mu kartki które pozbierał. Był chyba równie niezdarny, co ja. Nie patrzył na mnie. Przeprosił grzecznie za swoje zachowanie. Moje pierwsze wrażenie zaczęło się zmieniać. Wydawał się być ułożonym dzieciakiem.
Wzruszyłem ramionami i zacząłem ponownie zbierać papier, a po chwili chłopak dołączył do mnie. Robiliśmy to w ciszy. W pewnym momencie znów przyjrzałem się chłopakowi. Miał bardzo ładne duże, czarne oczy. Policzki mu się rumieniły. Może z gorąca?
Zacząłem się podnosić i korzystając z tego, że mam lodowate dłonie przyłożyłem mu jedną do policzka szczerząc się nieco.
- Wyglądasz jakbyś miał gorączkę. - poklepałem go ze śmiechem lekko po twarzy. - Pomożesz mi z tym? Muszę zanieść to do samochodu
Skierowałem pytający wzrok na arkusze, które trzymał w swych dłoniach. Nie chciałem pomocy, ale sam nie dałbym rady.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (23-06-2015 o 22h51)
We are in noir
#9 23-06-2015 o 23h30
Link do zewnętrznego obrazka
Belfer nie skomentował, a zaczął ponowne zbieranie kartek. Zbieraliśmy w milczeniu i po chwili profesor dotknął mojej twarzy lodowatą dłonią, a ja zaczerwieniłem się jeszcze bardziej. Co to właściwie miało być? Poklepał mnie śmiejąc się po twarzy, twierdząc, że muszę mieć gorączkę. I był jakby milszy niż chwilę wcześniej. Sugestywnie rzucając okradkowe spojrzenie na arkusze tkwiące w moich dłoniach spytał czy nie zechciałbym mu pomóc, a ja poczułem jakby spłynął na mnie wielki zaszczyt. Oto właśnie profesor Bielefeld - mój największy naukowy autorytet - pytał mnie, czy nie mam ochoty mu pomóc. Nie ważne, że chodziło wyłącznie o zaniesienie papierów do auta. To był mój szczęśliwy dzień. Tylko niestety zamiast powiedzieć "Oczywiście panie profesorze" byłem w stanie jedynie skinąć głową. Czy to możliwe, żeby ten człowiek tak bardzo mnie onieśmielił?
#10 24-06-2015 o 10h45
Zmarszczyłem czoło. Czy ten dzieciak to jakiś anemik? Ruszyłem przodem i upewniłem się, że chłopak za mną podąża. Idąc przyglądałem się pogodzie za oknami. Poprawiłem ułożenie okularów i spostrzegłem nadciągające chmury, które zapowiadać mogły tylko deszcz.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz skierowałem nas w stronę płatnego parkingu. Zapomniałem gdzie zaparkowałem, ale nie trudno było znaleźć mój samochód. Zdecydowanie odstawał od reszty aut, nie wiele osób było na niego stać.
- Poczekaj chwilę młody. - rzuciłem w stronę chłopaka.
Poszperałem w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy. Zajęło mi to chwilę, aż wygrzebałem brelok i nacisnąłem przycisk do otwierania garażu.
Wtem stało się coś niespodziewanego. Z samochodu wyskoczył mój kot, wyraźnie zdenerwowany na to, że zostawiłem go samego na tyle czasu w zamkniętym pomieszczeniu.
- Kocie, jak ty tu wlazłeś?! - nie kryłem zaskoczenia. Naprawdę nie miałam pojęcia, w którym momencie wpakował się ze mną do pojazdu. - Tyle razy Ci mówiłem, że masz zostawać sam i na mnie czekać!
Kot jak zwykle nie robił sobie nic z moich wykładów. Spojrzał tylko na mnie przelotnie bardziej zainteresowany nowym otoczeniem przed sobą. W pewnym momencie zauważył chłopaka, z którym tu przyszedłem. Kocur zasyczał głośno i zjeżył sierść na jego widok. Przestraszony zwiał w stronę akademika.
Moje serce przeżyło szok. Dlaczego to zwierze jest takie problematyczne? - zapytałem siebie. Rzuciłem wkurzone spojrzenie na czerwonowłosego. Musiałem aż podnieść głowę, był wysoki.
- Jak masz na imię? - zmieniłem ton głosu na twardszy. - To twoja wina, więc pomożesz mi go znaleźć!
Nie czekałem na reakcje, bo już biegłem za nieposłusznym kotem.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (24-06-2015 o 13h30)
We are in noir
#11 25-06-2015 o 14h56
Link do zewnętrznego obrazka
Profesor zmarszczył brwi, tak jakby się nad czymś poważnie zastanawiał i skierował się ku wyjściu. Szedłem tuż za nim, wciąż zastanawiając się, jak rozpocząć rozmowę. O chimerach najlepiej. Ale to wydawało się chyba jednak ponad moje siły. Wyszliśmy na parking. Stało tam wiele samochodów. W tym jeden dosyć specyficzny. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc, że belfer kieruje się do właśnie tego auta. - Równie wyjątkowe co właściciel. - pomyślałem, uśmiechając się pod nosem.
Po otwarciu drzwi, ze środka wyskoczył kot. Ku mojemu zdziwieniu, profesor krzyczał na zwierzę tak, jakby było człowiekiem. Czworonożne stworzenie jednak zdawało się w ogóle go nie słuchać, za to na mój widok zjeżyło się, wydało dziwny odgłos i zaczęło uciekać w stronę budynku z którego dopiero co wyszliśmy. Cała sytuacja widocznie zdenerwowała profesora, który spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem i wczesniej każąc mi złapać stworzenie, sam za nim pognał. Odłożyłem kartki do wnętrza auta, zamknąłem drzwi I zrobiłem to samo. W końcu co innego mi pozostało?
Wparowałem zaraz za spanikowanym belfrem do akademika i pobiegłem w przeciwnym kierunku. Rozdzielając się, mieliśmy większe szanse na znalezienie kota. Krzyki studentek naprowadziły mnie na odpowiedni trop - Pewnie kogoś wystraszył. W końcu kto by się spodziewał kota w samym środku akademika? Pognałem w tamtym kierunku i dosyć szybko natknąłem się na kota, który akurat cieszył się w tym momencie sporym zainteresowaniem. Prężył się i spacerował otoczony sporą grupą uczniów podśmiewających się i wskazujących go palcami. - Zupełnie jakby nigdy nie widzieli kota. Żenujące - Jednak gdy zwierzak mnie zobaczył, puścił się pędem - a ja tuż za nim. - Ciekawe co go we mnie tak drażni. Może czerwone włosy?
- Ha! Mam cię! – wykrzyknąłem radośnie, widząc, że kot wylądował na końcu korytarza – w ślepej uliczce. Trwał w napiętej pozie – gotował się do skoku. Zrobiłem to samo i przez chwilę się nie poruszaliśmy. A potem nie wytrzymałem i rzuciłem się na podłogę.
Tego co działo się chwilę później nie do końca pamiętam. Ale w efekcie kota udało mi się złapać. Tylko niestety nie udało się uniknąć kilku zadrapań. Tak. Na twarzy również. No i oczywiście zapewniłem trochę rozrywki kolegom z roku, którzy jak się okazało radośnie się przyglądali całemu zdarzeniu. Oczywiście żaden nawet nie pomyślał o tym, że można by mi pomóc.
Objąłem niesfornego kota i trzymałem go w pewnej odległości od siebie. - No... i co ja teraz z tobą zrobię? - spytałem patrząc prosto w oczy zwierzęcia. Wyglądały tak jakby dobrze rozumiał co do niego mówię, jednak nie było w nich cienia strachu. W sumie, kto bałby się takiego chuchra jak ja?
#12 25-06-2015 o 16h44
Wydawało mi się, że kot pobiegł w stronę auli, więc tam się skierowałem. Chłopak, z którym miałem do czynienia wybrał chyba inny kierunek. Wzruszyłem ramionami i zacząłem przeszukiwać wielką sale.
Szukałem pod siedzeniami, za kolumnami, a nawet na scenie, ale nigdzie nie udało mi się zauważyć puchatego chuchra, więc wyszedłem z auli i zacząłem po kolei przeszukiwać sale. Nic.
W pewnym momencie usłyszałem zamieszanie na korytarzu, więc podążyłem za tłumem.
- Ha! Mam cię! - pierwszy raz chyba słyszałem wyraźnie głos chłopaka.
Przepchnąłem się przez grupę studentek i kilku chłopaków, którzy przyglądali się scenie przed sobą. Na początku nie rozumiałem z czego się śmieją, ale zwróciłem uwagę na leżącego chłopaka na podłodze z uniesionym nad głowę kotem. Mierzyli się w spokoju spojrzeniami. Złapałem się za głowę i wydałem z siebie głośne westchnięcie ulgi.
Podszedłem do obojga a zbiorowisku kazałem się rozejść. Niepotrzebnie zaczęli się nabijać. Wziąłem kota z rąk chłopaka.
- Dobrze się spisałeś. - mruknąłem. - A z ciebie kocie zrobię mój następny eksperyment - zwróciłem się do kota myśląc o tym prawie na poważnie.
Jeszcze raz spojrzałem na chłopaka i zauważyłem rany na jego twarzy. Ta dwójka musiała ze sobą zacięcie walczyć. Trzymając mocno zwierzaka w lewej ręce chwyciłem chłopaka lekko za podbródek wolną dłonią i zlustrowałem jego rany.
- Aj, nie za dobrze to wygląda na takiej ładnej buzi. - skomentowałem. - Powinienem był Ci nie kazać gonić tego głupka.
Kot zamiauczał jakby obrażony. Potrząsnąłem zmartwiony głową.
- Chodź ze mną i opowiedz mi o sobie. Jaki jest Twój kierunek?
Złapałem chłopaka za rękę i poprowadziłem do pomieszczenia higienistki, które okazało się puste.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (27-06-2015 o 09h36)
We are in noir
#13 26-06-2015 o 20h32
Link do zewnętrznego obrazka
Po chwili pojawił się właściciel kota i mruknął do mnie pochwałę odbierając mi swojego pupila. Zajął się nim, nawet mu grożąc, a ja w tym czasie podniosłem się z podłogi. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić czy powiedzieć, mój odwieczny autorytet trzymał mnie za podbródek i oglądał moje obrażenia.
- Aj, nie za dobrze to wygląda na takiej ładnej buzi. - skomentował, a ja nie byłem do końca pewien, czy rana jest tak bardzo poważna, czy to był po prostu komplement dotyczący mojej twarzy. Znów się zaczerwieniłem, a potem jeszcze bardziej, gdy belfer chwycił moją dłoń i jak małe dziecko prowadził do gabinetu higienistki. - Um... studiuję genetykę... - powiedziałem dosyć nieśmiało - A i pan profesor pytał jak się nazywam. Romuald. - nagle mi się przypomniało.
Rumieniec nadal nie schodził z mojej twarzy. Może i Horacy Bielefeld był ode mnie starszy, był moim ulubionym profesorem i autorytetem, ale to że ciągnął mnie do higienistki za rękę jak przedszkolaka wydawało mi się odrobinkę dziwne. Ale Bielefeld sam w sobie był specyficzny więc można mu to wybaczyć, prawda?
#14 27-06-2015 o 10h00
Znalazłem dla kota miejsce, z którego nie ucieknie. Otrzepałem swoje ubranie z futra i zacząłem szukać czegoś do odkażenia ranek.
- A więc mówisz, że studiujesz genetykę? - zrobiłem długą przerwę na zastanowienie się nad czymś. - Zaintrygowałeś mnie. Nie wyglądasz na kogoś kto ciekawi się takimi sprawami.
Wydałem z siebie dźwięk zdziwienia gdy mój wzrok przesunął się po wodzie utlenionej, którą prawie że przeoczyłem. Wygrzebałem ją spośród innych środków i leków nie dbając o to, że niektóre się przewróciły i potoczyły w jakimś kierunku. Znalazłem jeszcze watę i małe plastry sądząc, że się przydadzą.
Podszedłem do chłopaka, który zdążył już usiąść i do tej pory mnie obserwował. Nasączyłem już miękki materiał nadtlenkiem wodoru, ale nie przyłożyłem go jeszcze do jego twarzy.
- Romuald - wypowiedziałem jego imię patrząc mu wprost w oczy. - Teraz trochę zapiecze.
Zanim się spostrzegł otarłem zranioną skórę mokrą watą. Jestem niepoprawnym sadystą.
- Co zainteresowało Cię najbardziej w moich zajęciach? - zapytałem od niechcenia.
Męczyło mnie to, że chłopak nie odzywał się za wiele.
We are in noir
#15 05-07-2015 o 20h01
Link do zewnętrznego obrazka
Usiadłem na krześle przeznaczonym dla "pacjentów" - których jak wiadomo na studiach zbyt wielu nie bywało (na co w sumie wskazywała tak przy okazji nieobecność higienistki - w końcu gdyby czuła się potrzebna pewnie nie opuszczałaby miejsca pracy) - i przyglądałem się uważnie profesorowi, który aktualnie niezbyt przejmując się porządkiem w szafce poszukiwał dla mnie opatrunku. Gdy powiedział, że nie wyglądam jak osoba studiująca genetykę poczułem się lekko urażony. Nie sądziłem, że mój autorytet może oceniać ludzi po wyglądzie. Podszedł do mnie i z połowicznym uśmieszkiem na ustach poinformował mnie, że zapiecze i zanim zdążyłem zareagować już miałem wacik przy ranie. Skrzywiłem się lekko - faktycznie szczypało.
I w tym momencie spytał co mnie najbardziej interesowało w jego wykładach, a w mojej głowie zapaliło się w tym momencie światełko - mam właśnie okazję porozmawiać z profesorem Horacym Bielefeldem o chimerach! I do tego sam wyszedł z pytaniem! - Wszystkie pana wykłady są interesujące - powiedziałem z tym charakterystycznym błyskiem w oku - Ale najbardziej lubię słuchać gdy mówi pan o chimerach. Chciałbym kiedyś jakąś zobaczyć. A najchętniej samemu stworzyć - powiedziałem z rozmarzonym wyrazem twarzy, po czym sam się przekląłem w głowie za swój niewyparzony jęzor.
Ostatnio zmieniony przez Ojsa (05-07-2015 o 20h01)
#16 06-07-2015 o 10h00
Zamrugałem kilka razy widocznie zdziwiony. Zaraz po tym ukryłem to śmiechem.
- Naprawdę aż tak interesują Cię chimery? Całe życie nad nimi pracuję.
Wydałem z siebie głośne westchnięcie i spojrzałem nerwowo w bok. Jeśli chłopak jest dobry mógłbym mieć jakiegoś asystenta. Znowu przeniosłem wzrok na niego i zacząłem uporczywie się mu przyglądać. W sumie wyglądał niewinnie, jak ktoś, kogo można łatwo wykorzystać. Wiedziałem, że nie powinienem mu tak po prostu od razu zaufać, ale odruchowo zapytałem:
- Chcesz zobaczyć wyniki moich badań?
Chłopakowi zaświeciły się oczy. Nie było dla mnie odwrotu.
We are in noir
#17 06-07-2015 o 13h48
Link do zewnętrznego obrazka
Profesor wydał się lekko zmieszany. Najpierw dał mi do zrozumienia, że całe życie pracuje nad chimerami - o czym oczywiście jako jego (nazwijmy to łagodnie) "naśladowca" doskonale wiedziałem - w końcu zanim jeszcze poszedłem na studia wysłuchiwałem wykładów najmłodszego wybitnego profesora w dziedzinie genetyki - a następnie, spytał mnie czy nie chciałbym zobaczyć wyników jego badań. Marzyłem o rozmowie z nim o chimerach, ale nawet nie śmiałem pomyśleć, że kiedykolwiek wprowadzi mnie w to na prawdę! W tym momencie czułem się, jakby to był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Szybko pokiwałem głową i informując przy okazji belfra, że to moje największe marzenie - po czym znów się przekląłem w myślach.
#18 17-07-2015 o 16h30
- W takim razie jedźmy do mojego laboratorium. - powiedziałem.
Byłem zadowolony, że jest jeszcze ktoś, kogo ciekawią moje badania. Patrząc w oczy chłopaka czułem, że mówi szczerze. Powinienem szanować takich ludzi.
Zabrałem go więc do swojego auta (nie zapomniawszy o kocie) i pojechaliśmy razem wprost do mojego laboratorium. Podczas jazdy zachowaliśmy ciszę, ale nie czułem jakby była krępująca.
Gdy w końcu dotarliśmy do wynajmowanej przeze mnie lokalizacji przez chwilę myślałem o dzisiejszym dniu, ale po chwili znowu wstrząsałem głową wypędzając od siebie złe myśli.
Przed tym jak wpuściłem Ramualda do środka (przy okazji to głupie zwierze też) ostrzegłem go by nic nie dotykał i uważał na to, po czym chodzi. Szczerze mówiąc to wielkie lokum nie należało do najschludniejszych.
- Co sądzisz o tym miejscu? - po prostu spytałem .
Ostatnio zmieniony przez Mineo (17-07-2015 o 19h10)
We are in noir
#19 21-07-2015 o 14h19
Link do zewnętrznego obrazka
Profesor powiedział, że w takim razie zabierze mnie do laboratorium, a ja poczułem, ze w tym momencie mój mózg eksploduje z nadmiaru ekscytacji. Zaraz moje niegodne oczy ujrzą to, co naprawdę niezbyt wielu ludzi miało zaszczyt zobaczyć! Byłem tak podekscytowany, ze nawet nie zorientowałem, kiedy dojechaliśmy na miejsce. Prawdę mówiąc, nawet nie pamiętam momentu wsiadania do auta.
Próg pomieszczenia przekroczyłem z szeroko otwartymi, świecącymi oczami i duszą na ramieniu. To było tradycyjne laboratorium - z drewnianymi półkami i podłogami. Czułem się trochę jakbym się przeniósł do XIX wieku. Po całej podłodze walały się książki i papiery, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. - Tu jest pięknie - wymsknęło mi się. W klatkach przy ścianie dało się dostrzec małe i większe zwierzątka, jednak wszystkie wyglądały póki co normalnie. Natomiast szkice porozrzucane wszędzie wokół. Nie mogłem się powstrzymać i podniosłem jeden z podłogi. Był przecudowny. Profesor dbał o najdrobniejsze szczególiki swojego projektu - zgodnie z moimi założeniami musiał mieć na prawdę barwną wyobraźnię. Tylko czemu te wszystkie projekty i obliczenia były porozrzucane po podłodze? To jak świętokradztwo!
Ostatnio zmieniony przez Ojsa (23-07-2015 o 20h47)
#20 26-07-2015 o 11h54
Z radością obserwowałem jak chłopak pochłania pomieszczenie wzrokiem. Widać było, że był podekscytowany. W pewnym sensie nawet mi to schlebiało. To miłe mieć kogoś, kogo interesuje to co robisz.
Przyglądałem się sylwetce chłopaka. Z takim ciałem musiał mieć spore powodzenie wśród żeńskiej części studentów. Patrząc na niego poczułem się już jak drewno, które zaczyna być zżerane przez korniki.
W pewnym momencie Romuald zaczął zbierać moje zapiski z ziemi. Najpierw byłem w lekkim szoku, ale zaraz potem cała moja nieufność do ludzi zebrała się we mnie, a twarz wyrażała niezadowolenie. Podszedłem biegiem do chłopaka i dosłownie wyrwałem mu papiery z ręki. Podarły się.
- Mój Boże - zzieleniałem. - Mówiłem Ci byś nic nie dotykał! Co ja teraz zrobię? Mojeeee wyyyniki! - wydałem z siebie żałosny jęk patrząc na rozerwane kartki.
Zacząłem kroczyć w kierunku chłopaka z morderczym wyrazem twarzy, a on z każdym moim zbliżeniem robił krok w tył. W pewnym momencie uderzył plecami w ścianę dzięki czemu mogłem go osaczyć.
- Skoro tak nie znosisz bałaganu odpłacisz mi się za moje cenne badania sprzątając tu, jasne?
We are in noir
#21 26-07-2015 o 16h15
Link do zewnętrznego obrazka
Dzierżyłem w dłoniach już kilka prac profesora zebranych z podłogi, gdy ten podszedł i wyrywając mi je z ręki je podarł. Otworzyłem szeroko oczy i przy okazji także usta. - To były BARDZO ważne dokumenty! - Spojrzałem przerażony na belfra, który ewidentnie za stratę chciał obwinić mnie. I wyglądał dosyć agresywnie, skradając się i patrząc złowieszczo spod czupryny potarganych włosów. Poczułem, jak adrenalina krąży w krwi i serce zaczyna szybciej bić. Równie powoli stawiałem kroki w tył, starając się oddalić od młodego wykładowcy. Przynajmniej dopóki ściana nie stanęła na mojej drodze i nie zostałem przyparty doi muru przez niższego mężczyznę. Jego brązowe oczy w tym momencie błyszczały złowieszczą czernią. Stanął tak blisko, że nasze twarze dzieliły centymetry. Wstrzymałem oddech drżąc lekko. Słowa profesora dotarły do mnie jak przez mgłę i przygryzłem język, żeby powstrzymać się przed prośbą o powtórzenie. Po chwili sens jego słów sam do mnie dotarł. Spojrzałem maślanymi oczami na belfra, który w tym momencie przeniósł mnie do nieba. - Na prawdę?! - wykrzyknąłem podekscytowany - Pozwoli mi pan tutaj posprzątać?!
#22 27-07-2015 o 13h19
Znowu mnie zatkało. Co z tym chłopakiem było nie tak? Powinien poczuć się przynajmniej źle czy jak po reprymendzie, ale w oczach Romualda widziałem tylko szczęście. Zmarszczyłem czoło, wciąż zły, zrobiłem krok w tył i westchnąłem głośno.
- Nie ekscytujesz się za bardzo? - pacnąłem go ręką w czoło dwa razy. - Daję Ci 20 minut. Jeśli ogarniesz ten nie porządek niczego nie niszcząc, mógłbyś mi asystować. Potrzebna mi druga para rąk.
Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, dlaczego chłopak mimo wszystko wzbudzał we mnie zaufanie. Jego oczy były zbyt oczywiste. Może to po prostu wyczułem? Zdjąłem okulary i przetarłem oczy wyraźnie uspokojony.
- Kocie, pilnuj go. - zwróciłem się do futrzanej formy życia, która właśnie zaczęła ocierać się o moje nogi.
Kot spojrzał na mnie zaciekawiony, a później przeniósł swój koci wzrok na chłopaka. Pogłaskałem go po łbie i skierowałem się do dalszej części laboratorium, którą chroniły elektroniczne drzwi na kod.
- 20 minut Romuald. - zaznaczyłem chłopakowi i zniknąłem po wpisaniu kodu.
Ostatnio zmieniony przez Mineo (27-07-2015 o 13h20)
We are in noir
#23 30-07-2015 o 18h35
Link do zewnętrznego obrazka
Zostałem pacnięty w czoło, przez co poczułem się trochę jak ułomny uczeń jakiegoś mistrza czarnoksiężnika. W zasadzie pomieszczenie w starym stylu jeszcze potęgowało to uczucie.
Gdy usłyszałem słowa profesora, nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Byłem pewien, że się przesłyszałem. Tyle szczęścia na raz? I to w sumie z czystego przypadku? A może to tylko i wyłącznie cudowny sen?
Belfer powtórzył hasło "20 minut" dotarło do mnie, że w sumie powinienem się na prawdę sprężyć jeśli mam się wyrobić. Odprowadziłem mężczyznę wzrokiem do nowoczesnych drzwi i natychmiast zabrałem się zbieranie drogocennych notatek. Przy okazji od razu je sortowałem oczywiście. Każdy eksperyment miał swój szkic (czasem, a w zasadzie dosyć często, więcej niż jeden), masę obliczeń i raport najczęściej oznaczony na końcu informacją, że eksperyment się nie powiódł. Przeglądając te notatki, czułem się trochę tak, jakbym miał dostęp do świętości. Widziałem coś, czego prawie nikt wcześniej nie widział. Jednocześnie nie zagłębiałem się w nie zbyt mocno. Jeśli chciałem zostać asystentem Bielefelda musiałem się wyrobić w 20 minut z segregacją tego wszystkiego - coś niemożliwego. A jednak dla chcącego nic trudnego. Po 20 minutach żmudnego układania notatek leżały ładnie na jednej stercie posegregowane chronologicznie, a ja byłem w trakcie zamiatania obszernej podłogi.
#24 06-08-2015 o 12h03
Byłem bardzo zdenerwowany. Powoli dzieciak zaczął działać mi na nerwy. Wyglądał jakbym był jego idolem. Przecież nie potrafię śpiewać, ani tańczyć, co on we mnie widział?
Minąłem półki z milionami probówek, ale przypomniałem sobie, że ich potrzebuję, więc się po kilka wróciłem. Zacząłem robić nowy projekt. Wymagał ode mnie skupienia. Próbowałem złączyć ze sobą geny wilka i jelenia. Studiowałem swoje zapiski szukając wciąż miejsc, w których wcześniej popełniałem błędy.
Szybko zapomniałem o Romualdzie. Byłem całkowicie pochłonięty pracą, a więc całe wcześniejsze zdenerwowanie ze mnie po prostu uszło jak powietrze z balona.
W pewnym momencie złapałem chwilę nad odsapnięcie. Usiadłem więc na wygodnym krześle biurowym i błądziłem wzrokiem po nowoczesnym wyposażeniu pomieszczenia. Jak szybko czegoś nie odkryję, zaczną mi to wszystko zbierać, pomyślałem gorzko. Zmarszczyłem brwi i ziewnąłem. Poczułem, że brak mi kofeiny.
W tej właśnie chwili przypomniałem sobie o chłopaku. Patrząc na zegarek, na moim nadgarstku, zorientowałem się, że minęła ponad godzina. Zastanawiałem się, co w tym czasie robił Romuald. Może po prostu wyszedł? Chyba nie był taki nierozsądny by tu zostać. Z pewnością poddał się już, mówiłem do siebie.
Wstałem z krzesła i powolnym krokiem zbliżałem się do drzwi na kod. Chciałem się przekonać, co zrobił chłopak. Brakowało mi też już do niego zaufania. Na ogół w ogóle nikomu go nie daję. Dzisiejszego dnia musiałem być chyba otumaniony.
Po wpisaniu pinu przekroczyłem linie wejścia.
We are in noir
#25 06-08-2015 o 13h14
Link do zewnętrznego obrazka
Po 20 minutach ciężkiej pracy z notatkami, Romuald zabrał się za zamiatanie podłogi. Profesor najwyraźniej zapomniał o tym wszystkim. Chłopak nie tracił jednak entuzjazmu. Może nie zostanie asystentem - bo posprzątanie tego wszystkiego w 20 minut byłoby czymś niewykonalnym. Ale przynajmniej mógł się wcześniej nacieszyć z towarzystwa Bielefelda, a teraz mógł mu się trochę przysłużyć. Może to tylko sprzątanie, ale i tak dla dobra nauki.
Gdy podłoga została zamieciona, wszystkie książki wróciły na półki, a wokół klatek ze zwierzętami było wyprzątnięte, minęło ok 50 minut od kiedy profesor zlecił chłopakowi sprzątanie. Student usiał przy stoliku, żeby odsapnąć chwilę. Przejrzał notatki z kilku projektów profesora i dopatrzył się pewnej zależności. - Zawsze próbuje krzyżować te same geny parami, a mógłby pozmieniać inne. Może w ten sposób by się udało. Albo zamiast zawsze kombinować z genami, mógłby pozwolić zwierzętom samym działać. - Westchnął cicho. Tak niewiele wystarczyłoby zrobić, a wyniki mogłyby się polepszyć. Złożył z powrotem razem wszystkie notatki i wsparł głowę na biurku. Pewnie powinien już wracać do domu, ale chciał jeszcze chwilkę odpocząć. Oparł głowę na ramionach i nawet nie zauważył, kiedy oczy mi się same zamknęły i odpłynął w świat hybryd, chimer i genów.
Ostatnio zmieniony przez Ojsa (06-08-2015 o 13h19)
Strony : 1