~ Isaac Foley
Mogłem się tego spodziewać... Przecież on zawsze musi obrócić moje słowa przeciwko mnie! A nasza różnica wzrostu, nawet jeśli to tylko te dziesięć centymetrów, właśnie mu w tym pomogła. Wydąłem na moment usteczka niezadowolony, a już za chwilę je otwierałem by mu odpowiedzieć. W końcu też byłem wysoki, to jego ktoś w dzieciństwie karmił surowymi drożdżami, przez co wyrastał nad wszystkich, poza niektórymi członkami klubu koszykówki. No dobra, było jeszcze kilku, którzy mu dorównywali, ale to ta mniejszość w społeczeństwie szkolnym.Mimo wszystko to teraz się więcej kurdupli się rodziło.
A odnośnie mojej odpowiedzi - tak więc ta utonęła w taśmie. I to dosłownie. Już poza faktem, że zrobiło mi się niedobrze, gdy to coś podeszło tak blisko mnie. Zmarszczyłem nosek niezadowolony, gdy tylko usłyszałem jego wypowiedź, po czym oczywiście go ignorując, odkleiłem ostrożnie to żółte okropieństwo z moich ust. Posłałem mu zaraz rozzłoszczone spojrzenie, po czym skutecznie ignorując to niepożądane towarzystwo, podszedłem do swojej torby. Byle nie myślał, że mu odpuszczę, nie mam tego w planach! Po prostu wygląd jest ważniejszy od jakiegoś bęcwała, który jest dla mnie jak czerwona płachta dla byka - i kij z tym, że gdyby była tu moja matka to od razu zostałby rzucony komentarz, że zachowuje się gorzej od dziewczyny, Wyjąłem, z jednej z kieszeni cudnej czarnej torby z mieniącym się wszystkimi kolorami tęczy napisem "Psycho", lusterko, po czym je otworzyłem i zacząłem oglądać okolice moich usteczek. Na szczęście nie wyglądało bym miał dostać wysypki, ale lekko zaróżowione było, więc zaraz lusterko zostało zastąpione podręcznym kremem. Nasmarowałem lekko owe miejsca, a i usta od razu uraczyłem błyszczykiem. Dopiero potem odwróciłem się do tego pomiotu szatana, z którym przyszło mi przebywać.
- Oszalałeś?! - syknąłem zdenerwowany, starając się nie podnieść za bardzo głosu, bo... No, wiadomo. Nie chcę kolejnego popołudnia w towarzystwie Barreta dostać. - I nie jestem kurduplem! Mam za to tanią siłę roboczą, która zrobi wszystko za mnie. - prychnąłem. I tak, proszę się o ostatni gwóźdź do trumny, ale nie pierwszy raz, więc w sumie nie ma się czym przejmować.
Choć... Im szybciej to skończymy tym szybciej stąd wyjdziemy, więc może jednak odpuścić? Wypadałoby przynajmniej jakoś zaprzestać tych kłótni i porządnie się wziąć do pracy, jakkolwiek nie miałem na to wszystko ochoty. Przygryzłem wargę, po czym chwyciłem za jeden z pędzli i otworzyłem puszkę z farba.
- Tylko przyklej to równo, nie mam potem ochoty słuchać pretensji, że coś jest nie tak. - mruknąłem w miarę spokojnie, po czym podszedłem do miejsca, gdzie taśma przy suficie się już znajdowała i zacząłem malować. Już się nie mogę doczekać później tych jakże pięknych wzorów jakie pewno powstaną od nierówno rozłożonej farby... Bo takich nie da się uniknąć, gdy amatorzy biorą się za robotę, w tym wypadku pewno większość klas będzie tak wyglądać. Ale cóż - sami chcieli by uczniowie to robili. A ja z plastyki akurat dobry nie jestem, chyba że chodzi o malowanie paznokci, ale z tego nikt zaliczenia nie daje.