Witam serdecznie jaśnie państwa.
Opowiadanie, wcześniej opublikowane na Słodkim Flircie, jednak po pierwszym rozdziale usunęłam konto i założyłam nowe, więc chciałabym je publikować tutaj w razie gdyby tam nastąpiły problemy i nie mogłabym go już tam kontynuować.
Zapraszam!
Rozdział 1
Koniec dnia po dwunastej wieczorem? Hah, to z pewnością tyczy się gimnazjalistek, które chcą zaszpanować młodszym siostrom, które i tak mają w krwi więcej kofeiny od nich i padają dopiero po piątej rano. Właśnie tak było ze mną. Tylko że to ja tutaj byłam starszą siostrą, co zarazem było normalne, że nie śpię o tej porze i jednocześnie wyłamywało się poza schematy współczesnych nastolatków. Gdy wreszcie odzyskałam laptopa przytuliłam go mocno do siebie, gdyż z pewnością potrzebował odpoczynku po godzinach, gdy słodkie rodzeństwo oglądało animowane filmy zaśmiewając się, że koniec zawsze musi być dobry, bo to przecież tylko bajka dla dzieci, prawda? A odpoczynkiem dla jakże wymęczonego urządzenia miały być oczywiście nocne maratony słuchania muzyki zwanej pieszczotliwie gwoździami w metalowej puszce.
Jak to jest, że koło pierwszej w nocy sąsiedzi na parterze tłuką się tak bardzo, że mogą zagłuszyć nawet wokalistę, który prawie stracił głos, a jak już coś wyduka to albo growlem, albo niczym. W każdym razie mogą. Tak właśnie było. Oczywiście moja cała rodzinka ma sen tak mocny, że nawet sufit walący się na głowę, nie podziałałby żeby ich obudzić. Dlatego miałam pecha żeby nie spać.
Oczywiście ciekawość ludzka potrafi przeróść głupotę, ale w tym przypadku te dwie przyjaciółki całej ludzkości musiały siedzieć mi na plecach. Przed sprawdzeniem który z sąsiadów zabalował przy disco polo weszłam do przedpokoju szukając babci. Ona nie spała w nocy tylko próbowała się nad ranem zamykać w łazience pod pozorem kąpieli, jednak wszyscy wiemy, że przysypia tam siedząc na toalecie. Wbrew pozorom, próby myszkowania po szafkach w nocy, długim kłom od protezy i uwielbieniu do krwistych steków, babcia nie utożsamiała się z wampirem, a z medium. Chociaż wychodzi z tego ni pies, ni wydra, a coś na kształt świdra.
- Króliiiczkuuu! – zawyła pojawiając się tuż za mną. – Dlaczego jeszcze nie śpiiiszzz?
Zawsze będę dla niej króliczkiem. Pomijając to, że wszystkie pięcioletnie dzieci z tego osiedla są dla niej „króliczkami”.
- Wiesz babciu, jak się weźmie za dużo amfy na raz to potem w nocy szukasz babci-ducho łapacza, a nie śpisz jak wszystkie normalne licealistki.
Przewróciłam oczami. Na usta babci wpełzł wielki, obleśny uśmiech ukazujący protezę. Dziwne było to, że tylko kły były śnieżnobiałe, a reszta wyglądała jakby je zrobiono z węgla, uwalonego gdzieś w stodole na wsi.
- Mniejsza o to. Idę do sąsiada na parter. Chyba mają tam niezłą balangę, takiej to nawet po polskiej wódce nie można się spodziewać – zrobiłam ruch ręką jakby było to najnormalniejszą rzeczą jak pierogi ruskie w polskim menu.
Uśmiech babci stał się jeszcze szerszy jakby wiedziała, że to powiem. Złapała mnie za ramiona i popchnęła w stronę drzwi po czym otworzyła drzwi.
- Tak, tak, a teraz won mi stąd i nie wracaj póki nie dowiesz się co to było.
Drzwi zamknęły się z dobitnym trzaskiem.
No nic. Jako, że już zostałam wygnana z domu to chyba nie mam nic lepszego do roboty niż pójść na dół i spytać sąsiada czy bawi się w spadochroniarza. Nie, wróć miałam. Mogłam się bać, że babcia wejdzie do pokoju i zobaczy ryj pomalowanego, wymiotującego faceta z rozdartą pończochą na twarzy. Było dawać na cały ekran, oj było.
Ruszyłam po schodach macając przy tym najbliższą ścianę w poszukiwaniu włącznika do światła. Znalazłam. Dzięki bogu działał, to znaczy, że syn sąsiada ruszył leniwy tyłek i postanowił go naprawić. Od dwóch tygodni wysyłali mu kwiaty z prośbami, a nawet ktoś wpadł na pomysł by przebrać mnie z królika a la Playboy, związać i wystawić mu pod drzwi. Oto jeden z wielu minusów bycia jedyną licealistką w bloku.
Stanęłam przed drzwiami. Wyglądały na lekko obdrapane, ale albo zrobiły to psy walające się dosłownie wszędzie, albo po prostu brak okularów i sztuczne światło robią swoje. Cieszyłam się tylko, że przy drzwiach wejściowych nie stoją jacyś gimnazjaliści w masce Jeffa i nie smarują szyby Pudliszkami. Nasz dozorca już nie raz po nich sprzątał, a matki musiały porządnie wytrzepać im tyłki. Szkoda, że nie krążą jeszcze plotki, o tym, że chcieli zjeść czyjegoś kota, ale kot zjadł ich.
Zapukałam. Nic.
No to pukam drugi raz. Trzeci. Walę kopytami. Nic.
Dobra otwieram.
Intensywny zapach starszej pani w przedpokoju nie mówił mi zbyt wiele. Na ścianach wisiały różowe ramki ze zdjęciami kotów obklejone do granic możliwości papierkami po ślazowych cukierkach. Idziemy dalej.
Rzadko spotykane drzwi oddzielające każdy pokój od siebie podsyciły moją ekscytację. Od którego pokoju zacząć eksplorację. To jednej z nielicznych momentów, kiedy czułam się jak bohaterka gier komputerowych. Najlepiej tych pokroju The Evil Within. Zaczęłam losowaniem standardowym czyli wyliczanką. „Siedzi Rusek po turecku na łóżeczku i odmawia pacierz po niemiecku. Eins, zwei, drei, wypier…” No. Wypadło na pierwsze drzwi po lewej.
Pierwszym co zobaczyłam po otworzeniu ich był jakiś chłopak w wieku około dwudziestu lat leżący na podłodze w kałuży krwi. Do pleców miał przywiązaną chusteczkę higieniczną na długich sznurkach, a szafa była przewrócona. Miałam rację. Spadochroniarz. Zgadłam, babcia będzie ze mnie dumna.
Odwróciłam się by pobiec do mieszkania po telefon, ale drzwi były zamknięte na klucz. Odwróciłam się by jeszcze raz spojrzeć na faceta, ale zobaczyłam tylko jakąś czarną postać stojącą niebezpiecznie blisko. W uniesionej ręce trzymała cegłówkę. Potem jedyne co poczułam to ból w głowie, krew zaklejająca oczy i dotyk miękkiego dywanu gdy już spadłam na podłogę.
Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!
Strony : 1
#1 13-03-2015 o 12h40
#2 22-03-2015 o 13h48
Cuuudoo! Co prawda moja pani od polskiego nie zachwyciłaby się tym z powodu błędów językowych, których nie pochwala nawet w literaturze młodzieżowej. Spodobało mi się to że niczego nie idealizowałaś. Wszystko sprawiło naturalne wrażenie. Może wrócę po więcej.
.
#3 08-04-2015 o 07h45
Ktoś chciał przeczytać! Jeej! ^^
Bardzo się cieszę.
Rozdział 2
Główka bolała, oj bolała i to pewnie bardziej od powszechnie znanego studenckiego kaca. Spróbowałam podnieść się, ale po chwili moja głowa z powrotem opadła na miękki dywan. Taki delikatny, puszysty… Stop. To nie reklama czekolady Milka, trzeba wstać. Przy pomocy rąk i szafy na podłodze udało mi się wstać i usiąść na meblu w miarę cicho, by nie wzbudzić podejrzeń sąsiadów, których z resztą i tak to nie będzie obchodzić.
Złapałam się za głowę, żeby sprawdzić czy krew nie leci strumieniami, jak wcześniej. Na ręce nie było żadnych czerwonych śladów, to dobrze. Zaraz. Zerknęłam w stronę okna. Było już jasno, to znaczy, że przeleżałam na tym dywanie całą noc i jeszcze dłużej, bo nie byłam mistrzem w określaniu pory dnia po położeniu słońca na niebie. Taka rana jaką powinnam mieć na głowie nie mogła zniknąć w ciągu jednej nocy, zważywszy, że cegłówką dostałam koło pierwszej. Powiodłam wzrokiem do miejsca z którego się podniosłam. Owszem krew jest, a obok… Leży jakieś ciało nie należące do feralnego skoczka.
Moje ciało. Z szokiem i kacem wstałam z szafy i chwiejnym „krokiem Sparrowa” ruszyłam do ciała i obróciłam. Te same oczy, tyle samo kolczyków w brwi, ta sama piżama i fryzura. To musiało być moje ciało. Skoro moje ciało leży tam, a ja jestem tu, to znaczy… Matko święta, przenajdroższa, ojcze mój i wszyscy święci! Jestem zmarła, jestem duchem!
Ale jednego nie rozumiem… Skoro jestem duchem to skąd ten kac? Przy śmierci nie wydzielają tabletek na ból głowy dla ofiar maniaków seksualnych z cegłami? Widocznie skoro tutaj jestem to znaczy, że mam coś zrobić, albo gdzieś pójść czy nie wiem… Straszyć po tym przeklętym osiedlu? Tego to ja bym psychicznie nie wytrzymała. W każdym razie postanowiłam wyjść z mieszkania anonimowego sąsiada i rozejrzeć się po okolicy, sprawdzić jak to wszystko wygląda z perspektywy ducha. W każdym razie dom wyglądał tak samo i wciąż pachniało starszą panią. Raczej nieciekawie się zapowiada.
Pomijając te wszystkie pierdółki jak to, że słońce świeciło jakby ktoś mu włącznik do tyłka wsadził i wcisnął go na całą moc jaką tylko istnieje, ptaki świergoliły jak nakręcone, a dzieciaki wesoło śmiały się z piaskownicy za blokiem. Przedszkolanki urządziły sobie strajk czy wszystkie poszły pracować do klubów nocnych? Ponoć tam to właśnie przedszkolanki są pożądane jako personel. Ale kto wie taką babę skoro pracuje w klubie nocnym przed dziesiątą rano. A przynajmniej tak mi się zdawało, że jest to dziesiąta rano. Było pójść do jakiegoś wartościowego liceum, w którym uczą zegara słonecznego, a nie do ogólniaka w zatęchłej dziurze na samym krańcu Polski.
Dopadłam drzwi wyjściowych z mieszkania mało się nie przewracając z szoku, że… Nic się nie stało. Nie odleciałam daleko, w siną dal czy też nie pojawił się wielki robal jak w Beetlejuice, za to jak zwykle można było spotkać studentów zmęczonych ciężką harówką na uczelni, okupujących kawałek chodnika przed klatką. Jednak ci stanowili miłą odmianę od tych, których można było spotkać codziennie. Obaj średniego wzrostu, bladzi, jeden z ziemistą cerą. Jeden miał rude włosy, opadające falami na plecy, drugi również rudy, lecz jego włosy były postawione na jeża i sterczały na wszystkie strony jakby chciały od niego uciec. W przeciwieństwie też do zwykłych studentów czy też dresów (menele o tej porze zwykle jeszcze spały) nie dzierżyli w łapie butelki z Żubrem, ani nie narzekali na nasze jakże natchnione technologicznie i estetycznie miasto. Po prostu stali w dosyć dużej przerwie od siebie i gapili się tępo w przestrzeń. Jak przejdę obok to nie zauważą, ale i tak odezwał się alarm w głowie typowy dla mieszkańców miast tego typu ostrzegający przed wszelkimi dresami, psychopatami, menelami czy co najważniejsze i najprzydatniejsze kibolami.
Ostrożnie podeszłam do nich i przeszłam w miejscu jakie między nimi pozostało. Ten z długimi włosami drgnął i w jednym momencie jednocześnie złapali mnie za ręce i zaczęli się przyglądać.
- Chyba już wiesz, że nie żyjesz. – odezwał się ten z długimi włosami. Głos miał zmęczony i zjechany jakby całymi dniami charczał, warczał i wydawał tego typu dźwięki męczące gardło.
- Ależ, kurde trochę taktu braciszku. – odezwał się ten drugi.
Teraz gdy byłam bliżej nich byłam w stanie określić, że ten z długimi włosami był wyższy. Zarówno od niego jak i ode mnie.
Ten z jeżem czy irokezem na głowie – jak to tam sobie zwali – patrzył na mnie swoimi ogromnymi i nienaturalnie niebieskimi oczami. Czyżby soczewki?
- Dlaczego wy mnie… - ze zdziwieniem zauważyłam, że mój głos był okropnie piskliwy, gdybym chciała mogłabym rozsadzić nim szkło. – Widzicie?
- Już się bałem, że powiesz coś w stylu porywacie, gwałcicie czy nagabujecie taką śliczną niewiastę… - wyszczerzył zęby w uśmiechu. W dolnej szczęce brakowało mu jednego zęba po lewej stronie.
Ten drugi uderzył go otwartą dłonią w tył głowy. Widocznie wolał załatwiać wszystkie rzeczy przemocą niż negocjować.
- Mamy za zadanie zabrać cię do Akademii Dusz. – puścił moją rękę, niższy tego nie zrobił. – Wytłumaczę ci to na miejscu. Mój brat chyba nie jest za bardzo zainteresowany rozmową na racjonalne tematy, więc możemy go tu zostawić, idealnie pasuje do tego całego pijaństwa spod śmietnika.
Jednak jego brat wciąż nie przestawał się uśmiechać.
Rudzielec z długimi włosami wyciągnął przed siebie dłoń i zaczął na nią dmuchać. Ku mojemu zaskoczeniu zamiast powietrza z jego ust leciało coś w rodzaju waty cukrowej. Ciekawe czy też była słodka, czy smakowała jak wata do ścierania makijażu. Nie żebym jej wcześniej próbowała czy coś…
Po chwili nie znajdowaliśmy się już pod moim blokiem. Znajdowaliśmy się w jakimś budynku. Sufit rozciągał się jakieś pięćdziesiąt metrów nad naszymi głowami, podłoga była w kształcie koła, a po ścianie rozciągały się schody. Ściana była chyba tylko jedna, nie dało się wyznaczyć rogów czy końca jednej ściany. Dzieliła się na coś w rodzaju pięter, do każdego piętra prowadziły rozklekotane schody z czarnego drewna, które wyglądały jakby miały się zaraz rozpaść. Cała reszta była w kolorze białym – biel aż raziła w oczy- z wyjątkiem ludzi snujących się dookoła. Na środku podłogi znajdowały się rzędy krzeseł jak na terminalu lotniczym, a gdzieś z boku było coś w rodzaju recepcji u lekarza czy w aptece.
- Zanim zgłosisz się do Kapłana musisz wiedzieć, że ludzie po śmierci są jak wy to nazywacie… O! „Duchami”. Wykonują pracę jak za życia, ale wiadomo, że tutaj dziedziny są inne. Jednak zanim zaczną wieczną pracę muszą spełnić marzenia w rodzaju „chcę to zrobić zanim umrę”. Z tego co wiemy ty miałaś osiem takich rzeczy. Więc teraz zgłosisz się grzecznie do recepcji, a potem podejdzie do ciebie ktoś kto zajmuje się takimi rzeczami i z nim będziesz mogła zrobić te rzeczy. A potem… Cóż. Zostaniesz przeszkolona w kierunku na jaki będziesz chciała pójść i rozpoczniesz pracę. Teraz może wydawać ci się koszmarne, że będziesz musiała pracować już przez wieczność, ale uwierz mi. Z czasem to polubisz i zmienisz do tego podejście.
Nie przerażało mnie to, że będę to odwalać jakąś robotę do końca dni wszechświata. Bardziej irytował mnie fakt, że człowiek po nauce i pracy umierał tylko po to, żeby znowu uczyć się i pracować. Kto wymyślił ten cały łańcuch?
Bracia już mieli ode mnie odejść, ale po tym jak pokazali jak potrafią człowieka wkurzyć miałam prawo wymagać od nich choćby wytłumaczenia czym oni się zajmują i jak się nazywają.
- Hej! Czekaj!
Niższy się obrócił, wyższy zignorował moje wołanie i zwyczajnie gdzieś sobie poszedł na tyle szybko i daleko by całkowicie zniknąć z mojego pola widzenia.
- A wy? Jak się nazywacie i gdzie pracujecie? – brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- A ty? Jak się nazywasz?
Kolejny raz wyszczerzył ręby ukazując rząd białych zębiszczy i pustą dziurę psującą efekt pasty Colgate.
Zamurowało mnie. Nie pamiętam. Nie pamiętam jak się nazywam. Brawo.
Odwróciłam się na pięcie pokazując mu środkowy palec i odeszłam w kierunku recepcji.
Strony : 1