(poprawka nr 3)
To był dzień Halloween wszędzie było pełno dzieciaków trzymających dynie i biegających od drzwi do drzwi. Ja jak zwykle co wieczór od osiemnastu lat chodziłam do pani Bent, na co roczne opowieści. Siadałyśmy obok drewnianego kominka,przy zgaszonych światłach,talerzem wypełnionym ciasteczkami z czekoladą i ciepłym mlekiem. Pani Amelia poczciwa staruszka o siwych włosach i niebieskich oczach znana była w całej wiosce ze swoich niezwykłych umiejętności opowiadania. Kiedyś nawet sama mówiła ze jej korzenie wywodzą się z starego rodu czarownic.Oczywiście, nikt z jej bliskich znajomych w, to nie uwierzył,ale chodziły kiedyś plotki ze jest czarownicą albo ze ma werbenę pod łóżkiem i czarami otumania ludzi,hipnotyzując ich słowami. Oczywiście, to wszystko było nieprawdą,znałam Panią Benet od bardzo dawna,ale jeszcze nigdy nie wiedziałam żeby wykonywała jakieś dziwne gesty rękami,czy szeptała niezrozumiałe dla nas zaklęcia,lub miała kociołek na kominku z zieloną breją,no może oprócz zupy szpinakowej. Usiadłam na starym dywanie,tak aby twarzą zwrócona być w stronę Pani Ameli,ale tez w taki sposób,aby kominek ogrzewał moja prawą stronę.Ona zaś zajęła miejsce na wygodnym fotelu,naprzeciwko mnie i zaczęła opowiadać.Już jej pierwsze słowa sprawiły ze przed moimi oczami pojawiły się obrazy wypowiadanych słów.
-To była wiosenna noc, niezbyt ciepła jak na lato, ale też niezbyt zimna jak na zimę. W niewielkim mieście położonym u podnóża gór mieszkała z pozoru normalna rodzina, ale to były tylko pozory usnute przez rodzinę,która w rzeczywistości nie była taka święta za jaka ja brano. Właśnie teraz z tego niepozornego drewnianego domku w stylu góralskim wychodziła kobieta. Jej strój nie wyróżniał się zbytnio pomimo jednego szczegółu,wszystkie jej ubrana były czarne tak ze sunęła między drzewami otoczona mrokiem niemal niedostrzegalnie.
Ostatnio zmieniony przez Gordena (19-02-2015 o 20h58)