opowiadanie wer. 2
Waleczny
Na północy,w ciężkich dla Gardeni czasach wojen i epidemii, pod panowaniem Gilberdona, na świat przyszedł chłopiec. Był on zrodzony z zakazanej miłości , królowej z jednym z doradców króla,do której nigdy nie powinno dojść. Monarcha oczywiście dowiedział się o tym i wpadł w taki szał ,ze pobił żonę, a ojca dziecka kazał powiesić. Na szczęście dzięki prośbą i błaganiom matki pozwolił jej zachować dziecko, ale, pod warunkiem ze będzie ono jego nadwornym służącym. Chłopak tak, więc pozostał w rodzinie królewskiej. Każdego dnia ciężko harował, aby zaspokoić zachcianki króla,który uporczywie starał się wymyślać, to coraz bardziej zmyślne zadania,tak, aby tylko uprzykrzyć mu życie, a kiedy tylko chłopak spróbował się odezwać lub, chociaż jęknąć,król od razu wpadał w furię i kazał chłostać chłopca.
W królestwie właśnie rozpoczął się czas świętowań obfitych plonów, służący latali w tą i z powrotem przygotowując obfite uczty i bankiety.
Nasz bohater właśnie niósł dużą stertę talerzy do mycia, kiedy drogę zastawił mu jedna z głównych służących
- No pospiesz się chłopcze !Nie mamy na, to całego dnia już, już ruchy, ruchy !-popędzała go, mimo iż dziesięcioletni Lozahar, ledwie zapiał z zmęczenia i dwóch nieprzespanych nocy
- Tak proszę pani –podpowiedział i najszybciej jak się dało z stertą brudnych naczyń popędził w stronę kuchni.
Postawił je w ogromnym zlewie i głęboko odetchnął. Czekało go jeszcze tyle pracy o on był tak strasznie zmęczony. Nie czekając ani chwili dłużej zabrał się za zmywanie. Lozachar nigdy nie bał się ciężkiej pracy ani od niej nie stronił był pracowitym chłopakiem i bardzo uczynnym, zawsze można było na, nim polegać. Niektórzy mówili nawet ze byłby z niego wspaniały władca, tak jak jego matka , do której zresztą był bardzo podobny ,miał te same niebieskie oczy , włosy czarne niczym smoła, a także jej spokój oraz ciepło, które sprawiało ze ludzie chętnie się przed, nim otwierali . Ogólnie był bardzo lubiany wśród służby dworu , nie miał wrogów i raczej stronił od kłopotów. Krótko mówiąc, młody spokojny miły chłopak.
Wieczór rozpoczął się na dobre. Wszędzie aż roiło się od ludzi i służby, która usługiwała wysoko urodzonym damom i szlachcicom. Młody Lozachar przyglądał się temu z boku, on nie uczestniczył w przyjęciu ,tym zajmowały się kobiety ,on był tylko chłopakiem na posyłki. Ale młody mężczyzna nie stał tam bez powodu, bacznie przyglądał się wszystkim i wszystkiemu co działo się wokół niego ,a przede wszystkim wypatrywał jednej aż za dobrze znanej mu twarzy.
Król w końcu pojawił się na podwyższeniu sali balowej i wziął kieliszek do służącej ,aby rozpocząć przemówienie.
- Witajcie szanowne damy i drodzy panowie ośmielę się powiedzieć ze ten rok był dla nas niezwykle urodzajny. Niech bogini ma nas nasze zbiory w opiece. – zabrzmiał jego mocny i donośny głos, który odbił się echem po całej sami balowej
- Ta jasne ciebie nasza bogini obchodzi tyle co zeszłoroczny śnieg –dodał w myślach złośliwie Lozachar.
- Nasza bogini nad nami czuwa i niech się jej obawiają ci ,którzy myślą, inaczej ,albowiem, to na nich spłynie jej gniew. Świętujmy, więc dziękując jej za urodzaj, którym nas obdarzyła. Za Naszą boginię wznieśmy toast- król skierował swój kieliszek ku górze – świętujmy i bawmy się!- krzyknął.
-Lozachar prychnął tylko pod nosem i skierował się do swojej małego pokoiku dla służby. Zamek był na tyle duży , że każdy ze służących mógł mieć swoje cztery ściany. Chłopak wszedł do pokoju i położył się na łóżku.Był wykończony ,trzy nieprzespane noce dały mu nieźle w kość, ledwie zamknął oczy, a już drzemał kamiennym snem. Obudziło go dopiero mocne pukanie do drzwi. Lozahar miętoląc przekleństwo w ustach wstał. Rozchylił delikatnie drzwi i spojrzał na osobę stojącą za nimi ,była, to królowa, jego matka stała wyprostowana w pięknej sukni ,a w ręce trzymała lampę oliwną. Jego matka była piękną kobietą z czarnymi jak smoła kręconymi w loki włosami, mocno niebieskimi oczami, które on też odziedziczył za co dziękował bogom i urodą tak delikatną ze przypominała anioła oraz sercem kochającym i czułym ze roztopiłoby nawet najbardziej oziębłego człowieka.
-Witaj mamo - rozchylił szerzej drzwi, żeby ją wpuścić- co cię do mnie sprowadza? –spojrzała na niego i uśmiechnęła się łagodnie.
-Wybacz ze nachodzę cię tak późno Kochanie, ale mistrz Grimar kazał ci przekazać tą książkę,straże ostatnio mają go bardziej na oku wiec nie mógł tego zrobić osobiście,wiec przekazał ja mnie, aby ci ja dała. Nie musisz się z nią spieszyć , ale jak ją skończysz, to chce żebyś do niego przyszedł na lekcje, aby ja omówić. Powiedział ze w najbliższym czasie dostaniesz wiadomość, gdzie i, kiedy odbędą kolejne zajęcia – no tak pomyślałam kolejna lektura do przerobienia ciekawe co tym razem wymyślił ten stary drań, jak znowu, to będą jakieś wierszowane romansidła, to go osobiście uduszę. Mama wyciągnęła książkę z pod peleryny sukni i podała mu ją. Przeczytałem tytuł „ Mity i legendy królestwa Gardeni ” Przekartkowałem książkę zatrzymując się, na co poniektórych stronach zawierających ciekawe rysunki przedziwnych zwierząt.
- Dziękuję mamo. A co z lekcjami walki i strategii ostatnio jak w niedzielne popołudnie przyszedłem na dawną arenę walki ,mistrza Agrona nie było. Czekałem całą godzinę, ale się nie zjawił.
-Wiem kochanie i chciał cię, za to bardzo przeprosić, ale wypadły mu bardzo ważne sprawy rodzinne i musiał wyjechać na kilka dni
- Czy, to ma związek z jego synkiem, który ma się urodzić
- Być może, o ile się orientuję, to własnej w tym miesiącu wypadał termin porodu, więc bardzo prawdopodobne. No ja się muszę zbierać, zanim król się zorientuję ze mnie nie ma. Do zobaczenia synku dzisiaj się świetnie spisałeś jestem z ciebie dumna. Pocałowała mnie w czoło i wyszła zamykają za sobą drzwi.
Pokój ponownie pogrążył się w mroku.
Ostatnio zmieniony przez Gordena (19-02-2015 o 21h35)