Harusaki Hyuuga
Białowłosy siłą zapiął smycz na obroży wiercącego się psa i silnym (a przynajmniej na tyle mocnym, na ile pozwalały mu jego używane jedynie do poruszania myszką mięśnie) pociagnięciem przywrócił go do porządku. Szczeniak zapiszczał cicho i potulnie siadł obok nogi chłopaka.
- Co za upierdliwy kundel - mruknął Harusaki i wyszedł z domu. Nigdy nie chciał mieć zwierząt, bo wiązała się z tym zbyt duża odpowiedzialność. A odpowiedzialność była na pierwszym miejscu niekończącej się listy rzeczy, których Hyuuga nienawidził.
Po drodze do parku zauważył Emmę, jednak nie chciało mu się krzyczeć do niej przez całą ulicę, więc po prostu opuścił wzrok, jakby jego własne buty były najbardziej fascynujące na całym świecie. Szybko przeszedł przez bramę, sprawdził czy nigdzie nie ma żadnego stróża i spuścił Inu ze smyczy.
- Zgub się i nie wracaj! - nakazał mu, a pies, jakby doskonale go zrozumiał, wskoczył w najbliższe krzaki. Harusaki odetchnął, wcisnął smycz głęboko w kieszeń bluzy i wyjął z niej telefon. W tajemnicy przed rodzicami wykupił sobie pakiet internetu na cały miesiąc i nawet poza domem mógł na bieżąco sprawdzać swojego tumblra. Ostatnio stuknęło mu pięciuset obserwatorów, nie mógł więc pozwolić sobie na zbyt długą przerwę w dodawaniu postów. Z nosem przy ekranie powędrował w stronę drzewa nad jeziorkiem, gdzie najbardziej lubił przesiadywać podczas tych wstrętnych spacerów. Nie kontaktował się ze swoimi znajomymi ze szkoły, nie mógł wiedzieć, że także upatrzyli sobie to miejsce. Nie mógł więc też przewidzieć, że akurat teraz pod drzewem będzie leżeć ten rozleniwiony do granic możliwości Shuu (no jak tak można!) i Yui, która wyglądała jak żyjąca laleczka. Potknął się o ich rozwalone na trawniku cielska i zarył twarzą w glebę.
- No żesz! Ludzie kochani! Rozbój w biały dzień! - zaczął wrzeszczeć, telepiąc się dziko.