Proszę, przyjmijcie to na przeprosiny. Wystarczy nacisnąć na obrazek, a się przybliży
Zepchnął mnie, jak śmiał! I tak akurat miałem zmienić się aby odlecieć, więc nie za wiele mu to dało... Poszedł sobie drzwiami do środka akademików...
Tak szybko się poruszał? Pomimo tego co mu zrobiłem? No to są dwa wyjścia : Albo mnie nie kocha, albo nie działają na niego takie rzeczy. Ale przecież wyraźnie czułem... ech trudno, musiało mi się pomylić. W takim razie co ja teraz na niego pocznę? Zrobię mu test. Jeśli kocha to ciekawe jak długo wytrzyma ignorancję z mej strony?
Wróciłem w swej prawdziwej postaci pod swój pokój. Aby przejść przez okno musiałem się przemienić, więc stałem się człowiekiem i zeskoczyłem na framugę. Gdy wszedłem do pokoju zobaczyłem myszkę rozwaloną na całym łożu... przecież nie tak ją śpiącą zostawiłem! Ktoś ją przesunął? Dobra, dobra... ona leży tak całkiem rozwalona na MOIM łożu... Już chciałem ją zrzucić, ale uznałem że dość jak na jeden dzień. Nie chciało mi się. Poza tym musiałem wymyślić jak zniszczyć sokolika, jeśli jednak mnie nie kocha. Wtedy będzie trochę trudniej... A zresztą najpierw zrobię mu test, a w takim razie mam jeszcze dużo czasu do wymyślenia na niego sposobu.
Oparłem się o ścianę i zaś zapadłem w letarg, uprzednio przymykając okno. Nie zamknąłem go, nie sądziłem, że ktokolwiek spróbowałby zaś mi ukraść kosę.
Otworzyłem oczy. Kamień wytwarzał energię... ktoś w tej szkole nieźle coś właśnie przeżywał... cóż, obowiązek wzywa. Ruszyłem już normalnie po schodach na dach akademików (już obczaił, że tak się da xD) . Gdy wyszedłem, oparłem kosę o ścianę i położyłem się wygodnie. Zacząłem oglądać gwiazdy.
Musiałem to robić. Gdy kamień sam aktywował swą moc, lepiej było pozwolić się jej ulotnić i dostać do tego, kto jej potrzebował, niżeli zamykać ją, bo wtedy przychodziły choroby, nawet nam, shinigami.
Gdy gwiazdy zaczęły znikać podniosłem się do wygodnego siedzenia i tym razem oglądałem wschód słońca. Gdy wreszcie poczułem, że kamień się uspokoił (info dla myszki - 7.30), wstałem, wziąłem kosę i ruszyłem do pokoju. Gdy do niego wszedłem zobaczyłem nadal śpiącą Chi chi... zaś inaczej ułożoną. Irytowało mnie to nie powiem. Oznaczało to, że albo się budziła kiedy mnie nie było, albo ktoś wchodził do mojego pokoju... Lepiej się upewnić.
- Hej, koniec spania! - trochę trudno uwierzyć, że ktoś umiałby ją w ten sposób ułożyć...
Nogi i ręce podkurczone, a plecy zgarbione to łatwo. Tak samo jak wepchanie jej kołdrę między nogi... chociaż tak bez obudzenia... Ale co innego, aby miała uśmiechniętą twarz, lub ściskała i przytulała dłońmi tę kołdrę do swego ciała. Nie wiem kto by to musiałby być, aby zrobić jej coś takiego nie budząc jej. No chyba, że jest totalnym śpiochem...
Przyłożyłem jej koniec rękojeść kosy do odkrytej dolnej części pleców. Dla innych jest ona strasznie zimna, a zimno doskonale budzi.
Ostatnio zmieniony przez Minwet (01-03-2014 o 01h22)