Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 02-08-2019 o 18h31

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216


https://78.media.tumblr.com/5e72164e66183a44c646cba16b73bfba/tumblr_oylhko0bt01u61rjlo1_1280.jpg

Wyobraź sobie świat, w którym ludzie żyją w zgodzie z wampirami. A przynajmniej z nimi koegzystują. Wampiry istnieją, mieszkają w swoich enklawach, ale dopóki nie wejdziesz na ich terytorium, jesteś całkowicie bezpieczny. Piękna wizja, nie prawdaż? I prawdziwa! W końcu na tym polega pakt, trwający od wieków między ludźmi a wampirami. Zapewnił go dawno temu jeden z nich, legenda. Niepokonany wampir, którego usłuchały się wszystkie pięć klanów. A to wszystko dla przyjaźni z jednym, ludzkim mężczyzną.

Od czasu utworzenia paktu wiele się zmieniło, jednak nic co gwałtowne, czy łamiące umowę. Wampir legenda zniknął bez śladu, ludzie założyli specjalną jednostkę do spraw wampirzo-ludzkich – nie żeby była specjalnie potrzebna, tak dla ostrożności – a dwa wampirze klany: Enarowie i Nosseiczycy otworzyli swoje terytoria dla odwiedzających, którzy nie boją się zaryzykować. I faktycznie – wiele ludzi przeniosło się by mieszkać w tych enklawach.

Rok 2019… rok, w którym zadrżały granice. Na terytorium ludzkim, daleko od wampirzej enklawy, znaleziono ciało młodziutkiej, pięknej za życia kobiety. Siwe włosy, brak krwi, dwie rany po kłach na szyi i groza na twarzy.

Nikt nie chciał zająć się owa sprawą, wielu chciało ją uciszyć już w zalążku, aby reporterskie hieny nie wywęszyły tematu. Znalazła się jednak jedna osoba, na tyle nie odważna lecz głupia, aby podjąć się tego zadania. Słynął on z zajmowania się sprawami, które zostały porzucone z braku dowodów, bądź tych niewygodnych dla pewnych wpływowych osobistości. Oficer ten już od sześciu lat pracuje dla tajnej jednostki do spraw wampirzo-ludzkich pod przykrywką agenta FBI.

Ta sprawa zaś była zbyt poważna by ją zamieść pod dywan i jedyna osoba, która mogła cokolwiek w tej sprawie zrobić została oddelegowana z danymi legendy, by odszukać go i namówić do rozwiązania sprawy.

https://i.pinimg.com/564x/ea/2c/f4/ea2cf4e1ca7cb6df2da62661588f0e44.jpg
https://i.pinimg.com/564x/43/7a/27/437a2705ba9ec97cde5fea13418d18f8.jpg
https://i.pinimg.com/564x/f2/36/28/f2362816d215b9208de5d7fbb8c16a53.jpg
https://i.pinimg.com/564x/64/d9/31/64d931350152e9b64de2a17b372275e3.jpg
https://i.pinimg.com/564x/a5/1c/ef/a51cef27972d004aa674e5efce24aaaa.jpg
https://i.pinimg.com/564x/89/f1/f4/89f1f493672f7bc1f498e02c0fe742ba.jpg
Obie znamy i kochamy, więc będziemy przestrzegać, a teraz się zabawmy~

https://i.pinimg.com/564x/9b/93/4f/9b934fd075ad49256e5fd6d2f946ff56.jpg

Ostatnio zmieniony przez Minwet (02-08-2019 o 22h12)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#2 03-08-2019 o 13h03

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136


https://photo.missfashion.pl/pl/1/108/moy/85750.jpg

Czy kiedykolwiek miewałem momenty w których pragnąłem się nie znaleźć? W obecnej chwili było ich więcej niż zdołałbym zliczyć. Moje życie było jednym wielkim żartem, a TO tylko potwierdzało tą teorię. Wyszedłem sobie, niczego się nie spodziewając, na spokojnie z baru. Już po kilku głębszych których nie czułem, za co przeklinałem geny rodziców, ale wracając do meritum.
Wychodzę z baru, zapalam papierosa, patrzę w lewo, a tam czyjeś ciało.  Podchodzę aby zobaczyć czy wszystko w porządku, w końcu dziewczyna biedna leży w uliczce i się nie rusza. Podchodzę, a to co widzę sprawia, że przeklinam moment w którym zachciało mi się być altruistą. Zastanawiam się przez sekundę czy jeszcze mogę wrócić do baru i udawać że nic się nie stało, ale dobrze już wiem że tego nie zrobię. To było jakieś zrządzenie losu, w końcu kto by przewidział że agent jednostki zajmującej się stosunkami wampirzo-ludzkimi znajdzie się w tym dokładnie miejscu, aby zakryć przed okiem publicznym ów skandal.
Wzdychając wyrzuciłem ledwo zużytego papierosa, zdjąłem kurtkę i zakryłem dziewczynę, następnie podniosłem zwłoki do góry przyciskając je do siebie w taki sposób, aby twarz została zakryta przez włosy i wyglądało to jakby przytuliła się do mnie we śnie, chociaż nie byłaby już do tego zdolna nawet gdyby chciała. Przecież nie znam się na nekromancji to nic z tym nie zrobię.  Byłaby to jednak fajna opcja gdyby istniała.
Koszmarny wieczór w barze zmienił się w jeszcze koszmarniejszy z spacerem przy blasku księżyca, moją partnerką w nim zaś była martwa dziewczyna która pewnie też nie „przeżywała” swojej najszczęśliwszej nocy.
Powoli dotarłem do naszej siedziby ,zszedłem do kostnicy gdzie jeszcze na całe szczęście(chyba jedyne dzisiejszego wieczora) dalej siedział nasz patolog. Odchrząknąłem po czym bezprecedensowo położyłem ciało dziewczyny na biurku faceta, ten spojrzał przerażonymi, a zarazem zafascynowanymi oczami na ciało po czym na mnie.
- Jaroslav nie… - na co ja odpowiedziałem bez chwili zastanowienia:
Jaroslav tak! To najgorszy wieczór w moim krótkim aczkolwiek owocnym w dziwne zdarzenia życiu! Zrób coś z tym proszę… Chciałem się nachlać, złapać kogoś na jedną noc i ogółem spędzić mile wieczór. To nie miało tak wyglądać! - po tych słowach usiadłem na najbliższym wolnym krześle i patrzyłem jak patolog zajmuje się ciałem. Nie potrzeba była dużo czasu gdy poczułem zmęczenie. Oparłem się wygodniej wsłuchując się w słowotok wypadający z ust mojego towarzysza. Chyba dzwonił po szefa, jeszcze tego brakowało. Niedługo po tym też zasnąłem zmęczony całą sytuacją. 
Zostałem obudzony przez mocny tembr głosu mojego szefuncia. Zmęczony przetarłem oczy i spojrzałem na niego wzrokiem „niektórzy chcieliby jeszcze tutaj spać” przy czym owe słowa też wypadły z moich ust. Wstałem i rozciągnąłem się czując jak obolały jestem po spaniu w kostnicy. Podszedłem do przełożonego poklepałem go po ramieniu po czym powiedziałem:
- Chcę tą sprawę i po tym co przeszedłem, aby utrzymać to co się stało z tą młodą damą w tajemnicy zabraniam Tobie prawa do odmowy. A teraz skoro to mamy za sobą, jak sądzisz do kogo najlepiej zwrócić się o pomoc w tej sprawie?
Szef westchnął i przeciągnął dłoń po twarzy na której widoczne były ślady zmęczenia, nie dziwłem się w końcu został obudzony w środku nocy, aby to zobaczyć.
- Jaroslav, sadzę że naszą najlepszą opcją będzie ten wampir od paktu.
W taki o to też sposób jestem teraz tutaj przed drzwiami domu na jakimś zapchlonym zadupiu w Norwegii zastanawiając się jak podejść do tej sprawy z taktem. W końcu nie widząc żadnej porządnej opcji na horyzoncie podszedłem do drzwi i podniosłem pięść aby zapukać. Zbliżyłem dłoń do drzwi po czym odsunąłem, znowu spróbowałem i ponownie skończyło się fiaskiem.
Westchnąłem głośno, po czym wolną dłonią zakryłem oczy i spróbowałem zapukać ponownie ale moja pięść trafiła w próżnie. Kurczaczek pieczony błagam nie.  Rozchyliłem lekko palce i to co ujrzałem wywołało u mnie falę wstydu który towarzyszył większości mojego życia. Oczywiście że musiał otworzyć drzwi właśnie w momencie gdy próbowałem zapukać po raz ostatni. Opuściłem dłoń zasłaniającą oczy i nie wiedząc co zrobić palnąłem:
- Czy możesz ponownie zamknąć drzwi i spróbujemy ponownie? Zapomnimy o tym co się stało? Bo mój profesjonalizm wraz z moją dumą leży i płacze tu w rogu.


Ostatnio zmieniony przez Ewangelin (03-08-2019 o 13h03)


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

#3 03-08-2019 o 14h21

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216


https://i.pinimg.com/564x/43/7a/27/437a2705ba9ec97cde5fea13418d18f8.jpg
Człowiek. I na pewno nie Daniel… Długo tam zamierza tak stać? Co on robi przed moimi drzwiami? Norwegia, góry, z dala od szlaków turystycznych, a i tak znajdzie się jakiś odkrywca, który zagubi się wśród namagnesowanej strefy. Po co w ogóle wybierał się w podróż, skoro bez kompasu nie umie odróżnić wschodu od zachodu? A może Daniel go przysłał w zastępstwo? To czemu nie puka? Wiele domów tu nie ma by się zastanawiać czy pod dobry adres trafił. A może się boi? Och, doprowadzi mnie do szału…
Odłożyłem książkę i ubierając starą bawełnianą koszulę z długim rękawem ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je patrząc na człowieka i zdziwiony spojrzałem na pięść, którą machał mi przed twarzą, potem na oczy, które odsłaniał opuszczając dłoń.
- Nie musisz się mnie bać. – Mruknąłem spokojnie, rozglądając się po ziemi za skrzynkami trunku, które rozumiem miał dostarczyć, w zastępstwie za Daniela… Nie widząc skrzynek spojrzałem na jego strój. Turystą na pewno nie był, ale protegowanym gospodarza? Biała koszula, spodnie na kant…?
- Czy możesz ponownie zamknąć drzwi i spróbujemy ponownie? Zapomnimy o tym co się stało? Bo mój profesjonalizm wraz z moją dumą leży i płacze tu w rogu. - Powiedział gestykulując, a ja spojrzałem na niego z uniesioną brwią. Wiadomo co następne zrobiłem. Jednym, płynnym, pchnięciem. Aż drzwi lekko trzasnęły.
Po chwili rozległo się tradycyjne, miarowe pukanie.
- W czym mogę służyć? - Rzekłem życzliwie, otwierając drzwi i siląc się na widocznie sztuczny uśmiech. To przedłużanie zaczynało mi już działać na nerwy, miejmy to już za sobą.
- Cześć i czołem. Mamy martwą dziewczynę, która według patologa została zabita przez wampira na naszym terytorium i z tego też powodu wspiąłem się na tą przeklętą górę. – w tym monecie odwrócił się robiąc znak krzyża w stronę wejścia. – Potrzebuję twojej pomocy gdyż zajmuję się tą sprawą, a ostatnio całkiem nieźle ogarnąłeś nasze problemy. A więc… Piszesz się? - Dokończył wracając do mnie… ależ ma słowotok…
- Złamano pakt? - Mruknąłem z zaskoczeniem, redagując jego wywód. Przytaknął unosząc kciuk do góry, a ja odsunąłem się od drzwi by go wpuścić. – Nie mam wyboru, huh…? Daj mi się tylko spakować. - Dodałem, gdy wszedł do środka. – W sumie to i tak długo utrzymał… - Spostrzegłem idąc do sypialni. – Jak wyglądał wampir?
- Nie wiemy.
Wyjrzałem za drzwi.
- Jak to?
- To mnie przytrafiło się to ciało. Nie było żadnych świadków oprócz blasku księżyca i mojej biednej kurtki, którą ją okryłem. - Oznajmił.
Wróciłem do pakowania się, po czym wyszedłem z torbą do salonu. Spojrzałem na książkę… och, tak chciałbym ją ze sobą zabrać. Schowałem ją do torby, jak i po butelce Tiffona oraz Camusa, po czym skierowałem się do wyjścia.
- Będziemy musieli jeszcze tylko  o coś zahaczyć w miasteczku… - Poinformowałem, zamykając za nami drzwi starym kluczem.



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#4 03-08-2019 o 15h24

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136

https://photo.missfashion.pl/pl/1/108/moy/85750.jpg

Gdy facet zamknął drzwi odetchnąłem z ulgą. Miałem szansę, aby to naprawić. Szybko się poprawiłem i zapukałem w drzwi. Z ogromnym trochę wymuszonym uśmiechem przedstawiłem sprawę w charakterystyczny dla siebie sposób, pomijając jakiekolwiek formalności.
Koleś wydawał się konkretnym typem, jednak jego wygląd trochę rozpraszał. Widywałem już wiele dziwnych osobistości, ale coś w nim przykuwało moje spojrzenie, ukazując jedną z charakterystycznych cech rasy ludzkiej. Byłem ciekawy. Ten oto osobnik  niby trochę dziwnie wyglądający, ale mimo wszystko niezbyt wyróżniający się załatwił nam pakt.
Gdybym zobaczył go któregoś dnia na ulicy w życiu bym się nie domyślił. Matuszka się zdziwi gdy jej o tym opowiem w najbliższym czasie.
- Nie ma problemu, nigdzie nam się nie śpieszy. W końcu truchło nigdzie nie ucieknie.
To mówiąc zacząłem iść w stronę miasteczka z którego przybyłem i aż zrzedła mi mina gdy zaczęliśmy schodzić w dół góry. Spojrzałem na nowego towarzysza podróży i stwierdziłem że miło byłoby przełamać ciszę.
- Gdyby ta góra była chociaż trochę mniejsza. Czy ty wiesz jakie katusze przeżyłem wchodząc na to przeklęte wyrośnięte wzgórze. Mówią że palenie pomaga przy wydatności płuc, ja Ci powiem że to gówno prawda. Jak już wszedłem to myślałem że wypluję płuca i je zostawię
- A jak myślisz czemu tu wybudowałem swój dom?
Parsknąłem pod nosem. Koleś był niezły, nie sądziłem że znajdę kogoś tak „sympatycznego”.
- Żeby znęcać się nad ludźmi którzy do Ciebie przychodzą? Ty mistrzu zbrodni… - odpowiedziałem z lekkim uśmieszkiem na twarzy, aby dać znać że to tylko żarty. W końcu mój typ humoru był na poziomie niższym niźli błoto więc nie każdy czasem łapał o co chodzi.
- Raczej żeby nikt do mnie nie przyszedł… Najwidoczniej się nie udało.
Wybuchnąłem głośnym aczkolwiek krótkim śmiechem. Faktycznie się nie udało, bo kogoś takiego jak ja taki pagórek nie powstrzyma.
- Yup, bo jestem na tyle głupi i uparty żeby wedrzeć się na tą górę pomimo jej wielkości. Gdybym nie miał tych dwóch cech to trzymałbym się od tej sprawy z daleka, a jak widzisz jestem tu i nigdzie się nie wybieram, oprócz tam gdzie ty idziesz. No wiesz w końcu razem rozwiązujemy tą sprawę i w ogóle…
To mówiąc wyjąłem papierosa z opakowania, które zazwyczaj trzymam w kieszonce na piersi i zapaliłem. Zaciągnąłem się i powoli wypuściłem dym. Wspaniała, kochana nikotyna. Jak ja Ciebie kocham moja najukochańsza używko. Pocałowałbym papierosa, ale nie chciałem wyjść na jeszcze większego wariata. Dlatego też spróbowałem zająć myśli czymś innym i przypomniałem sobie co wampir z sobą zabrał.
- Widziałem że niezły towar tam schowałeś. Dam radę kupić to w tym miasteczku? Przydałoby mi się coś mocniejszego.

Ostatnio zmieniony przez Ewangelin (03-08-2019 o 15h31)


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

#5 03-08-2019 o 17h22

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216


https://i.pinimg.com/564x/43/7a/27/437a2705ba9ec97cde5fea13418d18f8.jpg

„Głupi i uparty”… Próbowałem się nie śmiać, ale chyba polubię tego człowieczka. Niewielu potrafi przyznać swoje wady. No chyba, że są totalnymi imbecylami…
- Jeśli Daniel będzie miał dostawę to tak – idziemy akurat do niego. – Spostrzegłem, oglądając się za dziwnym zapachem. – Palisz papierosy? - Spostrzegłem zaskoczony.
- Nie, jaram szlugi.
- Teraz tak to nazywacie? - Wybuchnął śmiechem. – Z czego się śmiejesz? - Spojrzałem na niego jak na dziwaka.
- Nie sądziłem, że tak na to zareagujesz, ale tak, używamy obu tych wyrażeń… Swoją drogą czy wiesz kolego, co to są gry słowne? - Rzucił z sarkazmem. Yeah, to na pewno był sarkazm.
- Nie jestem pewien… pewny zaś jestem, że to palą tylko kobiety. Zaskakuje mnie, że pederasta został detektywem… - Przyznałem, przyśpieszając lekko tempa.
- Um… kiedy Ty ostatnio miałeś  kontakt z nami?
Spojrzałem na niego przez ramię z uśmieszkiem.
- A jak myślisz? - Mruknąłem. Zważywszy na dom u szczytu góry który zostawialiśmy za sobą schodząc z góry?
- Hm… z 80 lat? - Co?!
Przystając obejrzałem się na niego gwałtownie. Zaskakująco trafnie to ocenił… Znaczy, chyba. Tak mniej więcej to tyle lat temu było... Patrzyłem na niego z przekąsem.
- Co?
- A nic, zastanawiałem się tylko w jaki sposób udało Ci się mnie znaleźć.
- No…. Płacimy za Twoje dostawy, więc znamy Twój adress… - Rzucił jak do idioty.
- No tak, jakiż ja głupi. - Rzuciłem, ponownie schodząc na dół z góry i udając, że nic się nie dzieje. – Za materiały na dom też zapłaciliście wiesz? W takim razie to oczywiste, że wiecie gdzie się znajduję. Ach te całe teczki z raportami o mnie – miałeś pewnie dużo do czytania co? Biedaku…
- Wiesz co? Chciałbym.
- Co masz na myśli?
- Bo wiesz… taka fajna sprawa, ale my nie mamy żadnych teczek o Tobie.
- Jak to?
- No tak to. - Ta, jasne, bo w to uwierzę… - A tak serio, z tego co wiem, ktoś się ich pozbył. - Och? A to ciekawa wiadomość. Kto i po co miałby to robić? Jeżeli to oczywiście prawda. Ale na razie chyba muszę to odłożyć. Zresztą - czy mają czy nie mają teczki o mnie – nie obchodzi mnie to. Dopóki mi się nie pokazują mam ich gdzieś…
- Hm… ciekawe… - Mruknąłem w powietrze, kończą na tym temat.
Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu… a przynajmniej chciałbym żeby tak było. Brunet co jakiś czas sobie pogwizdywał. Nie można powiedzieć, że karcił jakieś melodie, czy drażnił uszy, ale żegnałem się ze swoim cudnym domem, chciałbym jeszcze chwilę posłuchać dźwięków nocnych gór Skandynawii…
- Gdzie to się tak w ogóle stało? - przypomniało mi się nagle, gdy wchodziliśmy do miasteczka pod górami.
- Przy barze.
- Co?
- W uliczce, przy barze. W którym chciałem się zachlać w trupa. Ale coś mi nie wyszło. Więc wychodzę sobie spokojnie, żeby zapalić „damskiego” papieroszka, a tam, spokojnie sobie leży, i czeka na mnie, truchło. - Zaczął opowiadać. – Więc… ja patrzę na truchło, truchło jakby patrzy na mnie. I tak się zastanawiam czy jak wrócę do baru, to czy nikt nie zauważy tych oto zwłok. Aczkolwiek moja wiara w ludzkość jest nikła, więc stwierdziłem że pierwsza osoba która wyjdzie i to zauważy zacznie piszczeć. I wyjdzie więcej ludzi. A jak wyjdzie więcej ludzi to zrobi się skandal. Więc, wziąłem to truchło, zasłoniłem jej twarz i udawałem, że niosę nachlaną dziunię. Przez całe sześć kilometrów do naszej siedziby. Piękny spacer pod blaskiem księżyca. Naprawdę, nie polecam. - Aż nie wiedziałem od czego zacząć…
- Po pierwsze… gratuluję podejścia. „Truchło”… Będzie ci łatwiej dogadać się z wampirami. - Spostrzegłem… z lekkim podziwem. – Po drugie... chodziło mi o państwo! Gdzie?
- A, Niemcy. - O prosze, jednak potrafi krótko.
- Okey… Co wskazuje, że zabił ją wampir? - Przydałoby się poznać szczegóły, no nie?
- Ślady kłów na szyi, siwe włosy i nie ma w ogóle krwi. - Odparł wymieniając na palcach.
- Zaraz, zaraz, co mają do tego jej siwe włosy?
- To młoda kobieta, która jeszcze poprzedniego dnia miała intensywne, rude włosy. Nie pofarbowała ich, a na twarzy malowało się jej przerażenie, więc podejrzewamy, że osiwiała na widok wampira. - Wyjaśnił.
- Makabreska… - Spostrzegłem zniesmaczony. Dawno już nie widziałem *wampira*, a widok takiego właśnie mmi się przypomniał. Faktycznie paskudny widok – ale żeby aż osiwieć? – Ile kłów miała w ugryzieniu?
- Yyyy, dwa…?
- Wiesz, czy się mnie pytasz?
- Ym… wiem, ale zastanawiam się, dlaczego pytasz.
- Och… Ile wiesz o wampirach?
- Em… nie mieszkają w Rosji! - Rzucił wskazując na mnie palcami, cezgranicznie zadowolony z siebie i swojej odpowiedzi.
Nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Zasłoniłem usta by powtrzymać się od wybuchu, i skręciłem w stronę ludzkiego domu.
- Okey Sherlocku, wytłumaczę Ci po wizycie u Daniela. - Rzuciłem rozbawiony, pukając w drzwi. Hm… a tak swoją drogą to czy on już nie powinien spać? Spojrzałem w niebo za księżycem. – Już dawno musi spać….
Usłyszałem chrząknięcie bruneta. Spojrzałem na niego, jak nachylał się obok mnie, zastanawiając się szczerze po co się nagle tak do mnie zbliżył… gdy nagle we wnętrzu domu rozległ się paskudny i irytujący dźwięk. Zasłoniłem uszy szybko odsuwając się od domu, by zajrzeć przez okna.
- Co tam się stało?!
- Ta-da~! To się nazywa dzwonek. Skuteczniejsze od pukania. - Wyjaśnił brunet, ostentacyjnie wskazując przycisk obok drzwi.
- No na pewno. Kto by wytrzymał z takim- - W tym momencie drzwi otworzyły się, a we framudze ukazała się twarz śpiącego wciąż na jawie Daniela w szlafroku.
- Coś się stało? - Rzucił do bruneta, mnie jeszcze nie zauważając, w końcu stałem przy oknie.
- Cześć, przyprowadziłem Ci w środku nocy wampira, chcesz zobaczyć? - Rzucił wskazując na mnie.
- To ja Cię tu zaprowadziłem? - Spostrzegłem nie rozumiejąc gościa.
- Szczegóły… - Rzucił, machając na mnie.
- Oh, Mr Pafalende! Mr her? Hvordan kanne hushjelp Mr?
Oddałem mu książkę, przepraszając za obudzenie I tłumacząc sytuację. Oczywiście wszystko po Norwesku. Kiwnąłem głową na pożegnanie i miałem odejść, kiedy przypomniałem sobie o tym, że brunet chciał kupić alkohol.
- Ha du min alkohol?
- Ja ja… - Rzucił wchodząc do środka i zapraszając gestem.
- Idź sobie weź, i tak wy go opłacacie. - Mruknąłem, zamierzając zostać na zewnątrz. Złapałem go jednak szybko za przedramię. – I nazwij mnie „Panem Dziwnym” a Cię zranię. - Ostrzegłem i pokazałem swoje górne kły. – Czekam przed furtką. - Dodałem, puszczając go.

Ostatnio zmieniony przez Minwet (08-08-2019 o 21h59)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#6 03-08-2019 o 18h34

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136

https://photo.missfashion.pl/pl/1/108/moy/85750.jpg

Gdy panowie zaczęli rozmawiać po norwesku spojrzałem na jednego, po czym drugiego i żałowałem strasznie, że nie znam tego języka. Z drugiej jednak strony byłem podirytowany. W końcu to istny brak manier! Gdy jest obok was towarzysz nie wypowiadający się w owym języku należy przejść do mowy wspólnej. Ktoś tutaj potrzebuje podstawowej lekcji z savoir vivre od mojej matuszki. Następnym razem jak przyłapie pana „mam zbyt mocno wyrośnięte dwa kły, bójcie się”  na podobnej akcji to powie co o tym myśli.
Mogłem wziąć sobie tyle alkoholu ile chciałem. Ta wiadomość była najlepszą jaką dostałem odkąd najstarsza siostra powiedziała że ma dziewczynę. Całe szczęście że zawsze noszę ze sobą kilka reklamówek w razie gdybym znalazł butelki po piwie na zwrot albo puszki po piwie aby sprzedać na złomowisku. Zadowolony z siebie już zamierzałem wejść i „poczęstować się towarem, gdy pan vamp stwierdził że chcę ze mną przeprowadzić krótką rozmowę. Wywróciłem oczami po czym z chytrym uśmieszkiem odpowiedziałem:
- Ale „dziwakiem” to już mogę? – po czym wycofałem się pstryknąwszy palcami i zaśmiałem się. Nie zamierzałem tak do niego mówić, gdyby nie poruszył tematu to nawet tego bym nie zaczepił. W końcu skąd miałoby mi coś takiego przyjść do głowy.
Udałem się za gospodarzem i wybrałem kilka z tych które najbardziej mi się podobały optycznie w końcu nie chciałem nadwyrężać budżetu ale i tak dwie siatki udało się napełnić. Zadowolony niczym małe dziecko które dostało lizaka zrobiłem mały taniec zwycięzcy. Był to mniej więcej Kazaczok jeden z bardziej charakterystycznych rosyjskich tańców.
W środku tego tańca jednak skojarzyłem że nie jestem sam w pokoju. Zatrzymałem się w połowie przysiadu z jedną nogą w górze i spojrzałem na mężczyznę który miał szeroki uśmiech na twarzy. Odchrząknąłem po czym wstałem płynnie, ukłoniłem się, zabrałem siatki i wypadłem niczym proca z pokoju. Za mną zaś podążał śmiech znajomego wampira. Jak zawsze musiałem sobie narobić wstydu.
Mimo to z uśmiechem tak szerokim że wyglądałem na psychopatę udałem się z powrotem do wampira. Stał przy furtce tak jak wcześniej zapowiadał. Postawiłem siatki przy stopach tak aby butelki z koniakiem były bezpieczne. Moje kochane maleństwa w końcu nie mogą się zbić.
- A więc panie „przebiłbym bez problemu balona swoimi kłami” gdzie lecimy?
Wampir odwrócił się w moją stronę jakby chciał mnie zabić. Nie jesteś pierwszy. Stań w kolejce.
- Do Australii – odpowiedział, na co mi szczęka opadła. Otworzyłem usta, po czym zamknąłem. Spojrzałem w prawo i w lewo aby upewnić się czy to nie jest sen. Po czym ponownie aby mieć pewność że to nie jest żart, a krwiopijca czekał.
Gdy nic nie wskazywało na to że robi sobie ze mnie jaja, ułożyłem dłonie razem, nabrałem powietrza, po czym opuszczając ręce w jego stronę rzekłem:
- Boi… Czy ty sobie żartujesz? Nie ma mowy, musimy wpierw polecieć bądź popłynąć do Berlina. Jeżeli zamierzamy się tam wybrać to potrzebuję się zaszczepić na malarię i wziąć jakieś luźne ciuchy, bo z tym co na sobie mam to raczej nie dam rady.
- Czy ktoś Ci już mówił, że dużo jęczysz?
- Mój były. – puściłem do niego oczko.
- … To żart, prawda? – I nie dając mi dojść do słowa. – W KAŻDYM RAZIE… nie wiem co to jest szczepionka i malaria – szybkie wytłumaczenie? – Dodał, odwracając się i idąc wzdłuż drogi do portu.
- W takim wypadku mała lekcja biologii. No więc, malaria jest chorobą krwi u nas ludzi, która powoduje śmierć w skrajnych przypadkach, bądź przy dobrych wiatrach tylko lekko utrudnia nam życie. Przenoszona jest przez komary w Afryce i od niedawna w Australii, a szczepionka jest czymś co zapobiega tej chorobie.
- Czyli musisz wziąć szczepionkę i możemy lecieć?
- W skrócie tak.
- Skąd możesz wziąć tą szczepionkę?
- Mogę zostać zaszczepiony w szpitalu, w Berlinie.
- Którędy do Berlina?
- Prom mamy o czwartej, więc jeszcze z dobre trzy godziny poczekamy. Nie zjesz mnie jak się zdrzemnę?
- Kuszące, trzeba przyznać że ładnie pachniesz.  – wampir uśmiechnął się pokazując te wyolbrzymione siekacze.
- W tym momencie żałuje że nie wziąłem z sobą krucyfiksu, przydałby się na Ciebie bezbożniku. – odpowiedziałem ledwo powstrzymując rumieniec który chciał się pojawić na mojej twarzy. Nie myśl o wizycie u Enarów, Ogarnij się Jaroslav!
- Krucyfiks nie działa – z lekkim uśmiechem odpowiedział krwiopijca.
Na to była tylko jedna odpowiedź złożyłem dwa środkowe palce w krzyż i pokazując wampirowi z szerokim uśmiechem zacząłem iść tyłem.
- A kysz demonie, twoje zdanie się nie liczy. – po czym włożyłem ponownie ręce do kieszeni spodni. – Mógłbyś poznać moje siostry, polubiłby Ciebie.
Dużo ich masz?
- Trzy i tylko błagam los, aby nie było ich więcej. 
- A smaczne?
- Wiesz co? Próbuj, chcę to zobaczyć. – odpowiedziałem z ogromnym uśmiechem. Jakby moje siostry facetowi przywaliły to chyba straciłby te błyszczące siekacze.

Ostatnio zmieniony przez Ewangelin (26-08-2019 o 11h52)


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

#7 06-08-2019 o 09h58

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216


https://i.pinimg.com/564x/43/7a/27/437a2705ba9ec97cde5fea13418d18f8.jpg
- Czy jest jakiś zakaz na alkohol? - Spostrzegłem, patrząc na jego siaty wypełnione po brzegi koniakiem. – A może to konkretnie o koniak się rozchodzi? - Spojrzałem na niego.
On również podążył wzrokiem na butelki, potem na mnie. Więcej tego chyba po prostu nie mógł wziąć…
- Nieeee, po prostu robię zapasy na podróż. - Rzucił, i zapewne machnąłby jeszcze ręką, gdyby obie nie były tak obciążone.
- Chyba dla całej załogi. - Spostrzegłem nie mogąc powstrzymać rozbawienia jego podejściem.
Nie podobało mi się jednak to co powiedział dalej. Uśmiechnął się do mnie chytrze i zapytał czy chcę się założyć. To dało mi trochę do myślenia, a wręcz do obawy – jak długa jest ta podróż?
- Jakieś trzy, cztery dni przy odrobinie szczęścia. - Stwierdził, co nie będę ukrywać że mnie uspokoiło. Na powrót skupiając się na teraźniejszości, dostrzegłem że brunet już otworzył jedną butelkę.
- Och, już zaczynasz? Wystraszyłeś się że przegrasz? – Nie żebym wcześniej powiedział że zgoda, ale... – To o co chcesz się założyć?
- Hmm... Ten kto wygra może zadać drugiej osobie 5 pytań o dowolnej treści i druga osoba jest zobowiązana odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Stoi? - Zaproponował, sięgając w moją stronę ręką. Po co to zrobił? Nie wiem. Wiem za to, że ludzie poważnie traktują zakłady, a odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań bardzo by się przydały.
- Zgoda. - Przytaknąłem głową.
Niedługo później znaleźliśmy się w porcie. Zajęliśmy ławkę i poszedłem porozmawiać z jedynym człowiekiem na nogach – portowym – by zorientować się kiedy będzie statek. Okazało się że jest dzisiaj, za „trzy godziny”. Co po długiej rozmowie z portowym znaczy tyle, że przed wschodem.
- Postaram się wrócić jak najszybciej, najwyżej wypłyniemy innym statkiem. - Ostrzegłem, wyciągając z torby stary, brązowy, długi płaszcz i skórzaną rękawicę.
- Powodzenia. - Bąknął do mnie – nie żebym oczekiwał czegokolwiek więcej – wychylając porządnego hausta z butelki. W takim tempie to on to wypije jednego dnia. Chrzanić go, tylko...
- Tylko żebym nie musiał Cię nosić. - Upomniałem przytrzymując butelkę przed kolejnym wychyleniem.
Puściłem jego własność, zostawiając go samemu sobie i poszedłem na polowanie...

Ostatnio zmieniony przez Minwet (06-08-2019 o 10h02)



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#8 26-08-2019 o 12h54

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136

https://photo.missfashion.pl/pl/1/108/moy/85750.jpg

Odprowadziłem wampira znużonym spojrzeniem. Nie będzie mi tu krwiopijca ojcował. Dodatkowo to nie tak się robi, ale co ja tam wiem, w końcu moja rodzina nie należy do tych "normalnych".
Gdy  wamp odszedł na dobre, czyli minęło kilka minut i ani widać, ani słychać pana "mam tak ostre kły że mógłbym nimi rzeźbić w drewnie", odłożyłem butelkę na bok i wstałem. Rozejrzałem się dookoła po czym z komórką w ręce przeszedłem bliżej portu i skręciłem w stronę plaży. Wykręciłem prawidłowy numer i idąc spacerkiem dotarłem na piaszczysty brzeg morza. Wtedy też odebrał mój szef.
- Czego?
Parsknąłem cicho pod nosem, szef i jego brak jakichkolwiek grzeczności względem pracowników.
- Może trochę z większą wdzięcznością, co? Jestem na tym krańcu cywilizowanego świata sam jeden z tym krwiopijcą. Co jeśli zginę i nikt nie znajdzie mojego ciała, bo nasz koleżka okaże się mistrzem zbrodni? W dodatku nie sądzę aby w tak małej mieścinie kogokolwiek obchodził mój los. A wy nigdy nie zdołacie udowodnić winy wampira, nie ma ciała, nie ma problemu.
Po drugiej stronie usłyszałem pełne rezygnacji westchnienie które spowodowało u mnie wybuch śmiechu. Lubiłem od czasu do czasu urozmaicić życie szefa przez moje dramatyzowanie. Zapewne w tym momencie siedzi na łóżku z lekkim uśmiechem na twarzy i kręci głową.
Podszedłem bliżej wody i stanąłem w wygodnej odległości, dostatecznie aby czuć mocno bryzę morską ale na tyle daleko aby nie zamoczyć butów.
- Będziemy za jakieś cztery dni przy dobrych wiatrach. Muszę przejść badania lekarskie zanim wyruszymy do Australii. Zanim zapytasz to nasz kolega na podstawie mojego sprawozdania stwierdził, że tam powinniśmy zacząć poszukiwania.
Usłyszałem po drugiej stronie słuchawki szelest kartek i ciche potwierdzające chrząknięcie, zapewne zapisuje sobie to wszystko aby rano nic nie zapomnieć.
- Dobra robota Jaroslav, powodzenia w drodze powrotnej. Spróbuj trzymać swoje lepkie łapy z dala od tego wampira.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Nigdy mi nie zapomną mojego powrotu od Enarów i w jakim stanie wtedy byłem. Dogryzaniu nie było końca przez około pół roku, a i tak od czasu do czasu mi ponownie to wypomną.
- Żadnych obietnic.
Po tych słowach szef się rozłączył, schowałem telefon do kieszeni spodni. Chwilę jeszcze postałem nad brzegiem napawając oczy widokiem. Po czym zacząłem powoli wracać do portu i moich butelek pełnych błogosławionego trunku. W ten oto sposób zabijałem czas w oczekiwaniu na wampira.


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

#9 26-11-2019 o 23h04

Miss'Sensei
Minwet
Rosier - jedna z postaci mojej współpisarki, którą narysowałam
Miejsce: My own world
Wiadomości: 1 216


https://i.pinimg.com/564x/43/7a/27/437a2705ba9ec97cde5fea13418d18f8.jpg
Wkraczając z powrotem do miasteczka, zapiąłem guziki płaszcza i upewniłem się, że niczego nie widać. Tak wygodniej, nie ważne jak niewygodne było bieganie w tym pełnym płaszczu.
Wróciłem, czym prędzej do miejsca w którym rozstałem się z detektywem. Już z oddali dostrzegłem kształt jego sylwetki na ławce, ale ku mojemu zaskoczeniu nie ruszał się w ogóle.
- Już schlany? - Rzuciłem stając przed nim i patrząc mu w twarz. Zasnął.
A może umarł? Zbliżyłem dłoń do jego ust - oddycha. Całe szczęście, bo jego śmierć przyniosła by mi tylko problemy. Podszedłem z powrotem do portowego, upewnić się, że się nie spóźniłem, a później dołączyłem do chłopaka na ławce. Wziąłem otwartą obok niego butelkę i zacząłem pić. W końcu to mój ulubiony koniak... Że niby pomogę mu w wygraniu zakładu? I tak nie da rady, co za różnica jedna butelka w tą, czy we wtą.

Dwa małe światła ukazały się wreszcie na ciemnym horyzoncie. Zbliżał się statek. Pociągnąłem chłopaka za ubranie do przodu, aż samowolnie spadł na ziemię.
- Pobudka, statek nadpływa. – Mruknąłem gdy dochodził do siebie, upijając następny łyk z jego butelki. – Dobrze by było, gdybyś wykorzystał podróż statkiem, na przestawienie się w nocne życie. Wampiry nie funkcjonują za dnia, więc nic nie załatwisz śpiąc w nocy. – Spostrzegłem, obserwując zbliżający się do portu statek.
- Czy ta zawsze tak zrzędzisz ja stara baba czy tylko ja mam specjalne względy? - Mruknął, jakoś wstał, otrzepał i wziął następną butelkę.
Aż mnie po prostu zatkało. Gościu! Właśnie spadłeś! Na łeb! We śnie! Jak Ty często spadasz, że Ci to już kompletnie nie przeszkadza?!
- Ty jesteś człowiek czy nie człowiek, bo ja już zaczynam wątpić. - Rzuciłem szczerze rozbawiony i również wstałem. – Nie zostań w tyle. - Mruknąłem tylko i poszedłem na statek nie przejmując się nim.
Statek, a raczej stateczek, był mały, a znając "znajomość" języka Norweskiego mojego nowego towarzysza dam rękę że Berlin nie leży w okolicy. Prawdopodobnie najpierw dopłyniemy do najbliższego większego miasta portowego, gdzie przesiądziemy na większy statek.
I wcale się nie myliłem. Dotarliśmy do przesiadki w środku dnia... dosłownie w środku dnia... I musieliśmy czekać na następny statek, cały czas w porcie, no bo przecież nie wiadomo kiedy nadpłynie...
Rozwiązałem sznurek na włosach, by zasłonić nimi kark, postawiłem kołnierzyk.
- Pożyczam Twój kapelusz. - Oznajmiłem, zabierając go z jego głowy.
Czas oczekiwania przesiedziałem okryty na ławce, udając "zmęczonego co poszedł spać", by nie wzbudzać paniki wśród ludzi... Miałem tylko nadzieję, że nie będzie trzeba czekać na statek do wieczora, bo był cholerny środek dnia.
- Powiedz jak będzie nasz. Nie idę spać.
I w końcu to się stało. Nie było to szybko, ale w sumie słońce nadal stało wysoko na niebie, więc nie mogło minąć też za dużo czasu. Oddałem mu na głowę kapelusz i poszliśmy na statek.
- Cała kajuta dla nas? - Nie ukrywałem zaskoczenia, ściągając wreszcie ten płaszcz i jakże wymownie zawieszając go na bulaju. Położyłem się na jednej z koi. - I łóżka większe. - Na poprzednim stateczku też byliśmy sami, ale tylko dlatego że nikt inny nie płynął tamtą trasą.



https://media.giphy.com/media/OcXfhCkD8sPa8/giphy.gif

Offline

#10 09-04-2020 o 12h27

Miss'wtajemniczona
Ewangelin
We li­ve, as we dream – alo­ne.
Miejsce: Keizaal
Wiadomości: 2 136


https://photo.missfashion.pl/pl/1/108/moy/85750.jpg

Czy sytuacja z przesiadką była jednym z objawów mojego zakichanego szczęścia? Na pewno. Czy już doświadczony tym wybrałem możliwość wykupienia wszystkich miejsc? Jasne. Mniej świadków, mniej problemów, brak wyssanych łupinek. Wilk syty, owca cała, a że to ja jestem zwierzyną to muszę sobie zapewnić możliwość przeżycia. Wchodząc na statek popijałem moją nową miłość jakby od niechcenia. Nagrzany alkohol to już nie to samo. Gdy weszliśmy do kajuty, zacząłem się rozkładać i zabezpieczać mój najdroższy, najmilszy procentowy ładunek. Przy okazji zastanawiając się dlaczego zasnąłem? A no tak, z nudów. Plus kilka dni tego bujania, rzygania i prosisz Boga o litość, bądź godzinę spokojnego snu. A tu taka powtórka, bo trzeba się spieszyć, nie przykuwać wzroku. A gdzie kwestia mojej wygody?! Chyba u szefa w rzyci. Gdy już wszystko było mniej więcej ułożone, na tyle perfekcyjnie na ile być może, zdecydowałem się na drzemkę. No, ale wtedy pan "piernicz się słońce" zechciał pogadać. Przekręciłem się w jego stronę, jak dobry kompan podróży. Skoro wampir wytrzymał moją paplaninę do tej pory i chce więcej to czemu nie. Służę moją niedoścignioną elokwencją, ostrym niczym żyleta sarkazmem oraz idiotyczną próbą zachowania swojego życia prywatnego dla siebie.
- Specjalność zakładu, jak się nie ma co się lubi, to trzeba sobie załatwić. Mamy ciszę spokój, brakuje margarity z palemką ale koniakiem się zadowolę. -to mówiąc sięgnąłem po nowo otwartą butelkę i wziąłem duży łyk bursztynowego trunku. - Wiesz, dobry alkohol. Nic jednak nie pobije domowo pędzonej wódki mojego Taty. Przepis z dziada, pradziada, czasów PRLu gdy to komuchy rządziły w Polsce. A no i właśnie. - przechyliłem się w stronę mojego towarzysza i ująłem swoją twarz w dłonie niczym jakaś nastolatka - Na jakim wydarzeniu historycznym się zatrzymałeś oprócz paktu? Tak z ciekawości?
- Nigdy nie musiałem interesować się wydarzeniami w których nie brały udziału wampiry. Jedno mi zapadło w pamięć - Nowy Orlean, paredziesiąt lat temu. Tworzyliśmy razem Jazz.  - czy mnie oczy myliły, czy koleś właśnie się uśmiechnął. To chyba jest uśmiech, dziesięć punktów dla Jaroslava, robisz postępy.
- Wow! Byłeś przy tworzeniu tego gatunku? Nie podejrzewałbym, to na czym grasz staruszku? Czy może uwodzisz publikę głosem?
- Pianino - nastała chwila ciszy podczas której miałem nadzieję, że jednak się rozwinie. Moje marzenia jednak legły w gruzach. Trochę się zawiodłem, dlatego też chciałem łyknąć sobie koniaku, co się nie udało, bo oczywiście wszystko już wypiłem. Wstałem więc i na miękkich już nogach przeszedłem się po nową butelkę. W drodze powrotnej w myślach się modliłem, aby tylko nie bujało. Sekundy dzielące mnie od upragnionego łóżka zmieniały się w wieczność. Nie mogłem bowiem zastosować mojego już sprawdzonego sposobu na czworaka. Trochę pozorów godności trzeba zachować. W końcu dotarłem do upragnionej koi padając na nią niczym kłoda, twarzą prosto w poduszkę. Bezpieczny ląd! Moje kochanie! Ledwo powstrzymałem się od pocałowania posłania. Może jeszcze zdołam uratować rozmowę po uzupełnieniu potrzebnych zapasów płynnej odwagi.
- Hej, to musisz mi kiedyś zagrać, chcę ocenić twoje umiejętności - przekręciłem głowę w stronę wampira z chytrym uśmieszkiem - mogę się zrewanżować solo na saksofonie.
Wampir spojrzał na mnie jakby zaskoczony. Nie pierwszy, nie ostatni raz gdy ktoś to słyszy ma taki wyraz twarzy. Można się przyzwyczaić. Nie ma przecież czegoś takiego jak kulturalny dres w tych czasach, a Słowianin tym bardziej.
- Umiesz grać? - Otworzył usta żeby coś dodać, ale najwyraźniej chyba zmienił zdanie - Jasne. Czemu nie. - Odparł z uśmiechem. Najwyraźniej nasza podróż zapowiadała się dosyć dobrze, a relacja między nami budowała się na porządnych podwalinach stworzonych przez alkohol.
- Dobranoc mistrzu, jak zechcesz gryźć to ostrzeż. – już miałem zasnąć gdy przypomniałem sobie o czymś. – Mamy kilka dni przed sobą. Zapoznam Ciebie z współczesnymi umilaczami czasu czy tego chcesz czy nie, jak tylko złapię kilka godzin upragnionego snu.


//photo.missfashion.pl/pl/1/80/moy/63788.jpg   

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1