Strona główna

Forum - Missfashion.pl, gra o modzie dla dziewczyn!

Dyskusja zamknięta

Strony : 1

#1 05-11-2014 o 20h01

Miss'gadułka
Lynn
Powinni zrobić anime o ojcu Boruto!
Miejsce: Gdzieś między sadyzmem a przerwą obiadową
Wiadomości: 3 258

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka



F A B U Ł A


Kiedyś, w czasach obecnie już całkowicie zapomnianych przez zabieganych ludzi,
W niewielkim miasteczku, którym nikt nie przejmuje się na tyle, by choć zawiesić oko
Na jego ledwie dostrzegalnym miejscu, jakie zajmuje na mapie, pewien człowiek miał
Swój dom i warsztat nieopodal niego. I nawet, jeżeli pracownia chciwie pożerała jego
Czas, zawsze wracał do domu, w którym czekała go kochająca rodzina, równie dobra
Co piękna żona i syn - od zawsze chyba bardzo ciekawy świata. Chętnie się uczył, gdyż
Pozwalało mu to poznawać coraz to nowsze rzeczy, jednak najchętniej czas spędzał
W miejscu pracy ojca. Rzemieślnik ten był lalkarzem, choć potajemnie studiował także
Magię, dzięki której potem mógł urozmaicić swoje dzieła, tchnąć w swoje dzieła odrobinę
Niepowtarzalności, przez co te nie miały sobie równych w najbliższej okolicy. Chłopiec więc
Przyglądał się zarówno samemu procesowi tworzenia lalek, jak i poznawał niektóre zaklęcia,
Aż w końcu ojciec był w stanie powierzyć swoją największą tajemnicę i życiowe pragnienie:
Skonstruowanie takiej lalki, która zupełnie niczym człowiek, będzie w stanie czuć i myśleć.

Projekt był nieukończony, a ona urzekła chłopca w takim stopniu, że od tamtego momentu
Pomagał ojcu w każdej wolnej chwili. Uczynienie jej czymś na wzór człowieka, jak najbardziej
Do upodobnić ją do istoty żywej, nie, SPRAWIĆ, by ta była istotą żywą, w moment stało się
Wspólnym marzeniem ich dwóch. Tak więc starszy z nich, jako bardziej doświadczony,
Zajmował się bardziej skomplikowanymi rzeczami, młodszy natomiast w większości tylko
Sprawdzał, czy wszystko działa, jak trzeba. Przywiązał się do niej ogromnie, często nawet
Odwiedzał warsztat sam, bez rodziciela, tylko po to, by sprawdzić, jak miewa się ich twór,
Czasem rozmawiał z nią tak, jakby potrafiła go zrozumieć, nawet jeśli nigdy nie odpowiadała.
Z dnia na dzień coraz bardziej chciał, by ta kiedyś wreszcie otworzyła oczy samodzielnie. 
Zdarzyło się jednak coś, czego młodzieniec w życiu nie spodziewałby się po swym ojcu...
Jedna z ksiąg mówiła, że do stworzenia sztucznego człowieka najlepiej jest wykorzystać
Albo niezwykle rzadkie przedmioty, znajdujące się w niedostępnych miejscach świata, albo...
Zamiast tego użyć ludzkich części ciała. Oczywiście, mężczyzna nie chciał ryzykować,
A jego wizja zaślepiła go do takiego stopnia, że był w stanie uśmiercić swoją małżonkę.
Wtedy właśnie, dorosły już chłopak, stracił ich obydwoje - próbował uratować matkę,
Jednak zamiast tego zabił też swojego rodziciela. A co potem? Zamknął jego warsztat.


I wyjechał. Nie, nie miał zamiaru odejść na zawsze, porzucając niedokończoną dziewczynę.
Podczas swej podróży po świecie szukał wszystkiego, co było według księgi jego ojca
Potrzebne mu było do tchnięcia życia w lalkę - i chodziło tu o alternatywne środki, tak
By nie musiał nikogo ranić. Zdobycie wszystkiego było jednak na tyle trudne, że dziewczyna
Na naprawdę długo została sama. Zapewnione jej zmysły nie mogły zostać już wyłączone,
Ale i tak nie mogła się ruszyć, zrobić czegokolwiek. Tak więc przez całe dnie nie słyszała
Nic poza ciszą panującą w warsztacie i nie widziała nic poza ciemnością sztucznych powiek.

... Aż do tego dnia.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, ktoś wszedł do środka. Mówił głosem, jaki od razu
Zdradzał niewyobrażalną radość jego właściciela. Skądś go pamiętała... Jednak dopiero,
Gdy ten w całości ją ukończył, uniosła powieki i była w stanie powiedzieć cokolwiek.
Czy wybaczy mu, że aż na tyle ją zostawił? Czy nie będzie wiedziała nawet, w jaki sposób
Obchodzić się z własnymi uczuciami? Od teraz będzie musiała żyć tak, jak człowiek, w czym
Oczywiście z pewnością zechce jej pomóc jeden z jej twórców. Ciekawe, czy będzie to
Tak proste, jak nam by się mogło wydawać... Cóż, przekonajmy się.



Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka



M O J E   O C Z E K I W A N I A
(i   n i e o c z e k i w a n i a)



Chciałam to napisać w takiej w miarę luźnej formie, pozbywając się tych klasycznych
punktów regulaminowych, bo tego nie lubię. Z resztą, wszyscy zasady znają, a ja chcę
tylko napisać, czego bym chciała od osoby współ-piszącej, o ile ktoś taki się znajdzie,
a także wspomnieć o rzeczach, które niektórzy uważają za jakąś dziwną świętość, a
dla mnie to tak naprawdę wszystko jedno, więc nie trzeba się bać o niektóre kwestie.

Zacznę tak, odnośnie samego opo - nie wiem do końca, czy chcę to poprowadzić bardziej
w stronę dramatu, czy komedii, więc zostawię to Tobie i samemu tokowi opowiadania,
dobrze? Bo na razie wiem tylko tyle, że chcę romansidło. I nie zależy mi konkretnie
na którejś z postaci, więc wybór zostawię Tobie... Też nie umiesz się zdecydować?
No dobra! Bardziej zależy mi na panu konstruktorze-ojcobójcy ^^

Jak po obrazkach nietrudno się domyśleć - wszystko jest w takim trochu steampunkowym
klimacie, więc jeśli lubujesz się w opisach takowych, śmiało! A nawet, jeśli nie, możesz
zostawić to mnie, nie ma sprawy!

Nie wymagam wiele od postów. Byle, by były składne i trzymały się chociaż forumowego
minimum. Tym samym proszę się nie przejmować moim rozpisywaniem (jak widać po tym
poście...), ja już tak mam... Dobra, co do postów jeszcze - współpraca przede wszystkim.
Nie obchodzi mnie częstotliwość - jeśli nie masz, masz coś ważniejszego na głowie
lub zwyczajnie Ci się nie chce - po prostu napisz, inaczej ja Ci przypomnę o tym opku.
I tak samo w drugą stronę, w razie mojej sklerozy, bym prosiła. No, chyba że już całkowicie
Ci się tego opka odechce - wtedy, proszę, napisz mi chociaż jakiś sensowny tego powód.
Brak chęci na kontynuację też jest sensownym powodem, a uwierz, ja to świetnie rozumiem.



K T O   T U   P I S Z E ?

Lalką zostanie moja kochana Ikuna,

Jednym z jej twórców natomiast będzie Lynn... Hej, Lynn to ja!



Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka

Ostatnio zmieniony przez Lynn (29-11-2014 o 19h29)



https://data.whicdn.com/images/302401948/original.gif

Offline

#2 05-11-2014 o 20h06

Miss'OK
Ikuna
:>
Miejsce: Nibylandia
Wiadomości: 1 502

Lalka poproszę :3

Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

# Imiona #   Caroline Yvonne ,

# Wiek #    29 lat acz wygląda
                                                   i pewnie zawsze wyglądać będzie na 18

# Wzrost #   158

# Kolor oczu #   Błękit

# Kolor włosów #   Biel

# Cera #   Wręcz biała

# Orientacja # Co to orientacja?

# Charakter #   Do odkrycia w trakcie opowiadania

# Dodatkowe #
~ Właściwie nie jest ona pierwszym modelem doskonalej lalki. Jej numer wynosi 013 co oznacza, że pochodzi z 13 próby stworzenia arcydzieła lalkarstwa.

~ Nie rozumie ludzi, ale stara się ich naśladować
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka
Link do zewnętrznego obrazka

Ostatnio zmieniony przez Ikuna (06-11-2014 o 21h34)

Offline

#3 06-11-2014 o 21h26

Miss'gadułka
Lynn
Powinni zrobić anime o ojcu Boruto!
Miejsce: Gdzieś między sadyzmem a przerwą obiadową
Wiadomości: 3 258

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka



Link do zewnętrznego obrazka

~ Godność ~ Ivo Amadeus Morgan

~ Wiek ~ 20 lat
~ Orientacja ~ To bez znaczenia

~ Wzrost ~ 190 cm
~ Kolor oczu ~ Zielone
~ Kolor włosów ~ Brąz
~ Długość włosów ~ Za kark
~ Cera ~ Lekko opalona

~ Dodatkowe ~ Drugie imię lalki wzięło się od żeńskiego odpowiednika jego imienia. Jego ojciec
dodał je niedługo po narodzinach chłopca. ~ Od lat konstruuje nie tylko lalki. Właściwie, to
podczas swej wyprawy uczył się i tworzył głównie bronie, choć znajdowały się i inne zlecenia. ~




Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka

Link do zewnętrznego obrazka


Link do zewnętrznego obrazka
    Legendarny Kwiat Życia, rosnący tylko w samym sercu Nieskończonych Piasków - zabrało mi półtorej roku mojego życia, z dala od Caroline, znalezienie go i sporządzenie odpowiedniego środka z tejże rośliny. Z pewnością nie przetrwałbym, gdyby nie ludzie, jakich tam spotkałem, z resztą, na każdym etapie tej wyprawy znajdowałem kogoś, kto pomagał mi w zadaniu. Później był Kamień Filozoficzny, ten jednak musiałem zdobyć właśnie w celu uzyskania pomocy, miałem przynieść go pewnej wyjątkowo złośliwej, bagiennej wiedźmie, która nie chciała powierzyć mi informacji odnośnie lokalizacji grot, w jakich szukać miałem kolejnego składnika - Kryształów Energetycznych. Nie musiałem go na szczęście szukać, co zajęłoby mi zapewne, jak w przypadku wielu, wielu ludzi całą wieczność - zamiast tego miałem odszukać pewną osobę, która to wykradła cenny artefakt mojej zleceniodawczyni. Jednak i to nie było tak lekkie, jak mogło się wydawać. Wytropienie tej osoby było jak szukanie igły w stogu siana, więc dodawszy do tego cały plan odzyskania przedmiotu, jego realizację i powrót na bagna, zajęło mi mniej więcej pół roku, kolejne pół za to spędziłem na szukaniu sposobu na wybicie stworów, jakie chroniły jaskinię pełną ów drogocennych minerałów, kiedy już wiedźma powiedziała mi, gdzie mam się po nie udać. Jako, że przez te monstra otarłem się o śmierć kilka razy już za pierwszą próbą (choć w sumie niejeden raz podczas mojej podróży tak się stało...), musiałem więc skonstruować moją pierwszą broń - a były to materiały wybuchowe, będące w stanie zniszczyć te kreatury nie uszkadzając wnętrza skalnej komnaty, a co ważniejsze - znajdujących się w niej przecież, cennych kryształów. Najgorzej było z pokonaniem smoka, którego serce było ostatni potrzebną rzeczą, jaka potrzebna była mi do ożywienia Caroline. Nie było opcji, bym sam był w stanie go pokonać, dlatego wpierw musiałem znaleźć kogoś, kto by mi w tym pomógł. Długo zajęła mi akcja szukania kogoś do pomocy, na szczęście, po raz kolejny natknąłem się na syna właściciela karawany, z jaką przez jakiś czas przemierzałem Nieskończone Piaski. I choć ja miałem wówczas, mam tu na myśli moment, gdy szukałem ludzi do zabicia stwora, ledwie piętnaście lat, on był starszy ode mnie na tyle, by już dawno odłączyć się od ojca i zostać poszukiwaczem przygód. Miał też swoją drużynę, choć sami zwali się gildią jak dla mnie było ich za mało, acz niech już im będzie. W każdym razie gdy tylko chłopak wyręczył mnie w podzieleniu się z nimi moją historią, wszyscy jednogłośnie zgodzili się mi pomóc, zwłaszcza że sami mieli zamiar wybrać się na "coś większego", nawet jeśli oznaczało to długie, długie przygotowania. I w ten sposób trochę z nimi spędziłem... Powiedziałbym, że nawet więcej, niż trochę. Wszyscy byliśmy bowiem przecież młodzi i niezbyt doświadczeni, w porównaniu do długowiecznego smoka, który z pewnością nie raz już musiał zabarwić swe pazury czerwienią krwi swych niedoszłych oprawców. Przygotowywaliśmy się więc do tego, jak nic, po drodze wykonując pomniejsze zadania, dzięki którym udało nam się zarobić na nasz cel. Trenowaliśmy ciężko, szczególnie ja musiałem uczyć się podwójnie, w końcu miałem skonstruować im broń... Każdy dostał swoją, idealnie do niego pasującą, co wynikało z tych kilku lat, jakie poświęciłem obserwacji każdego z członków tej "gildii". Oczywiście, nie mogłem im pozwolić odwalić za mnie całej czarnej roboty i także brałem udział w ataku, dlatego poza tym szkoliłem się w obsłudze ciężkiego działa, z którego wystrzeliwać zamierzałem własnej roboty pociski z materiałem wybuchowym, jaki wcześniej okazał się przecież skuteczny. Jednocześnie jednak musiałem robić to przecież tak, by nie uszkodzić co cenniejszych części ciała bestii... Ale po tych czterech latach pracy, a także poszukiwań odpowiedniego "kandydata", w piątkę nam się udało! Tak się składało, że stwór ten atakował wioski znajdujące się w pobliżu jego kryjówki, można więc powiedzieć, że gdy tylko przelaliśmy jego krew, okoliczni określili nas mianem bohaterów! Nie wiem jednak, czy kiedykolwiek jeszcze spotkam moich towarzyszy broni, ale oświadczyli, że z pewnością kiedyś mi się jeszcze odwdzięczą, gdy pozwoliłem im zagarnąć całą resztę skarbów, jakie przez całe swe życie smok zbierał, dla ich stowarzyszenia, sobie zostawiając wyłącznie jego serce i tyle złota, by starczyło mi na powrót do mojego domu. Oczywiście, musiałem też odpowiednio zabezpieczyć rzadki organ, droga do domu była niezwykle długa i dość niebezpieczna, a jednak musiałem ograniczyć magię do niezbędnych konieczności, by serce nie utraciło swoich właściwości, które jak liczyłem, uczynią z mej lubej w pełni żyjącą istotę. Zanim jednak tak się stało, miałem przed sobą drogę długą, długą doprawdy...
    Jednak miałem za dużo rzeczy, które za bardzo osładzały mi rzeczywistość, bym miał martwić się tym, że mój pobyt poza domem chylił się ku rokowi ósmemu. I nie mówię tu już nawet o tym, że gdybym nie urodził się w tej rodzinie, zapewne wówczas, gdy osiągnąłem dwunasty rok życia, zamiast przemierzyć pół świata, widząc jego uroki, jak i poznając i pomagając wielokrotnie większej ilości ludzi, niż było w naszym sennym miasteczku, siedziałbym dniami i nocami w jakiejś fabryce albo kopalni, ze świata widząc tylko co jakiś czas kawałek nieba nad osadą, jeśli pozwolono by mi kiedyś na powrót do domu. No i oczywiście, nie spotkałbym nigdy  mojej słodkiej Caroline. Muszę przyznać - będąc jeszcze dzieciakiem zdążyłem zadurzyć się w niej, a trzeba wiedzieć, że ze względu nie tylko na jej urodę. Chciałem się nią opiekować, kiedy już będzie ukończona, pokazać jej ten świat. I oczywiście, ów uczucie to nie zgasło do teraz. Nie było chyba dnia, kiedy bym o niej nie myślał, ciągle zastanawiałem się, jak to będzie, gdy już z powrotem się pojawię, gdy będę mógł już naprawdę, całkowicie ją ożywić. Mój cel wraz z nią przysłaniał mi cały ten zwiedzony świat. A teraz stawał się coraz bliższy, niż kiedykolwiek dotąd! Z każdą chwilą, z każdym krokiem, jaki zrobiłem na drodze w stronę mojego domu...
    I tak oto wróciłem, do mojego rodzinnego miasteczka. Widząc tam wszystko jedynie odrobinę zmienione przez przemijający czas, w pierwszej chwili pomyślałem po prostu, że wszystko tam jest takie dziwnie... Małe. Chwilę później jednak śmiałem się już z tej myśli, bo przecież naprawdę dużo czasu minęło i w ciągu tych paru lat nie tylko rdza na starych ogrodzeniach w tym mieście zdążyła się rozwinąć. A ja, choć zmieniony, w ogóle tego nie czułem, choć może po prostu zagłuszała to kompletnie chęć jak najszybszego zobaczenia Carolice, bo im bliżej warsztatu mojego ojca byłem, tym coraz szybciej szedłem w tamtą stronę. Nie chciałem zwlekać, przedłużać jeszcze naszego spotkania - postanowiłem, że najpierw pójdę do niej i ją uruchomię, a potem dopiero zajmę się czym innym, czyli sprawdzę, jak ma się mój dom. Ludzie, których mijałem po drodze, patrzyli na mnie ze zdziwieniem. W przeciwieństwie do mnie, większość nic się nie zmieniła, może dlatego mnie trudniej było im rozpoznać, jednak wiedziałem też po zmianie ich mimiki, iż po dłuższej chwili obserwowania mnie w obcym poczęli dostrzegać tego samego dzieciaka, któremu parę lat temu wróżyli pewną śmierć. No pięknie, teraz się zacznie... Prawdopodobnie będę na językach całej okolicznej społeczności, co najmniej przez najbliższe kilka tygodni. Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało, w końcu przecież pokazałem tym wszystkim tchórzom, co to większość za nasze miasto całe życie nosa nie wyściubiła, że jednak nie mieli racji co do mnie i to w żadnym stopniu. Ale niemniej też, jak każdy normalny człowiek, zwyczajnie nie lubię plotek.
    Gdy już znalazłem się pod pracownią, ręka jakby sama przemieściła się w kierunku klamki, po chwili popychając drzwi skrzypiące nieco głośniej, niż kiedyś. Później będę musiał coś z tym zrobić, ale jak już mówiłem, na razie zajmę się priorytetem, jakim jest czekająca na mnie, niedokończona mechaniczna dziewczyna. Następnie więc skierowałem się do kryjówki, w której ojciec trzymał ją całe jej życie. Gdy tylko zdałem sobie z tego sprawę, postanowiłem jak najszybciej wyprowadzić ją z tego miejsca, które nagle, przez ulotną chwilę, wydało mi się wyjątkowo ponurym.
- Wróciłem! - oznajmiłem zaraz po wejściu do pomieszczenia tak, jakbym właśnie poszedł do sklepu naprzeciwko po mleko, a nie na drugi koniec świata po części do żywej lalki. Kij że na "raptem" osiem lat... I tak to było tylko skojarzenie.
Większość rzeczy, które ze sobą przywiozłem, zostawiłem we właściwej pracowni, teraz miałem z sobą tylko wszystko to, co potrzebne było do, jak zwał to mój ojciec, procesu wybudzania, jak książka nazywała ostatni etap ożywiania lalki. No i w razie czego wziąłem ze sobą też żarówkę, gdyby ta wkręcona tam jeszcze za życia mojego ojca odmawiała już posłuszeństwa, jednak jak się okazało, oświetlała całe, nawet jeśli niewielkie pomieszczenie, jak trzeba. Całą resztę, czyli serce, kryształy i flakon z esencją, ułożyłem na stole, tuż obok znajdującej się na nim w pozycji siedzącej dziewczyny. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się czule, dotykając delikatnie alabastrowego policzka. Choć opalenizna już dawno powinna zejść, półtorej roku prażenia się w pustynnym słońcu zrobiło swoje, zostawiając dość ciężkie do pozbycia się ślady w postaci karnacji ciemniejszej, niż miałem jako dziecko. A może tylko mi się wydawało, bo tak dawno nie widziałem jej niemal białej twarzy? Zaraz jednak nie zastanawiałem się już nad tym, gdy tylko zauważyłem, że na opuszkach moich palców pojawiło się mnóstwo drobinek kurzu, jakim pokryta była nie tylko jej twarz, ale ona cała.
- Przepraszam, że to tyle trwało - niemal szepnąłem widząc, do jakiego stanu doprowadziła ją moja nieobecność. - Ale już Cię nie zostawię, obiecuję. Brakowało mi Ciebie.
Zmierzyłem wzrokiem jej drobną figurę. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, że już nie równaliśmy się wzrostem, a wręcz ona jakby została w tyle, bo przecież tak naprawdę nigdy nie urośnie. Obchodziło mnie tylko to, że była tak strasznie zaniedbana... Musiałem doprowadzić ją do porządku, zanim zabrałem się za jej ożywianie. Umyłem ją, wycierając z kurzu, przeczesałem włosy i przebrałem ją też w sukienkę jednej z dwunastu lalek, jakie tkwiły w gablocie w sąsiadującym pomieszczeniu. Nie wiedziałem, czemu nie znajdowały się one w pomieszczeniu reprezentacyjnym, a w sekretnej kryjówce, jednak nawet, gdyby ta kwestia interesowała mnie na tyle, bym spytał ojca, w momencie gdy odkryłem ten kolejny pokój obok, ten był już w takim stanie, w którym nikt raczej nie może powiedzieć czegokolwiek, pozostanie to więc dla mnie chyba wiecznym sekretem. Z resztą, mniejsza. Zamyśliłem się o tym do takiego stopnia, że nie zrozumiałem, że przez dziwny rodzaj protezy, jaki tamta lalka miała zamiast prawej łydki i stopy, nie była też w posiadaniu drugiego buta, szybko więc wróciłem tam, by wykraść innej kompletną parę. Cóż, wolałem nie marnować czasu na szukanie rzeczy gdzie indziej w sklepie, bo prawdopodobnie i tak wszystko w części reprezentacyjnej mogło już być poprzeżerane przez mole.
Rozmawiałem z nią dalej, cały czas, jaki byłem w pomieszczeniu, w dodatku tak naturalnie, jak lata temu weszło mi w nawyk i najwyraźniej do teraz nie byłem w stanie się tego pozbyć. Innymi słowy, zupełnie tak, jakby mogła mi odpowiedzieć, więc w rzeczywistości było by tak, że jeśli normalny człowiek widziałby mnie w tym momencie, bez wątpienia uznałby mnie za jakiegoś pomyleńca.
- Wypadałoby tu też posprzątać, zanim jeszcze będziesz mogła otworzyć oczy... - zagadnąłem jeszcze rozglądając się, gdy już oceniałem, czy na pewno dokładnie oczyściłem delikatną porcelanę, jaką była powierzchnia skóry Caroline. - W końcu lepiej chyba, żeby pierwszym, co zobaczysz, nie był ten bałagan? - spytałem, śmiejąc się lekko. Ciekawe, czy lubiła mój śmiech? I w ogóle, czy tęskniła za mną tak mocno, jak ja za nią? Chciałbym ją o to spytać, choć wolałbym sam to od niej usłyszeć. Powinna wiedzieć, czym jest tęsknota... Nie raz mówiłem jej o tym, kiedy zmuszony byłem znikać z tego pomieszczenia na dłużej, niż dwadzieścia cztery godziny. A może ona mnie nie pozna? Może mój głos zmienił się za bardzo, przez co myśli że jestem obcym?
Chcąc, by te przerażająco czarne myśli opuściły mnie jak najszybciej, wziąłem się do roboty. Otworzyłem flakon pełen Eliksiru Życia, sporządzonego z pomocą pewnego alchemika, którego maleńką córeczkę odnalazłem błąkającą się na bagnach, gdy ostatni już raz opuszczałem chatkę wiedźmy (przypadek?). Metaliczny połysk i ciężki do opisania, lekko słodkawy, acz po dłuższym zaciągnięciu się doprowadzający do mdłości zapach - te dwie cechy tylko odróżniały ów płyn od zwyczajnej, ludzkiej krwi, kolorem i konsystencją (smaku bałem się sprawdzić, mimo przyjaznej nazwy zarówno rośliny, jak i pochodzącego od niej oleju). Zdjąłem wszelkie zaklęcia z olbrzymiego, smoczego serca, poza tym zmniejszającym, w końcu musiało pasować dla filigranowej Caro. Przechyliłem nad nim flakon i ostrożnie wlałem do organu całą zawartość, w ten sposób, w jaki opisano to w księdze, której rozdziały, szczególnie te poświęcone sposobom na ożywienie lalki, znałem na pamięć tak dobrze, że nawet nie było potrzeby jej wyciągać. Kryształ nie wymagał, a nawet nie mógł być szlifowany, więc z nim było najmniej problemu - starczyło go umieścić na samym końcu, więc na razie nawet na niego nie spojrzałem. Rozpiąłem jej sukienkę z tyłu... Ale ale, bez skojarzeń mi tu! Musiałem przecież jakoś umieścić wewnątrz niej serce i kryształ, a bez odkręcenia i zdjęcia pokrywy, jaka mieściła się na jej plecach, nie mógłbym tego zrobić w żaden sposób. Kiedy już jednak się jej pozbyłem, przeszkadzał mi też strasznie żelazny statyw pełniący rolę kręgosłupa, między którego kręgami widać było wijący się wewnątrz rdzeń, a przynajmniej jego odpowiednik, nie muszę więc mówić chyba, że musiałem szczególnie na to uważać.
- Mam nadzieję, że Cię to nie boli... Jeśli tak, wybacz, ale to konieczne - nawet, kiedy umiejscawiałem serce na jego miejscu, podczepiając je do kilku podajników u góry i z dołu, nie przestawałem do niej mówić. Miałem podzielną uwagę, mogłem spokojnie prowadzić tę jednostronną rozmowę, jednocześnie nie martwiąc się o to, że nie będę w stanie kontrolować, jak na jej sztuczny organizm wpływa smocze serce. O dziwo, żywa tkanka dość dobrze przyjęła się w mechanicznym ciele, gdy tuż po zamontowaniu kryształów energetycznych zaczęła w metalowe żyły pompować sztuczną krew, jaką był olej z Kwiatu Życia.
- Regeneracja serca białego smoka sprzyja też powielaniu cząsteczek eliksiru, który w Tobie płynie - wyjaśniłem, choć zastanowiłem się, czy coś z tego zrozumiała. Cóż, skoro znała techniczny bełkot mojego ojca, nie powinna mieć i z tym problemów... Chyba, że go nie rozumiała. - Więc niedługo cała będziesz zasilona. Jeśli poczujesz, że jesteś w stanie czymś poruszać, zrób tak, dobrze? - poleciłem, a gdy już byłem pewien, że wszystko działa tak, jak działać powinno, przykryłem ją z powrotem pokrywą i zapiąłem sukienkę modląc się, by nie była potem przez to na mnie zła. Ale co ja na to poradzę, że inaczej się nie dało, nawet jeśli sam czułem się z tym zadziwiająco normalnie, chociaż to chyba nic dziwnego, skoro od małego znałem jej anatomię, niejednokrotnie pomagając ojcu.
Nie czekając, aż ta się rozkręci, chwyciłem za miotłę. Jak już wcześniej wspomniałem, ponadto zobowiązując się do tego na głos, trzeba tu było posprzątać, nim ona się przebudzi. Na szczęście pozostało tu tylko zmieść podłogę i wytrzeć kurze, bo wszystko inne było na swoim miejscu, tak, jak to zostawiłem lata temu. Jednocześnie napawało mnie to ogromnym spokojem - w tym czasie nikt się tu nie włamał. Gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłbym sobie, że na tak długo ją zostawiłem... A jednak ukryty pokój to ukryty pokój. Nawet, jeśli ktoś wdarłby się do sklepu i pracowni, tutaj by nie dotarł nigdy.
    Zdążyłem skończyć już zarówno pozbyć się brudu z podłogi, jak i półek i znajdujących się na nich przedmiotów, gdy nagle usłyszałem za sobą ciche, mechaniczne odgłosy, jakie oznaczały, że dziewczyna zaczęła wreszcze władać mechanicznym ciałem. Cóż, raczej niewiele czasu minie, kiedy nauczy się panować nad tym dźwiękiem, tak przynajmniej mówił mi mój ojciec, zobaczymy, jak wyjdzie w praktyce... Szybko odłożyłem ścierkę do kurzu i niemal do niej podbiegłem, przeskakując stół. Niebawem powinna otworzyć oczy, myślałem. Ciekawiło mnie też strasznie, jaki ma głos, którego również niedługo powinna użyć... Kiedy jednak znalazłem się przed jej obliczem, jasnobłękitne, szklane oczy już na mnie spoglądały. Nie sądziłem, że może być jeszcze piękniejsza, a jednak jakoś nie żałuję tego, że się myliłem... Choć na chwilę aż zaniemówiłem, jednak za chwilę wróciła mi pewność siebie. To przecież wciąż ta sama lalka, prawda?
- Cześć, to ja, Ivo. - przedstawiłem się, schylając się tak, by moja twarz była na równi z jej delikatnym obliczem. Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że w ten sposób mogłem jej wyjaśnić, że to ten sam człowiek, który poszedł dla niej po części bogowie wiedzą, gdzie. Choć jednocześnie miałem nadzieję, że nie było to konieczne, a ona o mnie wiedziała. - Jak się czujesz? Wiesz, jak wstać? - spytałem. Nie wiedziałem, czy to ekscytacja, czy po prostu zwyczajna radość, ale nie mogłem się do niej nie uśmiechnąć. W końcu udało mi się to, na co tyle lat czekałem! Ale nawet mniejsza o to, wreszcie mogłem spojrzeć na Caroline ze świadomością, że i ona mnie widzi. Miałem tylko nadzieję, że i z jej aparatem mowy wszystko dobrze i będzie w stanie ze mną rozmawiać. Może i nie powinno to mieć dla mnie większego znaczenia, ale skoro już ją ożywiłem chciałem by była w pełni sprawna. To źle?

Ostatnio zmieniony przez Lynn (07-11-2014 o 19h25)



https://data.whicdn.com/images/302401948/original.gif

Offline

#4 25-11-2014 o 18h14

Miss'OK
Ikuna
:>
Miejsce: Nibylandia
Wiadomości: 1 502

# Caroline  #

Tik, tak, tik, tak, tik, tak... Po jakimś czasie i ten dźwięk zamilkł. Leżała w ciemności, nie mogąc się ruszyć, choć nawet nie wiedziała, czy może się poruszyć i co to znaczy. Czym, kim jestem? Co to ktoś? Co to coś? W głowie słyszała dźwięki, które dawniej słyszała. Mowa? Tak to chyba opisywał ten, który nazywał ją Caroline? Kim on był? Miał głęboki głos, niski, tubalny, choć tego też nie potrafiła określić. Pamiętała też głos delikatniejszy, bardziej piskliwy. Czuła się nieco dziwnie, ale może tak miało być... Nie miała świadomości mijającego czasu, ani tego, co się stało, że była sama. Nie znała uczuć, nie miała serca i części odpowiadających za uczucia. Miała uruchomione zmysły zapachu, słuchy, wzroku i smaku ale te trzy nie działały, jak powinny, gdyż nie mogła kontrolować własnego ciała. Nie raz czuła, jak chodzą po niej owady, pająki czy myszy, ale nie mogła ich odepchnąć, choć czuła łaskotanie, które ją denerwowało, ale nie umiałaby nazwać tego odczucia, jak w sumie żadnego. Czasem tęskniła za młodym głosem, który potrafił mówić do niej długo, jednak on odszedł, nie było go. W końcu zaczęła zapominać. Wtedy jednak znów usłyszała głos mówiący do niej. Był tak podobny do tego dawnego, dziecięcego głosy, czy to możliwe, by on wrócił? Głos, ten głos... Po chwili mówił już do niej jak za dawnych lat, lecz tym razem o czymś, czego nie rozumiała. Posadził ją i zaczął ją dotykać, po dłuższej chwili poczuła, że otworzył ją i czuła jego dłonie. Włożył w nią, jak to nazwał, serce smoka, później oblał ją czymś. Gdy tylko skończył, poczuła najstraszniejsze uczucie świata. Coś piekło i rozrywało ja od wewnątrz. Miała wrażenie, że serce wewnątrz niej chce się zmiażdżyć. Dopiero po chwili wszystko przeszło, usłyszała szum u wszach, nie za bardzo wiedziała, co to, ale nie było to nic nieprzyjemnego. Jak przez wodę słyszała teraz głos mówiący do niej. Poczuła słodki zapach stęchlizny i kurzu jeszcze wyraźniej, niż wcześniej. Poruszyła językiem wewnątrz ust, czując napływającą do niego, bezsmakową substancję - sztuczną ślinę. Do tego wszystkiemu towarzyszyły mechaniczne dźwięki. Po chwili udało się jej poruszyć palcami, a następnie otworzyć oczy, które musiała znów zamknąć, bowiem było jasno i czuła, że słońce razi ją boleśnie w oczy. Po chwili podszedł do niej ktoś, kto wydawał z siebie głos, znajomy, ale nieco inny. Bardziej tubalny, niż ten który znała dawniej. Przekręciła głowę, czemu towarzyszyły dźwięki mechanicznych śrubek i kółek zębatych.
- Ivo - powtórzyła. Teraz przypomniała sobie, że tamten drugi głos też używał imienia Ivo. Wskazała zatem na siebie i powtórzyła imię. Zaskoczyło ją to, że z jej ust też wydobywa się dźwięk. Był miły i delikatny, więc kilka razy powtórzyła imię chłopaka, sądząc że tak nazywa ją samą. W końcu była zagubiona jak dziecko.
  - Wstać? Co to wstać? - zapytała, mrugając i przekręcając głowę w drugą stronę, co na szczęście nie wywołało już skrzypienia. Dopiero po krótkiej chwili chłopak wyciągnął dłoń w jej stronę, ta po chwili zastanowienia chwyciła ją i czując, jak chłopak ciągnie ją w przód, wstała, jednak nie na długo, bowiem zachwiała się i wylądowała wprost na młodym mężczyźnie. Nic jej nie bolało, albowiem ludzkie ciało zamortyzowało jej upadek. Teraz leżała na nim, oparła się na jego torsie i przyglądała się jego twarzy. Spojrzała na jego oczy, dotknęła włosów, chciała je jakoś określić. Spodobały się jej i były miłe w dotyku. Zamiast jednak coś powiedzieć zamruczała jak kot, który przychodził tu wieczorem i kładł się na jej brzuchu. Teraz leżała i bawiła się włosami Ivo. Dotknęła jego nosa i policzkowi. Pociągnęła je tak, że jego twarz lekko się zniekształciła. Mimowolnie się uśmiechnęła i zaczęła bawić się dalej jego twarzą. Nie znała tego uczucia, ale już jej się spodobało. Była to radość, taka jaką czują dzieci. Przerwała po chwili zabawę jego twarzą, bowiem usłyszała mruczenie. Czarny kot z białą "skarpetką" na lewej łapce właśnie wskoczył do środka i zaczął ocierać się o jej nogę. Popatrzyła na zwierzątko i zeszła z biednego Ivo. Leżąc na podłodze przyglądała się kotu, który właśnie polizał ją po nosie, co spowodowało, że odskoczyła zaskoczona. Przejechała dłonią po nosie. Wskazała palcem na kota, popatrzyła na brązowowłosego.
- Co to? - zapytała swoim słodkim, uroczym głosikiem. Zwierzak otarł się o nią, więc ta zachęcona milutkim futrem przejechała palcem po łebku zwierzęcia. Usiadła na ziemi, a kot wskoczył jej na kolana, zwinął się w kulkę i zasnął. Ona jak dziecko wpatrywała się w niego wielkimi oczyma.
Kot pomrukiwał, a ona teraz obserwowała Ivo. Jej wzrok z niego przeniósł się na lalki za szkłem, wstała zrzucając nieszczęsnego kota z nóg, który tylko żałośnie miauknął i wskoczył na stół. Ona na czworakach przeszła do szybki, oparła się o  nią i podniosła do pozycji pionowej. Przyglądała się innymi lalkom, które miały jakieś defekty. To któraś nie miała nogi, to oka, jedna z nich była naga, a ona miała na sobie jej sukienkę. Odwróciła się w stronę lalkarza i podeszła do niego. Wpatrywała się w wysokiego młodzieńca dłuższą chwilę, po czym stanęła na palcach, wyciągnęła dłoń i znów złapała go za policzek, uśmiechając się przy tym jak dziecko.
  - Ivo - powtórzyła jego imię, jednak tym razem nie było to kierowane do siebie samej, a do niego. - Ivo - powtórzyła drugi raz, puściła policzek i przytuliła się do chłopaka, nasłuchując bicia jego serca. Potem dotknęła swojego, w miejscu gdzie znajdował się jej mostek i wyczuła podobne bicie. Zaciekawiło ją to na tyle, by znów wtulić się w chłopaka i przysłychiwać się jego sercu.

Offline

#5 29-11-2014 o 19h25

Miss'gadułka
Lynn
Powinni zrobić anime o ojcu Boruto!
Miejsce: Gdzieś między sadyzmem a przerwą obiadową
Wiadomości: 3 258

Ivo(siek <3)

    Głos miała jeszcze piękniejszy, niż byłem w stanie sobie wyobrazić, choć i na to miałem przecież naprawdę sporo czasu. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że ona chyba nie wie, o czym mówi, mianowicie wówczas, gdy wypowiadając moje imię po raz drugi, wskazała na siebie.
- Znaczy się, nie! - powiedziałem, zastanawiając się, jakby tu ją poprawić. Na szczęście, nie trwało to dłużej, jak moment. - Ja Ivo. Ty Caroline. - powiedziałem, pokazując kolejno na siebie i na nią. Uznałem to za małe niedociągnięcie... Kiedy jednak spytała mnie, czym jest wstawanie, pomyślałem tylko, że czeka mnie naprawdę sporo roboty, jeśli chodzi o wyjaśnianie jej działania tego świata...
    A potem, potem już wiecie, co się stało. I chyba też nietrudno się domyślić, jak zdziwiony, czy raczej zszokowany byłem jej zachowaniem. Skąd u niej takie nawyki? Czyżbym namieszał coś podczas wstawiania serca? A może to jeszcze podczas konstruowania? Zanim zdążyłem znaleźć jakiekolwiek sensowne wyjaśnienie, ono samo przyszło, prześlizgając się do pomieszczenia. Czyli jednak nie było tak szczelnie zamknięte, jak myślałem... Choć co za różnica, skoro tylko takie drobne stworzenie było w stanie się tu prześlizgnąć.
- To jest kot - wyjaśniłem krótko, psychicznie już powoli przyzwyczajając się do myśli, że będzie trzeba jej to wszystko tłumaczyć.
    Nie chciałem wspominać już, że wspominałem o tych stworzeniach kilka razy, bo mogła nie pamiętać. Z resztą, mogła i tak nie skojarzyć. Nigdy jej ich nie przyprowadzałem, bo ojciec nie życzył sobie jakichkolwiek zwierząt, czy w ogóle, żywych stworzeń, w tejże pracowni. Będę jednak, jak widać, musiał jej wyjaśnić, jak się z nimi obchodzić, co postanowiłem od razu, gdy ta się podniosła, już nie zwracając na niego uwagi.
    No tak, tak myślałem, że jej uwagę przykują lalki za gablotą... A fakt, że jednej z nich zabrałem ubranie, nie był czymś niezwykłym. Mój ojciec, gdy tylko jakaś część wychodziła mu wręcz idealnie, przenosił ją do następnego projektu, tak mi to przynajmniej wyjaśnił. Caroline miała więc prawdopodobnie większość części tych nieruchomych postaci w sobie.
    Nagle, niespodziewanie, obrała sobie znów mnie jako obiekt jej zainteresowania. Jednak kiedy ta wtuliła się we mnie po raz pierwszy, nie zdążyłem też jej objąć, więc zrobiłem to za drugim razem. Chyba w życiu tak się nie cieszyłem z tego, że ją widzę. Próbowałem sobie przypomnieć, jak to było, kiedy jeszcze byłem młodszy - nie, ilekroć do niej wracałem, czułem ciepło i niesamowity spokój, oznaczający to, że byłem szczęśliwy, że nic jej nie jest, jednak nie aż tak, jak obecnie. Teraz, trzymając ją w ramionach pragnąłem, by mogła być całym moim światem. Zakochałem się? Kogo próbuję oszukać, już dawno!
Odsunąłem się od niej po dłuższej chwili. Nie będziemy tu przecież całą wieczność, choć i ta wizja mogłaby mi odpowiadać.
- Chcesz stąd wyjść? - zaproponowałem, pokazując drzwi, prowadzące najpierw do sklepu mojego ojca, potem na zewnątrz. - Jeśli chcesz, możesz się jeszcze tutaj porozglądać, ale niedługo chciałbym Cię zabrać do domu. - błagam, jeśli nie skojarzy miejsca, o którym mówiłem najczęściej, to ja chyba nie wiem, co zrobię...



https://data.whicdn.com/images/302401948/original.gif

Offline

#6 30-11-2014 o 00h01

Miss'OK
Ikuna
:>
Miejsce: Nibylandia
Wiadomości: 1 502

# Caroline  #

Zdawało się,  że momentami nie słucha chłopaka i wręcz nie zważa na niego uwagi, ale gdy ją przytulił poczuła coś dziwnego. Bicie serca przyśpieszyło, a ona nie wiedzieć czemu puściła jego poliki i wtuliła się w niego. Dziwny ścisk w środku brzucha i klatce piersiowej przelewał się w przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele i stanąć gdzieś w okolicy policzków. Na jej usta wpłynął uśmiech, ale inny niż wcześniejsze. Bardziej delikatny i dziewczęcy. Gdy wypowiedział słowo dom popatrzyła na niego.
  - Dom...- jej wzrok stał się nieco nieobecny. Dopiero po chwili spojrzała na niego. Słowo dom wywołało tysiące innych skojarzeń, takich jak mama, tata, zapach ciasta, święta, pokój czy wiele więcej których ona nie do końca rozumiała, ale pamiętała co jej mówił, a ona w tej chwili chciała to wszystko zobaczyć.
  - Chce do domu. - jednak po chwili odwróciła się i poszła do pomieszczenia obok gdzie uciekł kot. Wzięła go na ręce i z błagalnym spojrzeniem popatrzyła na chłopaka.
  -Kot też ? - po tych słowach przytuliła do siebie futrzaka który radośnie zamruczał i zaczął łasić się do jej szyi. Podeszła do Ivo i wpatrując się w niego zaczęła głaskać kociaka. Zaczęła przeskakiwać z nogi na nogę.
  - Od wyjścia dwie ulice przejść prosto, skręcić w trzecią po prawo, a następnie iść tak długo aż zobaczy się domek z białym płotkiem. - powiedziała nieco automatycznie, mimo to znów uśmiechnęła się delikatnie w kierunku chłopaka.

Ostatnio zmieniony przez Ikuna (30-11-2014 o 00h12)

Offline

#7 30-11-2014 o 01h22

Miss'gadułka
Lynn
Powinni zrobić anime o ojcu Boruto!
Miejsce: Gdzieś między sadyzmem a przerwą obiadową
Wiadomości: 3 258

Ivo(siek <3)

- ...Aż zobaczy się domek z białym płotkiem. - dokończyłem wraz z nią, wprost nie mogąc nie zaśmiać się lekko.
No tak, to ja jej w myślach wypominam, że może nie skonarzyć, a sam nie pamiętałem mojej formułki, którą jak szalony powtarzałem Caroline. Cóż... Jako dziecko bardzo bałem się, że nie będzie umiała tam trafić, jeśli coś stanie się mnie albo tacie, więc wolałem się ubezpieczyć! Teraz wyglądało mi to tak naiwnie... Ale mimo to i tak chciałem traktować to poważnie. Dziwne, nie? Cóż, taka siła sentymentów.
Z kotem się chwilę wahałem, dlatego nie odpowiedziałem od razu. Nigdy nie miałem zwierząt, jak więc się miałem takim zajmować? Z drugiej strony, zawsze kiedyś musiało przyjść mi się nauczyć... Z resztą, wyglądało na to, że Caro bardzo na tym zależało, a ja byłem w takim stanie, że pragnąłem spełnić każdą jej zachciankę. No i on był prawdopodnie jej jedynym towarzystwem tutaj... Co mi tam! Smoka pokonałem, to się kotem nie zaopiekuję?
- Zgoda, kot też - powiedziałem, na co ta się niesamowicie ucieszyła, co jednak miało skutek nienajlepszy, bowiem teraz przyciskała kota do siebie tak mocno, że nie wiem, dlaczego zaskoczyło mnie jego miauknięcie.
- Ale nie, nie, nie! - powiedziałem nagle, bo nie powiem, że mnie tym nie wystraszyła. Podszedłem do niej szybkim krokiem i mówiłem dalej, tym razem jednak łagodniej, spokojniej. Jeszcze tego brakowało, by i ona była przerażona. - Nie trzymaj go tak mocno - poleciłem i złapałem ją za ręce tak, by zwolniła uścisk. - Jeśli będziesz go trzymać w ten sposób, będzie go bolało. - sam mój ton wskazywał na to, że to nic dobrego nie oznacza. - Tak lepiej, o. - rzuciłem, gdy już trzymała tego nieszczęsnego futrzaka w miarę normalnie, a na moją twarz znów wstąpił uśmiech. Ten kot zdawał się naprawdę ją cieszyć...
Wziąłem znów swoje rzeczy i wyszliśmy z pracowni. Na ulicy było już niewiele ludzi, a niebo zaczęło się już ściemniać, racząc oczy rewią granatowych, czerwonych i żółtawych obłoków, nie zapominając oczywiście o zanikającej w oddali, mieniącej się oślepiającym, złotym blaskiem tarczy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie spędziłem w warsztacie paru minut. Cóż... Wypadałoby zrobić kolację, o ile jeszcze cokolwiek tam zechce działać. Z resztą, ciekawiło mnie, w jakim stanie jest posiadłość pk moich rodzicach.
Na szczęście porządna okolica mnie nie zawiodła - w przeciwieństwie do innych opuszczonych domów, nie rzucał się w oczy dzięki wybitym szybom czy braku połowy dachu. Stał tam taki, jak niecałą dekadę temu. Może tylko trochę wyblakły, z zaniedbanym ogrodem... Będzie trzeba się tym wszystkim zająć!
- Mam tylko nadzieję, że nie jesteś rozczarowana - przyznałem wiedząc, że stan domu niezbyt może pasować do wyobrażeń Caroline. - Wiesz, długo mnie tu nie było... Ale obiecuję, wszystkim się zajmę! - dodałem, idąc już do furtki i podobnie, jak potem drzwi, otwierając je przed dziewczyną. I kotem, który jeszcze, aż dziw, gdzieś nie przepadł.

Ostatnio zmieniony przez Lynn (30-11-2014 o 01h28)



https://data.whicdn.com/images/302401948/original.gif

Offline

#8 30-11-2014 o 02h15

Miss'OK
Ikuna
:>
Miejsce: Nibylandia
Wiadomości: 1 502

# Caroline  #

Kiedy chłopak tłumaczył jej, że nie wolno zbyt mocno przytulać kota patrzyła na niego lekko marszcząc brwi. Przecież ona nie chciała zrobić nic złego, wręcz przeciwnie. Mimo to wysłuchała go zupełnie jak gdyby był czymś najcudowniejszym na świecie i postąpiła według jego zaleceń, a kot znów radośnie mruczał w jej ramionach. Grzecznie ruszyła za nim, ciągle głaszcząc czarny kłębek teraz cichutko oddychający, zupełnie jak za czasów gdy po prostu leżała na stole w pracowni lalkarskiej. Rozglądała się z wielkimi oczami po okolicy. Gdy spojrzała na chowającą się za horyzontem wielką żółtą tarczę, a w okół niej zorza w różnych barwach, czerwonym, żółtym, różowym, fioletowym stopniowo przechodzącym w granatowy zwiastujący nadejście nocy. Ona natychmiast zrozumiała co to słońce o którym opowiadał jej ten dziecięcy głosik, oraz zachód słońca i noc. Wszystko wydawało się jej tak piękne, że w pewnej chwili poczuła ukłucie w okolicy jej nowego organu zwanego sercem.
~ Piękne - mruknęła patrząc na niebo gdy mijali uliczki, domy i inne budynki ona nadal rozglądała się z zaciekawieniem. Nagle zatrzymali się przed domem, nie tak zaniedbanym jak inne, ale jednak czas odcisnął na nim swoje piętno. Gdzieniegdzie odpadał tynk, ogród był zapuszczony i zachwaszczony, firanki smętnie zwisały z okien, płotek nie był już biały, właściwie przybierał odcienie szarości. Bramę do domu obrosły róże, dawniej zapewne piękne i zadbane, dziś już zdziczałe i wymagające gruntownego przycięcia. Mimo to Caroline podeszła do nich i nachyliła się nad jednym z pąków i przyglądała się mu z ciekawością. Wtedy do jej nozdrzy dotarło coś nowego. Zapach! Piękny i słodki budzący dobre skojarzenia. Kiedyś, bardzo dawno temu czuła już ten zapach. Mówił tym kwiecie Ivo, a ona teraz usilnie próbowała przypomnieć sobie co to było.
~ Róża? - Wskazała palcem na kwiat, niestety przez nieuwagę nacisnęła na jeden z kolców. W szoku obserwowała jak z małej ranki zaczyna wydobywać się czerwona kropelka, jeden ze składników niezbędnych do jej ożywienia. W tej chwili poczuła też nowe uczucie, inne niż wszystkie radosne które czuła do tej pory. Był to ból, czysty fizyczny ból. Spojrzała na chłopaka i pierwszy raz chyba nie uśmiechała się. Wręcz przeciwnie, delikatnie rozchyliła usta pokazując mu palec. Ból wydawał się jej o tyle straszny, bowiem nigdy nie czuła tego uczucia i nie potrafiła rozróżnić stopnia jego natężenia.

Offline

#9 09-12-2014 o 21h15

Miss'gadułka
Lynn
Powinni zrobić anime o ojcu Boruto!
Miejsce: Gdzieś między sadyzmem a przerwą obiadową
Wiadomości: 3 258

Ivo(siek <3)

Lalka zatrzymała się przy kwiatach w ogrodzie przed domem. Kiwnąłem głową na jej krótkie pytanie. Wiele rzeczy kojarzyła tylko i wyłącznie po moich opisach. Musiała mieć więc także doskonałą pamięć. A może po prostu nie miała co pamiętać?
Nagle na opuszku jej palca zalśniła metalicznym połyskiem kropelka Eliksiru Życia, choć nie, teraz powinienem zwać to raczej po prostu jej krwią. Wyglądała tak, jakby zaraz miała zanieść się płaczem. No tak, nie była przyzwyczajona do bólu...
- Hej, spokojnie - podszedłem i chwyciłem ją za dłoń, gdy kot zeskoczył na ziemię, niebyt zadowolony chyba z faktu, że Caro nie zwracała na niego uwagi. - Chodź, coś na to poradzimy. - po tych słowach zabrałem ją do środka i wziąłem się za szukanie jakichś opatrunków. Oczywiście, w domu się nic nie zmieniło, więc bez problemu je odnalazłem, by po chwili sprawić, że rana była niewidoczna dla Caroline.
- Nie zdejmuj tego, dobrze? Nie martw się, niedługo się zagoi. - powiedziałem, starając się ją uspokoić, jednak sam nie byłem do końca przekonany co do wiarygodności tego stwierdzenia.
Może się to wydać trochę bez sensu, takie bieganie z powodu byle skaleczenia, ale w rzeczywistości nie wiedziałem, czy jest ona w stanie zregenerować swoją skórę, więc musiałem zatamowaćto chociaż i przekonać, czy się zasklepi. Tak, owszem, Caroline miała przede mną jeszcze wiele niewiadomych, w końcu to nie ja stworzyłem większość jej części. Tak samo byłem zdziwiony, że kolce były w stanie do czegoś takiego doprowadzić. Miała skórę o wiele bardziej wrażliwą, niż bym się spodziewał... Chyba będę musiał wrócić się jutro do pracowni, po notatnik ojca. Zastanawiałem się, czemu nie przyszło mi to do głowy od razu, ale tak czy inaczej, przyda się.



https://data.whicdn.com/images/302401948/original.gif

Offline

#10 06-11-2017 o 21h25

Miss'OK
Ikuna
:>
Miejsce: Nibylandia
Wiadomości: 1 502

# Caroline  #

        Była niczym dziecko, takie, które uczy się dopiero rozpoznawać świat. Wiele bodźców, zbyt wiele. Niczym noworodek, który właśnie zaczął swoją wędrówkę po świecie. Caro siedziała na starym stołeczku w zakurzonej kuchni i obserwowała jak jej smukły blady palec znikał pod kolejnymi warstwami opatrunku.  Nie odpowiedziała na słowa chłopaka, jedynie wpatrywała się w niego, wielkimi oczami.  Co oznaczało zagoi? Czym była ta czerwona plamka na jej palcu? Kim jest ona sama? Czy jest taka jak ten cały Ivo? Nagle poczuła, że myśli napływają niesamowicie szybko, wirowały w jej głowie tak samo jak znikający już ból w palcu.  Obserwowała mężczyznę, który krzątał się wesoło po pomieszczeniu. Wstała nagle i podeszła do drzwi, mijając je dostrzegła inne pomieszczenie. Był to salon, pokryty kurzem, meble stały tak, jakby ktoś wyszedł na spacer i miał za chwilę wrócić, ale tego nie zrobił. Podchodziła zaciekawiona do mebli i dotykała ich. Były takie przyjemne, miejsce na którym spędziła ostatnie lata było twarde. Usiadła więc na fotelu, a następnie na kanapie, później poszła do innego pomieszczenia, które okazało się być łazienką. Nie znalazła tu nic, co zainteresowałoby ją na dłużej. Ruszyła więc na schody. Ciężkie, dębowe, lakierowane schody prowadzące ją na piętro. Tam czekały na nią drzwi, które otwierała po kolei, aż nie trafiła do dużej sypialni w której wisiało zdjęcie mężczyzny i kobiety. Elegancko ubrani, wpatrywali się w dal. Obok łóżka stała otwarta szafa, a w niej wisiały suknie, które lalka z ciekawością zaczęła oglądać i porównywać je do swojego odzienia. Te były inne, nieco większe, kolorowe i ładne. Zaczęła więc popiskiwać jak dziecko i czekać, aż Ivo ją znajdzie, wtedy poczuła nowe uczucie. Chęć posiadania, typową dziecięcą chęć posiadania.
- Ivo. - - zawołała nie odchodząc od szafy, ciągle przyglądając się biało-czarnej pasiastej sukni.

Offline

#11 01-12-2017 o 23h24

Miss'gadułka
Lynn
Powinni zrobić anime o ojcu Boruto!
Miejsce: Gdzieś między sadyzmem a przerwą obiadową
Wiadomości: 3 258

Ivo

W domu panował jednocześnie porządek, jak i bałagan - wszystko było na swoim miejscu, nietknięte od lat, ale pokryte grubą warstwą brudu i pyłu. Zacząłem od otwarcia kilku okien, w mgnieniu oka znalazłem też jakąś szmatkę do starcia wszechobecnego kurzu.
- Rozgość się, ja tu troszkę ogarnę - powiedziałem do Caroline, która najwyraźniej już zaczęła zwiedzanie mieszkania, znikając w salonie.
Skończyłem wycieranie stołu i blatów w kuchni, i już miałem zabrać się za półki, gdy o moje nogi zaczął ocierać się kot. No tak, o nim zapomniałem.
- Pewnie jesteś głodny, co? Hm... Czekaj - wyciągnąłem z jednej z szafek miskę, nalałem do niej wody i położyłem na podłodze. Futrzak od razu postanowił się z nią zaprzyjaźnić. Zajrzałem też do swojego plecaka i wyciągnąłem garść suszonego mięsa. - Obyś nie był wybredny, bo na razie nie mam nic innego dla ciebie - powiedziałem i wróciłem do pracy.
Kuchnia była już przywrócona do stanu używalności, gdy tym razem od zajęć oderwała mnie Caroline. Odkrzyknąłem, że już idę, obmyłem szybko ręce i udałem się na górę.
Widząc sukienkę należącą do mojej matki, zamarłem na moment, przypominając sobie o niej i o tym, jak skończyła. To było tak dawno, a ten ból i gniew dalej tkwiły we mnie... Nie chciałem o tym myśleć. Zwłaszcza widząc Caroline. Nareszcie żywą i nareszcie szczęśliwą.
- Chcesz ją? Należała do mojej mamy. Była do Ciebie całkiem podobna, więc powinna pasować. - powiedziałem, przypominając sobie, że przecież kiedyś rozmawiałem nawet o tym z nią, gdy jeszcze żyła i pytałem, czy jak Caroline już z nami zamieszka, będzie jej pożyczać swoje ubrania, czy raczej nauczy ją po prostu je szyć. Śmiała się wtedy ze mnie, a ja byłem śmiertelnie oburzony. Przecież to było bardzo ważne!



https://data.whicdn.com/images/302401948/original.gif

Offline

#12 07-01-2018 o 18h37

Miss'OK
Ikuna
:>
Miejsce: Nibylandia
Wiadomości: 1 502

# Caroline  #

          Jej opiekun mówił o kimś. Co to mama? Czym jest? Pamiętała, że słowo padało wiele razy w jej obecności, kiedy wędrowała nieświadomie w ciemnej nicości. Nie dane było jednak poznać jej tego, albo tej osoby którą określano mianem mamy. Caro nie potrafiła również odczytać uczuć i emocji towarzyszącego jej chłopaka, zamiast skupiać się na nim wolała podejść do materiału sukni i przejechać po nim palcami. To było coś nowego, czuć dotyk pod palcami. Wcześniej czuła nacisk kota, jego miękkie futerko, ale z każdą minutą doznania piętrzyły się w jej ciele. Wszystko zaczynało pracować, działać, ciało choć wyglądało jak u młodej kobiety nie szło w parze z rozwojem psychicznym lalki. Była ona na poziomie dziecka i radosnego poznawania świata, być może niedługo zacznie przechodzić okres buntu i samodzielności, a może wcale się to nie stanie. Może na zawsze zostanie taka dziecinna, bez wątpienia jednak jest ona cudem. Cudem współczesnego lalkarstwa. Żywa, lecz nienarodzona.Stworzona, ale nie kontrolowana. Lalka doskonała, niczym żywa istota, marzenie wielu. Okupiona wielkim poświęceniem, szaleństwem i cierpieniem. choć stojąca przy sukni dziewczyna nie zdawała sobie sprawy kim lub czym jest i jaka była cena jej życia to niestety. Jej stworzenie przyniosło na świat do tej pory więcej złego niż dobrego.
         Nie czekając ani chwili powąchała materiał, niestety kurz, zalegający tu od lat dostał się do jej nosa i zakręcił w nim kilka razy co wywołało kichnięcie. Caroline jednak jakby nic nie zrobiła sobie z tego odruchu i niezgrabnie zdjęła  suknię z wieszaka.
- Chce to. - rzekła do Ivo, majstrując przy fiszbinach od gorsetu. Klapnęła niezgrabnie na wielkim łożu i z coraz bardziej nadętą minką zaczęła szarpać za materiał. Dopiero kiedy odkryła jak poradzić sobie z natrętnym zapięciem uśmiechnęła się od ucha do ucha i wyciągnęła w jego stronę materiał chcąc pokazać co zrobiła. Nie mogła poradzić sobie jednak z założeniem sukni, w sumie było to ciężkie zadanie jeśli chcesz zrobić to na drugą sukienkę i w dodatku jesteś niedoświadczoną w przebieraniu się lalką o motoryce dziecka.
-Ivo - rzuciła płaczliwym głosem walcząc z materiałem w który się zaplątała.

Offline

Dyskusja zamknięta

Strony : 1