Dedykacja dla Dasharia
Za cenę rady oraz szczerą wypowiedzi...
Link do zewnętrznego obrazka
Przeprowadzka. Nowy dom. Moja mama po śmierci ojca postanowiła wrócić do korzeni. Indiańskich korzeni. Kilkugodzinna jazda pociągiem przez kilka stanów nie byłaby taka zła, gdyby nie trzeba było tylko taszczyć ze sobą tych wszystkich toreb i walizek. Wprawdzie większość rzeczy takich jak meble itp. została przeniesiona do rezerwatu za pomocą usług dostawczych, ale i tak było tego całkiem sporo.
A co było w tym wszystkim najgorsze? Jechałam do miejsca, którego nie znałam. Nic o nim nie wiedziałam. W życiu nie widziałam nawet zdjęć robionych w rezerwacie. Poza tym, miałam sporą szansę stać się wytykanym palcami mieszańcem… i nie tylko. Oczywiście, chciałam wyjechać z tamtego miasta od kiedy skończyłam dwanaście lat, jednak bałam się nowego miejsca. Ale, może zacznę od początku…
Moja mama pochodzi z rezerwatu, kochała to miejsce jak żadne inne. Gdy wyjechała na studia nocami płakała za domem. Tęskniła. Tęskno jej było do rodziców, rodzeństwa, przyjaciół. Chciała z powrotem usiąść na przewróconym pniu w środku lasu i analizować plemienne legendy, których – niestety – nie raczyła mi opowiedzieć.
Na studiach poznała chłopaka, który później stał się jej mężem, a moim ojcem. Była tak zaślepiona miłością, że wyjechała z nim do Joinville. Dziesięć lat po ślubie ojciec zaczął pić. Wciągnął go nałóg alkoholizmu i przestał się zachowywać normalnie. Pierwsze miesiące były dla mamy naprawdę ciężkie, zresztą – dla mnie również. Po dwóch latach zaczął się terror. Miałam wtedy niespełna dziesięć lat, jednak wszystko w pełni rozumiałam. Wiele razy widziałam, jak z oczu mamy płynęły nieprzerwane strumienie łez. Ojciec rano wychodził, wracając późnym wieczorem. Kiedy jeszcze nie spałam, do moich uszu dochodziły krzyki z sąsiedniego pokoju. Wszystko dobrze pamiętam, jednak… nie mogę. Nie mam siły o tym pisać. Ojciec nie chciał dać mamie rozwodu, ani nie pozwalał jej wyjechać przez co cierpiała jeszcze bardziej. Bała się swojego męża i nie miała odwagi się mu przeciwstawić. Nie chciała, abym dorastała w takiej rodzinie.
W każdym razie rok temu ojciec zmarł na zawał serca. I wtedy mama podjęła decyzję o przeprowadzce do rezerwatu Indian z plemienia Quileute. Tam, skąd pochodziła. Przez całe dziewiętnaście lat szalenie tęskniła to tego miejsca, nienawidziła Joinville i wreszcie nadarzyła się okazja, aby uwolnić się od tego miejsca. Bez wahania wszystko zaczęła załatwiać. Po roku byłyśmy gotowe do przeprowadzki.
I tak oto znalazłam się w tej jakże pięknej i radosnej sytuacji. Super.
Pod moim siedzeniem zamruczał kot. Nie podobało mu się bezczynne siedzenie w klatce i hałas dookoła niego.
-Kituś, spokojne. Jeszcze tylko troszeczkę… – uspokoiłam go głaszcząc po łebku przez pręty klatki. On to by najlepiej tylko biegał, skubany. Zaśmiałam się krótko, właściwie bezpodstawnie. Po prostu miałam dosyć tej ponurej atmosfery panującej w moim umyśle i ma podświadomość chyba chciała jakoś na to zaradzić. Nie pomogło.
Z westchnieniem oparłam głowę o siedzenie i w jednej chwili zmorzył mnie sen. Zamknęłam powieki i odpłynęłam…
Okolica była niezaprzeczalnie piękna. Las, drzewa, zieleń… A na skraju lasu mały domek z drewna. To właśnie w tym domku mieszkałyśmy razem z mamą. Dom po naszej prawej zajmowała jedna z sióstr mamy, wraz z mężem i dwojgiem dzieci. Chłopców w wieku siedmiu i dziesięciu lat. Po lewej od domku był już las. Brylantowo. Komary pewnie dawały tu o sobie znać przez cały rok, ale na razie postanowiłam zbytnio się tym nie przejmować.
Wolałam spokojnie pomyśleć o tym, na jakim zadupiu przyszło mi mieszkać. Szkoła znajdowała się jakiś kilometr drogi stąd, pod górkę. No i co? Spokojnie mogłam tyle przejść w piętnaście minut.
Nagle różne myśli zaczęły brzęczeć mi w mózgu jak stado pszczół. Kłuły mnie w czaszkę, wbijając boleśnie swoje kolce, zmrażając mi umysł. Sytuacje z przeszłości powracały ze zdwojona siłą. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam na łóżko w facjatce na strychu, gdzie wypakowywałam się, jako w swoim nowym pokoju. Byłam na granicy świadomości. Straciłam przytomność.
***
Miałam wtedy dwanaście lat. Szłam przez szkolny korytarz, z pochyloną głową. Piekielna szkoła. Nie mogli mnie już lepiej wsadzić do jakiegoś zakładu dla obłąkanych, niż kazać mi chodzić do tej strasznej budy?
-Patrzcie na nią! Podobno ona nie jest normalna…
-Chodzą plotki, że zna się na czarach.
-Myślę, że jest czarownicą. – rozmawiali uczniowie na korytarzach, zerkając podejrzliwie w moją stronę.
Tak minęły dwa tygodnie. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. Byłam zbyt zdenerwowana, by funkcjonować normalnie. Potem było tylko gorzej.
-Jak tam, wiedźmo?
-Głupia czarownica.
-Żałosna wiedźma.
Mówili uczniowie zwracając się wprost do niej. Zaczęli się ze mnie wyśmiewać. Czemu? Jakoś tak. Nie znam prawdziwej przyczyny. Nie mogłam jej wtedy poznać. Byłam zbyt słaba…
***
Obudziłam się, otwierając szeroko oczy. Nie ma to jak bolesne wspomnienia dla poprawy nastroju. Znowu to samo. Pszczoły, lodowe kolce, kalejdoskop wspomnień, granica świadomości… A potem a głowie już tylko ciemność. Utrata przytomności. I jakby sen. Sen, który nie był snem. To wszystko zdarzyło się naprawdę. Moja głowa wyłapywała coś z jej przeszłości, tkwiące najczęściej w skrzętnie ukrytej szufladce umysłu. Ma podświadomość wykopywała to, abym znów musiała przeżywać te chwile. Koszmar.
Czarownica? Wiedźma? Czemu nie. Można było to i tak nazwać. Ja wolałam jednak określenie „obłąkana”. Jak się to objawia? Bardzo prosto. Mam przeczucia, które zawsze się sprawdzają, mogę zobaczyć przyszłość, jednak oddaloną ode mnie o góra dziesięć minut, przenosić przedmioty bez dotykania ich, a nawet – czytać w myślach… Jednak wszystkie te umiejętności są związane z potwornym Bólem. Tak to nazwałam. Po prostu Ból, nic więcej. Jednak bardzo specyficzny. Właśnie dlatego piszę go dużą literą. Gdy byłam młodsza, używała tych „mocy” z nadzieją, że Ból w końcu ustanie. Jednak nic z tego. On ciągle był. Nie mogę go powstrzymać.
To dlatego boję się cierpienia. Ryzyka, które może być z nim związane. Nienawidzę Bólu, jednak moje życie jest nim wypełnione po brzegi. Egzystuję w ciągłej niepewności co do następnych kilku dni, godzin minut… sekund. Bowiem w każdej chwili może pojawić się Ból.
Boje się…
___________________________________
Tak, nieco dłuższy rozdział.
Według mnie wyszedł raczej średnio, ale sami oceńcie ![/vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png](/vendor/beemoov/forum/../../../public/forum/smilies/wink.png)
Ostatnio zmieniony przez Niamh (04-07-2014 o 11h32)